Platforma sama spycha się do roli partii sentymentu za utraconym rajem III RP

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Adam Jankowski
Mainstream polityków Platformy nie za bardzo interesuje się wyzwaniami współczesności. Znacznie wygodniej mu powtarzać na przemian „Najpierw trzeba odsunąć PiS od władzy” i „Żeby znów było, tak jak było”. Towarzyszy temu powielanie wciąż tych samych błędów, które Platforma popełnia od 2015 roku

Wiosna 2021 stała się tym najgorszym jak dotąd momentem w historii Platformy Obywatelskiej. Ta partia ma już za sobą wiele kryzysów, jak każda dłużej obecna na scenie. Z niektórych - jak przegrana w 2005 roku czy afera hazardowa - wychodziła wzmocniona, niekiedy zresztą dość nieoczekiwanie. Inne, jak ten wywołany aferą podsłuchową czy skutkami przegranej w 2015 roku, okazywały się znacznie poważniejsze, jednak i z nich udawało się Platformie wygrzebać, choć trwało to już nie miesiące, lecz lata. Ten kryzys różni się jednak znacząco od poprzednich. Nie jest wynikiem żadnego nagłego wstrząsu - u jego podłoża nie leży ani bulwersująca opinię publiczną afera, ani bolesna wyborcza porażka. Choć jego symptomy stały się jaskrawo widoczne dopiero po wyjątkowo spektakularnym błędzie, jakim było niezagłosowanie przez PO za Europejskim Funduszem Odbudowy, składa się na niego całe pasmo wcześniejszych błędów i zaniechań.

Błędy bez nauki

15 procent według IBRiS, 11 procent według CBOS, 12,1 proc. według United Surveys - to te najgorsze z ostatnich wyników sondażowych Koalicji Obywatelskiej - zaznaczmy, że najniższe w całej jej historii i porównywalne tylko z wynikami PO z epoki przed 2005 rokiem. Platforma właśnie przyjęła sondażową karę za swój piramidalny błąd w postaci niegłosowania za ratyfikację europejskiego funduszu odbudowy, jednak tylko po to, by natychmiast rzucić się w ultraliberalną - i wyborczo przeciwskuteczną - krytykę rządowego programu Polski Ład. Innymi słowy - chwilę po złamaniu fundamentalnych zasad politycznego abecadła i zagłosowaniu wbrew stałym proeuropejskim poglądom własnych wyborców, gdy stawką były setki miliardów złotych dla kraju i sama europejska solidarność, Platforma nie zdobyła się na nic innego niż na odtwórcze powielenie swych błędów z okresu krytyki pierwszych programów socjalnych PiS - tych samych błędów, które tak wiele ją kosztowały w latach 2015-2016.

Katalog bez końca

Obecnie problemy Platformy tylko się piętrzą. Na początek pokrótce je wyliczmy. Partia pozostaje w trwałym sondażowym trendzie spadkowym i straciła pozycję lidera na opozycji na rzecz Polski 2050. Targają nią ruchy odśrodkowe - wyrażane najpierw w odejściach posłów do partii Hołowni, następnie w „buncie” platformerskiej konserwatywnej prawicy, wreszcie w aktach takich, jak opuszczenie partii przez posłankę do PE Różę Thun, jedną z najbardziej proeuropejskich polityczek Platformy, która nie potrafiła zaakceptować postawy swej dotychczasowej partii. Platforma ma również relatywnie słabe przywództwo - regularnie podważane przez coraz silniejszą wewnątrzpartyjną opozycję i coraz silniej antagonizujące niektóre partyjne frakcje. Ten kryzys przywództwa zyskał już swój wymiar formalny - są nim coraz powszechniejsze w Platformie żądania, by Borys Budka poddał się w połowie swej kadencji wyborczemu sprawdzianowi - przy okazji przypadających jesienią wyborów na niższych szczeblach struktury PO.

Dodajmy do tego kryzys ideowy i myślowy Platformy, któremu towarzyszy zanik mocy i realnego znaczenia dotychczasowego zaplecza intelektualnego tej partii. Spychany na margines przez partyjne koterie Instytut Obywatelski już się tam znalazł. W efekcie funkcję tę już całkiem jawnie przejmują redaktorzy i publicyści liberalnych mediów - a Platforma staje się zakładnikiem ich myślenia, w którym coraz częściej dominującą rolę odgrywa myśl o wiernych, coraz silniej tożsamościowych odbiorcach tych mediów, zapewniających im dostatnie trwanie w perspektywie być może dekad - byle tylko regularnie dostarczać im publicystycznego paliwa napędzającego silniki antyPiS-owskiej części opozycyjnego elektoratu. Sam twardo anty-PiSowski elektorat również nie pomaga Platformie pójść do przodu - wszak to wyborcy, którzy sami wołają, że „najpierw trzeba odsunąć PiS od władzy” a dopiero potem zająć się wszystkim innym. Problem w tym, że nie ma ich wystarczająco wielu, by opłacało się narzucić tę narrację nie tylko całej opozycji, ale nawet samej Platformie.

KOMU NA OPOZYCJI OPŁACA SIĘ BYĆ ANTY-PISEM? POSŁUCHAJ PODCASTU:

W dodatku - mimo ogłaszania pomysłów w rodzaju Koalicji 276 mającej być odświeżoną wersją Koalicji Europejskiej i Koalicji Obywatelskiej - zdolności koalicyjne Platformy ulegają coraz większemu ograniczeniu, pozostałe partie opozycji mają bowiem coraz bardziej dość hegemońskich zapędów byłego lidera opozycji, a los Nowoczesnej, Zielonych czy Inicjatywy Polskiej stopniowo pochłanianych przez Platformę w ramach koalicji zdecydowanie nie zachęca nikogo do powtórzenia tej drogi.

Tak, to była długa lista, jak na telegraficzny skrót czy też katalog głównych problemów Platformy. Teraz zaś skupmy się na ich sumie - którą właśnie zliczamy.

Hołownia psuje zabawę

Z Platformą w sondażach dzieje się źle i coraz gorzej, odkąd zaczęła być w nich odnotowywana Polska 2050 Szymona Hołowni, czyli od zeszłej jesieni. Platforma wchodziła w ten czas teoretycznie podbudowana dobrym wynikiem Rafała Trzaskowskiego w drugiej turze wyborów prezydenckich, Andrzej Duda w końcu ledwo obronił swą drugą kadencję, a PO mogła zamknąć tę wyborczą kartę z miłym dla siebie poczuciem, że oto już tylko krok dzieli ją od ponownego sięgania po główną stawkę.

Stopniowo jednak okazywało się, że to kampania prezydencka Szymona Hołowni okazała się naprawdę skuteczna, jeśli chodzi o rozszerzanie elektoratu. To co Hołownia zaczął wiosną, jesienią zaczęło przybierać wymierny kształt rosnących słupków Polski 2050. Opowieść o Polsce zrywającej z duopolem PO-PiS-u i idącej nową drogą wytyczoną przez Hołownię zaczęła zbierać żniwo. Na przedwiośniu nastąpiła sondażowa detronizacja Platformy w roli lidera opozycji, obecnie zaś partia Hołowni wyprzedza PO już prawie o całą długość.

Za wyborcami odchodzącymi do Polski 2050 zaczęli wypuszczać się także politycy. Z Klubu KO do partii Hołowni przeszło już kilkoro parlamentarzystów - w tym Jacek Bury, Joanna MuchaPaulina Hennig-Kloska, Mirosław Suchoń i Tomasz Zimoch. Było też sporo transferów radnych i samorządowców różnych szczebli - oni wszyscy zajęli się budową struktur Polski 2050, często wykorzystując do tego lokalne kontakty i sojusze z czasów pracy dla Platformy. Już zimą i wczesną wiosnę zaczęło to bardzo mocno rzutować na atmosferę w PO - stała się ona, nie owijając w bawełnę, nieco schyłkowa. Sprzyjało to rozwojowi zarówno wewnątrzpartyjnej opozycji - z Grzegorzem Schetyną na czele - jak i myśli o szukaniu całkiem nowej drogi już nie dla całej partii, lecz wybranych grup jej polityków i wyborców. Tego rodzaju myśli krążą od miesięcy wśród platformerskich konserwatystów, część polityków Platformy podejrzewa zaś o coś podobnego Rafała Trzaskowskiego i Sławomira Nitrasa tworzących ruch Wspólna Polska.

Wojna frakcji pod dywanem

W tej właśnie atmosferze na przełomie kwietnia i maja wokół Platformy rozgrywały się dwa dramaty. Jeden - ten w świetle kamer - dotyczył Europejskiego Funduszu Odbudowy i jednocześnie kwestii hegemonii na opozycji. To skończyło się dla Platformy tak, jak musiało się skończyć. Lewica nie dała się zapędzić z powrotem do szeregu, a zdumieni proeuropejscy wyborcy Platformy patrzyli bezsilnie, jak ich partia nie głosuje za planem ratowania Europy z pandemicznego kryzysu.

Drugi dramat toczył się równolegle wewnątrz partii i początkowo po cichutku - a brały w nim udział wewnątrzplatformerskie frakcje. Grupa Grzegorza Schetyny wraz z frakcją konserwatywną wzięły na celownik Borysa Budkę. Najpierw Grzegorz Schetyna rzucił publicznie myśl, że przy okazji jesiennych wyborów do struktur PO również przewodniczący partii mógłby odświeżyć swój mandat stając w wyborcze szranki - choć mijać będzie dopiero niecała połowa jego kadencji. Równolegle toczyła się w partii akcja pisania kolejnych wersji słynnego listu parlamentarzystów i zbierania pod nim podpisów. Jeden ze szkiców wprost nawoływał Borysa Budkę do ustąpienia - ostatecznie uznano jednak, że tekst listu idzie nieco za daleko i zwyciężyła nieco bardziej aluzyjna forma, która natychmiast „wyciekła” do PAP.

Zaznaczmy, że chwilę po feralnym dla Platformy głosowaniu w sprawie EFO zdarzyło się coś jeszcze - tyle że na przeciwległym do konserwatywnego skrzydle partii. Rafał Trzaskowski ogłosił organizację wydarzenia Campus Polska - firmowanego wyłącznie przez jego Ruch Wspólna Polska, bez szyldu Platformy ani Koalicji Obywatelskiej. To z kolei paliwo dla tej części polityków Platformy, którzy nie wierzą w ewentualną przyszłość z Trzaskowskim na czele partii albo też jej nie chcą. „Trzaskowski chce opuścić tonący statek” - taka myśl błyskawicznie rozeszła się po części partyjnych szeregów.

Egzekucje i seppuku

Wewnętrzny wstrząs nastąpił w Platformie chwilę po publikacji listu. W piątek 14 maja zarząd PO usunął z partii dwóch posłów - Pawła Zalewskiego i Ireneusza Rasia. Nie zostało to jakoś szczegółowo uzasadnione Według rzecznika PO Jana Grabca chodziło o „Działanie na szkodę Platformy, polegające na wielokrotnym kwestionowaniu decyzji władz partii, przy jednoczesnym braku udziału w debacie podczas obrad ciał kolegialnych takich jak Rada Krajowa czy klub parlamentarny”. Grabiec zaznaczył też, że zarząd podjął decyzję na wniosek Borysa Budki.

Od polityków Platformy można było nieoficjalnie usłyszeć, że Zalewski i Raś wylecieli z partii za podważanie pozycji Borysa Budki. Problem jednak w tym, że na tle pozostałych polityków z wewnątrzplatformerskiej opozycji wcale się pod tym względem jakoś szczególnie nie wyróżniali. Owszem, wraz z 52 innymi parlamentarzystami podpisali słynny list z apelem o zmiany w Platformie - odebrany jednoznacznie jako rodzaj wotum nieufności pod adresem obecnych władz partii. Owszem zdarzały im się też publiczne wypowiedzi krytyczne wobec przewodniczącego - co jednak w Platformie nigdy nie było obejmowane zbyt surowymi sankcjami. W szeregach PO bardzo łatwo więc usłyszeć, że usunięcie obu posłów z partii to zupełnie niesłychana kara jak na wewnątrzplatformerskie standardy. Jeśli chodzi zaś o interpretacje, dlaczego do tej kary doszło, to w partii krążą dwie odmienne teorie. Według tej części polityków PO, która pozostaje niechętna wobec konserwatystów i grupy Grzegorza Schetyny, kierownictwo partii miało mieć informacje, że Raś i Zalewski „coś szykują” - i tu miałoby chodzić o jakąś formę secesji grupy konserwatywnej. Druga strona mówi jednak, że usunięcie Rasia i Zalewskiego to skutek „histerii grupy Budki”, akt politycznego szaleństwa i zarazem wyraz zdesperowanej słabości chwiejącego się kierownictwa.

Jakby tego było mało, ponownie wydarzyło się coś bardzo wymownego na drugim skrzydle partii. Szeregi Platformy opuściła Róża Thun, jedna z najbardziej proeuropejskich polityczek PO zasiadająca już trzecią kadencję w Parlamencie Europejskim. Thun - organizatorka Parad Schumanna i autentyczna euroentuzjastka - nie była w stanie zdzierżyć postawy swej partii w sprawie EFO, czemu dała wyraz w oświadczeniu tłumaczącym oddanie legitymacji PO.

Prawdziwe piąte piętro

Targana realnymi konfliktami wewnętrznymi, mająca słabe i podważane przywództwo, niosąca brzemię dawnych i niedawnych błędów, zgnębiona sondażami i symbolicznie zdetronizowana w roli przewodniczki opozycji Platforma ma jednak jeszcze jedno piętro swych problemów. To piętro inercji i marazmu intelektualnego, w którym tkwi liberalna część opozycji w zasadzie od początku rządów PiS. To piętro twardego antyPiS-u i posttransformacyjnego neoliberalizmu - prowadzące Platformę do roli partii o coraz bardziej ograniczonym potencjalnym zasięgu oddziaływania na wyborców. To piętro, na którym na przemian powtarza się „Najpierw trzeba odsunąć PiS od władzy” i „Niech z powrotem będzie tak jak było”. Na tym piętrze Platforma praktycznie nie odpowiada na kolejne wyzwania współczesności - na zmianę struktury rynku pracy, na problemy najmłodszych pokoleń poddanych bezprecedensowej presji ekonomicznej, na przemiany samej zasadniczej hierarchii aspiracji Polaków.

To piętro, na którym teraz, gdy rząd i PiS wychodzą ze swym Polskim Ładem będącym dość karkołomnym miksem dziesiątek propozycji z różnych dziedzin o bardzo zróżnicowanej jakości i charakterze, z których część aż prosi się o sensowną i miażdżącą zarazem dla rządu krytykę, słychać ze strony Platformy w odpowiedzi tylko jeden chór: „nie zabierajcie moich pieniędzy na socjal dla nierobów” . Zupełnie tak, jakby Platforma ze świadomego i przemyślanego wyboru zamierzała zostać partią tych spośród 6 procent najlepiej zarabiających Polaków, którzy jednocześnie są na tyle zdeklarowanymi przeciwnikami PiS-u, że gotowi by byli odłożyć na bok pozostałe powody uczestnictwa w polityce i cyklu wyborczym. Jeśli tak, to z pewnością na polskiej scenie znajdzie się miejsce dla partii tej części polskiej klasy średniej wyższej i wyższej, która chce żyć możliwie długo sentymentem za utraconym rajem III RP. Problem tylko w tym, że ten mniemany Eden już nigdy nie wróci.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Platforma sama spycha się do roli partii sentymentu za utraconym rajem III RP - Portal i.pl

Wróć na polskatimes.pl PolskaTimes