Staroobrzędowcy. Ze śmiercią oswajają się od urodzenia

Dorota Naumczyk
Dorota Naumczyk
Muzeum Okręgowe w Suwałkach
Bycie staroobrzędowcem oznacza przynależność do ekskluzywnej grupy religijnej - mówi Krzysztof Snarski z Suwałk, autor książki „Staroobrzędowcy. Historia, wiara, tradycja“.

W Polsce żyje około dwóch tysięcy staroobrzędowców, z czego połowa zamieszkuje Suwalszczyznę. Są bardzo zamkniętą społecznością. Jak udało się panu do nich dotrzeć i skłonić do opowieści o swojej wierze i obyczajach?
Ze staroobrzędowcami jest tak, że nawet, że jak już człowieka poznają i pozwolą się do siebie zbliżyć, to jednak ciągle jest on dla nich innowiercą, osobą obcą. Ja pochodzę z Suwałk i o tym, że obok żyją staroobrzędowcy wiedziałem od zawsze. Pamiętam jak moja babcia często powtarzała, że „najlepsze jabłka są u Moskalów”, czyli właśnie u staroobrzędowców handlujących na pobliskim targu. I mówiła: „w dzień można tam chodzić, ale w nocy nie, bo tam te Ruskie mieszkają”, czyli z jednej strony była to dla mnie zachęta, by ich poznać, ale z drugiej strony zasiewano we mnie obawę. Mimo to w latach 90-tych dosyć często odwiedzałem na rowerze okoliczne wsie, m.in. zamieszane przez staroobrzędowców Wodziłki i pomału udawało mi się takie sąsiedzkie kontakty z nimi nawiązywać. Z czasem okazało się, że to bardzo skromni, porządni i niezwykle honorowi ludzie, solidni cieśle. Staroobrzędowcy bardzo cenią uczciwość. Kiedy u nich bywałem, ze zdumieniem odkryłem, że oni wtedy nie zamykali domów i mimo to tam nigdy nic nikomu nie zginęło. Z czasem ta moja młodzieńcza ciekawość sąsiedzka przemieniła się w ciekawość badawczą i zacząłem zgłębiać ich historię, kulturę i tożsamość.

Staroobrzędowcy przybyli na Suwalszczyznę w drugiej połowie XVIII wieku z terenów dzisiejszej Rosji. Musieli opuścić swoją ojczyznę, bo byli w niej prześladowani.
Cały ruch staroobrzędowców wywodzi się z XVII-wiecznej Rosji, kiedy to w wyniku reform zaproponowanych przez patriarchę moskiewskiego Nikona, zaczęto - przy poparciu cara - rugować z terenów Rosji osoby, które były tym reformom przeciwne. Ci, którzy nie chcieli przyjąć reform wprowadzanych w ówczesnej Cerkwi, stali się wrogami publicznymi. I tak staroobrzędowców najpierw gnębiono karami finansowymi, pozbawiano majątków, potem wysyłano na Syberię, palono żywcem, aż wreszcie zmuszano licznymi prześladowaniami do opuszczenia kraju.

Czego dotyczyły te reformy, których część wspólnoty prawosławnej, czyli staroobrzędowcy nie chcieli przyjąć?
Na początku reformy patriarchy moskiewskiego miały dotyczyć tylko ksiąg. Te księgi były ręcznie przepisywane przez mnichów w klasztorach, a przez wieki na ich marginesach pojawiały się różne dopiski, komentarze i pouczenia dotyczące np. tego, jak prowadzić liturgię, kiedy trzeba się przeżegnać, kiedy pokłonić. Z czasem, podczas kolejnych przepisywań, te komentarze wnikały do tekstu głównego. Patriarcha Nikon chciał „oczyścić’ księgi z tych dopisków, co nie spodobało się części wiernych, trwających przy starych formach obrzędowych - właśnie staroobrzędowcom. Poza tym, reformy Nikona dopuszczały możliwość innego układu dłoni podczas modlitwy, czyli robienie znaku krzyża trzema złożonymi palcami, a zdaniem staroobrzędowców znak krzyża powinno się wykonywać tylko dwoma złączonymi palcami - wskazującym i środkowym. Co więcej, starowierzy nawet zaczęli drwić z prawosławnych łączących trzy palce, że tyle w nich wiary w Boga, ile w szczypcie między trzema palcami się zmieści...

Staroobrzędowcy upierali się przy dwóch palcach, bo dla nich to symbol dwoistości natury Jezusa - boskiej i ludzkiej?
Tak, a nawet kiedy dziś pytam staroobrzędowców o tę symbolikę, to podkreślają, że dwa palce oznaczają Boga, który opiekuje się człowiekiem, ale tylko dobrym człowiekiem. Trzy pozostałe palce zaś, te schowane (które również wykonując znak krzyża należy połączyć), symbolizują nierozdzielność Trójcy Świętej.

Staroobrzędowców odróżnia też to, że uznają tylko jeden rodzaj krzyża - ośmiokończasty, który ma trzy poziome belki.
Tak, górna belka jest z tytułem winy Chrystusa, niższa to ta, do której były przybite rozpięte ramiona Jezusa i kolejna, ukośna, odpowiednio przechylona, do której były przymocowane nogi Zbawiciela - prawa wyżej niż lewa. Staroobrzędowcy używają tylko tego krzyża. Mówią na niego Kriest. Słowem krzyż zaś posługują się w odniesieniu do śmierci świętego Piotra, który zginął na krzyżu typu rzymskiego.

Staroobrzędowców od prawosławnych odróżnia też sposób, w jaki chrzczą dzieci. U starowierów chrzest może odbywać się tylko w tzw. żywej wodzie, czyli najlepiej w rzece.
Tak, chrzci się poprzez trzykrotne zanurzenie dziecka w żywej - wyciągniętej najlepiej prosto z rzeki - wodzie.

Nawet zimą zanurza się noworodka w lodowatej wodzie? Nie kończy się to chorobą?
W grudniu 2016 roku byłem na takim chrzcie u staroobrzędowców. Podczas mroźnej pogody wyciągnięto z rzeki wodę i malutka dziewczynka została w niej trzykrotnie zanurzona. Nie skończyło się to żadną chorobą. W staroobrzędowcach tkwi przekonanie, że to, co pochodzi od Boga, nie może człowiekowi zaszkodzić. W przeszłości pewnie znacznie częściej niż dzisiaj dochodziło do sytuacji, że małe dzieci umierały i co więcej, ludzie dopuszczali taką możliwość, że dziecko nie przeżyje. Dziś medycyna jest na takim poziomie, że coraz rzadziej zdarzają się tak dramatyczne sytuacje. Współcześni ludzie rzadko myślą o śmierci, ale tu trzeba zaznaczyć, że w kulturze staroobrzędowców ta śmierć przewija się bardzo często. Łączy się to ze szczególnie rozbudowaną duchowością. Ludzie oswajają się ze śmiercią od urodzenia. Co więcej, dla nich kontakt z ikoną to nie tyle kontakt z obrazem, co z osobą, która na nim widnieje, ze świętym. Więc te dwa światy - doczesny i duchowy - nieustannie się przenikają. Śmierć to ich towarzysz.

