Śledztwo jest związane z kupowaniem w UE wpływów przez Katar, obecnego gospodarza piłkarskich mistrzostw świata. Belgijska policja i funkcjonariusze Centralnego Urzędu ds. Zwalczania Korupcji w Brukseli podczas przeszukań domów i mieszkań w Brukseli zabezpieczyli już ponad 1,5 mln euro - pieniądze znaleziono między innymi w domu wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego Greczynki Evy Kaili (Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów), która w miniony wtorek została odwołana z zajmowanego stanowiska. Eva Kaili została aresztowana; według nieoficjalnych informacji pochodzących z belgijskiej prokuratury niewykluczone są dalsze zatrzymania; wiadomo, że w aferę jest także zamieszany europoseł z tej samej frakcji co Kaili - Belg Mark Tarabella.
Warto przypomnieć, że Eva Kaili publicznie opowiadała się za praworządnością: jej wystąpienia dotyczyły Polski, którą otwarcie atakowała. Od sześciu lat wspólnie z innymi europosłami, także z polską opozycją głosowała za rezolucjami wymierzonymi w nasz kraj, m.in. tymi, które powstały z inicjatywy polskich eurodeputowanych Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów, do którego należą Robert Biedroń, Leszek Miller, Włodzimierz Cimoszewicz czy Marek Belka. Jest to druga co do wielkości frakcja w Parlamencie Europejskim, po Europejskiej Partii Ludowej, której posłowie razem głosują przeciwko Polsce.
Afera korupcyjna w Brukseli pokazuje obłudę polityków takich jak Eva Kaili, którzy z jednej strony mają usta pełne frazesów o poszanowaniu prawa, a z drugiej strony uczestniczą w procederze przyjmowania łapówek i w praniu brudnych pieniędzy. Parlament Europejski szybko odciął się od swojej byłej wiceprzewodniczącej, warto jednak przypomnieć, że nie jest to pierwsza afera, która kładzie się cieniem na unijnych strukturach.
Dokładnie rok temu - w grudniu 2021 roku dziennikarz śledczy Jean Quatremer z francuskiego dziennika „Libération” napisał serię artykułów o lobbystach, którzy wywierają wpływ na sędziów TSUE i na urzędników KE. Francuska gazeta oskarżyła o korupcję i handel wpływami m.in. przewodniczącego TSUE sędziego Koena Lenaertsa oraz ważnych unijnych urzędników związanych z EPL. Z informacji zebranych przez dziennikarza wynikało, że w latach 2010-2018 unijni politycy uczestniczyli w spotkaniach, które były nielegalnie finansowane z publicznych funduszy. W takich spotkaniach mieli brać udział m.in. były szef KE Jean-Claude Juncker, były wiceprzewodniczący KE Jyrki Katainen i Johannes Hahn, obecny komisarz UE ds. budżetu i bliski współpracownik przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen.
Sprawa odbiła się głośnym echem w wielu krajach, jednak skończyło się jedynie na medialnym skandalu - nikt nie został odsunięty od zajmowanego stanowiska, nikt nie został ukarany. Mało tego - politycy bronili publicznie swoich kolegów, tak jak Donald Tusk (obecnie lider Platformy Obywatelskiej, wówczas przewodniczący EPL), który stwierdził, że „w pseudoaferze w UE nikt nie złamał prawa”.
Te dwie afery, które pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego, mają jednak jeden mianownik - pokazują erozję unijnych instytucji i hipokryzję unijnych polityków. Polityków, którzy chcą nieustannie pouczać innych, jak ma wyglądać praworządność, o której często sami zapominają.
Giganci zatruwają świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
