Wojenne gry o Atlantyk

Paweł Stachnik
15 KWIETNIA 1940. Hitler ogłasza morską blokadę Wysp Brytyjskich. Była to część Bitwy o Atlantyk, najdłuższej kampanii II wojny światowej. Udział w niej miała także polska Marynarka Wojenna

Po pokonaniu Francji latem 1940 r. jedynym walczącym krajem pozostającym poza zasięgiem Hitlera była Wielka Brytania. Ku zaskoczeniu Führera Londyn nie poprosił o pokój, lecz ustami premiera Winstona Churchilla zapowiedział walkę aż do zwycięstwa. W takiej sytuacji Hitler nie miał wyjścia - Anglia musiała zostać pokonana.

Rzucenie Albionu na kolana zamierzano zrealizować dwiema drogami. Dowódca Luftwaffe Hermann Göring obiecał, że jego samoloty zniszczą brytyjski przemysł, lotnictwo, żeglugę i miasta, a nieustannie bombardowany kraj podda się lub nie będzie zdolny do walki. Panowanie w powietrzu umożliwi zaś przeprowadzenie inwazji na Wyspy Brytyjskie. W ten sposób latem 1940 r. rozpoczęła się powietrzna Bitwa o Anglię, trwająca do października 1940 r. (lub do maja 1941 r., jak chcą inni badacze).
Drugim sposobem pokonania Wielkiej Brytanii miała być wojna morska. Wzorem wszystkich dawnych wrogów Anglii Hitler 15 kwietnia 1940 r. ogłosił morską blokadę Wysp Brytyjskich. Anglia miała zostać odcięta od dostaw żywności, surowców, urządzeń i broni, a to miało doprowadzić ją do katastrofy lub kapitulacji. Narzędziem wojny morskiej stała się Kriegsmarine dowodzona przez admirała Ericha Raedera. Tak zaczęła się Bitwa o Atlantyk, najdłuższa kampania II wojny światowej, trwająca od września 1939 r. do maja 1945.

Statki handlowe płynące w konwoju
Statki handlowe płynące w konwoju

Raeder, doświadczony dowódca marynatki, uważał, że decydującą rolę w zniszczeniu brytyjskiego handlu morskiego odegrają siły nawodne, przede wszystkim zaś wielkie okręty wojenne budowane dużym nakładem środków od lat 30. Potężne i silnie uzbrojone pancerniki takie jak „Bismarck”, „Tirpitz”, „Gneisenau”, „Scharnhorst”, oraz krążowniki - „Prinz Eugen”, „Admiral Scheer”, „Admiral Graf Spee” i inne - miały bez trudu rozprawić się ze statkami handlowymi, a w razie potrzeby podjąć równą walkę z okrętami Royal Navy.

Nowa taktyka

Odmiennego zdania był dowódca niemieckich sił podwodnych admirał Karl Dönitz. Był on przekonany, że lepszym narzędziem odcięcia Wielkiej Brytanii od dostaw będą okręty podwodne. Dönitz, były dowódca U-Boota podczas I wojny światowej, obmyślił w latach 30. nową taktykę dla swoich podwodniaków i przetestował ją podczas gry wojennej. Zamiast jak dotychczas wysyłać pojedyncze okręty na bezmiar oceanu, chciał łączyć je w grupy i przypuszczać ataki zbiorowe. Taki sposób walki nazwał taktyką wilczych stad.

Gilbert Roberts omawia przebieg gry wojennej w WATU
Gilbert Roberts omawia przebieg gry wojennej w WATU

Jak wyglądało to w praktyce? Wysłane na Atlantyk U-Booty ustawiały się w długiej linii przecinającej kurs konwojów płynących z Wielkiej Brytanii do Kanady lub USA i z powrotem. Gdy któryś z okrętów namierzył konwój, zawiadamiał przez radio centralę, a ta kierowała na miejsce pozostałe jednostki. Tworzyła się grupa licząca od kilku do kilkunastu (a czasem nawet do kilkudziesięciu) U-Bootów, która przypuszczała zbiorowy atak.

Obrona przed nim była niezwykle trudna. Niemcy atakowali w nocy, gdy widoczność była ograniczona. Wybuchające torpedy, eksplodujące kotły, syreny alarmowe, krzyki tonących ludzi wywoływały chaos, a okrętom podwodnym pozwalały prawie bezkarnie zadawać ciosy, a później zniknąć z pola walki.

Jeden z niemieckich dowódców, as podwodny Otto Kretschmer, wprowadził do taktyki ataku nowy element. Miał zwyczaj wpływać niepostrzeżenie do wnętrza konwoju, pomiędzy płynące statki handlowe, i stamtąd, niekiedy nawet na powierzchni, z bliskiej odległości odpalać torpedy. Po salwie schodził na większą głębokość i czekał aż konwój się oddali. Następnie zaś doganiał go i powtarzał operację. Sposób Kretschmera został przejęty przez innych niemieckich dowódców i świetnie się sprawdził.

Granica klęski

Brytyjczycy nie mieli zaawansowanych narzędzi pozwalających wykrywać okręty podwodne. Stosowali hydrofony pozwalające nasłuchiwać podwodnych dźwięków oraz sonary nazywane ASDIC, wykorzystujące efekt odbicia fali ultradźwiękowej. Obydwa urządzenia były niedokładne i mało efektywne. Nie było też taktyki walki z jednostkami podwodnymi. Jak pisze Simon Parkin, brytyjski dziennikarz, autor książki „Ptaki i wilki” o wojennych zmaganiach na Atlantyku, zachowanie okrętów eskorty zależało każdorazowo od dowódcy konwoju.

Niszczyciel w osłonie konwoju
Niszczyciel w osłonie konwoju

To on mógł wydać rozkaz, by niszczyciele i eskortowce rozproszyły się i na własną rękę poszukiwały U-Boota, mógł też nakazać, by okręty te skupiły się w jednym miejscu i tam zrzucały swoje bomby głębinowe. Walka opierała się więc bardziej na szczęściu i przypadku niż na przemyślanej taktyce.

BITWA O ATLANTYK. Zwyciężyć na Atlantyku pomogły gry wojenne kmdr. Robertsa

Nic więc dziwnego, że w początkowym okresie Bitwy o Atlantyk Brytyjczycy wyraźnie przegrywali, ponosząc ciężkie straty w ludziach, towarach i statkach. W pierwszych sześciu miesiącach 1941 r. U-Booty posłały na dno prawie 3 mln ton zaopatrzenia. Potem import do Wielkiej Brytanii zmniejszył się do dwóch trzecich wartości sprzed wojny. Na Wyspach wprowadzono racjonowanie i oszczędzanie żywności, niedojadanie stało się powszechne, a szły za tym rozmaite kłopoty zdrowotne, np. osłabienie i chroniczne zmęczenie.

W 1942 r. liczba przywożonych na Wyspy towarów spadła jeszcze bardziej, z przedwojennych 68 mln ton do 26 mln. U-Booty zatapiały statki szybciej niż udawało się je budować. Brakowało też załóg. „Wykres Admiralicji przedstawiający liczbę zatapianych każdego miesiąca przez U-Booty statków handlowych zbliżał się do granicy klęski” - pisze Parkin. By nie obniżać morale społeczeństwa Churchill nakazał utajnić te dane. Propaganda podawała za to optymistyczne informacje o rosnącej liczbie zatapianych U-Bootów.

Wojna na planszy, wojna na morzu

Przyciśnięci do ściany Brytyjczycy zaczęli rozpaczliwie szukać sposobów poprawy swojej sytuacji. Konieczne stało się znalezienie metod obrony przez okrętami podwodnymi oraz efektywniejszych metod ich zwalczania. Wtedy Admiralicja przypomniała sobie o komandorze Gilbercie Robertsie. Roberts był emerytowanym oficerem marynarki. Do służby wstąpił w 1913 r. i pozostawał w niej do 1938, kiedy to wykryto u niego gruźlicę. Z dnia na dzień został zwolniony do cywila, co stało się dla niego tragedią.

Triumfująca załoga U-Boota wracającego do portu
Triumfująca załoga U-Boota wracającego do portu

Do służby przywrócono go po wybuchu wojny, kierując początkowo do prac biurowych. Dopiero po jakimś czasie przypomniano sobie, że podczas nauki w szkole taktyki w Portsmouth w latach 30. Roberts zainteresował się grami wojennymi, pozwalającymi na planszy symulować prawdziwe wojenne sytuacje, i stał się ich entuzjastą.

Zdjęcie Robertsa wisiało w dowództwie U-Bootów we Flensburgu z podpisem „To twój wróg!”

Komandora wezwano do Londynu, gdzie doradca Churchilla adm. Cecil Usborne powierzył mu zadanie stworzenia ośrodka, który za pomocą gier symulacyjnych pozwoli opracować taktykę obrony przed okrętami podwodnymi. Roberts udał się więc do Liverpoolu, gdzie mieściło się dowództwo tzw. Western Approaches, kierujące ruchem morskim na Atlantyku. Otrzymał dużą salę na piętrze, gdzie miał ulokować swoją placówkę. Tak powstało Western Approaches Tactical Unit (WATU), czyli Szkoła Taktyczna Western Approaches. Zdaniem Simona Parkina, który opisał jej historię, ta mało dziś znana instytucja decydująco przyczyniła się do wygrania Bitwy o Atlantyk.

Wojna na planszy

Roberts najpierw zgromadził wokół siebie zespół złożony z kilku oficerów oraz kilkudziesięciu wrenek, czyli członkiń Pomocniczej Służby Kobiet Marynarki Wojennej (Women’s Royal Naval Service, WRENS). Następnie zaczął gromadzić informacje na temat zachowania U-Bootów atakujących konwoje oraz reakcji okrętów eskorty. Rozmawiał z dowódcami jednostek eskortowych, czytał ich raporty. Potem zaś przystąpił do projektowania gry wojennej.

Na podłodze sali białą farbą wymalowano siatkę, a na niej ustawiono niewielkie drewniane modele statków i okrętów. Ta wielka plansza mogła pomieścić 24 graczy i obrazowała Ocean Atlantycki. Modele formowano w konwoje, które zmierzały do wyznaczonego celu po kursie rysowanym na podłodze. Uczestnicy gry dzielili się na dowódców okrętów eskorty oraz dowódców U-Bootów, którzy polowali na konwój.

Ci pierwsi zajmowali miejsca w specjalnych kabinach, w których na wysokości oczu wycięty był otwór obserwacyjny. Ograniczone pole widzenia miało odpowiadać przeciętnemu zasięgowi widzenia z mostka okrętu wojennego. Gracze otrzymywali dwie minuty na analizę sytuacji i wydanie odpowiednich rozkazów, co symulowało pośpiech podczas prawdziwej bitwy. Decyzje przekazywali wrenkom, które w odpowiedni sposób ustawiały statki na planszy. Ruchy statków eskorty rysowały białą kredą, widoczną dla wszystkich, natomiast ruchy U-Bootów kredą zieloną, niewidoczną dla kapitanów stojących w kabinach.

Podczas rozgrywki kierowane rozkazami graczy eksortowce podążały na miejsca, w których spodziewano się obecności U-Boota i „zrzucały” tam bomby głębinowe, z kolei U-Booty wykonywały uniki i starały się zatopić jak najwięcej statków. Po zakończeniu rozgrywki uczestnicy zbierali się na planszy, a Riberts dokonywał omówienia sesji i wyciągał wnioski.

Wojenne gry o Atlantyk

Bat na U-Booty

Przeprowadzając mnóstwo takich sesji, czytając raporty dowódców i analizując wszelkie dostępne informacje na temat zachowania U-Bootów Roberts starał się rozgryźć ich taktykę i wczuć się w sposób myślenia ich dowódców. Zwykle okręty eskorty zaatakowanego konwoju oddalały się od statków handlowych obrzucając bombami strefę na zewnątrz konwoju. A co jeżeli U-Boot płynie wewnątrz? - zastanawiał się Roberts. Postanowił przetestować taki wariant jako kapitan U-Boota i okazało się, że jest on bardzo skuteczny, tzn. pozwala zatopić wiele jednostek.

Po tym ustaleniu komandor przeszedł do opracowania nowej taktyki dla eskortowców. Dla każdego z nich wyznaczył trójkątny obszar, który należało przeszukać pod kątem obecności U-Bootów. Dało to świetne efekty - okręty podwodne udawało się wykryć o wiele częściej niż przy poprzedniej taktyce obrzucania na ślepo strefy na zewnątrz konwoju.

Decyzją dowództwa Western Approaches wprowadzono ją w życie, a dowódcy niszczycieli i eskortowców zaczęli ją stosować, co rzeczywiście przyniosło dobre efekty. U-Booty nie były już takie bezkarne. Do WATU w Liverpoolu zaczęto kierować dowódców okrętów na szkolenia prowadzane przez Robertsa.

Oficerowie brali udział w kilku sesjach, podczas których rozgrywano rozmaite sytuacje taktyczne. Kursy odbywały się od poniedziałku do soboty i trwały cały czas od lutego 1942 r. do końca lipca 1945. Jednorazowo uczestniczyło w nich nawet do 50 oficerów. Szkolono dowódców marynarki brytyjskiej i sprzymierzonych: Amerykanów, Kanadyjczyków, Nowozelandczyków, Norwegów, Francuzów i Polaków. W 1942 r. szkolenie przeszedł młody Filip Mountbatten, późniejszy mąż królowej Elżbiety II, który przez kilka tygodni pomagał Robertsowi przy mapie.

Nie ograniczano się do szkoleń. Roberts opracował kilka manewrów taktycznych dostosowanych do sytuacji, które sprawdziły się w praktyce na morzu i zostały wprowadzone do „Instrukcji konwojowania”.

Z myśliwego - zwierzyna

Według Simona Parkina osiągnięcia WATU miały decydujący wpływ na wygranie Bitwy o Atlantyk. Były też jednak inne – nie mniej ważne elementy. Ogromne korzyści dało złamanie szyfru Enigmy Kriegsmarine dokonane w ośrodku w Bletchley Park, co pozwalało poznawać położenie U-Bootów.

Istotne były też nowe wynalazki w trwającym cały czas wyścigu zbrojeń. Na okrętach pojawiły się specjalne wyrzutnie bomb zwane jeżami, montowano radary, ulepszano hydrofony. Wprowadzono także specjalne okrętowe grupy wsparcia operujące w luce powietrznej na Atlantyku. Rosła też rola lotnictwa, a samoloty okazały się bardzo skutecznymi przeciwnikami okrętów podwodnych.
Wszystko to sprawiło, że w 1943 r. doszło do przesilenia i szala zwycięstwa przechyliła na stronę aliantów. Odtąd to więcej U-Bootów zatapiano niż wodowano, a dotychczasowi podwodni myśliwi stali się zwierzyną. Załogi okrętów podwodnych miały najkrótszą przeżywalność w niemieckiej armii.

W Bitwie o Atlantyk uczestniczyła także Polska Marynarka Wojenna. PNiszczyciele eskortowały konwoje i brały udział w walkach (np. ORP „Piorun” w zatopieniu „Bismarcka”). Polskie statki - SS „Częstochowa”, SS „Zagłoba”, SS „Wisła”, MS „Sobieski” i inne - przewoziły ładunki i żołnierzy w konwojach.

Po wojnie wiedza o zasługach WATU zanikła. Komandor Roberts, którego fotografia wisiała w dowództwie U-Bootów we Flensburgu z podpisem „To twój wróg!”, został odznaczony m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Od władz brytyjskich otrzymał Order Imperium Brytyjskiego i krótkie podziękowania, a następnie wrócił do cywila. Zmarł w 1986 r.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojenne gry o Atlantyk - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl