Izabela Pek przypomina PiS o sobie. Kim jest kobieta, która oskarża posła Stanisława Piętę o uwiedzenie, obietnicę małżeństwa i porzucenie?

Dorota Abramowicz
Instagram autora zdjęcia: @remi_dabrowski
Instagram autora zdjęcia: @remi_dabrowski Remigiusz Dąbrowski
Izabela Pek jest jak gorący kartofel. Generalnie, wśród pomorskich polityków Prawa i Sprawiedliwości nikt jej nie zna. Albo jeśli już zna, to tylko przelotnie. Wspólne zdjęcia powstały przypadkowo lub w ramach rutynowego fotografowania się z elektoratem. A wiceminister Sellin, którego nazwisko w ostatnich dniach zniknęło z grona znajomych Izy na Facebooku, mówi, że nie zarządza swoim kontem osobiście.

Był człowiek - nie ma człowieka. Stąd już krok do rozpowszechnianej na prawicowych portalach teorii, że młoda „kobieta znikąd” jest uśpionym szpiegiem obcych służb. Uruchomionym tylko po to, by obyczajowo skompromitować posła Stanisława Piętę, zawieszonego w ostatni poniedziałek w prawach członka partii i klubu PiS. A także wycofanego z prac komisji śledczej ds. Amber Gold oraz komisji ds. służb specjalnych.

- Od początku świetnie się bawię, obserwując reakcję lokalnych polityków - mówi Artur Dziambor, który zna Izabelę Pek od szkoły podstawowej, a przed czterema laty był kandydatem Kongresu Nowej Prawicy na prezydenta Gdyni. - Najbardziej bawią mnie publikacje mediów prorządowych, na podstawie zdjęć Izy z Andrzejem Lepperem czy Tomaszem Lisem, wysnuwających teorie, że WSI nadal działa. To zabawne, chociaż nie da się ukryć, że Iza jest tym załamana.

Totalny matriks

Z Izabelą Pek umawiamy się na spotkanie przy wejściu na gdyński bulwar. Młoda, jasnowłosa, bez makijażu nie wygląda jak femme fatale polskiej prawicy.

- Wiadomości o agenturze rzeczywiście najpierw wyglądały śmiesznie - mówi na początku spotkania. - Potem, gdy przyszło otrzeźwienie, zrozumiałam, że są to bardzo poważne oskarżenia. W niektórych państwach grozi za to kara śmierci. Nagle zaczęłam zastanawiać się, czy rano nie wpadną do mieszkania panowie w czarnych kominiarkach. Znalazłam się w totalnym matriksie...

Nagle zaczęłam zastanawiać się, czy rano nie wpadną do mieszkania panowie w czarnych kominiarkach. Znalazłam się w totalnym matriksie

Droga Izabeli do innej rzeczywistości prowadziła przez politykę oraz przez ujawnienie domniemanego romansu z konserwatywnym posłem PiS Stanisławem Piętą.

Skandal wybuchł w ostatnich dniach maja, kiedy „Fakt” opublikował artykuł o uwiedzeniu „kobiety z prowincji”, którą nazwał Joanną, przez posła Piętę. Anonimowość „Joanny” trwała zaledwie kilka godzin. Ktoś przekazał konkurencyjnemu „Super-expressowi”, że kobietą oskarżającą polityka jest Izabela Pek - „fotomodelka i dziennikarka”. Przy okazji wyciągnięto śmiałe, roznegliżowane fotografie Izabeli sprzed lat, gdy pod pseudonimem Czarna Pantera pracowała jako fotomodelka oraz pochodzące z różnych okresów zdjęcia z politykami. W tym te najważniejsze - z Andrzejem Dudą, zrobione w „dudabusie” podczas kampanii prezydenckiej. A także inne - m.in. z Patrykiem Jakim i Tomaszem Lisem.

W tym momencie problem dwojga, a doliczając żonę polityka - już trojga osób, przeniósł się na poziom polskiej racji stanu.

Kreowanie wizerunku polityka

Izabela Pek nie jest znikąd. Jest z Gdyni. Tu urodziła się przed 33 laty, tu skończyła szkołę podstawową i liceum. - W liceum byłam przewodniczącą samorządu szkolnego - wspomina. - I tak trafiłam do Sejmiku Uczniowskiego, późniejszej Młodzieżowej Rady Miasta. Z prawicą jestem związana od 2001 roku.

Po ukończeniu liceum założyli Stowarzyszenie Młodzi dla Gdyni. Oprócz Artura Dziambora w stowarzyszeniu działali m.in. obecny poseł PiS Marcin Horała i gdyński radny PiS Patryk Felmet, od 2016 r. prezes firmy Rezerwa. Młodzi brali udział w finałach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy oraz w akcjach charytatywnych.

- Stowarzyszenie przestało istnieć w 2007 r., część poszła w kariery polityczne, część zajęła się pracą zawodową i rodziną - opowiada Artur Dziambor.

Iza skończyła politologię na Uniwersytecie Gdańskim. Tematem pracy magisterskiej, którą broniła tuż po katastrofie smoleńskiej, było kreowanie wizerunku polityka. Opisywała w niej m.in. kampanie dawnych znajomych: Marcina Horały i Artura Dziambora. Duży rozdział, dotyczący przywództwa partyjnego, poświęciła Jarosławowi Kaczyńskiemu.

- Brałam udział we wszystkich kampaniach Prawa i Sprawiedliwości w Gdyni - wspomina. - Od lokalnych, samorządowych, przez parlamentarne, aż po prezydenckie. Moja obecność w „dudabusie” nie była przypadkiem, jak dziś twierdzą niektórzy, tylko naturalną koleją rzeczy wynikającą z mojej działalności w środowisku i wykształcenia. Jestem bardzo silnie związana z opcją polityczną, reprezentowaną przez PiS. Siłą rzeczy uczestniczyłam w konferencjach, rozmawiałam z wieloma politykami, miałam z nimi kontakt. I kiedy czytam, że Janusz Śniadek w rozmowie z portalem naTemat mówi, że mnie w ogóle nie kojarzy, jednym kliknięciem palca otwieram folder ze zdjęciami. I widzę siebie obok prezesa Kaczyńskiego z panem Śniadkiem stojącym za moimi plecami. Przy czym trzeba postawić sprawę jasno - nie były to kontakty prywatne. Trudno teraz udawać, że mnie nie znają takie osoby, jak Janusz Śniadek, Marcin Horała, Artur Dziambor, Dorota Arciszewska czy Jarosław Sellin, który w ostatnią niedzielę uciekł w popłochu z mojej listy znajomych na Facebooku.

Brałam udział we wszystkich kampaniach Prawa i Sprawiedliwości w Gdyni

Dorota Arciszewska: - Nie znam tej pani, wizualnie jej nie kojarzę, nie miałam styczności, nie przypominam sobie. W strukturach jest dużo ludzi...

Co do wspólnych zdjęć, posłanka PiS dodaje z przekąsem, że nie jest mężczyzną, więc pewnie pani Iza się z nią nie sfotografowała.

Jarosław Sellin: - Nie znam pani Pek. Była na liście moich znajomych? Nie zarządzam osobiście moim kontem na Facebooku.

Izabela Pek: - Przykro. Mam milion dowodów, w tym wiele zdjęć, na to, że razem robiliśmy kampanie, cieszyliśmy się z sukcesów, wspieraliśmy. Po co mówić: „nie znam tej pani, nie wiem, co robiła”? To ja wam przypomnę, co robiłam - wspierałam was, nie dostając za to ani grosza. Często wstawałam o świcie, by pod kościołami rozdawać ulotki, a w podziękowaniu dostawałam porcję pierogów.

Ojczyzna wzywa?

Według Izabeli, znajomość ze Stanisławem Piętą zaczęła się od momentu, gdy zaproponował jej pracę.

- Oczekiwał, że pozyskam dla niego informacje - mówi. - Twierdził, że chciał opierać się na mojej wiedzy i doświadczeniu. Potraktowałam to jako szansę.

Szansa była jej potrzebna. Związana od 14. roku życia z modelingiem, zrezygnowała z pozowania do zdjęć trzy lata wcześniej. Pisywała artykuły do magazynu „Prestiż Trójmiasto”, publikowała na portalach internetowych, w „Tygodniku Solidarność”, występowała w Telewizji Republika. Pieniędzy z tego zbyt wielkich nie było, podobnie jak z firmy, prowadzonej wcześniej przez matkę, a potem przez Izabelę. W mieszkaniu uruchomiły coś na kształt hospicjum dla terminalnie chorych zwierząt: ponad 20 kotów i dwóch psów.

- Nie było jednak prawdą, że chciałam poprawić swoją sytuację materialną, nawiązując kontakt ze Stanisławem Piętą - podkreśla. - W środowisku PiS funkcjonowałam od kilkunastu lat i to on mnie tu znalazł. Osobiście przyjechał i złożył ofertę pracy. Usłyszałam: „powinna pani pracować dla rządu i prezydenta”. Przez pierwsze tygodnie miałam wrażenie, że on mnie werbuje do takich zadań, że został tu przez kogoś w tym celu przysłany... Odpowiedziałam z entuzjazmem. Skoro Ojczyzna wzywa?

Miała m.in. zbierać w Trójmieście informacje na temat Amber Gold. Nie dziwiła się - skoro Pięta zasiadał w komisji śledczej zajmującej się tym parabankiem, zapewne potrzebował danych. Zasugerowano jej, że będzie mogła pracować dla prezydenta Andrzeja Dudy, prowadząc jego stronę internetową, skierowaną do młodych wyborców.

Niektóre media, powołując się na anonimowych polityków, nazwały Izabelę „psycho-fanką” prezydenta. Przypominały jej entuzjastyczne wpisy na temat Andrzeja Dudy, wspólne zdjęcia z prezydentem zrobione w „dudabusie”. I podawały, że podczas kampanii dostała nieformalny zakaz wstępu do autobusu.

- To kłamstwo, i nawet dokładnie wiem, kto rozpuszcza taką plotkę - mówi Izabela. - To skutek wewnętrznych rozgrywek w PiS na Pomorzu. Oczywiście, popieram pana prezydenta i moim marzeniem była praca dla niego. Nigdy jednak nie zamierzałam przekraczać linii między wsparciem politycznym a życiem prywatnym.

Oczywiście, popieram pana prezydenta i moim marzeniem była praca dla niego. Nigdy jednak nie zamierzałam przekraczać linii między wsparciem politycznym a życiem prywatnym.

Dziś twierdzi, że prowadzona od lat aktywność społeczno-polityczna, związek z jedną opcją zamknęły przed nią inne drogi zatrudnienia. Uwierzyła, że żarliwe zaangażowanie mogło stać się jej pracą dla partii lub dla rządu. Myślała o sobie jako o urzędniczce w Sejmie....

Miała być idylla

Już pierwszego dnia zauważyła, że poseł interesuje się nią jako kobietą. Szybko przeszedł na „ty”, skracał dystans.

- Oplótł mnie jak bluszcz - twierdzi. - Zapraszał do Warszawy, namawiał na nocleg w hotelu sejmowym. Kiedy nie chciałam, obrażony wiózł mnie do Domu Pielgrzyma na Żoliborzu. Początkowo czułam się niezręcznie, a potem uwierzyłam. Te naciski, podchody. Intymne wykorzystanie. Był wręcz zaborczy. Podkreślał, że jestem tylko jego.

Twierdzi, że odwiedzał ją w domu w Gdyni.

- Opowiadał mamie, jak to się on o mnie zatroszczy - gorzko śmieje się Izabela. - Czy pani wie, że moja mama miała w folderze nasze zdjęcie zapisane jako „zięć”?

Musiała jednak wiedzieć, że wiąże się z mężczyzną żonatym, z dzieckiem. Politykiem, który słowo „rodzina” odmienia we wszystkich przypadkach, który na dogmatach oparł swoją karierę. Jak mogła być tak naiwna?
- Myślałam, że spotkałam kogoś niezwykłego na swojej drodze. Ponadto kobieta po trzydziestce wariuje. Zapisane jest to biologicznie, w naturze. Cyk, cyk, cyk - zegar odmierza niewykorzystane szanse... I trafił mi się facet, który w sytuacji intymnej mówi szeptem, że marzy, bym mu urodziła dziecko... - twierdzi Izabela. - Powtarzał, że sypia na kanapach, w samochodach, że jego małżeństwo jest fikcją. Ze mną miała być idylla, sielanka. W czerwcu ub. roku poszłam do ginekologa, by uzgodnić prowadzenie ciąży - jak brać witaminy, kwas foliowy. Nie miałam żadnych wątpliwości. Policzyłam, że za rok będę wychowywać nasze wspólne dziecko.

Myślałam, że spotkałam kogoś niezwykłego na swojej drodze. Ponadto kobieta po trzydziestce wariuje. Zapisane jest to biologicznie, w naturze.

Coś jednak zaczęło się psuć. Izabela pokazuje sms-y wysłane przez Stanisława Piętę i twierdzi, że obietnice kariery w Warszawie zostały zastąpione przez propozycję pracy w płockim Orlenie.

- Nie zgodziłam się - mówi. - Ci, którzy dziś sugerują, że dla osobistej korzyści związałam się z żonatym politykiem, jakoś tego nie chcą zauważyć. Tymczasem praca w Płocku mnie, jako politologa, wcale nie interesowała. Ostatecznie nic nie dostałam. Tygodniami prosiłam go o rozmowę, a on uciekł jak tchórz.

Pół roku później, jako „Joanna”, zdecydowała się powiedzieć dziennikarzowi „Faktu” o kontaktach ze Stanisławem Piętą. Dlaczego to zrobiła?

Długo milczy. Wreszcie, ważąc słowa, odpowiada: - Mam swoje powody.

Twierdzi, że wcześniej nikt tak naprawdę jej nie pomógł, choć wszyscy mieli sygnały, że coś się dzieje. Nie zareagowali. Nie jest tak, że nagle obudziła się i podjęła decyzję o zemście Czarnej Pantery. Czekała na wsparcie. Nie dostała go od nikogo.

- Chciałam też obnażyć hipokryzję i obłudę tego człowieka - mówi. - Już po naszym rozstaniu słuchałam, jak lansował się w mediach, jak mówił, że ostatnie cięcia w wynagrodzeniach parlamentarzystów nie wywołały entuzjazmu w jego domu. Pomyślałam sobie: jaki dom? Przecież przez prawie rok utrzymywałeś, że ty nie masz domu!

Początkowo myślała, że po publikacji poseł pójdzie sam do szefa klubu Ryszarda Terleckiego i powie: popełniłem błąd, przepraszam, oddaję się do dyspozycji prezesa. Jednak - jak utrzymuje - została zdradzona drugi raz. Jej nazwisko i zdjęcie ukazało się w mediach. Ruszyła machina nienawiści skierowana głównie przeciw niej.

- Najbardziej boli, że stoi za tym środowisko, z którym byłam związana - przyznaje. - Tytuły podległe rządowi wręcz mnie zlinczowały. Gdyby rzuciła się na mnie opozycja, pewnie bym nawet nie zauważyła. A tak machina ruszyła. Nic już mnie nie zdziwi. Jestem gotowa na wszystko.

Bez złudzeń

Poseł Stanisław Pięta najpierw zaprzeczał doniesieniom „Fak-tu” i groził gazecie pozwem. Potem przestał się na jakiś czas wypowiadać, by ostatecznie na Twitterze ponownie zaprzeczyć, że był kiedykolwiek związany prywatnie z Izabelą. W poniedziałek pojawiła się informacja o zawieszeniu go w prawach członka Prawa i Sprawiedliwości oraz o tym, że nie będzie zasiadał już w komisjach ds. Amber Gold i służb specjalnych.

- Czy to mnie satysfakcjonuje? - zastanawia się Izabela. - Przede wszystkim chciałam, żeby został odsunięty od prac komisji, co się już stało. A to, czy zostanie wydalony, czy pozostanie w klubie jest w gestii prezesa. Uważam, że to kierownictwo PiS powinno zadecydować o jego dalszych losach politycznych.

Decyzja, podjęta zapewne przez Jarosława Kaczyńskiego, powinna wyciszyć szum wokół posła Pięty i jego partii. Także wokół Izabeli, która już może zacząć liczyć to, co ma, i to, co straciła.

Ma jeszcze kilku przyjaciół, którzy stanęli za nią murem. Mimo nagonki, nienawiści, próby zaszczucia. Ufa im.

Poglądów politycznych nie zamierza zmieniać. Dziennikarze już dzwonili i pytali, czy kontaktował się z nią ktoś z Platformy Obywatelskiej z propozycją współpracy. - Nie - odpowiadała. - To nie mój świat. Chociaż ludzie, za którymi stałam przez lata murem, pokazali swoją małość.

Nadal z matką prowadzi hospicjum dla zwierząt starych i ciężko chorych. Pod ich opieką są 23 koty i dwa psy. Ekstremalne przypadki.

Obecnie sytuacja materialna Izabeli i jej matki jest dramatyczna. Mieszkanie zostało zlicytowane i sprzedane. Nie mają dokąd się udać, nie mają oszczędności.

Szanse na podjęcie pracy? - Żadne. Nikt mnie nie zatrudni - kręci głową.

Co dalej? - Nie wiem. Codziennie od pół roku zadaję sobie to pytanie, jak mantrę. Boję się o zwierzęta. Nie wiem też, gdzie za kilka miesięcy się wszyscy podziejemy.

Może więc żałuje tego, że odważyła się opowiedzieć o relacji znanego posła z nieznaną działaczką z prowincji?

Izabela Pek: - Drugi raz zrobiłabym absolutnie to samo. Może tylko inaczej. Byłabym mniej naiwna. Nie miałabym złudzeń.

Drugi raz zrobiłabym absolutnie to samo. Może tylko inaczej.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Izabela Pek przypomina PiS o sobie. Kim jest kobieta, która oskarża posła Stanisława Piętę o uwiedzenie, obietnicę małżeństwa i porzucenie? - Plus Dziennik Bałtycki

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl