Rozmiar nie ma znaczenia
Duży rozmiar wcale nie świadczy o tym, że znalezisko jest bardziej niebezpieczne. - To właśnie niewielkie pociski mogą stanowić większe zagrożenie od dużych bomb. Te są najczęściej w dość dobrym stanie, metalowa skorupa jest zardzewiała tylko z wierzchu, zapalnik nie zadziałał i materiał wybuchowy nie eksploduje pod byle dotknięciem. Inaczej jest z mniejszymi pociskami lub z granatami. Te ostatnie bywają szczególnie niebezpieczne, przegniły, skorodowany mechanizm podtrzymujący iglicę może odpalić ładunek nawet pod wpływem lekkiego nawet szturchnięcia – wyjaśnia starszy chorąży sztabowy Parol. My nie doczekamy czasów w których nie będą groziły śmiercią. Trzeba pamiętać o tym, że amunicję projektowano i produkowano tak by można było ją przechowywać jak najdłużej. W środku najczęściej wyglądają tak, jakby wczoraj opuściły fabrykę – kwituje.
Wielu gubi kozaczenie lub zwykła głupota
Mimo przestróg i powtarzania przy każdej okazji o śmiertelnym zagrożeniu jakie drzemie w oblepionych ziemią i rdzą znaleziskach, niestety nie brakuje lekkomyślnie zachowujących się osób. - Niektórzy mówią o kozaczeniu, a ja to nazywam po prostu głupotą. Nierzadko ci którzy znajdują także rzeczy lekceważą zagrożenie, podnosząc niewybuchy i niewypały, często je przenosząc poza teren budowy, bo jak im się wydaje, takie stare i zardzewiałe nie może już działać. Nic bardziej złudnego podkreśla dowódca wrocławskich saperów. - Pod żadnym pozorem nie można dotykać nawet tylko podejrzanie wyglądających przedmiotów. Jedyne co powinien zrobić znalazca, to wezwać policję i odejść na bezpieczną odległość - instruuje starszy chorąży.
Ośmiu żołnierzy plus robot
W Patrolu Rozminowania w Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych we Wrocławiu służy ośmiu żołnierzy. Takich grup jest blisko 40 w całym kraju. - Każda interwencja jest inna, często musimy improwizować - podkreśla Przemysław Parol. Nie rzadko znalezionego niewybuchu nie da się bezpiecznie wywieźć na poligon. - Wtedy detonujemy go na miejscu budując wokół niego specjalny wał. Czasem jest to po prostu ziemia, ale zdarzały się worki z piaskiem czy wielkie opony, które były w pobliżu – opowiada.
- Mamy oczywiście makiety różnych pocisków i ładunków, a także archiwum z opisem broni i amunicji używanej na naszym terenie. Najważniejsze jest jednak to co mamy w głowach po latach pracy - mówi Parol szykując się do kolejnej akcji. Tego żadna teoria nie zastąpi – podkreśla. Wpadki przy pracy? Nie przypomina sobie, zaraz jednak dodaje - każdy saper myli się w życiu trzy razy, wybierając zawód, drugi raz żeniąc się, a trzeci...nie jestem przesądny, ale o tym nie chcę mówić – kończy.
Wrocławski parol do wywożenia niebezpiecznych znalezisk na poligon używa specjalnie przystosowanej ciężarówki Topola S, wyposażonej w specjalne leże, tak by amortyzowało wstrząsy na nierównościach i wertepach. W samej pracy używają między innymi specjalnych kombinezonów chroniących przed odłamkami czy żrącymi substancjami, wykrywaczy metalu, georadarów, zestawów do wykrywania materiałów wybuchowych X-Spray, a także robota o kryptonimie Talon IV. Jest niewielkim, lekkim i wytrzymałym robotem wojskowym, wyprodukowanym przez amerykańską firmę, poruszającym się na parze gąsienic. W zależności od wyposażenia Talon może działać jako urządzenie zwiadowcze, jako saper lub robot bojowy. Pierwsze maszyny tego typu służyły w Bośni, potem w Afganistanie, gdzie brały udział w misji służb specjalnych przeciw talibom, ale dopiero w Iraku w pełni doceniono ich przydatność. Do tego wszystkiego dochodzi różnoraki sprzęt do prowadzenia prac przeszukiwawczych czyli manipulatory oraz wysięgniki teleskopowe, a także różnego rodzaju czujniki.