Może więc dlatego tak ważne są dla nich obrzędy pogrzebowe? Staroobrzędowcy mają niezwykłe tradycje związane z chowaniem zmarłych.
Zmarłego do pogrzebu zazwyczaj przygotowuje rodzina. Trzeba przyszykować specjalną odzież pośmiertną - sawan, coś na kształt dużego kaptura, w który owija się całe ciało. Na wsiach są osoby, które potrafią zgodnie z obrzędami umyć ciało i odpowiednio przygotować je do pochówku. Na przykład jeżeli umiera kobieta, to jej włosy trzeba zapleść w tzw. odwrotny warkocz, w odwróconą jodełkę, żeby żadna cząstka doczesności nie została zabrana przez zmarłą w zaświaty. Grób dla zmarłego zazwyczaj kopią najbliżsi, żeby jak najbardziej podkreślić wspólnotę ze zmarłym. Nawet jeżeli jakaś osoba umiera w szpitalu, to po śmierci przywozi się ją do rodzinnego domu, aby jeszcze mogła się z nim pożegnać. Ta pamięć o zmarłych ma też u staroobrzędowców wymiar praktyczny. W każdym domu prowadzony jest zeszycik - pominanije, w którym wpisuje się, kiedy kto żył i kiedy umarł. Z tymi zeszytami w rękach starowierzy modlą się za dusze wpisanych tam zmarłych.

Staroobrzędowcy chowają zmarłych na cmentarzu z twarzą skierowaną na wschód.
I stąd też ten zwyczaj, że krzyż stawia się w nogach zmarłego. Bo zmarli mają patrzeć na krzyż. Staroobrzędowcy wierzą, że kiedy nastąpi koniec świata, to Chrystus przyjdzie właśnie ze wschodu, czyli wyłoni się zza tego krzyża. Kiedyś zapytałem jednego ze staroobrzędowców, czy nie biorą pod uwagę, że krzyż można postawić nad głową, a on odpowiedział: „a czy ktoś z ziemi chciałby życzyć zmarłemu, aby ten nie został zbawiony”?

Staroobrzędowcy to grupa wyznaniowa, która w jakiś niezwykły sposób oczekuje na koniec świata. W swojej książce opisuje pan nawet, że w przeszłości - wśród radykałów z tej grupy religijnej - dochodziło do aktów samospalenia, kastracji, wieszania się na noc na hakach… Nie mówiąc już o obowiązującym przez jakiś czas zakazie zawierania małżeństw czy prokreacji i zastąpieniu ich postem i modlitwą. A wszystko po to, by przez umartwianie się ułatwić sobie drogę do Królestwa Niebieskiego. Skąd w starowierach to przekonanie, że wkrótce nastąpi koniec świata?
Kiedy zbliżał się rok 1666, staroobrzędowcy zaczęli zwracać uwagę na nagromadzenie szóstek w tej dacie, a trzy szóstki to, według wierzeń, cyfra diabła, więc już to budowało pewne napięcie i niepokój. Druga sprawa to pojawienie się mnicha Filoteusza z Pskowa, który głosił doktrynę Trzech Rzymów. Mówił, że pierwszy Rzym - ten Rzym właściwy - upadł pod naporem niewiernych. Drugi Rzym, czyli Konstantynopol, upadł przez najazdy tatarskie i tureckie, czyli przez herezję. Trzeci Rzym to, jego zdaniem, Moskwa jako kolebka prawosławia, a czwartego Rzymu nie będzie. Starowierzy połączyli tę teorię ze zbliżającą się datą 1666 oraz z wprowadzanymi w Cerkwi reformami i stąd ich przekonanie o zbliżającym się końcu świata, zakazy zawierania małżeństw i prokreacji, stąd też wprowadzenie nakazu postu, ascezy i żarliwej modlitwy, bo tylko to w oczekiwaniu na koniec pozostało, a także akty samospalenia, bo starowierzy wychodzą z założenia, że jedynie ogień oczyszcza, i duszę, i ciało. W ten sposób chcieli sobie zapewnić szybsze dostanie się do nieba. Ci, którzy nie zdecydowali się na samospalenie, postanowili ograniczyć kontakty z innymi ludźmi i pościć, pościć, pościć i w ten sposób tej śmierci oczekiwać.

Jednak, jak się okazało, ten koniec świata nie nadszedł...
I wówczas - na przełomie XVII i XVIII wieku - staroobrzędowcy zaczęli się dzielić na dwie grupy, na popowców i bezpopowców. Pierwsza to ci, którzy widząc, że nie ma tego zapowiadanego końca świata, zaczęli odczuwać potrzebę jakiegoś przewodnictwa duchowego i zwrócili się do Cerkwi o oddelegowanie biskupa, który zabezpieczyłby im posługę duchową. To byli popowcy. Natomiast pozostali - bezpopowcy - uważali i uważają do dziś, że kapłan jest tylko jeden - w osobie Jezusa Chrystusa.

I właśnie staroobrzędowcy mieszkający na terenie Polski obywają się bez duchowieństwa.
Tak, na Suwalszczyznę z północy dotarli bezpopowcy, czyli staroobrzędowcy nieuznający żadnego duchowieństwa. Były to osoby z frakcji fiedosiejewskiej, czyli tej najbardziej radykalnej, wyrzekającej się małżeństw i prokreacji, i oczekującej na śmierć. Z czasem oczywiście przestali uznawać prokreację za grzech i zaczęli się żenić. Ale jako że nie mieli w swoim gronie osób duchownych, które mogłyby takich ślubów udzielać, udziela ich nastawnik.

W jaki sposób wybierają spośród siebie nastawnika, czyli tego świeckiego przewodnika religijnego?
Nastawnikiem może zostać osoba starsza, która ma autorytet zarówno w społeczności staroobrzędowców, jak i wśród innowierców oraz zna język starocerkiewny. Wygląda to tak, że wśród wszystkich wiernych, którzy przychodzą na modlitwę do molenny, czyli domu modlitw, nastawnik wybiera i niejako przygotowuje sobie następcę.

Ale zdarzało się, że część wiernych nie zgadzała się z tym wyborem i dochodziło do konfliktów. Kilkanaście lat temu w jednej z największych wspólnot staroobrzędowych na Suwalszczyźnie - w Gabowych Grądach - nastąpił rozłam właśnie z tego powodu, że część wiernych nie chciała zaakceptować nowego nastawnika.
W 2002 roku umierający nastawnik w Gabowych Grądach Miron Filipow pobłogosławił młodego, niespełna 19-letniego Mariusza Jefimowa na swojego następcę. Jednak to błogosławieństwo skutkowało złamaniem zasady wieku chrystusowego, od którego - zgodnie z tradycją staroobrzędowców - można pełnić różne funkcje w tej wspólnocie religijnej. I mimo że Mariusz Jefimow był bardzo dobrze merytorycznie przygotowany do funkcji nastawnika, dużo się modlił i dobrze czytał w języku starocerkiewnym, to część staroobrzędowców z Gabowych Grądów uważała, że nie sprosta on odpowiedzialności związanej z tą funkcją. Konflikt narastał, aż wreszcie w 2006 roku część parafian opowiedziała się za wyborem innego nastawnika - Mieczysława Kapłanowa, a Mariusza chciano usunąć z urzędu. Jednak za Mariuszem opowiedziało się blisko pół wsi Gabowe Grądy i dla nich pełnił on nadal posługę w domu swojej mamy. Z czasem założył nowy Kościół - Staroprawosławna Cerkiew Staroobrzędowa, zaczął starać się o budowę nowej molenny i w efekcie we wsi Gabowe Grądy istnieją dwie parafie staroobrzędowe, mocno wobec siebie zantagonizowane.

Jako że staroobrzędowcy nie mają osób duchownych, nie mają też liturgii i części sakramentów. W jaki sposób wygląda więc modlitwa w molennie?
Jako że nie ma mszy, czyli liturgii - nie ma momentu przeistoczenia, nie ma potrzeby budowy w molennie części ołtarzowej, lokalizowanej w cerkwiach prawosławnych za ikonostasem. Nabożeństwo polega na tym, że nastawnik śpiewa teksty z psałterza, czy innych ksiąg, a wierni modlą się razem z nim i składają pełne pokłony - głową aż do ziemi. Ponadto całowane są ikony i krzyż. Całe nabożeństwo trwa bardzo długo - nawet trzy godziny.

Czy osoby innych wyznań mogą uczestniczyć w tej modlitwie w molennie?
Starowierzy niechętnie na to patrzą. Z jednej strony nikt nie zabrania, ale kiedy dawniej chciałem wejść na takie nabożeństwo w molennie w Wodziłkach, spotykałem w drzwiach jednego ze staroobrzędowców, który zagradzał mi drogę i mówił: „my tu się modlimy“. Podobnie jest z cmentarzami i miejscami po historycznych molennach. Owszem można tam wejść, ale np. w Sztabinkach koło Sejn na miejscu po molennie widać tabliczkę z napisem: „osobom nieupoważnionym - wstęp niekonieczny“.

W każdej zamieszkałej przez staroobrzędowców wsi musi też być ruska bania, czyli łaźnia parowa.
W Piśmie Świętym stoi: „nieczystym do modlitwy nie przystąpisz“. Dlatego staroobrzędowcy budowali i budują banie, by być czystym obrzędowo, jak i fizycznie. Kiedyś bania była przy prawie każdym starowierskim gospodarstwie. Najpierw kąpali się w nich mężczyźni, potem kobiety, a na końcu dzieci. W bani uderzano się po plecach specjalnymi witkami, by pobudzić krążenie krwi, a po kąpieli wszystkie naczynia odwracano do góry dnem, bo wierzono, że - w przeciwnym razie - przejrzałby się w nich diabeł. Kto nie zażył kąpieli w bani, nie mógł przystąpić do modlitwy. Banie służyły też jako izby porodowe.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu staroobrzędowcy wyróżniali się - spośród innych mieszkańców wsi - wyglądem. Mężczyźni nosi długie brody...
Te brody były wypielęgnowane i świadczyły o godności i powadze mężczyzn. Panowie nosili też na głowach kapelusze, a kobiety - chustki. Starowierki musiały chodzić bardzo skromnie ubrane, w tradycyjne sarafany. Po kroju tego sarafanu można było nawet rozpoznać, czy mamy do czynienia z panną, mężatką czy wdową. Jednak zawsze głównym zadaniem tego sarafanu było ukryć kobiecość, ukryć piersi, bo to, według ich wiary, nieczyste i nieskromne. Do dziś starowierki zakładają do molenny sarafany. W ubiegłym roku, gdy 28 sierpnia byłem na odpuście w Gabowych Grądach, widziałem w molennie młode dziewczyny w czarnych, pięknych sarafanach, tyle że... nieskromnie koronkowych. Spotkało się to oczywiście z oburzeniem i krytycznymi spojrzeniami starszych kobiet, no ale taki jest znak czasów.

Kiedyś starowierom nie wolno też było nosić czapek z daszkiem, bo uważali je za diabelskie, a potem się do nich przekonali.
Dotyczy to również innych elementów garderoby, chociażby guzików. Kiedyś w społeczności starowierów był absolutny zakaz używania guzików, a zamiast nich były sznureczki. Teraz zaś noszą - jak my wszyscy - ubrania zapinane na guziki, tyle że na pewno jeszcze długo będą się wystrzegać guzików w odzieży pogrzebowej.

Czy współcześni starowierzy nadal stanowią wspólnotę izolującą się od innowierców?
Na pewno przez lata stali się społecznością bardziej otwartą na obcych, jednakże nie do końca. W ostatnim czasie obserwuję, że dla niektórych bycie staroobrzędowcem oznacza przynależność do ekskluzywnej grupy religijnej, a to nie sprzyja otwartemu dialogowi i integracji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Staroobrzędowcy. Ze śmiercią oswajają się od urodzenia - Plus Gazeta Współczesna

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl