Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zacznijmy wyciągać lekcje z historii. Felieton redaktora naczelnego

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Małgorzata Genca
Erik von Kuehnelt-Leddihn, austriacki pisarz dziennikarz, zwykł mawiać, że historię ostatnich 200 lat ukształtowały trzy całkowicie lewicowe rewolucje - francuska, bolszewicka i nazistowska, które sprawiły, że były to „Stulecia G”, czyli gilotyn, więzień, szubienic, komór gazowych i łagrów (w języku angielskim to faktycznie są same „G”: guillotines, gaols, gallows, gas chambers, gulags). To bardzo ważny cytat i warto się nad nim pochylić, jednak postać austriackiego myśliciela przytaczam dla jeszcze jednego cytatu, jakże dziś aktualnego: „Człowiek rzadko wyciąga lekcje z historii, a narody nigdy”.

Przypomniał mi się on w chwili, gdy czytałem zapowiedź ważnej inicjatywy, która zrealizowana zostanie 16 września na terenie czterech województw, w tym w województwie lubelskim. To społeczny projekt „Warta Pamięci”, który organizują wspólnie Związek Strzelecki im. Józefa Piłsudskiego „Strzelec” oraz Fundacja Rekonstruktorzy.pl przy wsparciu m.in. Instytutu Pamięci Narodowej. W ten sposób, w blisko 30 lokalizacjach, uczczona zostanie rocznica sowieckiej agresji na Polskę 17 września 1939 roku. Czemu zatem wydarzenie jest w sobotę? Bo to nawiązanie do tradycji capstrzyków wojskowych, które w latach II Rzeczpospolitej poprzedzały wiele patriotycznych wydarzeń.

Organizatorzy zwracają uwagę, że w obliczu trwającego konfliktu na Ukrainie, projekt nabrał jeszcze większego znaczenia, bo przypomina o skomplikowanych relacjach z Rosją. Jednocześnie stanowi wyraz solidarności z Ukrainą i jej dążeniami do suwerenności i wolności. „Pokazuje, jak ważne jest zrozumienie naszej własnej historii, byśmy mogli współczuć, wspierać i być świadomymi wyzwań, przed którymi stają nasi sąsiedzi”.

I tu przypomniały mi się oba, wspomniane wyżej cytaty. Jeden o bolszewikach i spuściźnie lewicowych rewolucji, drugi o lekcjach z historii. Za dwa dni będziemy wspominać bohaterów, którzy oddali życie w obronie naszej wschodniej granicy. Będziemy dziękować za ofiarę ich życia w sytuacji, gdy mundur dzisiejszych obrońców wschodniej granicy systematycznie jest opluwany, a obrońcy znieważani.

Za kilka dni na ekrany polskich kin wejdzie film Agnieszki Holland pt. „Zielona granica”. Film, jeśli nie propagandowy, to na pewno mocno stronniczy i zafałszowujący obraz sytuacji na naszej wschodniej granicy. Film, który w ewidentny sposób pokazuje, że faktycznie „człowiek rzadko wyciąga lekcje z historii”. Bo gdyby historia czegokolwiek uczyła, to po pierwsze pamiętalibyśmy, kiedy i dlaczego został powołany Korpus Ochrony Pogranicza. Przypomnę, KOP został powołany do obrony wschodniej granicy, bowiem była ona systematycznie narażana na hybrydowe działania sowieckiej Rosji. Tak. Początki hybrydowej wojny na granicy wschodniej sięgają II RP, i warto o tym pamiętać, bo czasy się zmieniają, ale rosyjski imperializm nigdy. Przybiera jedynie nowe oblicza. Dziś to imperializm Federacji Rosyjskiej, wówczas był to imperializm Rosji sowieckiej, a jeszcze wcześniej carskiej. Imperializm zawsze towarzyszy Rosji takiej, jaka ona aktualnie jest.

Po drugie, pamiętalibyśmy, że tego typu „dzieła”, jak to Agnieszki Holland, dzieła zaangażowane i niosące szczytne idee przewodnie, powstawały w Europie, a szczególnie w sowieckiej Rosji, niemal od początku istnienia kinematografii, a na pewno od początku istnienia ZSRS. Dosyć szybko bowiem uznano, że film jest doskonałym przekaźnikiem propagandy. Ktoś powie bzdury! Agnieszka Holland jest uznanym twórcą, a „Zielona granica” jest filmem docenionym na ważnym festiwalu filmowym. Zatem to potwierdza jego walory zarówno artystyczne, jak i obiektywizuje jego przekaz. Propagandy nikt by nie nagrodził.
I tu się drogi czytelniku mylisz. W 1935 r. na ekranach kin zagościł obraz Michaiła Dubsona pt. „Granica”. Film bezpośrednio odnosił się do stosunków w ówczesnej Polsce. Akcja tego „dzieła” toczy się w przygranicznej miejscowości Stare Dubno, którą trzęsie bogacz Nowik, miejscowa policja i oczywiście ksiądz. Bieda mieszkańców Starego Dubna, ich trudne warunki życia i terror bogacza, policji i Kościoła przeciwstawiane są przez reżysera sytuacji zza wschodniej granicy. W sowieckiej Rosji panuje bowiem ład, porządek, ludzie żyją zdrowo i spokojnie pracują. Przypomnę tylko, że film pokazuje czasy płynnego przejścia od Wielkiego Głodu, który pochłonął 12 mln ofiar, do Wielkiego Terroru, poprzedzonego Operacją Polską NKWD, które pochłonęły kolejne miliony istnień.

I co? A no to, że „żarliwy działacz na rzecz pokoju, współpracy narodów oraz obrony godności ludzkiej”, francuski pisarz i noblista Romain Rolland, po obejrzeniu „Granicy” tak powiedział o tym filmie:

„Jaskrawie uwidaczniają się w nim te wszystkie narodowe cechy, które stanowią o sile sztuki. Widoczne są typy narodowe i przejmująca fabuła, osnuta na konflikcie społecznym. Wszystko to sprawia, iż „Granica” jest filmem prawdziwie przejmującym”.

Przy takim aplauzie ówczesnych intelektualistów, to propagandowe dzieło miałoby wielkie szanse na międzynarodowe nagrody filmowe. Niestety. „Granica” nie walczyła o Złotego Lwa w Wenecji, o przepraszam, o Puchar Mussoliniego, bo tak nazywała się ta zacna nagroda w tamtych czasach. A szkoda, bo zasługiwała przynajmniej na nagrodę specjalną.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski