Magdalena Pinkwart: W podróży chodzi o to, aby wyzwolić w sobie skauta

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Kiedy wybieram się w podróż, to szykuję się jak na wojnę. Wiadomo, że im lepiej się przygotujemy, tym mniej potem będzie rozczarowań, przykrych niespodzianek, niechcianych zaskoczeń. Wychodzę z założenia, że jeśli poświęcimy ten czas przed wyjazdem i potraktujemy go jak poligon wojskowy, to im więcej potu spłynie na poligonie, tym mniej krwi popłynie w boju – o tym, jak uniknąć kłopotów na urlopie mówi Magdalena Pinkwart, dziennikarka, podróżniczka, blogerka turystyczna.

Jadąc na urlop, częściej myślimy o atrakcjach i relaksie. O czym nie myślimy?

Magdalena Pinkwart, dziennikarka, blogerka podróżnicza, autorka książek i przewodników. Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Turystycznych im. Olgierda
Magdalena Pinkwart, dziennikarka, blogerka podróżnicza, autorka książek i przewodników. Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Turystycznych im. Olgierda Budrewicza. Żona pisarza i podróżnika Sergiusza Pinkwarta. Podróżują z dziećmi: Wilhelmem i Larą. Prowadzą biuro wypraw do krajów północy
Materiały prasowe

Być może tylko o atrakcjach myśli mało świadomy turysta. Kiedy ja wybieram się w podróż, to szykuję się jak na wojnę. Wiadomo, że im lepiej się przygotujemy, tym mniej potem będzie rozczarowań, przykrych niespodzianek, niechcianych zaskoczeń. Wychodzę z założenia, że jeśli poświęcimy ten czas przed wyjazdem i potraktujemy go jak poligon wojskowy, to im więcej potu spłynie na poligonie, tym mniej krwi popłynie w boju. Jeżeli pojedziemy na wakacje super przygotowani, z dobrym ubezpieczeniem, ze sprawdzeniem, do jakiego kraju jedziemy, jaka to kultura, jakie zagrożenia mogą nas spotkać, to unikniemy kłopotów.

O tych zagrożeniach, o pułapkach, które czyhają na turystów, chciałabym porozmawiać. Jakiego rodzaju zagrożenia możemy spotkać już na etapie planowania? Na co powinniśmy zwrócić uwagę na przykład przy wyborze hotelu?

Wybór hotelu jest ważny, bo to będzie nasz dom na czas wakacji. Mimo naprawdę dużego doświadczenia, bo podróżami zawodowo zajmuję się od 18 roku życia – wtedy zdobyłam uprawnienia pilota – to wiem, jak łatwo można się naciąć. Kilka lat temu znalazłam dla naszych klientów przepiękny, wręcz bajkowy hotel w Izraelu, w miejscowości, którą dobrze znałam, nad jeziorem Galilejskim. Wielokrotnie jeździłam tam z turystami i prywatnie. Ale w tym hotelu akurat nie byłam. Przemawiało za nim to, że był w dobrej dzielnicy. Zasugerowałam się zdjęciami, które wyglądały jak z najpiękniejszego folderu: rewelacyjny basen, światła, śliczne pokoje. Kiedy przyjechaliśmy, ujrzeliśmy hotel, który rzeczywiście był bardzo ładny, tylko, że… strasznie w nim śmierdziało. Do sprzątania używano tanich detergentów. To nie wszystko – w hotelu stadami latały muchy! W każdym pokoju były ich setki, nie dało się od nich uciec. To był koszmar. Gdybym sprawdziła opinie i nie sugerowała się pięknymi zdjęciami i rutyną – bo przecież wszystko znam i nic mnie nie zaskoczy – to nie wpadłabym w taką pułapkę. Innym razem jako pilotka byłam w pensjonacie na Islandii; tam też nie dało się mieszkać ze względu na potworny smród. Tu jednak warto wiedzieć, że na Islandii jak się bierze prysznic, to gorąca woda może brzydko pachnieć, bo to jest woda geotermalna. Niemniej takie pozornie drobiazgi potrafią zepsuć urlop.

Co należy wziąć pod uwagę, już przy wyborze kraju, do jakiego chcemy pojechać?

Ważne jest to, aby pamiętać, że jeździmy do różnych kulturowo krajów. W Maroku nie dostaniemy schabowego z mizerią, tylko jagnięcinę, owcze łby czy inne potrawy, które niekoniecznie smakowo nam podejdą. To może być problem przede wszystkim dla dzieci. Na przykład na Zanzibarze moje dzieci żywiły się jedynie frytkami i owocami; nie były w stanie zjeść nic innego. Mąż uwielbia kuchnię afrykańską, ja mniej, a dla dzieci okazała się ona nie do przyjęcia. Zatem Afryka nie musi być najodpowiedniejszym kierunkiem na podróż z dzieckiem. Jeśli już kupujemy wycieczkę do Afryki, wybierając ją z pięknego folderu, to warto pamiętać, że trzeba zrobić szereg szczepień i stosować profilaktykę malaryczną, która już dla dorosłego jest trudna do zniesienia, a dla dziecka będzie w szczególności.

Dziś często zamiast hotelu, szukamy apartamentów na Booking.com czy Airbnb. Ale może się zdarzyć, że tam znajdziemy tylko pochlebne opinie, bo właściciel nie zamieszcza opinii krytycznych. Co robić, kiedy jesteśmy na miejscu, wynajęliśmy mieszkanie, które na zdjęciach było piękne, a okazuje się, że na ścianach jest grzyb? Albo, że znajduje się w mało bezpiecznej dzielnicy, a drzwi do naszego apartamentu można otworzyć zwykłym kopniakiem. Co robić?

Booking.com czy Airbnb, to duże platformy, które mają swoje systemy reklamacyjne; zresztą Airbnb miesiąc temu wprowadziło system ochrony gości i jeżeli mieszkanie nie jest zgodne z opisem i tym, co widać na zdjęciach, to mamy gwarancję zwrotu ceny lub otrzymamy mieszkanie zastępcze. Booking.com również dba o swoich klientów. Mieliśmy raz taką sytuację, że przyjechaliśmy z dziećmi do schroniska, które nie przyjmowało dzieci. Informacji o tym w ofercie schroniska nie było. Więcej – schronisko wiedziało, że przyjedziemy z dziećmi, bo pisałam o tym w mailach. To było w Barcelonie – o godzinie 22 pojawiliśmy się z dzieckiem na recepcji i usłyszeliśmy: „Sorry, dzieci nie przyjmujemy”. Wówczas Booking.com zwrócił nam pieniądze i załatwił nocleg na tę noc w lepszym standardzie. Zatem owe platformy mają swój system awaryjny – jeśli z mieszkaniem jest coś nie tak, to można zareagować i otrzymać mieszkanie na tym samym, bądź lepszym poziomie. Ale jeśli wynajmujemy mieszkanie prywatnie, to sprawy się bardziej komplikują. Wówczas kwestią jest, czy w ogóle podpisaliśmy jakąś umowę, bo wtedy można dochodzić swoich praw na podstawie umowy bądź na podstawie dobrego obyczaju. Trzeba pamiętać, że dzikie wynajmowanie nie daje żadnych gwarancji – albo się uda, albo nie.

W tej chwili najczęstszym problemem dla turystów są odwoływane loty, spóźnione samoloty, wielogodzinne koczowanie na lotnisku. Jeśli strajkują kontrolerzy lotów, to nie musimy się przejmować, bo linie lotnicze są zobowiązane, aby zapewnić nam transport? Gdzie mamy się zwrócić, jeśli nasz lot zostanie anulowany?

To zwykle są skomplikowane sprawy, zwłaszcza, że bardzo często nie jest tak, że mamy jeden lot docelowy, ale lecimy na jedno lotnisko, tam przesiadamy się na inny samolot, by dolecieć do egzotycznego kraju. To, że opóźni się pierwszy samolot, wpływa na drugi lot, a o z kolei wpływa na to, że jak dolecimy dwa dni później, to przepadną nam dwa dni w hotelu, który sobie zarezerwowaliśmy. Jeżeli robimy to wszystko na własną rękę, to rzeczywiście istnieje ryzyko, że stracimy pieniądze. Ale znowu – wszystko zależy od linii lotniczych, którymi lecimy, od powodu, dla którego nasz samolot się opóźnia i od rodzaju ubezpieczenia, które sobie dodatkowo wykupimy. Namawiam zawsze do wykupienia jak najlepszego ubezpieczenia, bo najlepsze polisy maja bardzo często ochronę lotu. Czyli za każde opóźnienie, za zagubienie bagażu dodatkowo dostajemy pieniądze. Poza tym, jeżeli lot się opóźnia, albo zostaje odwołany, to linie lotnicze mają obowiązek zapewnić nam - powyżej 3 godzin opóźnienia – wodę, voucher na lunch, a jeżeli dłużej – to nocleg. Ale zdarza się, że linia nie jest w stanie się z tego wywiązać, zwłaszcza teraz, w okresie wakacyjnym, kiedy w istocie mamy do czynienia z plagą odwołań.

Właśnie! Dlaczego tak się dzieje?

To pokłosie pandemii. Linie i porty lotnicze masowo pozwalniały ludzi, restrykcje w związku z pandemią schodziły stopniowo i nikt nie wiedział, co będzie dalej. Stąd w liniach lotniczych, na lotniskach mamy uszczuplone zasoby ludzkie. Pracownicy po prostu nie dają rady. Tworzą się potworne kolejki do odprawy. Rada na to jest taka, żeby, jeśli to tylko możliwe, podróżować z bagażem podręcznym; to nam likwiduje przynajmniej jedną kolejkę. Znam przypadki całych grup turystycznych, które zjawiły się na lotnisku o czasie, a nie zdążyły na swój samolot. Dziś bardzo często nawet duże biura podróży, zamiast czarterowych samolotów, wynajmują miejsca w Ryanairze. A on nie czeka na spóźnionych turystów.
Linie lotnicze powinny więc zapewnić nam ochronę, zadbać o hotel, choć nie zawsze jest to możliwe. Koleżanka utknęła na lotnisku w Kopenhadze. Odwołano jej lot. Okazało się, że wszystkie miejsca w hotelach w Kopenhadze były zajęte. Linie lotnicze więc, mimo że mają taki obowiązek, fizycznie nie były w stanie zapewnić pasażerom noclegu. Zaoferowali, że zwrócą ludziom pieniądze za koszt noclegu. Może też być inaczej. Mojemu przyjacielowi, który poleciał na Grenlandię, odwołali lot z powodu złej pogody. Na koszt Air Greenland dostał 5 dni w super hotelu, z pełnym wyżywieniem. Grenlandia to potwornie drogi kraj, ludzie wyskakują tam dosłownie na kilka dni, bo każdy dzień to tysiące złotych. A on dostał 5 dni za darmo i mógł pławić się w luksusie. Takie rzeczy też się zdarzają. Dobrze więc być w tego rodzaju sytuacjach elastycznym.

Wracając do przygotowań – na Twoim profilu na Facebooku czytałam o grupie turystów, którzy przylecieli na Islandię i trafili w prawdziwy pogodowy mix: wiało tak, że gejzery wybuchały poziomo, temperatura wynosiła +5 stopni, na lodowcu spotkali śnieżną zadymkę, a potem pławili się w gorących źródłach na brzegu lodowatego jeziora. Jak się przygotować na takie zmiany?

Na Islandii znamy się z mężem najlepiej, bo nasze biuro wypraw LUNDI Travel od lat się w niej specjalizuje. Mówimy turystom, że jak się jedzie na Islandię, to słoneczne okulary się przydadzą, ale przydadzą się też rękawiczki i czapki. Opinie o Islandii są takie, że to kraj ekstremalny i taki bywa, ale wszystko zależy od tego, kiedy i w którym regionie. Każdego dnia można doświadczyć czterech pór roku. Przed przyjazdem ważny jest dobry research. Powszechna opinia o Islandii mówi, że są tam straszne drogi, więc trzeba wypożyczyć auto z napędem na 4 koła. Ludzie przepłacają, a potem się okazuje, że wybrali bardzo cywilizowaną trasę i takie auto wcale nie jest im potrzebne. W naszym biurze bardzo popularna jest opcja self drive – turyści jadą sami, ale są pod naszą opieką. Mają nasze doświadczenie, poczucie bezpieczeństwa i pewność, że nie wpakują się w kłopoty. A kłopoty na Islandii mogą bardzo dużo kosztować.

Co masz na myśli?

Na przykład off road, który na Islandii jest zabroniony. Mandat za wjechanie na piękną łączkę islandzkiego mchu, żeby zrobić sobie sesję przy terenowym samochodzie może wynieść 7-8 tysięcy złotych. Bardzo wysokie są mandaty za przekraczanie prędkości, a ograniczenia prędkości są specyficzne. Trzeba wiedzieć, gdzie można wejść, a gdzie jest to niebezpieczne. Jest przepiękna czarna plaża Reynisfjara, uznawana za jedną z 10 najpiękniejszych plaż świata. Ludzie tam robią selfie na tle wystających z wody skał, stają tyłem do malowniczych fal, ale zdarzy się fala, która zwala człowieka z nóg i wciąga do lodowatego oceanu. Wszystko trwa sekundy. Nie wolno więc na tej plaży stawać tyłem do wody. Ostatni śmiertelny wypadek zdarzył się w ubiegłym tygodniu – fala wciągnęła turystę z USA. Żona powiedziała mu: „Stań na brzegu, Henry, zrobię ci zdjęcie”. Przyszła fala i było po Henrym. Trzeba też wiedzieć, że nie wolno podchodzić zbyt blisko klifu, bo nagły podmuch wiatru może człowieka z tego klifu zrzucić.
Zresztą, warto się przygotować do podróży do każdego kraju, do którego chcemy pojechać, i warto znać zagrożenia.

OK. Research zrobiony, hotel wybrany. Ale przyjeżdżamy na miejsce i okazuje się, że nie wzięliśmy pod uwagę zagrożeń, które na nas czyhają. Na przykład: namolni sprzedawcy, którzy oblegają turystę, jak tylko wychyli nos z hotelu. Jak się przed nimi obronić i ustrzec się niechcianych zakupów?

Do końca nie da się od nich obronić. Taka kultura, zwłaszcza w krajach arabskich, czy afrykańskich. Warto wziąć poprawkę na to, że uliczni sprzedawcy pamiątek czy owoców, to często jedyni żywiciele swoich rodzin. Przede wszystkim musimy sobie przekalkulować: jesteśmy na wakacjach, nic się nie stanie, jak kupimy te koraliki, zwłaszcza, że kosztują grosze w porównaniu z cenami, które mamy w Europie. Nie jest to więc jakaś wielka tragedia. Zdarza się, że Europejczycy targują się bardzo agresywnie i są z siebie bardzo zadowoleni, że zapłacili 10 procent ceny wyjściowej. Ja też lubię się targować, ale jeśli mogę sobie pozwolić, żeby zapłacić więcej, to nie robię zawodów i nie udowadniam, że wytargowałam lepiej, tylko myślę, że ten gość, który stoi przez cały dzień w sklepiku ma żonę i zapewne szóstkę dzieci, i jest pewnie jedynym żywicielem rodziny, więc nic mi się nie stanie, jak zapłacę 10 dolarów więcej. Ale jeśli nie chcemy się dać naciągnąć, bo oczywiście naciągaczy w turystyce jest dużo i często traktują turystów jak swoje ofiary na polowaniu, to najważniejsze jest połączenie asertywności i uśmiechu. A przynajmniej ja to stosuję. Nie obrażam się, nie krzyczę. Zresztą w wielu miejscach, na przykład w Tajlandii podnoszenie głosu uznawane jest za słabość. Bardzo tam tego nie lubią i lepiej nie prowokować trudnych sytuacji.

Parę razy zdarzyło mi się spotkać w podróży wyspecjalizowane szajki kieszonkowców. A zatem – pieniądze. Ile ich mieć przy sobie, gdzie je trzymać, czy je rozdzielać, czy chować w różnych miejscach? Słowem, jak się nie dać okraść?

Jeżeli to tylko jest możliwe, należy mieć przy sobie jak najmniej gotówki. A jest możliwe, bo w tej chwili są karty wielowalutowe, które w zasadzie są kantorem w kieszeni, a przewalutowanie kosztuje grosze. Od kiedy mamy Revoluta, to w ogóle nie wozimy ze sobą gotówki, co najwyżej minimalne ilości. No i nie grozi nam być oszukanym w kantorze, co się zdarza często, zwłaszcza w krajach arabskich czy w Afryce. Jeśli jesteśmy we dwoje, to dobrze jest rozdzielić i pieniądze, i dokumenty. Bardzo fajne są „nerki”, które zakłada się w pasie, jeszcze lepiej, kiedy można ją założyć pod ubranie. Albo torebki na szyję. Plecaków nie polecam, bo kieszonkowiec ma łatwiej. Mało tego – małpa cie może okraść i wcale nie musisz jechać do egzotycznego kraju. Na Gibraltarze, widziałam na własne oczy, małpa otworzyła facetowi plecak, wyjęła coś i uciekła. W innym miejscu, mojemu koledze małpa wyniosła z pokoju paszport i przez okno uciekła do dżungli. Na początku tego roku zdarzyła nam się kradzież w 4-gwiazdkowym hotelu w Czechach. Hotel na noc zamykany, pokoje też, wszędzie monitoring. Złodziej wszedł do naszego pokoju, w nocy i ukradł moja „nerkę”. Mój błąd: w nerce miałam paszporty całej rodziny. Powinniśmy je rozdzielić, nie byłoby tak dużej straty. Straciliśmy też karty i inne dokumenty. Karty zablokowałam, na szczęście gotówki – zgodnie z zasadą – miałam mało. Czeska policja zadziałała – złodziej już siedzi w więzieniu; był recydywistą. Uważam, że takich rzeczy nie należy odpuszczać.

Wspomniałaś już o ubezpieczeniu – warto ubezpieczać się dodatkowo mimo że mamy ubezpieczenie z biura, bo kupiliśmy wycieczkę?

To jest ważna rzecz. Nie warto oszczędzać na ubezpieczeniu. Często mówimy: „A, dobra, nic się nie stanie”. Ale czasem się staje. Mój tata miał udar w Tajlandii. Na szczęście, miał też super ubezpieczenie. Jest podróżnikiem i wie, jak ono jest ważne.
Do kraju musiał wracać samolotem medycznym. Koszt samolotu medycznego to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Gdyby nie miał ubezpieczenia, musiałabym sprzedać mieszkanie, żeby go sprowadzić do Polski. To są olbrzymie koszty. Rozmawiając wtedy z firmą ubezpieczeniową, dowiedziałam się, że wiele jest tego rodzaju przypadków. Choroby się zdarzają. Zwłaszcza, jak zmieniamy klimat, jak 8 godzin spędzamy w samolocie, a jeszcze pijemy za mało, zmieniamy temperatury na bardzo wysokie, to aż się prosi o zawał czy udar.

Wynajęcie auta – na co tutaj zwrócić uwagę?

Tu znów – kupuję najwyższe ubezpieczenie. Ono nie jest drogie, ale jeśli cokolwiek się stanie, to przecież koszty są olbrzymie. Jeśli wypożyczamy samochód, to należy go dokładnie obejrzeć, zrobić zdjęcia wszystkich rysek, bo zdarzają się nieuczciwe wypożyczalnie, które potrafią na taką starą ryskę naciągnąć klienta. A w takich krajach jak Włochy czy Hiszpania, gdzie uliczki są wąskie, a kierowcy jeżdżą jak szaleni i parkują „na żyletkę”, nie jest trudno zadrapać auto. Nam zdarzyły się jeszcze inne sytuacje. W Izraelu wzięliśmy auto z wypożyczalni. Złapaliśmy gumę. Okazało się, że koło zapasowe jest, ale przebite wielką śrubą. A jest też szabas, warsztaty zamknięte. W finale wszystko skończyło się dobrze, mąż pojechał taksówką do miasta, cudem znalazł warsztat. Mimo że kupiłam najlepsze ubezpieczenie, to nie przyszło mi do głowy sprawdzić, czy przypadkiem koło zapasowe nie jest przebite śrubą. Ważne więc, aby sprawdzać koło zapasowe, bo słyszałam też, że zdarza się, że w samochodach z wypożyczalni koła zapasowego nie ma. Trzeba więc wpaść na to, żeby to sprawdzić, zanim wypożyczymy auto.

Nie da rady przewidzieć wszystkiego. Ale może istnieje uniwersalna zasada, która zawsze się sprawdza i nas uratuje, niezależnie od tego w jak trudnej sytuacji się znajdziemy daleko od domu?

Moja metoda, to zachować spokój; aktywuję mój wewnętrzny zen. Przed wyjazdem przygotowuję się najlepiej jak mogę, ale jeżeli zdarzy się sytuacja nieprzewidziana – a na pewno się zdarzy – to ją po prostu przyjmuję. Jeśli samolot się opóźnia, albo ja się spóźniam na samolot, albo ginie mi bagaż, to staram się radzić sobie w tej sytuacji najlepiej, jak mogę. Nie załamuję rąk. Każdy z nas ma w sobie życiową zaradność i dzielność. Chodzi po prostu o to, aby wyzwolić w sobie skauta, który radzi sobie w każdej sytuacji, mając ograniczone możliwości. Można też być pomysłowym Dobromirem; tego uczą podróże z dziećmi, które uprawiamy od 8 lat, odkąd urodził się nasz synek. To ciągła prowizorka, którą trzeba nauczyć się żonglować, bo z dziećmi zawsze się coś dzieje. I zawsze potrzeba szereg rzeczy, których ze sobą w podróż nie zabraliśmy. Trzeba więc wzbudzić w sobie wynalazczość i sobie radzić. A przede wszystkim myśleć twórczo. Jest jeszcze jedna zasada, która wiele w życiu potrafi ułatwić. Nauczyłam się jej w Izraelu.

Co to za zasada?

Powiedział mi o niej właściciel jednego z izraelskich hoteli. Byliśmy w Ejlacie i dostaliśmy pokój z widokiem na śmietnik. Woleliśmy mieć pokój z widokiem na morze, ale nie zapłaciliśmy za pokój z takim widokiem. Poszłam więc do recepcji i powiedziałam: „Mamy pokój z widokiem na śmietnik, a wolelibyśmy mieć widok na morze. Może masz jakiś wolny?” Usłyszałam: „Tak, mam”. Upewniłam się: „Ile muszę dopłacić”? Recepcjonista odparł: „Nic. Hotel jest w połowie pusty, bierzcie.” Powiedziałam: „Bardzo mi się to podoba”, a on na to rzekł: „Przyszłaś i zapytałaś. Pamiętaj: you don’t ask, you don’t get (nie prosisz, nie dostajesz)”. Stosuję tę zasadę, bo co mi szkodzi zapytać, poprosić, dowiedzieć się? Jak nie poproszę, to nie dostanę.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Magdalena Pinkwart: W podróży chodzi o to, aby wyzwolić w sobie skauta - Plus Polska Times

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl