Zwycięstwo nad Niemnem

Pawel Stachnik
Pawel Stachnik
Leonard Winterowski, Scena z wojny polsko-bolszewickiej
Leonard Winterowski, Scena z wojny polsko-bolszewickiej Fot. archiwum
21 WRZEŚNIA 1920. Rozpoczyna się bitwa nad Niemnem. Polskie oddziały otaczają i rozbijają bolszewickie zgrupowanie. Zwycięska operacja kończy działania wojenne

Wczesnym ranem 16 sierpnia 1920 r. z okolic Dęblina i znad rzeki Wieprz do ataku na północ ruszyła 4. Armia dowodzona przez marsz. Józefa Piłsudskiego. Tworzyły ją trzy duże jednostki: 14. Dywizja Poznańska, 16. Dywizja Pomorska i 21. Dywizja Podhalańska. Liczyła 27,5 tys. żołnierzy piechoty i prawie tysiąc kawalerzystów. Na jej prawym skrzydle atakowała 3. Armia złożona z 1. i 3. Dywizji Legionowych oraz IV Brygady Jazdy. Armia ta liczyła 25 tys. żołnierzy piechoty i 2,8 tys. kawalerzystów. Zgodnie w rozkazami, każda dywizja podczas ataku miała jak najszybciej posuwać się do przodu, bez zwracania uwagi na to, co dzieje się na jej bokach lub tyłach.

To silne, ponad 50-tysięczne polskie uderzenie wymierzone we flankę rozciągniętych oddziałów bolszewickich miało przerwać front i zmusić nieprzyjaciela do odwrotu. W czasie, gdy Piłsudski przygotowywał swój atak nad Wieprzem, na północy trwały zacięte zmagania o utrzymanie ciągłości polskiego frontu i obronienie stolicy. Na przedpolach Warszawy toczyły się krwawe walki, w których oddziały 1. Armii gen. Franciszka Latinika usiłowały powstrzymać prące na miasto jednostki bolszewickie. Od Wiązowni do Zegrza polscy żołnierze - często ochotnicy - odpierali ataki nieprzyjaciela i sami kontratakowali. Dochodziło do walk wręcz.

Jeszcze dalej na północ frontu broniła 5. Armia gen. Władysława Sikorskiego. Jej słabe i rozciągnięte siły miały nie dopuścić do przedarcia się bolszewików, a nawet atakować. Było to trudne zadanie, bo Sikorski miał przeciw sobie trzy sowieckie armie. Mimo to rozpaczliwie bronił linii Wkry i kontratakował. Powodzenie polskiego kontruderzenia z południa w ogromnej mierze zależało od wytrwania na północy.

Początkowo posuwające się na północ jednostki Piłsudskiego nie napotkały większych sił bolszewickich. „Cały polski Front Środkowy posunął się o trzydzieści do pięćdziesięciu kilometrów w głąb obszaru, na którym spodziewano się spotkać lewe skrzydło Tuchaczewskiego, a natrafiono tylko na jakąś zagubioną jednostkę zaopatrzenia” - pisze brytyjski historyk polskiego pochodzenia Adam Zamoyski w książce o wojnie polsko-bolszewickiej „Warszawa 1920”. Piłsudskiego zaczął ogarniać niepokój. Pojawiła się obawa, że Sowieci przejrzeli jego plan, przeformowali swoje lewe skrzydło i teraz czekają przygotowani, by odeprzeć polskie uderzenie.

Dopiero 17 sierpnia nacierające dywizje dotarły do bolszewickich oddziałów z 16. Armii. Efekt był porażający. „Trzy najbardziej wysunięte na południe dywizje zostały rozproszone i zaczęły w popłochu uchodzić na wschód, gdzie zderzały się czołowo z kolejnymi pododdziałami armii Piłsudskiego” - opisuje Zamoyski. Jednocześnie do działań zaczepnych przeszły wszystkie inne polskie armie na całej długości frontu. Sowieckie linie zostały przerwane i zrolowane. Bolszewickie jednostki zaczęły w pośpiechu uciekać na wschód. „Nie marnego kontredansa, lecz wściekłego galopa rżnęła muzyka wojny!” - napisał o tym po latach Piłsudski. Tuchaczewski wydał rozkaz generalnego odwrotu. 25 sierpnia dywizje grupy uderzeniowej doszły do granicy z Prusami Wschodnimi, co zakończyło zwycięskie polskie natarcie.

Chwilowe niepowodzenie

Młody dowódca bolszewickiego Frontu Zachodniego Michaił Tuchaczewski zdołał wycofać za Niemen 13 dywizji, ale tyko siedem z nich miało jakąkolwiek zdolność do walki. Bolszewicy stracili ponad 100 tys. ludzi! „[Tuchaczewski] nie tylko przegrał bitwę, ale, podobnie jak jego idol Napoleon w 1812 roku, stracił armię” - komentuje Adam Zamoyski.

Oczywiście, w meldunkach wysyłanych na Kreml sowiecki dowódca pisał o „chwilowym niepowodzeniu” i zapewniał, że nie będzie ono miało poważnych konsekwencji. Skarżył się na kiepski stan swoich oddziałów, nieszczęśliwy zbieg okoliczności i brak współdziałania ze strony atakującego Lwów Frontu Południowo-Zachodniego. Ale prócz słania skarg przystąpił też do odbudowy swojej armii. Front Zachodni został wzmocniony o cztery nowe dywizje (trzy piechoty i jedną kawalerii). W krótkim czasie liczebność sił Tuchaczewskiego wzrosła z 30 tys. do 85 tys. A był to dopiero początek odbudowy, bo formowanie jednostek postępowało.

Sowiecki dowódca odtworzył też ciągłą linię frontu. W okolicach Grodna ustawił swoją 3. Armię. Poniżej znalazła się 15. Armia, na południe od niej 16., a jeszcze dalej 4. Armia. Linia obrony przebiegała mniej więcej z północnego zachodu na południowy wschód, od Sejn, przez Grodno, Wołkowysk, do Drohiczyna. Po wzmocnieniu sił Tuchaczewski zamierzał powtórzyć ofensywę w kierunku Warszawy.

Za Niemen, hen precz
Tymczasem Piłsudski nie miał zamiaru czekać na kolejny atak. Dokonał przegrupowania swoich sił, wszystkie dostępne jednostki (z wyjątkiem pięciu dywizji dozorujących granicę z Prusami Wschodnimi) kierując nad Niemen. Przegrupowanie odbyło się z maksymalnym zachowaniem tajemnicy, tak by ukryć przed przeciwnikiem swoje zamiary. Już 1 września polskie jednostki zajmowały pozycje naprzeciw armii Tuchaczewskiego. Tym razem to strona polska miała przewagę liczebną: Piłsudski zgromadził 96 tys. żołnierzy wobec 73 tys. Tuchaczewskiego. Dodajmy jeszcze, że na południu Polski 3. Armia, nad którą dowództwo objął gen. Sikorski, atakowała Konarmię Siemiona Budionnego, usiłując odeprzeć ją na wschód.

Jaki był plan operacyjny marszałka? Tak opisuje go Adam Zamoyski: główne siły bolszewickie w okolicach Grodna miały zostać związane walką przez czołowe polskie uderzenie. Jednocześnie na południowej flance miały wyjść ataki na Wołkowysk i Pińsk, by następnie oskrzydlić bolszewików od południa.

Z kolei na północnym skrzydle specjalna grupa manewrowa złożona z dwóch dywizji piechoty i dwóch brygad kawalerii miała przez terytorium Litwy obejść nieprzyjacielskie skrzydło, przejść Niemen i zataczając łuk zaatakować tyły bolszewików w okolicach Lidy. Naczelny wódz szykował więc wielką bitwę oskrzydlającą.

Grodno, Lida, Wołkowysk
Natarcie rozpoczęło się 21 września i zaskoczyło Tucha- czewskiego. Mimo zaskoczenia polski atak na Grodno został zatrzymany i przerodził się w zajadłą kilkudniową bitwę. Sowiecki dowódca rzucał do walki wszystkie swoje rezerwy, by utrzymać pozycje. Przerwanie frontu oznaczało bowiem odwrót i klęskę podobną do tej z sierpnia. Bitwa o miasto trwała do 25 września, kiedy to polscy żołnierze 21. i 22. Dywizji zdobyli część grodzieńskich fortów. W takiej sytuacji Tuchaczewski nakazał opuszczenie miasta. W nocy z 25 na 26 września 22. Dywizja Ochotnicza weszła do opuszczonego Grodna.

22 września bolszewicy zebrali siły do kontruderzenia na 2. Armię gen. Rydza-Śmigłego. Trzy polskie dywizje walczyły z sześcioma sowieckimi, a walki były bardzo zacięte. Niektóre miejscowości wielokrotnie przechodziły z rąk do rąk. Tego samego dnia działania rozpoczęła polska grupa manewrowa złożona z doświadczonych jednostek: 1. Dywizji Piechoty Legionów, 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej oraz 2. i 4. Brygady Jazdy. Weszła ona na tereny zajęte przez Litwinów i rozbiła stawiające opór oddziały. Potem jednak Piłsudski zatrzymał ją, by poczekać na rezultat przeciągających się walk o Grodno.

Gdy miasto zostało zdobyte, a Sowieci rozpoczęli odwrót, grupa ruszyła naprzód forsując Niemen i starając się odciąć nieprzyjacielowi drogę. Bolszewickie jednostki musiały się przebijać przez 1. Dywizję Piechoty Legionowej, 4. Brygadę Jazdy i 1. Dywizję Litewsko-Białoruską. W zaciętych walkach, np. w bitwie pod Krwawym Borem, obie strony poniosły duże straty. Polakom udało się jednak rozbić część sowieckich jednostek i zdobyć Lidę. Wzięto tam 10 tys. jeńców.

Z kolei na południu wydzielona grupa z 4. Armii gen. Władysława Junga w sile około 9 tys. żołnierzy przypuściła atak na Wołkowysk - ważny węzeł kolejowy. To natarcie też zaskoczyło bolszewików, którzy byli przekonani, że wszystkie siły Polacy skierowali na zdobycie Grodna. Atakujący przerwali front, po czym Sowieci przeszli do odwrotu, a Wołkowysk został zdobyty. Utrata miasta zaniepokoiła sowieckie dowództwo, które skierowało tam posiłki, a te odbiły Wołkowysk wypierając z niego oddziały gen. Junga.

Pościg za wrogiem
Wprawdzie nie udało się utrzymać Wołkowyska, ale jeszcze bardziej na południe z powodzeniem nacierała 4. Armia gen. Leonarda Skierskiego (złożona głównie z jednostek wielkopolskich). Zajęła ona Pińsk i zagroziła oskrzydleniem lewej flance sowieckiego frontu. Stamtąd, po przegrupowaniu, oddziały 4. Armii ruszyły na północ w kierunku Baranowicz, rzeczywiście oskrzydlając bolszewickie jednostki na wielkim obszarze. Miasto zostało zdobyte 30 września.

Bolszewickie oddziały ogarnęła panika i zniechęcenie. Cofano się na całym froncie. Niektóre jednostki szły w rozsypkę, inne poddawały się bez walki, jeszcze inne przechodziły na polską stronę. „Jak mur, który nie zdążył stwardnieć, wszystkie rosyjskie zapory waliły się przy pierwszym pchnięciu. Kamieniew [naczelny dowódca Armii Czerwonej] błagał Tuchaczewskiego, by umocnił swój front i bronił zajętych pozycji jeszcze przez tydzień, ale oficer polityczny Tuchaczewskiego, Iwan Smigla, poinformował go, że »dywizje całkowicie straciły zdolność do walki«” - opisuje Adam Zamoyski.

Po zajęciu Lidy polskie oddziały parły dalej na wschód, by zająć jak najwięcej terenu. Marszałek Piłsudski uważał bowiem, że im większy obszar zajmą jego wojska, tym lepszą pozycję negocjacyjną będzie miała polska delegacja na rozmowach pokojowych. Pościg z jednej strony był łatwy, bo sowieckie wojska poszły w rozsypkę, z drugiej bardzo wyczerpujący ze względu na duże odległości, kiepskie drogi i ogólne zmęczenie wojska.

„Idziemy naprzód i naprzód. Zostają po drodze zabici i ranni. Nie ma czasu na odpoczynek, na postoje. Czasem gdzieś na pół przytomnie rzuca się człowiek na jakieś siano i śpi jak zwierzę kilka godzin - potem marsz dalej. Marsze-marsze. Idzie kolumna… brudna… oczy błędne i jakąś mgłą przesłonięte. Żołnierze chwieją się z boku na bok, konie idą z opuszczonymi łbami, zrezygnowane. Żołnierze nie narzekają - zobojętnieli na wszystko - przyzwyczaili się nawet umierać” - wspominał uczestnik walk por. Władysław Broniewski. 12 października Polacy zdobyli leżące głęboko za pierwotną linią frontu Mołodeczno, a 14 października położony jeszcze dalej Mińsk. 18 października wszedł w życie rozejm podpisany przez delegacje walczących stron obradujące w Rydze.

Dalej nie idziemy
Droga do Smoleńska i Moskwy stała otworem. Przed Wojskiem Polskim działały wprawdzie jeszcze dwie bolszewickie armie (12. i 14.), ale ich stan osobowy sięgał łącznie jednej dywizji. Morale Rosjan było w ruinie. Żołnierze porzucali szeregi i wracali do domów lub tworzyli zbrojne bandy kryjące się w lasach i rabujące okolicznych mieszkańców. Na południu z bolszewikami walczył Piotr Wrangel ze swoją armią.

Dlaczego więc Piłsudski nie kontynuował ofensywy? Po pierwsze jak już wspomniano siły Wojska Polskiego było mocno nadwerężone. Oddziały potrzebowały odpoczynku, żołnierze byli zmęczeni wojną, linie zaopatrzeniowe ogromnie się wydłużyły. Po drugie, w kraju istniała wśród polityków silna niechęć do kontynuowania wojny. Uważano, że wojsko odniosło wspaniałe sukcesy i zdobyło wystarczająco dużo terenu. Kraj jest zniszczony i teraz trzeba zawrzeć pokój, a nie myśleć o dalszych podbojach na wschodzie. Po trzecie wreszcie, Piłsudski uważał, że długofalowo dla Polski lepsza będzie słaba i pogrążona w chaosie Rosja rządzona przez bolszewików, niż silna i popierana przez Zachód Rosja białych.

Bitwa nad Niemnem była drugim wielkim zwycięstwem wojny polsko-bolszewickiej; niektórzy twierdzą nawet, że większym i ważniejszym od bitwy warszawskiej. Ta druga odepchnęła bolszewików od stolicy, ta pierwsza doprowadziła do ich rozbicia. „Nawet nieograniczone zasoby ludzkie nie były w stanie zrekompensować rosyjskich strat. Jeśli policzyć zabitych, rannych, wziętych do niewoli, przekroczyły one liczbę dwustu tysięcy” - napisał Adam Zamoyski. Marszałek Piłsudski ukazał swój wojskowy talent, przygotowując i realizując udany plan operacji. Bitwa niemeńska niesłusznie stoi w cieniu bardziej dramatycznej bitwy warszawskiej. Tym bardziej szkoda, że to wielkie zwycięstwo zupełnie nie zostało wykorzystane militarnie i politycznie - do całkowitego pokonania bolszewików, a gdy z tego zrezygnowano, to chociaż do pozyskania dla Polski odpowiednio dużych - zapewniających bezpieczeństwo - nabytków terytorialnych na wschodzie...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zwycięstwo nad Niemnem - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl