Jacek Saryusz-Wolski: Reforma UE oznacza w zasadzie utratę polskiej niepodległości

Joanna Grabarczyk
Joanna Grabarczyk
Jacek Saryusz-Wolski ostrzega, że wejście w życie reformy UE, w kształcie uzgodnionym pod koniec sierpnia, oznacza w zasadzie utratę polskiej niepodległości.
Jacek Saryusz-Wolski ostrzega, że wejście w życie reformy UE, w kształcie uzgodnionym pod koniec sierpnia, oznacza w zasadzie utratę polskiej niepodległości. Fot. Archiwum Jacka Saryusz-Wolskiego
Idee scentralizowania Europy i jej federalizacja, o których dotychczas była mowa, wskutek zakończonych prac nad raportem dotyczącym reformy traktatów unijnych, nabrały realnych kształtów. Głosowanie w Parlamencie Europejskim w sprawie zaproponowanych zmian planowane jest już na 12 października. - Jeśli opozycja w Polsce przejęłaby władzę i nastąpiła zgoda na zaproponowane reformy Traktatów oraz na przekształcenie Unii w superpaństwo w miejsce unii suwerennych państw, w której Polska pozbawiona byłaby prawa głosu we wspomnianych już przeze mnie kluczowych obszarach, to w zasadzie Polska traciłaby wtedy niepodległość - mówi portalowi i.pl Jacek Saryusz-Wolski.

Jacek Saryusz-Wolski, europarlamentarzysta Prawa i Sprawiedliwości, jeden z negocjatorów umowy akcesyjnej do Unii Europejskiej, a także były współsprawozdawca Europejskich Konserwatystów i Reformatorów przy pracach nad reformą traktatów unijnych, nie ma wątpliwości co do tego, że Polska stoi obecnie wobec wielkiego zagrożenia. Jest nim potencjalna utrata swojej suwerenności i niepodległości wskutek przekształceń ustrojowych Unii Europejskiej. Jakie zmiany szykują europejscy urzędnicy, jakie są perspektywy ich wejścia w życie, co nam grozi i jak należy przeciwstawić się tym federalizacyjnym zakusom - o tym wszystkim europarlamentarzysta opowiedział portalowi i.pl.

Pod koniec sierpnia zakończyły się prace Komisji Konstytucyjnej Parlamentu Europejskiego nad Raportem o Zmianie Traktatów UE. Zagrożona była między innymi zasada jednomyślności jako narzędzie prowadzenia polityki. Jakie ostatecznie ustalenia zapadły?

Proponowane zmiany traktatowe to daleko idący, masowy transfer kompetencji na szczebel Unii, obalenie zasady weta, czyli jednomyślności w 65 obszarach i przeniesienie kompetencji Unii z poziomu państw członkowskich na poziom unijny w 10 obszarach.

Jest to radykalny, rewolucyjny, wręcz kopernikański przewrót ustrojowy. To odejście od unii suwerennych państw na rzecz superpaństwa europejskiego, gdzie rola krajów członkowskich jest redukowana do roli landów.

Które z tych propozycji są najbardziej alarmujące i najbardziej zaszkodziłyby Polsce?

W swojej masie wszystkie są alarmujące. Fala zmian idzie bardzo, bardzo szeroko. Mamy do czynienia z wielkim przesunięciem kompetencji decyzyjnych w kierunku scentralizowanej struktury unijnej, że dodatkowo umyka ona demokratycznej kontroli.

W zasadzie wszędzie w traktatach, gdzie była mowa o jednomyślnym podejmowaniu decyzji, czyli w praktyce o możliwości zastosowania weta, zasada ta została zastąpiona głosowaniem większościowym. Dotyczy to ok. 65 obszarów. Nie sposób wymienić tu wszystkich, ale chodzi między innymi o politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, o politykę sankcyjną, o budżet wieloletni, o współpracę sił policyjnych, czy na przykład o prawo rodzinne. We wszystkich tych obszarach decyzje miałyby zapadać większością głosów. Nawet sama zmiana Traktatów miałaby zapadać w trybie większościowym. Oznacza to w pierwszej kolejności osłabienie Państw Członkowskich. Oznacza to również osłabienie krajów mniejszych i słabszych, gdyż pozbawia je możliwości przeciwstawienia się narzucaniu rozwiązań wbrew ich woli przez państwa silniejsze.

Utrudnione ma zostać także formowanie koalicji blokującej. Inaczej: koalicję „za” łatwiej będzie sformować, a trudniej koalicję „przeciw”.

Unia, zgodnie z raportem, miałaby zyskać dwie nowe, dodatkowe kompetencje: jedną w dziedzinie ochrony środowiska i różnorodności biologicznej, a drugą w obszarze negocjacji klimatycznych, co dałoby jej bardzo szerokie możliwości. Co więcej, rozbudowane mają zostać tak zwane kompetencje dzielone Unii. Wyjaśnijmy: kompetencje dzielone oznaczają, że Unia ma pierwszeństwo podejmowania i wykonywania władczych decyzji w konkretnej materii. To, czego nie ureguluje, może pozostawić do regulowania Państwom Członkowskim. Do grupy tych kompetencji dzielonych politycy europejscy chcą włączyć osiem nowych dziedzin: leśnictwo, zdrowie, infrastrukturę transportową, politykę graniczną, politykę zagraniczną, politykę bezpieczeństwa i obrony, obronę cywilną, przemysł oraz edukację.

Kolejna sprawa – do traktatów ma być wprowadzony szereg rozwiązań o charakterze polityczno–ideologicznym. Wszędzie tam, gdzie dotychczas w traktatach pojawiało się sformułowanie „równość kobiet i mężczyzn”, teraz proponuje się sformułowanie „równość genderowa”. A odwołanie do równouprawnieniu płci występowało w traktatach wielokrotnie.

Był Pan jednym ze współsprawozdawców, ale wycofał się Pan z tej funkcji. Dlaczego?

W końcu lipca pozostali współsprawozdawcy z pięciu grup uzgodnili między sobą coś, przeciwko czemu ja już w trakcie negocjacji oponowałem. Prace nad raportem trwały rok z okładem. Zrezygnowałem ze swojej funkcji w związku z tym, co ustalili – a było to coś, na co zgodzić się nie mogłem, ani frakcja EKR, którą reprezentuję.

Aby cokolwiek mogło zostać zadecydowane, na początku prac przyjęto zasadę konsensusu. Oznacza to, że sześciu współsprawozdawców z sześciu grup politycznych musiało się wspólnie zgodzić, by cokolwiek przyjąć. W finale okazało się, że będzie to jednak konsensus minus jeden, czyli większości tak naprawdę. Dogadały się wszystkie pozostałe grupy głównego nurtu: lewica komunistyczna, lewica socjalistyczna, Zieloni, liberałowie i ludowcy, nie uwzględniając jednak ani moich propozycji, ani sprzeciwów. W związku z tym wycofałem się z roli współsprawozdawcy z ramienia EKR-u (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy – przyp. red.). Podobnie zresztą nasza grupa postąpiła w przypadku Konferencji o Przyszłości Europy.

Co oznacza to wycofanie się z roli współsprawozdawcy dla Polski?

To znaczy, że dzisiejsza koalicja rządząca Polską, a także wszystkie inne partie EKR-u, gdzie politycy tej formacji rządzą lub współrządzą, sprzeciwiają się tym propozycjom. A EKR rządzi lub współrządzi w Polsce, we Włoszech, w Czechach, w Finlandii i Szwecji.

Opozycja polska w tych pracach reprezentowana była przez grupy ludowców i liberałów oraz socjalistów (odpowiednio grupy PO, PSL, Polska 2050 i Nowa Lewica), a to oznacza, że jeśli oni dojdą w Polsce do władzy, to się na te wszystkie propozycje zgodzą.

Zaznaczę, że cały pakiet zmian zawartych w raporcie - przy sprzeciwie EKR-u w mojej osobie - zostanie poddany pod głosowanie w komisji Spraw Konstytucyjnych w Parlamencie Europejskim. Głosowanie ma mieć miejsce już 12 października. Paradoksalnie raport, zmieniający w zasadzie naturę ustroju Unii z unii suwerennych państw na superpaństwo – nawiasem mówiąc, poddane hegemonii niemieckiej – w coś, na co nie ma dzisiaj przyzwolenia nie tylko w Polsce, ale i w wielu krajach unijnych, będzie głosowany na trzy dni przed wyborami w Polsce.
Również o tym będą nadchodzące wybory, to ich wysoka europejska stawka.

Co będzie dalej po tym głosowaniu?

Dzisiaj w Parlamencie Europejskim jest większość, żeby tę bardzo daleko idącą propozycję scentralizowania ustroju EU przyjąć. Są za tym grupy komunistycznej lewicy, socjalistycznej lewicy, liberałów, zielonych i ludowców. Do tych grup zaliczają się także przedstawiciele wszystkich partii politycznych wchodzących w skład polskiej opozycji.

Jednak przyjęcie raportu w Parlamencie Europejskim jeszcze nie wystarczy do zmiany traktatów. Na zmiany musi zgodzić się Rada, czyli Państwa Członkowskie, których opinie są na dzisiaj w tej materii podzielone. Mając jednak w pamięci losy Traktatu Konstytucyjnego i odejście swego czasu na jego rzecz od Traktatu z Nicei, nietrudno wyobrazić sobie, że pod wpływem presji politycznej, czy szantażu finansowego poszczególne kraje zaczną wyłamywać się i rezygnować ze sprzeciwu. Wówczas może być tak, że rozwiązania zaprezentowane w raporcie zostaną w całości lub w części przyjęte.

Sprawa jest bardzo poważna i groźna. Należy ją blokować już na obecnym etapie, żeby nie było za późno. Nie wolno zlekceważyć tego zagrożenia.

Czy w takim razie referendum, które będzie mieć miejsce w Polsce 15 października, nie powinno zostać rozszerzone o pytania dotyczące ustępstw, jeśli chodzi o aż tak szeroko zakrojone zmiany w Traktatach?

W referendum jest jedno pytanie związane z kompetencjami unijnymi, a mianowicie to dotyczące migracji. I rzeczywiście, nawet gdyby nastał rząd promigracyjny, a referendum spełniłoby warunki bycia referendum wiążącym, to kolejne rządy w Polsce byłyby związane jego wynikiem.

Zaproponowałem, żeby w nadchodzącym referendum zapytać Polaków o to, czy popierają przekształcenie Unii Europejskiej z unii suwerennych państw w superpaństwo przejmujące kompetencje Państwa Członkowskiego. Pytanie to nie zostało jednak uwzględnione ze względu na wątpliwości co do czytelności pytania o taj złożonej materii.

Bo co tak naprawdę oznacza: „odebranie kompetencji państwom członkowskim i przekazanie ich Unii Europejskiej”? Nawet, inaczej formułując i nawiązując do „europejskiego superpaństwa” albo „Stanów Zjednoczonych Europy” to ta kwestia wymaga wcześniejszej debaty publicznej, żeby móc je procedować w trybie referendalnym.

Pytanie o zgodę na te nowe i daleko idące przesunięcia kompetencji w kierunku UE są częściowo i symbolicznie zawarte w pytaniu o imigrację. Unia, omijając traktaty czy działając wbrew nim (konkretnie wbrew artykułowi 79 ustęp 5 TFUE), chce za nas decydować w kwestiach migracyjnych. O tym tak naprawdę jest to pytanie – czy godzimy się na narzucanie nam rozstrzygnięć związanych z migracją przez UE czy nie. Odpowiedź na pytanie o imigrację będzie w pewnym sensie pośrednio odpowiedzią na to, czy Polacy zgadzają się na takie radykalne zwiększenie kompetencji Unii w obszarach, które na dzisiaj są, zgodnie z traktatami, nieprzynależne Unii.

Ciągle jest to jednak rozwiązanie symboliczne, które zawiera w sobie wiele interpretacji. Trudno byłoby odpowiedź na pytanie w kwestii migracji traktować a priori jako sprzeciw Polaków wobec tak szerokich reform traktatów europejskich.

Być może nadejdzie czas, gdy tak radykalne rozstrzygnięcia ustrojowe będą musiały zostać poddane pod referendum.

Gdyby prace nad zmianą traktatów miały dalej się toczyć i gdyby pośród krajów członkowskich znalazła się większość, aby zwołać w pierwszym kroku Konwent ds. zmiany traktatów, a w drugim kroku Konferencję Międzyrządową, żeby podjąć formalne dążenia w kierunku zmiany traktatów, to być może wtedy nadejdzie moment, kiedy referendum krajowe byłoby właściwym sposobem zasięgnięcia opinii obywateli. Tak, jak swego czasu zapytaliśmy obywateli, czy chcą Polski w Unii Europejskiej.

Proszę zauważyć, że nie wszystkie kraje mają możliwość albo obowiązek przeprowadzenia w tej materii referendum. Niektóre obawiają się, że społeczeństwa powiedzą „nie” zmianom na szczeblu UE, podczas gdy elity są gotowe się na nie zgodzić. Jednak pozostając przy przypadku polskim, sądzę że tego typu radykalna zmiana natury ustrojowej, która rzutowałaby na ustrój i niepodległość Polski i jej suwerenność, musiałaby być poddana referendum.

Za około rok dojdzie do kolejnych wyborów Komisji Europejskiej i jej szefa. W raporcie padła propozycja, by zmienić zasady funkcjonowania Komisji Europejskiej i tryb wyboru jej szefa. Jak wyglądają obecne propozycje i co to oznacza dla Polski?

W tej chwili szefa Komisji Europejskiej proponuje Rada, a zatwierdza Parlament Europejski. W raporcie chodzi o to, żeby tę zasadę odwrócić – czyli propozycja jest taka, by szefa Komisji powoływał Parlament Europejski. To oznaczałoby, że to dominujące kraje i siły polityczne stanowiłyby, kto rządzi Unią. Jeżeli dodać do tego nowe i przemożne kompetencje, które Unia miałaby uzyskać, to mielibyśmy do czynienia ze swego rodzaju dyrektoriatem. Nie chcę nazwać tego władzą autorytarną, ale na pewno czymś wymykającym się demokratycznej kontroli.

Co zatem teraz powinna zrobić Polska i jakimi środkami dysponujemy, by oponować wobec tych daleko idących zmian?

Po pierwsze, nadchodzące wybory musiałyby wygrać w Polsce siły, które są tym zmianom przeciwne. Po drugie, należałoby stworzyć międzynarodową koalicję państw oponujących wobec zmian. Na dziś są to państwa, gdzie rządzą konserwatyści: Polska, Czechy, Włochy, częściowo Finlandia i Szwecja. Chodzi o zbudowanie frontu sprzeciwu wobec zmian ustrojowych oraz ingerencji w kompetencje Państw Członkowskich. Moglibyśmy również prowadzić rozmowy z małymi i średnimi Państwami Członkowskimi, które, ze względu na swój rozmiar, byłyby poszkodowane.

Dlaczego, jak dotychczas, nie słyszymy o silnym sprzeciwie wszystkich wymienionych krajów wobec proponowanych zmian?

Wszystkim się wydaje, że to bardzo odległe zmiany. Nikt nie pamięta też, jak to było z Traktatem Konstytucyjnym: najpierw wiele krajów było przeciw, a później wykruszały się jeden po drugim. Wreszcie nawet najbardziej eurosceptyczna Wielka Brytania zgodziła się na to rozwiązanie. Gdyby nie negatywne referenda we Francji i Holandii, konstytucja dla Europy dziś byłaby obowiązującym traktatem. A potem był Traktat Lizboński, który był przecież okrojoną wersją tego odrzuconego Traktatu Konstytucyjnego.

Czego uczy nas ta historia? Ano tego, że w ostatecznym rozliczeniu nawet daleko idące zmiany, które wydają się niemożliwe do zrealizowania, mogą ostatecznie się ziścić. Weźmy też pod uwagę jeszcze większe niż wtedy instrumenty presji, jakimi dziś dysponuje Bruksela: szantaż polityczny, szantaż finansowy, blokada funduszy i środków finansowych, orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE… Polska doświadczyła już wielu spośród nich, ale inne kraje – jeszcze nie. Dlatego całkiem realny jest scenariusz, że poprzez szantaż i presję polityczną oraz stawianie Państw Członkowskich pod ścianą, opozycja względem zmian ustrojowych po prostu się wykruszy. Bo przecież już raz tak było.

Dodatkowo musimy dodać do tego ohydny szantaż moralno – geopolityczny. Obecnie autorzy forsują narrację, że zmiany ujęte w finalnej wersji raportu są konieczne, by móc rozszerzyć Unię o Bałkany i Ukrainę. Gdyby zatem do tego rozszerzenia nie doszło, to ewentualną winą obarczy się tych, którzy zmianom będą się opierać, czyli m.in. Polskę.

Skoro jesteśmy przy karach nakładanych na Polskę, co stałoby się, gdybyśmy wstrzymali swoje składki do UE – według Pana to by nam bardziej pomogło czy zaszkodziło?

To byłby bardzo silny polityczny sygnał, którego ja bym z góry nie wykluczał. Równocześnie z praktycznego punktu widzenia – o tyle, o ile Polska ograniczy wpłaty do UE, o tyle UE ograniczy wypłaty Polsce. Krąg się zamyka.

Potrzebujemy tych pieniędzy? Przecież poradziliśmy sobie bez pieniędzy z KPO, Polska – wbrew narracji wielu – nie zbankrutowała.

Fundusze KPO były Polsce przydatne, ale nie były dla naszego kraju na tyle istotne, żeby miały rozstrzygać o przyszłości Polski czy polskiej gospodarki. To środki relatywnie małe i przede wszystkim obłożone licznymi warunkami – było wskazane, na co można je wydać, a na co nie, i w jaki sposób. Dodatkowo wszystko to było do spłaty i do zwrotu. Daliśmy sobie dotąd radę bez KPO, a tych pieniędzy nadal nie widać.

Są jednak w UE kraje, które są trzykrotnie bardziej zadłużone niż Polska. Bodajże we Włoszech zadłużenie wynosi obecnie 160% PKB, podczas gdy w Polsce jest to poniżej 50%. Status finansowy takich państw zależy od ich zewnętrznego finansowania. Ewentualne pozbawienie ich środków oznacza atak rynków finansowych na włoskie papiery dłużne oraz pociąga za sobą cały szereg poważnych konsekwencji gospodarczych. Kraje, które są tak zależne od unijnego finansowania, są równocześnie niezwykle podatne na presję finansową oraz groźby niewypłacenia funduszy unijnych. Takich krajów jak Włochy jest więcej, n.p. Francja, Hiszpania… O Grecji nawet nie wspominam.

Pytam o te fundusze także w kontekście naszych potencjalnych sojuszników, z którymi mielibyśmy zablokować wspólnie niekorzystne propozycje zmian traktatów.

Kraje o zdrowych finansach są dużo mniej podatne na tego typu szantaż. Nie mam w głowie poziomu zadłużenia państw rządzonych lub współrządzonych obecnie przez konserwatystów, ale poza Włochami nie są to kraje zagrożone nadmiernym zadłużeniem.

Polska dzięki dobrej kondycji swoich finansów również mogła oprzeć się temu szantażowi. Nie można jednak zapominać, że są kraje, których standing finansowy jest na tyle zły, że na tego rodzaju opór ich po prostu nie stać.

Wspominał Pan o głosowaniu zaproponowanych zmian 12 października w Parlamencie Europejskim. To przypadek, że to głosowanie odbędzie się na trzy dni przed wyborami i referendum w Polsce?

Prace nad raportem, którego byłem do lipca współsprawozdawcą, trwały od połowy 2022 roku do lipca 2023. To były setki godzin negocjacji. One miały się zakończyć przed latem. Był poślizg. To właśnie on powoduje, że finał wypada w październiku. Zbieżność terminów jest faktyczna, ale wynika z rytmu prac, gdyż materia, nad którą pracowaliśmy, była niezwykle trudna, oporna i generowała wiele sporów. Stąd ten termin.

Nie chcę szerzyć teorii spiskowych, jednak to by się wpisywało w to, co już od jakiegoś czasu mówią politycy unijni czy innych krajów suwerennych, którzy chcieliby ingerować w polskie wybory i ustrój: Manfred Weber, Guy Verhofstadt, Ursula von der Leyen, Michael Gahler… Oni wprost dają do zrozumienia, kogo najchętniej widzieliby na czele polskiego rządu po wyborach.

Ta ingerencja jest faktem. Jest też bezprawna. Formą tej ingerencji są różnego rodzaju naciski ze strony Komisji Europejskiej, blokada funduszy dla Polski, stronnicze i wyroki Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, a także różnego rodzaju działania ze strony Komisji Europejskiej, podważające funkcjonowanie polskich organów konstytucyjnych jak Sejm, Trybunał Konstytucyjny czy Krajowa Rada Sądownictwa. Czy choćby ostatnie odmowa KE przedłużenia embarga na zboże z intencją wpływania na wynik wyborów. Szereg tych działań – nie licząc aktywności informacyjno – medialnej - ma znamiona ingerencji zewnętrznej. Unia Europejska formalnie zwalcza lub krytykuje tego rodzaju naciski, jeśli płyną z zewnątrz UE, lecz równocześnie sama dopuszcza się ich względem procesu wyborczego w Polsce.

Jeśli już jesteśmy przy terminach prac nad zmianami traktatów, to rzeczywiście dostrzegam pewien pośpiech, by sprawy związane z reformą przesądzić lub nadać im bieg jeszcze w bieżącym składzie Parlamentu Europejskiego. To jest ciąg dalszy tego, co zapoczątkowała zmanipulowana Konferencja o przyszłości Europy. Teraz Niemcy i Francja wprowadziły swój dokument autorstwa 12 ekspertów pod obrady Rady EU 19 października.

Wracając jednak do kwestii referendum i tego, jaki oręż polityczny może dawać rządom suwerennych państw zapytam, dlaczego w swoim komentarzu na Twitterze wyraził Pan zastrzeżenie wobec tego, żeby referenda i zgromadzenia obywatelskie stały się jedną z podstaw funkcjonowania Unii Europejskiej? Nazwał Pan to rozwiązanie „pomysłem niebezpiecznym”.

Referenda dla obywateli całej UE siłą rzeczy prowadziłyby do tego, że społeczeństwa jednych państw narzucałyby rozwiązania społeczeństwom innych krajów, wbrew ich woli. Wpływ Unii na referenda w poszczególnych krajach członkowskich oznaczałoby ingerencję zewnętrzną w proces demokratyczny. Uchybiałoby to zasadom demokracji.

UE jest związkiem suwerennych państw narodowych, a nie jednym państwem i jednym narodem czy demosem. Referenda ogólnoeuropejskie są sprzeczne z naturą obecnej Unii Europejskiej. Zgromadzenia obywatelski, takie jak Konferencja o Przyszłości Europy, to zmanipulowane ustawki mające zastąpić demokrację przedstawicielską, parlamentarną za pomocą sztucznej inżynierii społecznej zwanej dla niepoznaki demokracją partycypacyjną.

Odniosę się jeszcze do przepisów dotyczących stworzenia armii europejskiej, która wraca niczym bumerang pośród proponowanych zmian traktatowych. Jak wyglądają obecne rozstrzygnięcia i jak mają się do faktu, że większość państw Unii jest równocześnie członkiem NATO?

Rozwiązania, które zostały przyjęte w tym raporcie mówią, że po pierwsze w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony decyzje mają zapadać większością głosów, a nie na zasadzie jednomyślności. Oznacza to próbę przeniesienie kompetencji obronnych na poziom unijny oraz wzrostem legitymacji Unii do podejmowania takich działań. W tle tych pomysłów, niezależnie od zaklęć nt. roli NATO, jest chęć dystansowania się od USA.

Krótko mówiąc, jest to pokusa, żeby Unia - nawet nie posiadając środków po temu - budowała twór, który nie będzie z NATO komplementarny, a może być jego konkurencją. To rodzi konflikt, bo czy Unia ma budować coś, co będzie alternatywą wobec NATO? Ostatnie wyzwania, z którymi zmierzyła się Europa pokazały, że tylko NATO jest skutecznym instrumentem, czego nie można powiedzieć o Unii.

Zastanawiam się, jak takie rozwiązanie funkcjonowałoby w praktyce. Po pierwsze, armie nie są z gumy. Po drugie, na dziś dzień to Polska wydaje w Unii najwięcej na zbrojenia i mało tego – wzywa pozostałe kraje NATO do tego, by doskoczyły do pułapu finansowego, na który NATO się zgodziło w kwestii obronności. Czy ktoś w UE już na tym etapie myśli w ogóle o praktycznych rozwiązaniach?

Armia europejska nie jest dobrym projektem. Jest szkodliwym. Odbiera prymat parasola bezpieczeństwa, jaki daje Europie NATO ze Stanami Zjednoczonymi w środku i odciąga uwagę od Paktu Północnoatlantyckiego. Zresztą do zbudowania jakiejkolwiek wojskowej struktury europejskiej jest ciągle bardzo, bardzo, bardzo daleko. Sądzę też, że przez długi czas struktura taka byłaby nieskuteczna wobec zagrożeń, które płyną choćby ze strony Rosji, pomijając atrofię woli walki w Europie Zachodniej.

Unie Europejska powinna pomagać krajom członkowskim, by miały silne armie, a nie skupiać się na stworzeniu scentralizowanej struktury konkurencyjnej wobec NATO.

Polska nie poprze projektu stworzenia armii europejskiej?

Polska zawsze mówiła, że w sprawach bezpieczeństwa, jej wyborem jest NATO, a nie UE.

A kto rządziłby i decydowałby w strukturach takiej armii europejskiej?

Na to pytanie nie ma do końca dobrych odpowiedzi. Gdyby jednak propozycje zmian traktatowych w ogóle weszły w życie w obecnym kształcie, to wówczas rządziliby ci, którzy mają większość. Byłby to zatem tandem niemiecko – francuski wraz z poplecznikami.

Krótko mówiąc, gdyby dzisiaj obowiązywała wersja tej uwspólnotowionej, unijnej lub przerobionej na unijną polityki, Ukrainy już by nie było, a wojska rosyjskie stałyby na polskiej granicy. Polska byłaby pod ścianą, bo polityka obronna UE szłaby kursem ustępstw takim, jaki prezentowały Niemcy i Francja wobec wojny na Ukrainie.

Armia europejska to przecież także zmiana w stosunkach międzynarodowych. Co by to zmieniło w naszych relacjach ze Stanami Zjednoczonymi?

Kiedy zostało stworzone NATO, wtedy mówiło się, że w skrócie ma to być struktura, gdzie Ameryka jest in, Rosja out, a Niemcy down. To słynne sformułowanie z początków NATO, autorstwa Lorda Hastings Lionel Ismay. Ono pokrótce opisywało pierwotne cele Sojuszu Północnoatlantyckiego.

W zamyśle geopolitycznym forsowanym obecnie w Unii Europejskiej miałoby być natomiast zupełnie na odwrót: Ameryka out, Rosja in, a Niemcy up. Zamysł jest bowiem taki, by scentralizowana Unia pod niemiecką hegemonią sięgała od „Lizbony do Władywostoku”.

Proszę mnie skorygować, jeśli się mylę, ale przecież Europa strzela sobie w ten sposób w stopę!

Dla Europy byłoby to rozwiązanie samobójcze. Faworyzuje je tandem niemiecko – francuski w mniej lub bardziej otwarty sposób. Wojna na Ukrainie dokonuje w tym podejściu pewnych modyfikacji, choć jak dotychczas zmiany tego stanowiska są powierzchowne, i niezbyt głębokie. Europa – zwłaszcza Niemcy – chcieliby jak najszybciej wrócić do interesów z Rosją. Chcieliby tej „Większej Europy” od Lizbony do Władywostoku, ale to oznacza zaproszenie Rosji i wykluczenie USA.

Krok po kroku widzę to tak: najpierw reforma traktatów i centralizacja Europy. Potem powołanie armii europejskiej, konkurencyjnej wobec NATO. Do tego momentu korzystanie z pomocy Sojuszu i USA w celu osłabienia Rosji, by Europa miała lepszą kartę przetargową w negocjacjach biznesowych z Kremlem. Następnie osłabienie wpływów amerykańskich w Europie – co jest zresztą zgodne z interesem Chin i sojuszu BRICS. Nieciekawy scenariusz dla Polski, która jest przecież bliskim sojusznikiem USA i na NATO opiera swoje bezpieczeństwo...

Dla Polski jest to scenariusz po prostu zabójczy. Jeżeli doszłoby do jego realizacji, znajdziemy się w strefie zgniotu między Rosją a Niemcami. To zagrożenie bytu Polski jako państwa, to zagrożenie dla naszej egzystencji. Trzeba mu się z całą mocą przeciwstawić.

A wtedy już nawet nie będzie można wystąpić z takiej Unii, jaką nam obecnie szykują unijni urzędnicy. Nie będzie po co, prawda?

Jeśli opozycja w Polsce przejęłaby władzę i nastąpiła zgoda na zaproponowane reformy Traktatów oraz na przekształcenie Unii w superpaństwo w miejsce unii suwerennych państw, w której Polska pozbawiona byłaby prawa głosu we wspomnianych już przeze mnie kluczowych obszarach, to w zasadzie Polska traciłaby wtedy niepodległość.

Wyobraża sobie Pan scenariusz, że te wszystkie zaproponowane zmiany traktatowe wchodzą w życie, Unia z nich ochoczo korzysta, a Polska znajduje się pod dyktatem unijnym na modłę rozwiązań z omawianego raportu?

Nie. Nie umiem sobie tego wyobrazić. To najgorszy możliwy dla Polski scenariusz. Należy jednak dopuszczać możliwość jego ziszczenia się po to by mu przeciwdziałać z wyprzedzeniem. Bez podjęcia na czas odpowiednich działań on naprawdę może się ziścić. A wtedy będzie za późno. Historia nam tego by nie wybaczyła.

od 16 lat

lena

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Komentarze 60

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

W
Wyspiański
3 października, 6:41, Gnać Platfonsów:

Ej tam zaraz!!! Lewackie KOłki twierdzą inaczej. Zróbmy wszystko co każe UE, później się zobaczy.

3 października, 16:21, Wiesława:

Póżniej to będzie musztarda po obiedzie!!

Ja jestem niepolityczna!!!Jednakże bardzo boję się Niemców i Uni

Wystarczy troszeczkę znać historię!!!

W myśl przysłowia: 'Jak Świąt,światem Niemiec nigdy nie będzie Polakowi bratem!!!

Zawsze uważali nas za ludzi niższej kategorii!!!

Nie dajmy się zwieść!!!

NO mają podstawy ... są bogatsi. Maja nie kłócące się partie polityczne, żaden obywatel tam nie pluje na kanclerza, prezydenta ... mają wielki przemysł i rozwój techniczny.

I raczej dla Polaków nieosiągalny.

A co ma Polak ... Lidla :) .... niedorajdy życiowe ci Polacy. łatwo ich przekupić.

Dalej do nasz Polaków pasuje:

"Miałeś chamie złoty róg ostał ci sie ino sznur".

D
Dr Grünstein
5 października, 14:34, oto:

Wolę podporządkowanie UE, niż PiS-owi.

6 października, 1:07, pan Szczota:

Bo nie myślisz jak Polak, tylko eurofederasta polskiego pochodzenia.

8 października, 14:01, Podatnik:

Polak okazuje poszanowanie dla cudzej własności oraz oburzenie i solidarność, gdy inny Polak tejże własności jest pozbawiany. A z tym pan Szczotka ma problem, ponieważ ma bardzo uproszczoną wizję świata, w której nie ma miejsca na światłocień. Jedni mają być wyłącznie źli a drudzy wyłącznie dobrzy. A jeśli jakikolwiek fakt choć trochę temu temu przeczy, to tym gorzej dla faktu i tego, kto go ujawnia. Daleko tak nie zajedziemy, bo dziś ofiarą buty i arogancji władzy padłem ja. Jutro będzie to kto inny a pojutrze możesz to być Ty panie Szczotka. Tyle tylko, że wskutek Twojego braku wyobraźni, zrozumienia i tumiwisizmu każdego z nas będą mieli osobno. I właśnie o to chodzi. Żeby wszystko było jasne: ja na pewno ugram to co chcę ugrać, bo wiem jak to zrobić. Ale Ty - jakby co - będziesz w czarnej d...., bo orzeł intelektu to z Ciebie nie jest. I tym optymistycznym akcentem...

O czym waść bredzisz?!!! Kpisz czy o drogę pytasz?!!! Drogę do nikąd. Z ciebie KOłku taki Polak jak z Łukaszenki demokrata. Dla ciebie też ,, Polska to nienormalność ". Jeśli tak to nikt cię tu nie będzie zatrzymywał.

P
Podatnik
5 października, 14:34, oto:

Wolę podporządkowanie UE, niż PiS-owi.

6 października, 1:07, pan Szczota:

Bo nie myślisz jak Polak, tylko eurofederasta polskiego pochodzenia.

Polak okazuje poszanowanie dla cudzej własności oraz oburzenie i solidarność, gdy inny Polak tejże własności jest pozbawiany. A z tym pan Szczotka ma problem, ponieważ ma bardzo uproszczoną wizję świata, w której nie ma miejsca na światłocień. Jedni mają być wyłącznie źli a drudzy wyłącznie dobrzy. A jeśli jakikolwiek fakt choć trochę temu temu przeczy, to tym gorzej dla faktu i tego, kto go ujawnia. Daleko tak nie zajedziemy, bo dziś ofiarą buty i arogancji władzy padłem ja. Jutro będzie to kto inny a pojutrze możesz to być Ty panie Szczotka. Tyle tylko, że wskutek Twojego braku wyobraźni, zrozumienia i tumiwisizmu każdego z nas będą mieli osobno. I właśnie o to chodzi. Żeby wszystko było jasne: ja na pewno ugram to co chcę ugrać, bo wiem jak to zrobić. Ale Ty - jakby co - będziesz w czarnej d...., bo orzeł intelektu to z Ciebie nie jest. I tym optymistycznym akcentem...

S
Snajper
Gratuluję refleksu! A traktat akcesyjny? A traktat lizboński?
B
Bronco Bill
2 października, 19:46, Rui:

O jakiej utracie suwerennosci mowi ten pajac ? ta suwerennosc Polska utracila pierwszy raz gdy weszla do Unii a drugi raz poprawila sobie sciagnieciem do Polski amerykanskich zoldakow !!!

Masz chyba ruski trollu urojoną erekcję tak jak i przytępiony intelekt. Najpierw dowiedz się pajacu co to jest suwerenność, jakie są jej rodzaje. Żołnierzy USA zaprosiła Polska. W razie napaści Rosji na Polskę nie możemy liczyć na pomoc NATO, sąsiadów tylko na armię Stanów Zjednoczonych. Stąd Polska się zbroi. Słabeuszy nikt nie szanuje.

B
Bronco Bill
4 października, 14:59, PiS - zdrajcy.:

Nie lubię SPAŚLAKÓW. Największym zagrożeniem dla Polski po 1918 r. jest PiS.

Żal mi takich dzbanów, które nie szanują i nie doceniają tego co mają. Gdyby rządzili twoi idole z opozycji miałbyś matołku tu Lampeduzę, zamachy, gwałty i otwarte granice. Armia stacjonowała by w Berlinie.

B
Bronco Bill
5 października, 14:34, oto:

Wolę podporządkowanie UE, niż PiS-owi.

Jeśli tak, to jesteś Otto. Dobrze wam tam gamonie w tym waszym niemieckim raju. Jesteście ubogaceni kulturowo, ciągnie was do Putina a wokół coraz większa ruina

B
Bronco Bill
6 października, 15:38, tfu:

Spasiony wieprz, puszcza bąki, a głupia baba je powtarza.

Co się tak zaplułeś, nędzny karle reakcji. Masz chłopie urojoną erekcję i stąd te nieczyste myśli.

t
tfu
Spasiony wieprz, puszcza bąki, a głupia baba je powtarza.
h
he
BREDNIE wieprza i powtarzane przez babine.
p
pan Szczota
5 października, 14:34, oto:

Wolę podporządkowanie UE, niż PiS-owi.

Bo nie myślisz jak Polak, tylko eurofederasta polskiego pochodzenia.

o
oto
Wolę podporządkowanie UE, niż PiS-owi.
v
vv
Opasłemu knurkowi, sadło wali na mózg. Zawsze wolę "KŁAMSTWO" UE, niż "prawdę" PiS-u".
p
pan Szczota
4 października, 14:59, PiS - zdrajcy.:

Nie lubię SPAŚLAKÓW. Największym zagrożeniem dla Polski po 1918 r. jest PiS.

Boś ślepy i nie widzisz PO.

P
PiS - zdrajcy.
Nie lubię SPAŚLAKÓW. Największym zagrożeniem dla Polski po 1918 r. jest PiS.
Wróć na i.pl Portal i.pl