Mateusz Matyszkowicz: Festiwal Heart of Europe ma szansę dotrzeć do tych, którzy są zainteresowani, jak bije serce naszej części Europy

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Mateusz Matyszkowicz, członek zarządu TVP
Mateusz Matyszkowicz, członek zarządu TVP Materiały prasowe
Duża część programów rozrywkowych oglądanych w telewizji na całym świecie to tak naprawdę grupa kilka formatów sprzedawanych na licencji do poszczególnych krajów. A my byśmy chcieli zobaczyć na ile w naszej części Europy silna jest jeszcze kreacja i zdolność tworzenia własnych formatów, nie licencyjnych – mówi Mateusz Matyszkowicz, członek zarządu TVP.

Czym i dla kogo jest Festiwal Heart of Europe, który rozpocznie się w Polsce już 3 listopada i potrwa przez cały miesiąc?

To festiwal telewizji publicznych tej części świata, która dzisiaj w politycznym, międzynarodowym sensie tworzy Trójmorze. Czyli są to państwa pasa, który rozpościera się od państw bałtyckich, idzie przez Polskę, Ukrainę, kraje Grupy Wyszehradzkiej i podąża ku Bałkanom. Różne były koncepty, jak nazywać tę część Europy. Oświeceniowy pomysł kazał nazywać nas Europą wschodnią. W tym określeniu, które wydaje się pozornie neutralne, w zamyśle twórców oświeceniowych tkwi poczucie wyższości, z jakim spoglądali na naszą część Europy; z ich wizji wynikało, że Europa wschodnia jest wewnętrznym Orientem. I tak jak orient w kulturze oświeceniowej był traktowany, czyli z paternalizmem, z kolonialną wyższością, tak też było w tym koncepcie Europy wschodniej i ślady tego do dzisiaj są w europejskim myśleniu.
Była też koncepcja Europy centralnej; to był z kolei koncept niemiecki i austriacki, czyli wizji już bardziej podmiotowej naszej części Europy, ale podporządkowanej czy też będącej w obszarze niemieckiego zainteresowania geopolitycznego. Za każdym razem to określenie naszego regionu miało charakter wyższościowy. A jest ono niewłaściwe. Po pierwsze, jest to przestarzałe myślenie o Europie. Po przejściu tego, co się nazywa krytyką postkolonialną, czyli odrzuceniu myślenia Zachodu, że ma sobie całą resztę podporządkowywać, także w polityce, po Solidarności, po upadku muru berlińskiego, to jest także myślenie archaiczne. I wreszcie jest to myślenie ahistoryczne, ponieważ w tej części Europy, o której tu mówimy, powstawała kultura europejska na takich samych prawach i takiej samej wartości jak we Włoszech, Hiszpanii czy Niemczech. Nie ma żadnego powodu, dla którego Europę należałoby dzielić na lepsza i gorszą.

Jasne! Ale czy to, o czym Pan mówi, nie wynika z jakiegoś kompleksu? Wymyślamy festiwal „Serce Europy” na terenie, który dotyczy tej oświeceniowej koncepcji Europy Wschodniej?

Pytanie jest raczej o to, czy będziemy uznawać swój status narodów Europy wtórnej, czy też poszukamy tego rytmu serca, który tutaj bije. Taki jest sens tego festiwalu. Czyli nie konfrontowanie się z tym, co bardziej na Zachód czy bardziej na Wschód, ale przyjrzenie się temu, co faktycznie powstaje w ramach telewizji publicznych naszych krajów; zobaczenie tego, co interesuje poszczególnych nadawców, a co za tym idzie – także publiczność – i spróbowanie wysnucia z tego jakiejś opowieści.

Co w tym gronie publicznych nadawców Trójmorza i Grupy Wyszehradzkiej robi Gruzja?

Chodzi pani o to, że nie pasuje geograficznie? Gruzja do tej grupy państw od dłuższego czasu aspiruje. Festiwal Heart of Europe powstał także w wyniku rozmów, jakie toczą państwa naszego regionu w ramach EBU – Europejskiej Unii Nadawców. Rzeczywiście obrady bardzo zbliżyły do siebie te państwa; Gruzja od lat bardzo często siada w naszym gronie i czuje się z nami dobrze. Jest to grupa państw, która nie jest tyle konceptem geopolitycznym, co narracją państw czującą się dobrze ze sobą.

