Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kabaret Moralnego Niepokoju - premier na kawie z Laskowikiem! [WYWIAD, ZDJĘCIA]

Marcin Kostaszuk
Marcin Kostaszuk
Robert Górski na okładce książki "Jak zostałem premierem"
Robert Górski na okładce książki "Jak zostałem premierem" Archiwum wydawcy
Robert Górski, znany z kabaretowej roli premiera Tuska lider Kabaretu Moralnego Niepokoju nagrywał w Poznaniu telewizyjny program świąteczny. Co ciekawe, spotkaliśmy go później na kawie z Zenonem Laskowikiem. O tym, co łączy go z założycielem Tey'a opowiada w rozmowie z Marcinem Kostaszukiem.

Ile osób mówi do Pana per "Panie premierze"?
Robert Górski: - Nie liczyłem, ale na pewno dużo. Dzięki temu w pewnym momencie przestali mówić na mnie "Badyl" - pod tą ksywą byłem kojarzony i teraz na ulicy zaczepiany jestem jako premier. Szkoda, ze nie pomyślałem, żeby naśladować prezydenta, byłoby jeszcze milej.

Czytaj także:
Laskowik o władzy: "Narkotyk gorszy niż prochy" [ROZMOWA]

To Pan "odczarował" Donalda Tuska dla kabaretu. Dziś parodiuje go wielu innych twórców kabaretu, a Pan zawsze podkreślał, ze nie lubić "śpiewać w chórze".
Robert Górski: - No jasne, po co mówić ludziom rzeczy, o których oni wiedzą? To jest nieatrakcyjne. Żart zawsze polega na zaskoczeniu, na jakimś kontraście oczekiwań z tym, co ludzie otrzymują. Naszym zadaniem jest więc wyszukiwanie nowych tematów i pozostawianie za sobą tych oklepanych. Misja twórców polega na tworzeniu, a nie odtwarzaniu.

Dlaczego Donald Tusk tak długo był "teflonowy" dla kabareciarzy?
Robert Górski: - Był autentycznie lubiany, ludzie chcieli w nim widzieć dobrego przywódcę. Nic jednak nie trwa wiecznie, każdy wizerunek się zużywa - w końcu jest premierem od sześciu lat - zaczynają pojawiać się dziury. Albo były tam zawsze, tylko ludzie ich nie dostrzegali.

Wie Pan, że Zenon Laskowik oglądał w niedzielę wasz spektakl w poznańskiej operze?
Robert Górski: - Tak, bo sam go zaprosiłem, a on zgodził się, żeby przyjść.

Gdy zaczynaliście w połowie lat 90. wiele kabaretów odcinało się od twórców z lat 80.
Robert Górski: - Nigdy nie byliśmy w kontrze do kabaretu Tey. Wręcz przeciwnie, to był nasz wzór! Jeśli nie robiliśmy takiego kabaretu jak oni, to tylko dlatego, że nie potrafiliśmy. Zająłem się nim w dużej mierze dlatego, że widziałem Laskowika i Smolenia w Opolu, w programie z "Z tyłu sklepu". Ten rodzaj energii, jaki dawali ludziom, sprawił, że zapragnąłem kiedyś wziąć udział w czymś takim. Oczywiście jesteśmy młodsi, ale w dużej mierze kontynuujemy ten rodzaj kabaretu, jaki tworzył Tey.

W niedzielę pokazaliście nawiązujący trochę do "Z tyłu sklepu" skecz o sprzedawcy AGD. Delikatny ukłon?
Robert Górski: - Nie, zupełny przypadek. Wiadomo, że niektóre tematy są uniwersalne, wraca się do nich i są pewne wątki stałe.

Zmienia się jednak otoczenie: 10 lat temu, robiąc scenografię do spektaklu świątecznego, zapewne sięgnęlibyście po wiejską chatkę z makatkami. Teraz graliście w gustownym salonie z plazmą na ścianie. Tak zmienił się dom przeciętnego Polaka?
Robert Górski: - Znak czasów. Tyle, że to jest scenografia telewizyjna, coś innego niż zwykle. Musi wypadać efektownie, zwłaszcza, że program zostanie wyemitowany w święta, czyli w szczególny czas.

Ale założeniem miał być rzeczywiście przeciętny polski dom?
Robert Górski: - Założenie było takie, żeby nie było to miejsce przaśne. Tyle lat wcielaliśmy się w role ludzi prostych, meneli czy dresiarzy i ten temat też się wyczerpał. Nie warto robić tym ludziom specjalnej reklamy, zwłaszcza, gdy chcemy przekazać pozytywny obraz Polski. Moja mama zawsze chciała, żebym się nie ubierał jak dziad i chodził w garniturach…

Wspominał Pan, także na scenie, że kabaret jest uznawany za sztukę niską. To dlatego wyśmiewacie współczesny teatr, pokazując, że bez gołego faceta na scenie nie ma dziś "wielkiej sztuki"?
Robert Górski: - Ostatnio byłem parę razy w teatrze i wyszedłem rozczarowany. Ten teatr, który miał służyć odchamianiu, służy dziś czemuś innemu. Nawet na ulicy nie słyszę tylu przekleństw co w teatrze, to jest chyba jakaś licytacja, kto bardziej sprowokuje, uderzy po oczach, po uszach. Zaprzeczenie istoty teatru. Oczywiście kabaret jest niższą sztuką, nie trzymamy czaszki w ręce jak Hamlet. Ale za to potrafi reagować na wydarzenia i utrzymywać - jako jedyna forma sztuki - bezpośredni i bieżący kontakt z widzem. Słowo "kabaret" jest oczywiście bardzo pojemne, mieszczą się w nim zarówno znakomite, literackie teksty, jak i beznadziejne wygłupy. Niestety kojarzy się głównie z tym drugim, a nie pierwszym.

Jesteście jednymi z ostatnich, którzy mają szacunek dla piosenki kabaretowej…
Robert Górski: - Mam większy szacunek, niż to widać na scenie. Trochę zapuściliśmy się, jeśli chodzi o piosenki, to wymaga pracy. Ja w ogóle nie lubię "kabaretowych" piosenek, jakoś mnie męczą teksty, które muszą być śmieszne. W kabarecie wolę piosenki liryczne, bardziej Osiecką niż Przyborę.

Czy takim poetą jest dziś Muniek Staszczyk? Poświęciliście mu jeden ze skeczy.
Robert Górski: - Pojawił się, bo Mikołaj jest do niego podobny, ma zresztą wielką umiejętność upodobniania się do wielu ludzi. Brakowało nam piosenki, ta powstała w kilka dni. A melodie T.Love są tak ładne i znane, że to nic trudnego.

W innym momencie zaczęły fruwać w operze samoloty z papieru - powtórzyliście rytuał fanów poznańskiego zespołu rockowego Muchy...
Robert Górski: - Bardzo przepraszam, to nieświadome nawiązanie. Co więcej, to jest pomysł pani reżyser, a nie mój. Ale to ładny obrazek, jak takie samolociki fruwają sobie po całym Teatrze Wielkim.

W innym skeczu śmiejecie się z resocjalizacji przez sztukę, która udaje się, ale opacznie… Wierzycie w ten sposób resocjalizacji?
Robert Górski: - W skali globalnej nie, ale w pojedynczych przypadkach jak najbardziej. Sztuka w ogóle służy temu, żeby świat był lepszy i przyjemniejszy, żeby nam się mile żyło i nie przychodziły głupie pomysły. W ogólnym planie strategicznym taki jest cel sztuki - resocjalizacja.

Główną rolę gra w tym skeczu wasz nowy nabytek, znana wcześniej z roli w "Złotopolskich" Magdalena Stużyńska. Wcześniej "testowaliście" poznaniankę Halszkę Lehman.
Robert Górski: - Halszka została zatrudniona w teatrze w Lublinie. Chcieliśmy współpracować, ale tak wypadło, ze ona tuż przed nasza propozycją dostała chyba etat w teatrze i wybrała właśnie teatr. Co nie jest chyba dziwne…

…bo nie musi robić ilu kilometrów po kraju rocznie?
Robert Górski: - Nie wiem ilu. Bardzo dużo robimy kilometrów, a dla aktora naturalnym środowiskiem jest teatr. Będę śledził jej dokonania. Była ekstra.

Z kolei Magdalena Stużyńska zdobyła was…
Robert Górski: - Urokiem osobistym, inteligencją, wdziękiem, tym, że się znamy od dawna, więc nie był to skok do nieznanej wody, ale do znanego basenu.

Ale w pewnym momencie wyszła na scenę i wyznała, jak bardzo jest w kabarecie niedoceniona.
Robert Górski: - To taki mały dowcip, żeby ją ośmielić. Cały czas ma aktorski nawyk cofania się w głąb sceny. A ja chciałem żeby była na jej krawędzi.

W kabarecie Moralnego Niepokoju kobieta jest nieodzowna?
Robert Górski: - Nieodzowna. Przez chwilę występowaliśmy w czwórkę: czuliśmy się niekomfortowo, staro, źle. I mieliśmy zaburzoną orientację seksualną.

Dlaczego w waszych skeczach nie pojawia się kluczowe dla Polaka słowo "kurwa".
Robert Górski: - Rzeczywiście, nie pojawia się. Bo już się kiedyś pojawiło i uznaliśmy, że nie tędy droga. To łatwy sposób do rozbawienia ludzi, nie mówię też, że nie wolno w ogóle używać przekleństw. Jeśli mają uzasadnienie, a są fragmentem języka polskiego, więc można użyć, tylko z umiarem i wiedzieć kiedy. Tak, aby wpisać je w minimalny cudzysłów.

Zapytam jeszcze raz o spotkanie z Laskowikiem - czy planujecie wspólnie coś więcej niż kolejne spotkanie przy kawie?
Robert Górski: - Myślę, że to jest marzenie każdego człowieka, który zajmuje się, lub chce się zajmować sztuką kabaretową, żeby zrobić coś wspólnie z panem Zenonem. A przynajmniej się z nim spotkać i porozmawiać. Świat jest dlatego taki wspaniały, że nigdy nie wiadomo co się zdarzy: kiedyś w Opolu oglądałem Laskowika w "Z tyłu sklepu", a dziś jesteśmy na "ty". I tego się w życiu nie spodziewałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski