Koronawirus nie sprawił, że inne choroby w magiczny sposób zniknęły. Ukryte ofiary pandemii, umierają w domach

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
Patrycja Dziadosz
Patrycja Dziadosz
Statystyki w Polsce jak i na świcie potwierdzają, że liczba pacjentów z zawałem serca, którzy zgłaszają się do szpitali na przestrzeni ostatnich miesięcy, zmniejszyła się o blisko 40 proc.
Statystyki w Polsce jak i na świcie potwierdzają, że liczba pacjentów z zawałem serca, którzy zgłaszają się do szpitali na przestrzeni ostatnich miesięcy, zmniejszyła się o blisko 40 proc. Anna Kaczmarz/ Polska Press
Pandemia koronawirusa nie sprawiła, że inne choroby w magiczny sposób zniknęły. Przeciwnie. Statystyki nie pozostawiają złudzeń: wciąż najwięcej osób umiera przez nowotwory i problemy z sercem. Szkopuł w tym, że aktualnie znaczna część chorych umiera w domach lub do szpitali trafia, gdy jest już za późno. Powód? Strach przed zakażeniem oraz utrudniony dostęp do świadczeń zdrowotnych.

FLESZ - Koronawirus w Polsce. Zachowajmy czujność i zdrowy rozsądek

Dzwonimy do kilku krakowskich szpitali i pytamy, ilu pacjentów w porównaniu do ubiegłych lat trafia na oddziały. Niemal wszędzie słyszymy, że jest ich o wiele mniej niż rok czy dwa lata temu. Dopytujemy, czy to oznacza, że jest mniej udarów, zawałów oraz czy ludzie nagle przestali mieć kłopoty z nadciśnieniem i chorować na nowotwory? - Wręcz przeciwnie - odpowiadają zgodnie nasi rozmówcy. I dodają: ludzie umierają w domach, ewentualnie trafiają do szpitali, ale w momencie, kiedy ich szanse na uratowanie są dramatycznie niskie.

Prof. Piotr Jankowski z I Kliniki Kardiologii i Elektrokardiologii Interwencyjnej oraz Nadciśnienia Tętniczego CM UJ przyznaje, że coraz częściej zdarzają się sytuacje, że do szpitala trafiają osoby kilka dni po przebytym zawale.

- Takie sytuacje miały miejsce już wcześniej. Jednak ich skala w czasie pandemii uległa znacznej eskalacji

- wyjaśnia prof. Jankowski.

I dodaje: - Statystyki w Polsce jak i na świecie potwierdzają, że liczba pacjentów z zawałem serca, którzy zgłaszają się do szpitali na przestrzeni ostatnich miesięcy, zmniejszyła się o blisko 40 proc. Chorzy zwlekają z telefonem po pomoc. Decydują się na niego dopiero wówczas, gdy pojawiają się kolejne powikłania. To niesie za sobą poważne implikacje, ponieważ zbyt późno wdrożone leczenie jest dużo mniej skuteczne, a ryzyko zgonu znacznie wyższe.

Brak zabiegów

Taki stan rzeczy to efekt nałożenia się na siebie dwóch czynników. Po pierwsze - część chorych z powodu obaw przed zakażeniem zaniechało diagnostyki i leczenia chorób przewlekłych, a w drastycznych przypadkach nawet przerwało leczenie.

Po drugie jednak - to także utrudniony dostęp do części świadczeń i lekarzy. W wyniku kilkumiesięcznego zawieszenia wielu planowych zabiegów oraz badań, czas oczekiwania na ich wykonanie niepokojąco się wydłużył, a chorzy czują się zagubieni i pozostawieni bez opieki.

Już drugi raz w tym roku, aby zminimalizować ryzyko transmisji infekcji COViD-19 oraz zapewnić dodatkowe łóżka szpitalne dla zakażonych pacjentów wymagających pilnego przyjęcia do szpitala, w połowie października NFZ zalecił szpitalom ograniczenie do niezbędnego minimum lub czasowe zawieszenie udzielania świadczeń wykonywanych planowo.

- Oczywiście, że wstrzymanie zabiegów wydłuża czas oczekiwania. Ci pacjenci, którzy mieli być zoperowani w listopadzie, są przesuwani na późniejsze terminy, z kolei osoby, które planowo czekały na operację w grudniu czy listopadzie, automatycznie otrzymują jeszcze bardziej odległy termin. Ubolewamy nad tym, i mamy nadzieję, że sytuacja epidemiologiczna pozwoli na wznowienie zabiegów

– tłumaczy Anna Górska, rzeczniczka prasowa szpital im. S. Żeromskiego w Krakowie.

Planowe zabiegi wstrzymano także w szpitalu im. G. Narutowicza, J. Dietla czy też Szpitalu Uniwersyteckim.

Dla przykładu w Małopolsce w październiku w porównaniu do stycznia br. na przyjęcie na oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej trzeba było czekać o około 20 dni dłużej. Z kolei jak przekazuje wojewódzki oddział NFZ, aktualnie na zabieg endoprotezoplastyki stawu biodrowego trzeba czekać o blisko pięć miesięcy dłużej w porównaniu do stycznia.

Aleksandra Kwiecień, rzeczniczka małopolskiego NFZ, zapewnia jednak, że żaden chory wymagający pilnej interwencji lekarskiej nie zostanie bez pomocy.

- Przypominam, że podmiot leczniczy nie może odmówić udzielenia świadczenia zdrowotnego osobie, która potrzebuje natychmiastowego udzielenia takiego świadczenia ze względu na zagrożenie życia lub zdrowia. Udzielenie świadczenia pacjentowi w powyższym stanie nie może być zależne od faktu rozpoznania u tego pacjenta choroby zakaźnej - konkluduje.

Nowotwór nie poczeka

W szczególnie trudnej sytuacji znaleźli się także cierpiący na nowotwory. Z raportu o stanie polskiej onkologii, przygotowanego przez Fundację Onkologiczną Alivia, wynika, że w całym kraju - w dobie pandemii koronawirusa - odwołane zostało co trzecie badanie lub terapia. O ponad 30 proc. spadła też liczba seansów radioterapii.

- Terapia onkologiczna to leczenie ratujące życie. Nie może być przerwana, przesunięta czy zaniechana, nawet w tak trudnej sytuacji jak epidemia koronawirusa. Szpitale onkologiczne wprowadziły wszelkie procedury bezpieczeństwa, aby przyjmować chorych. Nie należy w żadnym wypadku czekać. Zatrzymanie procesu rozpoznania i leczenia nowotworu może bowiem prowadzić do fatalnych konsekwencji w postaci malejącej szansy na wyleczenie choroby nowotworowej - mówi dr n. med. Marcin Hetnał, dyrektor medyczny Centrum Radioterapii „Amethyst”.

Koronawirus w Małopolsce

Ostatnie badania laboratoryjne potwierdziły SARS-CoV-2 u kolejnych 19152 osób z czego 1724 z nich dotyczyło Małopolski, plasując nasz region na czwartym miejscu wśród województw o największym dobowym przyroście zakażeń. W sumie w naszym regionie od początku pandemii zakażenie koronawirusem stwierdzono u 81005 osób.

Niestety również wczoraj małopolski sanepid przekazał informację o śmierci kolejnych 39 mieszkańców w wieku od 59 do 69 lat. 25 z nich miało choroby współistniejące. Tym samym w Małopolsce liczba zgonów spowodowanych COVID-19 wzrosła do 1271.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Koronawirus nie sprawił, że inne choroby w magiczny sposób zniknęły. Ukryte ofiary pandemii, umierają w domach - Gazeta Krakowska

Komentarze 11

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość

medycy nadal bez pomocy...w tym pomocy z Unii Europejskiej...wg mnie Polska to złodziej...ma za sobą 11 lat nieoskładkowania do budżetu Unijnego...bo Unia powstała w 1993. a Polska wstąpiła do Unii dopiero w 2004r.

:]
18 listopada, 10:22, Gość:

"Polski profesor krytykiem "pandemii" - Prof. Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz"

https://www.youtube.com/watch?v=fLPyqQjeg2c

"Wystarczy przeprowadzić prosty eksperyment myślowy. Załóżmy, że nie ma telewizji, radia, prasy. Ogólnie rzecz biorąc środków masowego przekazu. Kto wiedziałby o pandemii? Nikt, ponieważ jej nie ma."

To jest właśnie to, co ja powtarzam każdemu od samego początku tej całej hecy z tzw. "pandemią".

G
Gość

"Ukryte ofiary koronawirusa.

Polacy cu[wulgaryzm] przestali chorować na zawały, udary i nowotwory

Liczba osób ze zdiagnozowanym nowotworem spadła w porównaniu w ubiegłym rokiem o jedną czwartą. Wykrytych zawałów serca jest mniej o jedną trzecią. Osób z udarami trafia do szpitali również mniej o kilkadziesiąt procent.

Ktoś mógłby zakrzyknąć: hurra! Gdybyśmy bowiem bazowali tylko na suchej statystyce, moglibyśmy dojść do wniosku, że Polacy są zdrowsi. Ale to oczywiście nieprawda. Polacy po prostu, w trakcie epidemii koronawirusa, bądź wcale nie trafiają do szpitala i umierają w domach, bądź trafiają do lekarza ze znacznym opóźnieniem.

Popatrzmy raptem na trzy gałęzie medycyny: onkologię, kardiologię i neurologię.

W przypadku onkologii fakty są takie, że liczba wystawionych kart DiLO (szybka ścieżka diagnostyczna), które są przepustką do wszystkich świadczeń onkologicznych, zmniejszyła się w okresie epidemii o 25 proc. Tymczasem z badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii wynika, że opóźnienie o kwartał rozpoznania nowotworu pogarsza szansę wyleczenia o 10 proc. O pół roku – o 30 proc. W Polsce zaś każdego dnia nowotwór złośliwy rozpoznaje się u ok. 500 osób, spośród których ok. 270 umiera. Liczba zgonów z powodu COVID-19 wynosi zaś od kilku do kilkunastu dziennie. Czy to oznacza, że nie należy walczyć z koronawirusem? Oczywiście walczyć należy. Ale trzeba też pomyśleć, jak ściągnąć pacjentów mogących mieć nowotwór do lekarzy.

W kardiologii również jest fatalnie. Na łamach ostatniego Magazynu DGP prof. Grzegorz Opolski, kierownik I Katedry i Kliniki Kardiologii WUM stwierdził, że czasie pandemii nastąpiło zaś znaczące ograniczenie dostępu do kardiologicznej opieki ambulatoryjnej, rehabilitacji i leczenia szpitalnego. Wydłużyły się kolejki na procedury kardiologiczne, takie jak koronarografie, ablacje, przezskórne wszczepianie zastawek czy nieinwazyjną diagnostykę, w tym echo, tomografię i rezonans magnetyczny serca. Liczba hospitalizacji z powodu zawału serca – jak wyliczyli profesorowie kardiologii, którzy kierują oddziałami szpitalnymi – zmniejszyła się o ponad 30 proc.

Neurologia? Także jest źle. Profesor Jarosław Sławek, prezes Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, kierownik Oddziału Neurologicznego i Udarowego w Szpitalu św. Wojciecha w Gdańsku oraz kierownik Zakładu Pielęgniarstwa Neurologiczno-Psychiatrycznego w GUM, na łamach DGP stwierdził, że nie brakuje w ostatnich miesiącach pacjentów, którzy postanawiają przeczekać udar w domu. Tak, właśnie tak – PRZECZEKAĆ UDAR W DOMU. Są ludzie, którzy uważają, że będzie to dla nich mniej groźne, niżeli wizyta w szpitalu, w którym – jak się niektórym wydaje – „szaleje koronawirus”.

Oczywiście ludzki strach to tylko jedna strona medalu. Wiele osób chciałoby jak najszybciej spotkać się z lekarzem, ale nie mogą, bo część przychodni jest zamkniętych, a do specjalisty potrzebne jest skierowanie. Teleporady nie sprawdzają się przy sprawach onkologicznych, gastrologicznych, leczeniu małych dzieci. Mówiąc najprościej, osobę z bolącym od kilku dni brzuchem powinien obejrzeć lekarz, bo to może wcale nie być niestrawność. Tymczasem dla niektórych medyków e-wizyty zastąpiły te tradycyjne jeden do jednego. Do Rzecznika Praw Pacjenta trafia cztery razy więcej skarg na przychodnie niż przed rokiem...

Gdy jednak zapytałem kilku profesorów na potrzeby napisania tekstu do Magazynu DGP, ile w Polsce jest ukrytych ofiar koronawirusa, byli zgodni: na pewno więcej niż ofiar koronawirusa. A będzie jeszcze więcej.

I tego, ich zdaniem, nie zobaczymy jeszcze w oficjalnych statystykach zgonów, a być może nie dostrzeżemy tej różnicy wcale (ponieważ mniej osób ginie na drogach, mniej umiera podczas operacji, które postanowiono przełożyć itd.).."

https://bezprawnik.pl/ukryte-ofiary-koronawirusa/amp/?fbclid=IwAR3knYyNJ3B1asmFgYkz06Rdvjb3bl7LDIjBQNNZx2SXw_I68z1j-F4x14E

G
Gość
Prof. dr hab. n. med. Ryszarda Chazan - absolwentka Akademii Medycznej w Warszawie. Od 1977 roku pracownik Akademii Medycznej (potem Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego). Pracownik Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych Pneumonologii i Alergologii na stanowisku profesora zwyczajnego

"...Przekierowanie służby zdrowia na zwalczanie koronawirusa kosztem innych chorób od początku wzbudzało mój największy sprzeciw. Przepisy prawne przez wiele miesięcy ograniczyły chorym na inne schorzenia dostępność do lekarzy rodzinnych, specjalistów i opieki szpitalnej. Wiele procedur kwalifikowanych jako konieczne dla ratowania zdrowia zostało zawieszonych. Wykonywano zgodnie zaleceniem dyrektorów placówek tylko świadczenia ratujące życie. Tysiące łózek było przez wiele miesięcy niewykorzystanych. Kilka miesięcy opóźnienia w wykonywaniu planowych świadczeń zdrowotnych, jak to Pani określiła "zamrożenie sektora ochrony zdrowia" odbije się na zdrowiu społeczeństwa w najbliższych miesiącach i latach. I tak długie kolejki do specjalistów i na planowane zabiegi tylko się wydłużą. Opóźnienie rozpoznania i wczesnego leczenia wielu chorób drastycznie pogorszy ich przebieg i rokowanie chorych..."

https://www.medonet.pl/koronawirus/koronawirus-w-polsce,prof--ryszarda-chazan-o-koronawirusie-i-lock[wulgaryzm]--trudno-mi-uwierzyc--jak-latwo-odgornymi-decyzjami-udalo-sie-zatrzymac-caly-swiat,artykul,27167777.html
G
Gość

"Ukryte ofiary pandemii, umierają w domach"...

Słowa z tytułu artykułu potwierdza dr Zbigniew Martyka (Kierownik Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego w: Zespół Opieki Zdrowotnej w Dąbrowie Tarnowskiej):

"Niestety, zaczyna się sprawdzać czarny scenariusz, o którym mówiłem Państwu już w maju... Bezsensowne restrykcje oraz zrujnowanie funkcjonowania służby zdrowia na wiosnę tego roku, owocuje dzisiaj wzrostem zgonów o 40%! To jest przytłaczająca liczba. Dzisiaj umierają najsłabsze osoby, które wcześniej były pozbawione leczenia w szpitalach. W październiku odchylenie liczby zgonów wyniosło ponad 13 tysięcy! W tym samym okresie liczba zgonów ze stwierdzonym zakażeniem SARS-COV2 (proszę nie mylić ze zgonami z powodu choroby COVID19) wyniosła 3,1 tysiąca osób. Te liczby pokazują dobitnie, że mamy do czynienia ze znacznym wzrostem śmiertelności z powodu przerwanych lub zaniechanych terapii onkologicznych, zawałów, udarów i powikłań innych, dotychczas normalnie leczonych chorób. Jak już wielokrotnie mówiłem, terapia okazała się gorsza, niż choroba. To niestety jeszcze nie koniec.

Aby uniknąć dalszego narastania ilości ofiar z powodu restrykcji i sparaliżowania ochrony zdrowia należy domagać się - wręcz żądać - zniesienia dławiących normalne funkcjonowanie państwa i służb medycznych - restrykcji i obostrzeń. Obostrzeń nie służących niczemu dobremu. Jak pokazują fakty - ilość zachorowań wzrasta pomimo ich wprowadzenia (nic nie dały poza ewidentnymi szkodami zdrowotnymi i gospodarczymi)."

https://www.facebook.com/martyka.zbigniew

G
Gość

"...Według informacji podanych przez Ministerstwo Cyfryzacji na podstawie statystyk z Rejestru Stanu Cywilnego liczba zgonów w sierpniu i wrześniu 2020 roku była wyższa o 7-8 proc. wobec sierpnia i września 2019 roku. Wzrost liczby zgonów w październiku 2020 roku w stosunku do października 2019 roku wyniósł prawie 40 proc.. Czy to ofiary Covid-19 tak podbiły statystyki. Nie! To zgony pacjentów niecovidowych będące efektem utrudnionego dostępu do lekarzy. To tzw. dług zdrowotny wywołany pierwszym lockdownem. Do tego dochodzi strach pacjentów, którzy zaprzestają leczenia, bo boją się zarazić koronawirusem. – Od lekarza rodzinnego po wysoko specjalistyczne poradnie onkologiczne, kardiologiczne, neurologiczne, psychiatryczne i wiele innych. Liczba pacjentów, która nie zgłasza się z objawami, jest obliczana na około jedną trzecią – informuje dr Michał Sutkowski z Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce.

Spójrzmy na liczby. Podaję je za portalem Konkret 24. W październiku 2019 zmarły 34 174 osoby, a w październiku 2020 – 47 593. Różnica wynosi 13 419. W październiku 2020 odnotowano 3122 zgony z powodu Covid i „współistnienia” Covid z innymi chorobami. To oznacza, że w październiku 2020 zmarło o 10 297 niecovidowców więcej niż w analogicznym okresie w roku ubiegłym. Tak wygląda ów dług zdrowotny wywołany lockdownem. Nie trzeba być Einsteinem, żeby zrozumieć, iż kolejny lockdown zwiększy liczbę zgonów. Wniosek jest oczywisty – lockdown zabija.

O tym, że skutkiem lockdownu jest odcięcie pacjentów od opieki lekarskiej, mówił minister Niedzielski na konferencji prasowej 3 listopada. – Obserwujemy pewnie zjawisko, z którym mieliśmy do czynienia bardzo mocno na wiosnę, a mianowicie pewne wstrzymanie się, lęk pacjentów przed tym, żeby korzystać z systemu ochrony zdrowia, właśnie biorąc pod uwagę ryzyko Covidu – oświadczył. Dodał też, że Covid powoduje wysyłanie personelu medycznego na kwarantannę, co „również powoduje ograniczenie dostępności”.

I co? I mamy drugi lockdown nazwany przez Niedzielskiego „hamulcem awaryjnym”, który trzeba wcisnąć, żeby „chronić życie”. Przypominam, że podlegający ministrowi Niedzielskiemu Narodowy Fundusz Zdrowia wydał w połowie października zalecenie, aby ograniczyć do niezbędnego minimum lub czasowo zawiesić udzielanie świadczeń wykonywanych planowo. Zalecenie dotyczy przede wszystkim planowanych pobytów w szpitalach w celu przeprowadzenia diagnostyki oraz zabiegów diagnostycznych, leczniczych i operacyjnych. To jest lockdown służby zdrowia, który musi doprowadzić do wzrostu liczby zgonów. Dług zdrowotny rośnie i będzie rósł, jeśli rządzący nie opamiętają się. A wszystko wskazuje na to, że opamiętania nie będzie..."

https://wprawo.pl/katarzyna-ts-lockdown-zabija/

G
Gość

"Polski profesor krytykiem "pandemii" - Prof. Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz"

https://www.youtube.com/watch?v=fLPyqQjeg2c

"Wystarczy przeprowadzić prosty eksperyment myślowy. Załóżmy, że nie ma telewizji, radia, prasy. Ogólnie rzecz biorąc środków masowego przekazu. Kto wiedziałby o pandemii? Nikt, ponieważ jej nie ma."

G
Gość

"Dr Paweł Basiukiewicz: Należy ratować resztki dawnego życia

Jedynym efektem kwarantanny jest powolne rozmontowywanie cywilizacji – uważa dr Paweł Basiukiewicz, internista i kardiolog.

Kiedy rośnie liczba zakażonych, a rząd zaostrza rygory, pan nawołuje do rezygnacji z wprowadzonych restrykcji. Dlaczego?

Już od początku pandemii uderza mnie jedno – nie przejmujące obrazy trumien z Włoch czy ciężarówek z Bergamo, a wszechobecna panika – ekscytacja zarówno pacjentów, jak i lekarz. Zacząłem się zastanawiać, czego się obawiamy, bo według piśmiennictwa ten wirus nie różni się niczym szczególnym od innych wirusów, np. grypy.

Tyle że z powodu ciężkiej infekcji SARS-CoV-2 wielu ludzi na świecie umiera podłączona do respiratora. Z grypą tak nie było.

To nieprawda. Na grypę zawsze umierało wiele osób. Dobre dane na ten temat ma amerykańskie CDC (Centers for Disease Control and Prevention, Centra Kontroli i Prewencji Chorób), według których śmiertelność z powodu grypy u osób nią zakażonych wynosi ok. 0,15 proc., czyli podobnie jak z powodu SARS-CoV-2.

Głośno krytykuje pan kwarantannę jako sposób walki z pandemią.

Tak, bo jej jedynym efektem jest powolne rozmontowywanie współczesnej cywilizacji. I to nie tylko gospodarki, ale interakcji społecznych, nawet wśród rodziny czy znajomych. Nie chodzi już nawet o strach przed Covid. Ludzie nie chodzą już tam, gdzie chodzili, rodziny się nie spotykają. Strach zakiełkował, zapuścił korzenie i będzie bardzo trudno go wyrwać. Nieszczęście już się stało i wydaje mi się, że należy jak najszybciej ratować resztki dawnego życia..."

https://www.rp.pl/Covid-19/201019941-Dr-Pawel-Basiukiewicz-Nalezy-ratowac-resztki-dawnego-zycia.html

G
Gość

Dr Paweł Basiukiewicz

"...Wyjaśnił, że problem polega na złej organizacji systemu, która prowadzi do jego zatkania. Przypomniał, że strategia stojąca za lockdownem, czyli spłaszczanie krzywej zakażeń, miała na celu zachowanie drożność służby zdrowia dla pacjentów niecovidowych. – Stało się odwrotnie. Niezakażeni umierali w domach lub w szpitalach na choroby, które potrafimy leczyć – wskazał Basiukiewicz i przytoczył dane, z których wynika, że od czasu lockdownu o 30% wrosła liczba zgonów z powodu zawału serca.

Z kolei pacjenci, którzy wymagają operacji, ale jako zakażeni trafili do szpitala covidowego, muszą mieć przekładany zabieg. – Na oddziałach covidowych, w szpitalach II stopnia pacjenci mogą w zasadzie tylko leżeć. Operacje nie są refundowane – powiedział dr Basiukewicz i wyjaśnił, że zabiegi robione są tylko w szpitalu III stopnia, a więc siłą rzeczy system się zatyka.

Kardiolog podkreślił, że nie ma żadnych danych naukowych, które uzasadniałyby wprowadzanie lockdownu i dystansowania społecznego, a cena jaką płacimy za te obostrzenia jest ogromna i będzie rosnąć.

Odnosząc się do wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego, który zapewnił, że Polska idzie dobra drogą, a jako argument przedstawił artykuł z renomowanego pisma medycznego „The Lancet”, Basiukiewicz wyjaśnił, że nie jest to publikacja naukowa, tylko list do redakcji. Podkreślił, że efektem odrzucenia koncepcji budowania odporności zbiorowej w grupie młodych i zdrowych, która stałaby się tarczą dla całego społeczeństwa jest to, że obecnie wirus idzie równomiernie przez całą populację, co prowadzi do większej liczby zgonów.

– Cały świat poszedł w złą stronę. Powinniśmy iść drogą ograniczania ilości zgonów, a nie ograniczenia rozprzestrzeniania koronawirusa – powiedział Basiukiewicz."

https://wprawo.pl/dr-basiukiewicz-jestesmy-w-zapasci-wpadlismy-na-ciezarowke-z-bergamo-trzeba-natychmiast-zniesc-kwarantanne-dla-personelu-medycznego/

G
Gość

Prof. Piotr Kuna, pulmonolog, alergolog:

"...Oczywiście pojawił się nowy problem. Wielu pacjentów ma od marca 2020 roku ograniczony dostęp do leczenia, jednostki ochrony zdrowia zbudowały bariery dla chorych. To się może teraz odwrócić przeciwko naszym pacjentom i liczba zgonów zacznie rosnąć. Tylko czy z powodu zaniedbania leczenia chorób przewlekłych, czy z powodu zakażenia wirusem SARS-COV2 ?.."

https://polskatimes.pl/prof-kuna-samotnosc-i-brak-czulosci-niszcza-nasza-odpornosc-przeciwwirusowa/ar/c15-15222604

G
Gość

Piotrze, jak ustosunkujesz się do tego artykułu?

Wróć na i.pl Portal i.pl