Powiedział Pan, czym ten festiwal ma być, to teraz proszę odpowiedzieć dla kogo? Bo chyba nie dla widzów telewizji publicznej? Nie będzie się on odbywał w telewizji publicznej, tylko w Kinotece oraz w internecie. Zatem zamiar jest szerszy?

Zamiar jest szerszy, choć festiwal promowany jest przez wszystkie nasze telewizje. Jego repertuar ułożony jest z repertuaru zgłoszonego przez telewizje publiczne poszczególnych krajów. Ma wymiar tradycyjnego festiwalu, który potrzebuje miejsca i tym miejscem w Warszawie jest Kinoteka, gdzie wszyscy zainteresowani będą mogli bezpłatnie obejrzeć cały repertuar, dostępny w oryginalnych językach z angielskimi napisami. Ale po pierwsze chcielibyśmy, żeby był on obecny we wszystkich krajach, które w tym uczestniczą. Po drugie doświadczenie pandemii nauczyło nas rozszerzać formułę festiwalu. Dlatego tak naprawdę chyba najistotniejszym jego wymiarem jest ta obecność na platformie online, dzięki której nawzajem możemy siebie podglądać – repertuar będzie niemal w całości dostępny we wszystkich dwunastu uczestniczących w festiwalu krajach. To dość niezwykłe doświadczenie, bo zwykle do tego rodzaju dystrybucji kinowej trafiają produkcje z kilku krajów, głównie anglosaskich; rzadko kiedy w kinie możemy zobaczyć produkcje rumuńskie, węgierskie…

… bułgarskie.

… czy pochodzące z krajów nadbałtyckich. A tu dostajemy szansę wzajemnego konfrontowania naszych zainteresowań i wrażliwości. To odpowiada pewnej potrzebie, która już od dawna jest widoczna, choćby w publikacjach książkowych. Widzimy na polskim rynku wydawniczym, że książki podróżnicze dotyczące naszej części Europy, eksplorujące Rumunię czy Bałkany, cieszą się ogromną popularnością. Ale za tym nie idzie zainteresowanie kinem czy produkcjami telewizyjnymi. Festiwal więc ma szansę dotrzeć do tych, którzy są zainteresowani, jak bije serce naszej części Europy.

Na co Pan najbardziej czeka, jeśli chodzi o ten festiwal?

Dla mnie bardzo ciekawe jest podglądanie tego, co dzieje się w produkcjach serialowych naszych krajów. Serial to typowo telewizyjna formuła, która z jednej strony kopiuje, czy też przejmuje pewne wzorce popkulturowe, z drugiej odpowiada na swoiste zainteresowania widzów. Zarówno czeski, bułgarski czy serbski serial muszą czymś odróżnić się od seriali, które się importuje; musi dać tylko to, co mogą dać tylko Czesi, Bułgarzy czy Serbowie.

Jest jeszcze ta strona, w której serial wyznacza pewne trendy, przewodzi różnym kierunkom myślenia czy też chce zaimplementować określone kierunki myślenia czy zachowania, jak otwartość, tolerancja, czy tematy, o których boimy się mówić, aby wprowadzić je do rzeczywistości masowego odbiorcy.

Tak, zwłaszcza, że mówimy o serialach produkowanych przez telewizje publiczne, mających nie tylko charakter komercyjny, ale gdzie często pod płaszczem tej komercyjnej formy przemycającej treści, które nadawcy czy społeczeństwo uważają za istotne, warte powielania. Widzimy tu bardzo ciekawą różnorodność w tym, co interesuje ludzi naszego regionu. Jest bardzo ciekawy serial estoński, „Traitor”, który mając pozory dobrego, skandynawskiego serialu kryminalno-szpiegowskiego, jest przejmującą historią o ścieraniu się służb dzielnego, ale małego państwa bałtyckiego, jakim jest Estonia z rosyjskim przeciwnikiem. To oczywiście odsłonięcie realnych lęków Estończyków, które też, myślę, podziela wiele innych państw naszej części Europy, a zarazem podziwu godne, jak sprawnie to zostało opowiedziane filmowo. Zresztą w Estonii w czasach sowieckich istniała znakomita wytwórnia filmowa i widzimy, że to nie zamiera. W ogóle, poziom artystyczny seriali, jakie będą pokazywane na festiwalu, jest godny szacunku. Seriale czeskie bliższe są temu duchowi, który chyba był w intencji pani pytania. W czeskich serialach istotne są problemy społeczne, stąd serial o rzeczniku praw ucznia, który bada sprawy nękania w szkołach. Ważne są oczywiście i pojawią się na tym festiwalu seriale historyczne, bo jest i nasz „Ludzie i bogowie”, ale też Czesi razem ze Słowakami zrobili bardzo ciekawy serial „Aktor”. To historia członka grupy teatralnej, który wpada w sidła bezpieki na początku lat 50. Ale są też seriale przygodowo-kryminalne, które zawierają wszystkie odcienie fantasy, romansu, komedii, tak jak bułgarski serial „Portal”, w którym bohaterowie podróżują w czasie. To też próba zobaczenia stolicy Bułgarii – Sofii w ciągu 40 lat.

Jeśli chodzi o polskie seriale to oprócz „Ludzi i bogów” jest też „Osiecka”.

Zgłosiliśmy akurat dwa seriale historyczne. Moim zdaniem „Osiecka” jest bardzo interesująca dla odbiorców z innych państw, ponieważ polska popkultura tamtego czasu bardzo oddziaływała. A zarazem losy bohaterów i ich konfrontowanie się z komunizmem jest też wspólnym doświadczeniem innych państw. Celowo przywołałem czesko-słowacki serial „Aktor”, ponieważ on dotyczy bardzo podobnego doświadczenia. My w poszczególnych krajach mamy swoje popkulturowe ikony. Dla nas jest Osiecka. Jednak w tamtym czasie oddziaływaliśmy wzajemnie na siebie, ale mało nawzajem wiemy o tej dramatycznej stronie kultury okresu komunistycznego. Zwykle te dramatyczne losy znamy w swoim własnym wydaniu, a nie w wydaniu Czechów, Węgrów, Bułgarów czy Rumunów.
W kategorii dokumentalnej startuje nasza „Agonia”, bardzo ciekawy dokument, w którym Adam Strug przeprowadza nas przez dzisiejszość kultury ludowej w Polsce. To dokumet, który już mamy sprawdzony międzynarodowo; wygrał między innymi Złotą Pragę. Pokazuje on też wiele różnych wrażliwości, podejść do gatunku.
Filmy dokumentalne zgłoszone przez państwa bałtyckie i Ukrainę dosyć mocno eksplorują i Majdan, i konfrontacje ze wschodnim sąsiadem. Widać, jak to jest istotne w ich opowieści, że to jest to, co one chcą przywieźć na festiwal i opowiedzieć światu: „Proszę, zobaczcie, co nam grozi; co tu się dzieje”.

Szczerze mówiąc zaskoczyło mnie, że wśród polskich dokumentów nie znalazł się przejmujący film Pawła Wysoczańskiego „Jutro czeka nas długi dzień”, o polskiej misjonarce, lekarce Helenie Pyz, która pomaga trędowatym w Indiach. A to przecież telewizyjna produkcja, prawda?

Tak, to była znakomita koprodukcja telewizyjna. Zadecydowaliśmy, że pokażemy „Agonię”, jako mocno sprawdzony już dokument festiwalowy; jest on różny od pozostałych propozycji. Znam film dokumentalny o Helenie Pyz, sami zgłosiliśmy i zgłaszamy go na bardzo dużą liczbę festiwali. Ale akurat, jeśli chodzi o ten festiwal, to poszukiwaliśmy dokumentów, które dzieją się tutaj, w naszym kraju, naszej części Europy.

W 2020 roku TVP wydała około 25 milionów złotych na produkcję filmów fabularnych. Naprawdę „Zenek” to jest ten film, który wygrał i zostanie pokazany na tym festiwalu? Nie było nic lepszego, żeby pokazać?

Pokażemy też film „Zieja”.

Racja; to film Roberta Glińskiego o 80-letnim księdzu, którego gra Andrzej Seweryn.

Może panią zaskoczę, ale ja bardzo bronię obecności na festiwalu filmu „Zenek”.

„Zenek” nie okazał się przebojem kinowym.

Osiągnął bardzo dobrą widownię w kinach; jest filmem, do którego telewizja publiczna nie musiała dokładać. Prawa do filmu zakupił Netflix, także do dystrybucji międzynarodowej. Autor filmu „Zenek” aktualnie pracuje nad filmem biograficznym o Kantorze. Dlaczego więc „Zenek” w tym zestawie? Możemy patrzeć na „Zenka” przez festiwale discopolowe, a można zobaczyć w tym filmie interesujący portret Polski okresu transformacji. Być może takie proste odrzucenie muzyki discopolowej, jakie ma polska inteligencja oraz grupy aspirujące do inteligencji, do którego wszyscy mają oczywiście prawo, nie powinno zamykać nam oczu na „Zenka” jako zjawisko popkulturowe pewnego czasu. Akurat twórcy filmu „Zenek” próbowali zrozumieć ten fenomen na tle lat 80. i 90. Pojawienie się tego filmu właśnie w konfrontacji państw tego regionu jest niezwykle istotne. Nie zgłosiliśmy „Zenka” do festiwali, w których ten kontekst nie byłby czytelny. Doświadczenie muzyki discopolowej jest zrozumiałe dla odbiorców z Bałkanów, jest zrozumiałe dla odbiorców z obszaru państw posowieckich. Zwykle w tych krajach byli muzycy, którzy mogą stanowić jakiś odpowiednik naszych muzyków discopolowych, czyli muzyki tanecznej, jednak z silnym nawiązaniem do muzyki folkowej, z wpływami romskimi, które są również pokazane w filmie „Zenek”, fascynacji kulturą zachodu, która jest również widoczna w postaci Zenka, zobaczenie całej złożoności tej postaci. Nie mówię tu o zafascynowaniu się tą muzyką. Ani nie mówię o ocenie artystycznej. Ale zrozumienie socjologicznego fenomenu „Zenka” uważam za bardzo istotne. Proszę zobaczyć, że drugi zgłoszony przez nas film akurat jest w zupełnie innym tonie.

Mówi Pan o „Ziei”?

Tak. To inne, alternatywne sposoby opowiedzenia historii Polski w XX wieku przez bardzo różne postaci. Film Roberta Glińskiego pokazuje niemal całą biografię Ziei, zarówno ten okres przedwojenny, kiedy Zieja, ksiądz niepokorny pieszo idzie do Rzymu, bez paszportu, ponieważ nie uznaje granic. Przez Zieję, który pomimo swoich pacyfistycznych przekonań, zostaje kapelanem w czasie Powstania Warszawskiego. Po Zieję – i to jest oś fabularna filmu – który jest brutalnie przesłuchiwany przez Służbę Bezpieczeństwa, próbującą dociec, kto jest jego przełożonym, a Zieja uparcie powiada, że Jezus Chrystus.

Patrząc na to, co na festiwalu pokażą telewizje z innych krajów, można wywnioskować, czym żyją publiczni nadawcy w Czechach, na Słowacji, Węgrzech, w Serbii, Rumunii czy Bułgarii i co mamy z nimi wspólnego?

W kategoriach fabularnych najczęściej zgłaszane były i są zresztą najciekawsze te filmy, które dotyczą konfrontowania się z historią. To jest wspólne dla naszych krajów. Po ostatnim festiwalu w Gdyni widzimy, co się dzieje w Polsce; tam istotną częścią festiwalowego repertuaru były filmy które dotyczyły albo okresu komunistycznego, albo lat 90. I taką skłonność rozumienia siebie w kontekście historii też widzimy w innych krajach. Dotyczy to zarówno Węgrów, którzy zgłosili film o Józefie Beresu, twórcy słynnych kropli Beresa, jak i Serbów, o których pani dopytuje. Nakręcili oni film o internowaniu grupy jugosłowiańskich dyplomatów i intelektualistów, w tym serbskiego noblisty Ivo Andrića. Widać w tym też potrzebę pokazania się przez telewizje publiczne tych krajów także od strony intelektualnej i tutaj nasz film „Zieja” też się w to wpisuje. To próba opowiedzenia światu historii inteligencji naszej części Europy i doświadczenia komunizmu, z którym te elity musiały się zmagać. To chyba najwyraźniejszy trend, jaki jest widoczny w tych produkcjach fabularnych.

Będzie na tym festiwalu coś, co dla Pana było zaskakujące? Czy są to produkcje serialowe, fabularne, programy telewizyjne, dla dzieci i młodzieży, a może digital?

Digital ostatnio na wszystkich festiwalach telewizyjnych staje się bardzo ważną kategorią. Staramy się odpowiedzieć sobie na pytanie, jaka będzie przyszłość telewizji. Wszyscy jesteśmy zgodni, że przyszłość telewizji, a to już jest banalne, co powiem, nie jest już w tradycyjnych kanałach streamowanych, z ułożoną ramówką, ale w daniu widzowi możliwości wyboru pomiędzy kanałem ramówkowym a rozmaitymi platformami, na których mamy wideo na żądanie, czyli oddanie widzowi prawa do decydowania, co ogląda i w jakim czasie. To jest wyzwanie dla wszystkich telewizji, także telewizji publicznej naszego regionu. Stąd na festiwalu kategoria digital, bo w niej podglądamy, jak sobie z tym radzą telewizje w poszczególnych krajach. Bardzo tu liczymy też na dyskusje i na wymianę doświadczeń na ten temat, które odbędą się podczas festiwalu z udziałem przedstawicieli pozostałych uczestniczących nadawców; to jest już ten wymiar bardziej wewnętrzny, branżowy.
Konfrontujemy się też w produkcjach dziecięcych. Ta kategoria dziecięca pojawia się tu nieprzypadkowo.

Był czas, że ta dziecięca produkcja w ogóle zaniknęła; nie było jej w telewizji publicznej.

A jeśli popatrzymy na przykład na amerykański odpowiednik naszej telewizji publicznej, czyli PBS, to stoi ona głównie produkcjami dla dzieci; tu jest ta słynna „Ulica Sezamkowa”. To niezwykle istotne, bo dorosły sam wybiera, co ogląda. Zakładamy z góry, że jest świadomy wyboru, którego dokonuje. Wszyscy za to chcielibyśmy, żeby dzieci za pomocą narzędzia, który służy do rozrywki, miały szansę edukacji. To jest wyzwanie dla telewizji publicznej. Tutaj staje do konkurencji nasze ABC. Najpopularniejszym kanałem dziecięcym w Polsce jest kanał publicznej telewizji.
Staramy się też podejrzeć rozrywkę w poszczególnych krajach. Przyznaję, że jestem jeszcze przed poznaniem tej oferty, która napłynęła na festiwal. Ta kategoria jest ważna, ponieważ rozrywka jest dziedziną, która się na świecie bardzo szybko unifikuje. Duża część programów rozrywkowych oglądanych w telewizji na całym świecie to tak naprawdę grupa kilka formatów sprzedawanych na licencji do poszczególnych krajów. A my byśmy chcieli zobaczyć na ile w naszej części Europy silna jest jeszcze kreacja i zdolność tworzenia własnych formatów, nie licencyjnych.

Kategorie, jakie znajdą się na festiwalu pokazują całościową ofertę telewizji publicznych?

Nie jest to całościowa oferta, natomiast do pierwszej edycji festiwalu wybraliśmy zamkniętą grupę pięciu gatunków telewizyjnych, na których sprawdzimy na razie nasze aktywności. Fabuła jest niezwykle istotna, bo daje szansę opowiadania o naszej tożsamości. Podobnie, jak i serial. Mam nadzieję, że kolejne lata przyniosą kolejne kategorie; na razie to są zwiastuny tego, co się dzieje w telewizjach publicznych poszczególnych krajów.

Czego się Pan spodziewa po tym festiwalu?

Po pierwsze kontynuacji tego, co się dzisiaj dzieje zarówno wśród naszych odbiorców, jak i w samej branży. Jeśli chodzi o naszych odbiorców, to wspomniałem w naszej rozmowie o ciekawym trendzie poznawania nie najdalszych zakątków świata, ale naszych sąsiadów. Mam nadzieję, że ten festiwal dostarczy temu paliwa. Branżowo liczę na wymianę doświadczeń, jednak na wspólną obronę telewizji w naszym regionie. Mamy dziś do czynienia ze zjawiskiem intensywnego wchodzenia międzynarodowych, globalnych platform medialnych. Ma to swoje zalety oczywiście, bo oznacza intensywne inwestycje w produkcje, jak to się nieładnie mówi, kontentu regionalnego. Ale podczas ostatnich targów w Cannes, jednym z wiodących tematów między nadawcami była ta właśnie kwestia. Mimo że ów kontent wytwarzany jest często lokalnie i biblioteki Netflixa czy Disneya są uzupełniane przez lokalne produkcje, to tworzone są one jednak według formatów globalnych. Następuje unifkacja treści.

Może to wynika z tego, że aż tak bardzo się nie różnimy? W oczekiwaniach, przeżyciach, emocjach i w ogóle w życiu?

Ja mam raczej przeczucie, że po 2-3 latach zachłystywania się pewną zamkniętą grupą schematów telewizyjnych, nastąpi bardzo silne zmęczenie. Wtedy pojawi się pytanie, co jeszcze innego można zaoferować, skoro zobaczyłem już pięć wiodących seriali z platform. To może być ten moment dla telewizji publicznych, pod warunkiem, że podtrzymają one dla siebie zdolność do kreowania treści.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl