Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Adamem Nowakiem, liderem zespołu Raz Dwa Trzy

Marcin Mindykowski
Grezgorz Mehring
O tym co było i jest - 20-lecie istnienia zespołu

Pamiętasz, kto powiedział o was: "Profesjonalizm nieograniczający ekspresji, spójne propozycje artystyczne. Ten pozbawiony płaczliwości, energiczny egzystencjalizm odpowiada mi. Jest dobry"?

To słowa Jacka Kaczmarskiego, które znalazły się na naszej debiutanckiej, analogowej płycie "Jestem Polakiem" z 1991 roku.

Ale dotyczyły waszego debiutu na Festiwalu Piosenki Studenckiej rok wcześniej...

Powstanie zespołu datuję na 31 lutego 1990 roku. Zanim po-jechaliśmy na festiwal, zdążyliśmy zagrać kilka koncertów w Zielonej Górze. I to bardzo różnych: od mrocznych, prawie teatralnych happeningów, po takie spotkania, na których rozmawialiśmy z publicznością. Rozważaliśmy też wyjazd do Jarocina, ale doszliśmy do wniosku, że z naszą estetyką mieścimy się tylko w formule Krakowa. Choć ostrzegano nas, że nam się nie uda, bo grają tam prawie sami zawodowcy.

Mimo to zdobyliście główną nagrodę. Potem na lata trafiliście do szuflady "piosenka studencka, poezja śpiewana". Nie ograniczało to was?

Nie, dlatego że nigdy nie pojmowałem naszej obecności na scenie w kategorii kariery. Od początku chodziło o spotkania z ludźmi. Chciałem pisać takie piosenki i śpiewać je z ta-ką intensywnością, żeby móc zainteresować słuchacza. A to, czy miało to nastąpić w salce na 20 osób czy w wielkiej hali, traciło dla mnie znaczenie. Śmialiśmy się z niektórych znajomych z estrady, którzy próbowali walczyć z własną przeszłością - debiutując na studenckim festiwalu piosenki, degradowali potem ten suk-ces, żeby za wszelką cenę od-ciąć się od własnych korzeni.

W 1994 roku, z powodu słabej passy zespołu, handlowałeś jeansami na bazarze...

Od wczesnej młodości pracowałem zawodowo i nie była to dla mnie nowość, że artysta musi podjąć inną pracę, żeby utrzymać rodzinę. Tym bardziej że miałem w pamięci taki etos literata, jaki reprezentował Erskine Caldwell, który wiosną wynajmował pusty dom na prowincji, przygotowywał uprawy, jesienią robił zbiór, a całą zimę pisał książkę. Nie widziałem w tym nic degradującego.

Nowym początkiem była dla was płyta "Cztery" nagrana pod okiem Wojciecha Waglewskiego. Mówiłeś kiedyś, że to on zrobił z was artystów...

To było ważne spotkanie, a Wojtek rzeczywiście poszerzył nam horyzont. Ale niebezpieczeństwo, jakie dostrzegłem później, było takie, że na chwilę zapatrzyliśmy się w nie naszą opowieść i usiłowaliśmy poszukiwać w rejonach, które nie przynależały do nas. Baliśmy się, że jeżeli nie podejmiemy wyzwania tzw. muzyki dynamicznej, która otwiera sceny plenerowe, nie będziemy mieli gdzie grać, bo małe kluby studenckie zaczęły wtedy znikać. Zdecydowaliśmy się więc na mocniejsze granie - niestety, kosztem autorskiej poetyki.

Twoje ówczesne teksty celnie komentowały polskie przemiany socjologiczno-obyczajowe początku lat 90.

Takie socjologiczne spojrzenie na jednostkę w systemie - czy w zderzeniu dwóch systemów: starego i nowego - interesowało mnie wcześniej. A w okresie płyty "Cztery" zaszły zmiany w moim życiu prywatnym: ożeniłem się, pojawiły się dzieci. Wtedy wiedziałem już, że trzeba tak formułować zdania i myśli, żeby móc o tym bez wstydu opowiedzieć dzieciom. Te teksty powstały też po mo-jej przemianie duchowej. Zacząłem znów wierzyć w Boga, choć nie był to akt strzelisty. To polegało raczej na mozolnej pracy wydłubywania się z relatywizmu lat młodzieńczych.

Do jakich wniosków doszedłeś więc 10 lat później, kiedy płytą "Trudno nie wierzyć w nic" otworzyłeś okres pisania wyłącznie o wierze?

To był wynik przemyśleń, jak mówić językiem idei chrześcijańskiej w sposób prosty, uniwersalny, bez egzaltacji religijnej. Chrześcijaństwo nie musi zdobywać terenu ekspansywnie, tylko pokazując alternatywę w stosunku do współczesnego sposobu życia. Zawsze protestowałem jednak przed nazywaniem mnie twórcą muzyki chrześcijańskiej. Jestem chrześcijaninem, który pisze piosenki, a nie kimś, kto pisze piosenki chrześcijańskie. Nie występuję z pozycji teologicznej, tylko jako czytelnik Biblii.

Za płyty z piosenkami Osieckiej i Młynarskiego zebraliście zarzuty o wypalenie...

To o tyle ciekawe, że nikt nie zgłasza takich pretensji np. we Francji w stosunku do młodych wykonawców, którzy odkurzają piosenki mistrzów z lat 40. czy 50., na zasadzie gestu w stosunku do talentu osoby zapominanej. I my też tak to traktowaliśmy. To jest dla słuchacza ciekawe wtedy, kiedy ma się coś do powiedzenia czyimś tekstem. To taka nowa reżyseria piosenki, która w naszym zamyśle może opowiadać o czymś zupełnie innym niż w zamyśle jej autora.

Co usłyszymy dziś podczas jubileuszowego koncertu?

Zaprezentujemy tylko nasze piosenki. Zaczniemy od tych ostatnich i będziemy posuwać się do początku. Jedyne niebezpieczeństwo, jakie w tym widzę, jest takie, że podejmujemy próbę monumentalnego zaznaczenia własnej 20-letniej obecności. I tylko to spędza mi teraz sen z powiek (śmiech).

Raz Dwa Trzy + Hanseatica, Gdańsk, Filharmonia Bałtycka, Ołowianka 1, godz. 20, 60/80 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki