Katastrofa kolejowa w Bąkowie pod Kluczborkiem. "Od tamtej pory boję się wsiąść do pociągu" [ZDJĘCIA]

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
Katastrofa kolejowa w Bąkowie
Katastrofa kolejowa w Bąkowie Archiwum NTO
17 października 1984 roku doszło do największej katastrofy kolejowej na Opolszczyźnie. W lesie w Bąkowie koło Kluczborka zderzyły się dwa pociągi. Jednym z nich jechał Zbigniew Męzik, wieloletni dyrektor Zespołu Szkół Dwujęzycznych w Oleśnie.

To była środa, 17 października 1984 roku. Jeszcze noc, bo nieco po godzinie 4:00, kiedy na dworzec PKP Olesno Śląskie przyjechał pociąg pospieszny relacji Lublin - Jelenia Góra. W Oleśnie wsiadło do niego 3 podróżnych: dwóch mężczyzn i kobieta. Pociąg ruszył, przejechał przez Stare Olesno, wjechał w las w Bąkowie, gdy nagle maszynista zauważył przed sobą światła drugiego pociągu. Okazało się, że spod semafora wjazdowego stacji Bąków ruszył skład towarowy i wjechał na ten sam tor.

Nie było szans na wyhamowanie. Lokomotywa EU07-022 z impetem uderzyła w pociąg towarowy. Siła uderzenia była tak duża, że wagony pociągu pospiesznego zostały wyrzucone z torów na obie strony. Była godzina 4:26.

Na miejscu zginęły trzy osoby, w tym maszynista pociągu oraz konduktor. Czwarta z ofiar katastrofy zmarła w szpitalu. Jedna z pasażerek, będąca w ciąży, na skutek wypadku poroniła. Aż 60 osób odniosło obrażenia.

Jednym z pasażerów tego pociągu był Zbigniew Męzik, wieloletni dyrektor Zespołu Szkół Dwujęzycznych w Oleśnie. Dzisiaj emerytowany nauczyciel, wtedy świeżo upieczony absolwent studiów, odbywający pod studiach obowiązkową służbę wojskową.

- Wracałem z przepustki do jednostki wojskowej w Oleśnicy właśnie tym pociągiem. Ostatnio natknąłem się na stronie nto.pl na artykuł o tej katastrofie i wszystkie straszne wspomnienia wróciły – mówi Zbigniew Męzik.

Bałem się, że za kilka chwil będzie po mnie

Późniejszy dyrektor szkoły w 1984 roku odbywał obowiązkową służbę wojskową po skończonych studiach na wydziale budowy maszyn na Politechnice Częstochowskiej. Wracał z przepustki z Olesna do Oleśnicy.

- Na dworcu w Oleśnie wsiadały ze mną jeszcze dwie inne osoby, dziewczyna i mężczyzna – opowiada Zbigniew Męzik. – Po wejściu do pociągu stanąłem w korytarzyku między wagonami, zapaliłem papierosa i oparłem się na grzejniku. Nie zdążyłem nawet wypalić tego papierosa. Pociąg minął Stare Olesno, wjechał do Bąkowa i nagle usłyszałem wielki rumor, poczułem mocne szarpnięcie, zgasło światło i rozległy się paniczne krzyki. To było po 4:00 rano, środek października, na dworze było jeszcze ciemno.

Zbigniew Męzik był w przedostatnim z wagonów, które się wykoleiły po tym, jak lokomotywa uderzyła w jadący z naprzeciwka pociąg towarowy.

- Mój przedział sąsiadował z wagonem restauracyjnym Wars. Kiedy ludzie zaczęli w ciemności świecić zapalniczkami i zapałkami, krzyknąłem, żeby nie używali ognia, ponieważ z kuchni Warsu może się ulatniać gaz i wylecimy w powietrze – mówi Zbigniew Męzik.

Wagon, w którym się znajdował mieszkaniec Olesna, po wykolejeniu częściowo wisiał w powietrzu, a częściowo leżał na boku poza torowiskiem, w lesie.

- Ja też po wypadku leżałem na boku, a właściwie wisiałem w powietrzu. W wagonie była pusta przestrzeń, ponieważ cała zabudowa przedziałów z drzwiami, fotelami i szafkami była rozwalona i przygniatała mnie. Bałem się, że za kilka chwil będzie po mnie – mówi Zbigniew Męzik.

- Na szczęście zauważyłem, że pode mną jest okno pociągu. Obok mnie leżała taka metalowa drabinka, która zamontowana jest nad fotelami jako miejsce na bagaże – dodaje nauczyciel z Olesna. - Waliłem tą drabinką w szybę, aż w końcu ją rozbiłem. Razem z drugim pasażerem wybraliśmy szkło i wydostaliśmy się na zewnętrz. Wagon był około 2 metrów w powietrzu, zeskoczyliśmy na nasyp kolejowy.

Tylna połowa pociągu była nienaruszona, za to wagony w przedniej części wyglądały jak po apokalipsie. Jeden z nich podniesiony był niemal pionowo. Po chwili na miejsce wypadku zaczęły nadjeżdżać karetki i radiowozy.

- Było mnóstwo rannych. Ja nie czułem żadnych obrażeń, normalnie tam chodziłem. Dopiero po powrocie do domu zauważyłem, że mam całe fioletowe plecy. Kiedy na drugi dzień pojechałem do lekarza, okazało się też, że mam zerwany mięsień w udzie. Dopiero po latach wyszło, że miałem w dwóch miejscach pęknięty kręgosłup. Wtedy nikt nie robił mi żadnego prześwietlenia - mówi Zbigniew Męzik. - W wyniku tej katastrofy kolejowej nabawiłem się też nerwicy lękowej. Od tamtej pory, czyli od 37 lat, boję się wsiąść do pociągu.

Do szpitali w Oleśnie, Kluczborku, Namysłowie i Opolu przewieziono 60 rannych w wypadku. Najciężej ranny jeden z pasażerów został przewieziony do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Opolu (czyli do dzisiejszego Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Katowickiej). Niestety, tam w wyniku odniesionych obrażeń 60-letni mężczyzna spod Zamościa zmarł.

Do mieszkańców Opolszczyzny apelowano o oddawanie krwi na rzecz poszkodowanych w katastrofie kolejowej. Odzew był duży. Ówczesna „Trybuna Opolska” informowała, że jako pierwsi zgłosili się pracownicy z kluczborskiej fabryki Famak, a zaraz po nich pracownicy PKP w Kluczborku. 12 osób po raz pierwszy oddało krew, żeby pomóc rannym. Z huty Małapanew w Ozimku zgłosiło się aż 100 krwiodawców.

Jak trzeba było ratować honor munduru we wraku pociągu

Kiedy Zbigniew Męzik wydostał się z rozbitego wagonu na zewnątrz, stanął obok dziewczyny, która wsiadła razem z nim w Oleśnie. Stała jak słup soli.

- Kiedy zapytałem ją, czy nie potrzebuje pomocy, odpowiedziała, że wiozła gotową pracę magisterską, która rozsypała się po całym wagonie – mówi Zbigniew Męzik. - W tym pociągu po zderzeniu wszędzie walały się rzeczy, które ludzie wieźli w bagażach: potłuczone słoiki, buraczki, marchewki. Dzisiaj ktoś się może z tego śmiać, ale to była straszna tragedia. Krzyki ludzi były nie do opisania.

Na miejsce wypadku oprócz strażaków, ratowników, milicjantów, żołnierzy i kolejarzy, przyjechali także funkcjonariusze Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW), czyli wojskowe służby specjalne.
- W rozbitym wagonie został mój mundur wojskowy, powiedziałem o tym oficerowi WSW, bo z tego powodu mogłem mieć duże kłopoty - mówi Zbigniew Męzik.

Major WSW potraktował to bardzo poważnie. Żołnierze weszli razem z poborowym z Olesna na dach wagonu, wycięli otwór i zdołali wyciągnąć mundur, a także portfel.

- Pamiętam, że w portfelu miałem 20 tysięcy zł. To była spora kwota, wiozłem ją, żeby w Oleśnicy kupić części do mojego malucha, czyli fiata 126p - mówi Zbigniew Męzik. – Myślę do dzisiaj o tym, kto jeszcze razem ze mną wsiadł do tego pociągu w Oleśnie. Była to dziewczyna w wieku studenckim oraz mężczyzna około czterdziestki.

Dlaczego doszło do tej katastrofy

W wyniku śledztwa ustalono, że bezpośrednią przyczyną katastrofy było zaniedbanie obowiązków służbowych przez dyżurnego ruchu na stacji kolejowej w Bąkowie. Dyżurną w tym dniu była Monika N. Już dzień po katastrofie, 18 października 1984 r., zastosowano wobec niej areszt tymczasowy. Prokuratura Wojewódzka w Opolu oskarżyła dyżurną ruchu o to, że zezwoliła na wjazd pociągu pospiesznego na tor zajęty już przez pociąg towarowy, doprowadzając w ten sposób do zderzenia obu pociągów.

Dyżurna ruchu nie zapomniała bynajmniej o pociągu towarowym, była jednak przekonana, że pociąg ten nie stoi pod semaforem wjazdowym, tylko znajduje się już w drodze do Kluczborka. Rzeczywiście, na odcinku między stacjami Bąków i Kluczbork jechał pociąg towarowy, ale był to całkiem inny skład!

Dyżurna nie widziała świateł lokomotywy czekającej przed semaforem, ponieważ maszynista zatrzymał się w sporej odległości. Monika N. telefonicznie potwierdziła przybycie pociągu towarowego do stacji Bąków. Na tej podstawie dyżurny ruchu stacji Stare Olesno dał sygnał zezwalający na wyjazd maszyniście pociągu pospiesznego.

Dyżurna ze stacji Bąków ustawiła na semaforze wjazdowym sygnał „wolna droga na wjazd”. Miał to być sygnał dla pociągu pospiesznego, ale maszynista składu towarowego, widząc sygnalizację, ruszył w drogę. Kiedy Monika N. dostrzegła światła pociągu towarowego, zorientowała się w straszliwej pomyłce. Przez radiotelefon zawołała „2603, stój, stój!” (2603 to numer pociągu pospiesznego).

Maszynista pociągu relacji Lublin - Jelenia Góra zaczął wprawdzie natychmiast hamować, ale było już za późno. Wcześniej prowadził pociąg na łuku w lesie, dlatego dopiero po wyjściu z zakrętu zauważył jadący przed nim tym samym torem pociąg.

Maszynista zaciągnął hamulec, wypchnął swojego pomocnika do maszynowni (uratował tym samym 23-letniemu mężczyźnie życie!), ale sam nie zdążył już uciec. Zdążył tylko wydostać się za drzwi do korytarza maszynowni, gdzie został przygnieciony. Pociąg pospieszny wjechał w tył składu towarowego z prędkością ok. 96 km/h (prędkość ruszającego dopiero pociągu towarowego wynosiła ok. 10 km/h).

- Po zderzeniu pociągów maszynista jeszcze żył. Próbowano go uratować, wycięto otwór w elektrowozie, przez który dawano mu zastrzyki przeciwbólowe. Niestety, maszynista był przygnieciony i zanim zdołano go wydostać z elektrowozu, zmarł w wyniku odniesionych obrażeń -mówi Zbigniew Męzik.

- Tego, co zobaczyłem na miejscu wypadku, a byłem tam już o godzinie 5:50, nie zapomnę do końca życia. Podobnie jak twarzy dyżurnej ruchu stacji Bąków – napisał w internecie jeden ze świadków katastrofy kolejowej w Bąkowie.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Katastrofa kolejowa w Bąkowie pod Kluczborkiem. "Od tamtej pory boję się wsiąść do pociągu" [ZDJĘCIA] - Nowa Trybuna Opolska

Komentarze 26

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

c
czarna owca z Wągrowca
7 listopada, 12:45, Srachwalski i Odórowska:

Działaczka Biedronia odchodząc ze spółki dostała odprawę. Zdecydował o tym... jej ukochany!

Odrowska startuje z 8. miejsca na liście Wiosny do Parlamentu Europejskiego na Dolnym Śląsku. Zapowiada walkę o lepsze warunki pracy dla nauczycieli i wyższe wynagrodzenia w sektorze publicznym. Domyślamy się, że przynajmniej tak wysokie jak wypłata, którą miała w Kolejach Dolnośląskich.

Zatrudnił ją prezes Piotr Rachwalski (46 l.), czyli... prywatnie jej partner! Według naszych informacji, została specjalistą od public relations z pensją ok. 7000 zł brutto. To jednak dopiero początek historii. W grudniu 2018 r. nad chwalonym wszem i wobec prezesem Rachwalskim zawisły czarne chmury.

Na Dolnym Śląsku zmienił się układ rządzący w sejmiku i było pewne, że lada dzień zmiany dosięgną także jego. Zebranie rady nadzorczej, która w planach miała zmiany w zarządzie, zaplanowano na 4 stycznia. Dzień przed tą datą, Rachwalski zwolnił jednak z pracy... Odrowską!

Dlaczego? Jak nie wiadomo, o co chodzi, wiadomo, że chodzi o pieniądze! Otóż prezes zwolnił swoją partnerkę z obowiązku świadczenia pracy przez okres trzymiesięcznego wypowiedzenia.

Podjął też decyzję, by spółka wypłaciła jej odprawę przysługującą np. członkom zarządu – trzy dodatkowe pensje, czyli w około 21 tys. zł! A to oznacza, że od 1 lutego Odrowska nie przepracowała ani jednego dnia, a dostała wynagrodzenie za 6 miesięcy pracy!

W tym czasie mogła bez przeszkód uczestniczyć w wiecach poparcia dla strajkujących nauczycieli czy zbierać podpisy pod listami Wiosny. Gdy zapytaliśmy prezesa o powody takiej hojności, odpowiedział, że okoliczności odejścia z firmy są sprawą pomiędzy pracodawcą a pracownikiem.

To samo powtórzyła nam Katarzyna Odrowska. – Czy wpływ na przyznanie odprawy miał pani związek z panem Rachwalskim? – dopytujemy. – Nie będę tego komentować – ucięła rozmowę. Z Robertem Biedroniem nie udało nam się wczoraj skontaktować.

https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/katarzyna-odrowska-dostala-odprawe-w-kolejach-dolnoslaskich/bx3fyfg?utm_source=www.fakt.pl_viasg_fakt

Historia romansu odrowskiej i rachwalskiego obrzydza i przeraża ukazując jednocześnie w jaki oligarchowie potrafią żerować na publicznej firmie.Dlaczego ministerstwo milczy a nawet nie bada sprawy???

S
Srachwalski i Odórowska
Działaczka Biedronia odchodząc ze spółki dostała odprawę. Zdecydował o tym... jej ukochany!

Odrowska startuje z 8. miejsca na liście Wiosny do Parlamentu Europejskiego na Dolnym Śląsku. Zapowiada walkę o lepsze warunki pracy dla nauczycieli i wyższe wynagrodzenia w sektorze publicznym. Domyślamy się, że przynajmniej tak wysokie jak wypłata, którą miała w Kolejach Dolnośląskich.

Zatrudnił ją prezes Piotr Rachwalski (46 l.), czyli... prywatnie jej partner! Według naszych informacji, została specjalistą od public relations z pensją ok. 7000 zł brutto. To jednak dopiero początek historii. W grudniu 2018 r. nad chwalonym wszem i wobec prezesem Rachwalskim zawisły czarne chmury.

Na Dolnym Śląsku zmienił się układ rządzący w sejmiku i było pewne, że lada dzień zmiany dosięgną także jego. Zebranie rady nadzorczej, która w planach miała zmiany w zarządzie, zaplanowano na 4 stycznia. Dzień przed tą datą, Rachwalski zwolnił jednak z pracy... Odrowską!

Dlaczego? Jak nie wiadomo, o co chodzi, wiadomo, że chodzi o pieniądze! Otóż prezes zwolnił swoją partnerkę z obowiązku świadczenia pracy przez okres trzymiesięcznego wypowiedzenia.

Podjął też decyzję, by spółka wypłaciła jej odprawę przysługującą np. członkom zarządu – trzy dodatkowe pensje, czyli w około 21 tys. zł! A to oznacza, że od 1 lutego Odrowska nie przepracowała ani jednego dnia, a dostała wynagrodzenie za 6 miesięcy pracy!

W tym czasie mogła bez przeszkód uczestniczyć w wiecach poparcia dla strajkujących nauczycieli czy zbierać podpisy pod listami Wiosny. Gdy zapytaliśmy prezesa o powody takiej hojności, odpowiedział, że okoliczności odejścia z firmy są sprawą pomiędzy pracodawcą a pracownikiem.

To samo powtórzyła nam Katarzyna Odrowska. – Czy wpływ na przyznanie odprawy miał pani związek z panem Rachwalskim? – dopytujemy. – Nie będę tego komentować – ucięła rozmowę. Z Robertem Biedroniem nie udało nam się wczoraj skontaktować.

https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/katarzyna-odrowska-dostala-odprawe-w-kolejach-dolnoslaskich/bx3fyfg?utm_source=www.fakt.pl_viasg_fakt
U
Urszula Kaźmierczak
Powiem wprost. Uważam, że pociągów KD do Wrocławia jest za dużo, szczególnie poza sezonem knyszowym. Wiele razy byłam we Wrocławiu i widziałam przyjeżdżające pociągi KD, z których wysiadało ok. 10 osób. Pisałam o tym na forum. O pustym Zgorzelcu pisali inni forumowicze.

To jest marnotrawstwo pieniędzy podatników, bo wożenie powietrza to nic innego jak wyrzucanie pieniędzy w błoto. Być może te pociągi przydałyby się w inne regiony, gdzie połączeń jest dużo mniej lub nie ma ich wcale. Na przykład do Jeleniej Góry/Szklarskiej Poręby. Czy naprawdę do Wrocławia pociąg KD musi jeździć średnio co 2-3 godziny?

Mnie jako mieszkankę Wrocławia zadowoliłyby dwa pociągi KD. Do Jeleniej Góry i Wałbrzycha, tak jak było jeszcze 70 lat temu. Więcej tutaj nie potrzeba. A wrocławskiemu mikolstwu ciągle mało, i mało. To jest bardzo irytujące! Zwłaszcza, że o wandalach z Wrocławia niszczących tory i pociągi w zasadzie nic nie mówicie. Te pociągi, waszym zdaniem, są potrzebne wrocławianom. Skoro tak to takich samych połączeń potrzebują lwówczanie! A co, oni gorsi, mniej mobilni?
A
Adolf Warski
Ruch na Wrocławiu Głównym nie jest taki wcale wielki jak szermują zwłaszcza miłośnicy "kolejek", zwłaszcza KD, na portalu "infokolej.pl".

Wczoraj przeprowadziłem zwiad taktyczny (przyjechałem w tym celu do Wrocka).

I wygląda to następująco.

Pociąg KD 13:35 do Krotoszyna wykazywał pewne zapełnienie ale nie więcej niż 5% (powiedzmy że to sukces w dzisiejszych czasach).

PR 13:40 do Kędzierzyna pusty (wogóle ta relacja na Opole na wszystkich kursach wykazuje bardzo małe zapełnienie, co zwłaszcza mnie bardzo to dziwi).

KD 13:43 do Lubania (Śląskiego - by nie mylić z Lublinem) zupełnie pusty, chyba że jakiś pacjent na gape schował się we WC...

KD 13:47 do Trzebnicy Centralnej - j. w.

KD 13:50 do Jelcza po orzechy laskowe - raptem paru pacjentów.

Nie chciało mi się nawet podejść na słynny peron VI by sprawdzić rejs KD 15:36 do Bielawy Zach. gdyż uznałem że szkoda zelówek na ten odległy peron.

PR 14:04 do Ścinawy - nawet nie zorientowałem się że wogóle jedzie, taki pusty.

PR 14:04 do Kędzierzyna - znowu null.

14:17 KD "Chełmiec" do Jeleniej Góry - i tu zaskoczenie. Zabrakło nawet miejsc stojących w 45WE, czyli sukces! (a jeszcze było wielu spóznialskich i pojazd odjechał trochę po czasie).

IC "Piast" 14:19 do Gdyni - o dziwo w jednym wagonie II klasy nawet 10% pacjentów, w sumie ok. 12 podróżnych.

PR 14:19 do Międzylesia - puściutki.

KD 14:24 do Lubina - oczekiwało na podstawienie składu ok. 5 osób.

KD 14:27 do Rawicza .10%.

PR 14:37 do Kluczborka - pacjentów z lupą szukać, nie wiem jak zarobili na prąd do Nadodrza a co dalej ???

KD 14:41 do Zgorzelca - nuuuda, odjechał z samą drużyną konduktorską na pokładzie.

PR 14:44 do Jelcza - nuuuda.

W tym momencie zrobiłem sobie dłuższą pauzę na kawkę by nie oglądać tego obrazu nędzy i rozpaczy.

Dalej.

KD 15:43 do Wałbrzycha Miasto - o dziwo na 31WE z Jelcza - prawie pełen oprócz jednego wolnego przedziału w tylnej części.

I zamiast z peronu V to z nr II. A w tabeli przyjazdu figuruje jako przyjazd 15:10 z Jelcza nr 67859 na peron nr III a odjazd z peronu V jako nr 69281 więc z Jelcza przyjeżdża chyba jako pociąg - widmo.

KD 15:59 do Trzebnicy Centralnej - centralnie pusto.

PR 16:00 do Opola - po co to jedzie wogóle ???

PR 16:14 do Łodzi aż Kaliskiej - j.w.

Tak więc reasumując, zanim coś się beknie o potrzebie, zwłaszcza reaktywacji kolejek powiatowych wokół Wrocławia czy wręcz wąsko - torowych, pobiegajcie troche po peronach bo inaczej z Was beka.

Wasz

Dobry Wujek Adolf
K
Krzysztof Czarnecki
Ktos usilnie próbuje robić z małego Wrocławia metropolie i na sile stworzyć z Wrocławia węzeł kolejowy i tzw linie metropolitalna gdzie może przez krótki czas będzie obliczenie pasażerów A potem prawdopodobnie kilka osób w pociagach
H
Hołota z Ws iocławia
Pociągów do Sobótki nawet sami mieszkańcy nie chcą, gdyż niszczą wszystko to co zrobiła firma budowlana podczas remontu torów. Wpiszcie w Google: "Kradną części maszyn i niszczą sprzęt. Złodzieje i wandale prawdziwą plagą dla remontujących linię kolejową" lub "Tak powstaje linia kolejowa Wrocław - Sobótka. Kiedy pojawią się tu pociągi?" i przeczytajcie w tekście akapit "Most nad Ślęza dopiero wyremontowany, a już zniszczony!". Szkoda publicznych pieniędzy na remont linii, która będzie stale niszczona przez wandali z Wrocławia i okolic.
P
Paweł
Co to ma wszystko tutaj do czynienia z tym artykułem. Wstyd, ja w tym czasie bylem też w wojsku to znam to wszystko tylko z gazet.
S
Sołtys Lwówka
Następny artykuł niemający nic wspólnego ze Lwówkiem!
M
Marek Kramarz
Taaa, udało się od 'gupiej unii' wyrwać dotacje, to na siłe tworzy się przedsięwzięcia, by dać zarobić znajomym królika. Głupota totalna ta linia do Sobótki, po pierwszej fali euforii, składy będą jeździć - z braku pasażerów - coraz rzadziej. Nieopłacalna głupawka.
H
Henryk Grabiarz
Ja pytam po co komu jest ta linia do Sobótki. Kto będzie nią jeździł? Michalak to był twój genialny pomysł, zakorkujesz trzy wloty do miasta w imię projektu który będzie padaczką. Jeśli stopień zapełnienia wagonów nie przekroczy 25procent to do końca życia powinieneś kible w tlk sprzątać szkodniku.
***** ***
Qrva,następny artykuł nie mający nic wspólnego z wrocławiem!!!
F
Fuj!
"Robią kupy na podłogę, kradną deski sedesowe. To przez nich toalety na dworcu zamknięto". Gdzie ten zafajdany dworzec? Oczywiście w Klocławiu! Zapraszam do ciekawej lektury: https://gazetawroclawska.pl/robia-kupy-na-podloge-kradna-deski-sedesowe-to-przez-nich-toalety-na-dworcu-zamknieto/ar/c1-15597395

Takie są skutki sprzedaży knysz na dworcach, które przed podróżą trzeba wys rać. xD
A
Adolf Warski
Sens ma tylko reaktywacja linii do Lwówka, Karpacza i Kowar. Po jakichś Sobótkach, Jedlinach, Zagórzach i innych uStroniach nikt nie będzie jeździł pociągiem. Te linie zaorać a szyny sprzedać na złom. Nie chcemy najazdu wieśniaków z Ws iocławia!
T
Tomasz Warszawski
Pociągów do Sobótki nawet sami mieszkańcy nie chcą, gdyż niszczą wszystko to co zrobiła firma budowlana podczas remontu torów. Wpiszcie w Google: "Kradną części maszyn i niszczą sprzęt. Złodzieje i wandale prawdziwą plagą dla remontujących linię kolejową" lub "Tak powstaje linia kolejowa Wrocław - Sobótka. Kiedy pojawią się tu pociągi?" i przeczytajcie w tekście akapit "Most nad Ślęza dopiero wyremontowany, a już zniszczony!". Szkoda publicznych pieniędzy na remont linii, która będzie stale niszczona przez wandali z Wrocławia i okolic.
J
Jakub Bartz
Tylko czy lokalni ułani zza Buga wracający z plewienia buraków w swoich rydwanach ciągnionych przez wierzgające rumaki wyhamują na przejazdach kolejowych? W zetknięciu z żelaznym smokiem niejeden stracił już życie. A kto będzie pilnował dzieciaki bawiące się na torach? Przecież nie pójdą na plac zabaw bo tam łobuzy pilnują piaskownicy. Nie, takich niebezpieczeństw my w Sobótce nie chcemy!
Wróć na i.pl Portal i.pl