Co z połączeniami PKS? Mieszkańcy:"Odcina się nas od świata". Rząd ogłosił, że będzie przywracać nieekonomiczne kursy

Agnieszka Kamińska
Dworzec autobusowy w Starogardzie Gd.
Dworzec autobusowy w Starogardzie Gd. archiwum PKS Starogard Gd.
W PRL, w wielu wsiach i miasteczkach, autobus PKS był jedynym środkiem transportu publicznego. Na przystankach stały tłumy. Dziś PKS likwiduje połączenia. Nie będzie utrzymywać kursów dla garstki chętnych. Wśród mieszkańców najmniejszych miejscowości słychać głosy oburzenia: odcina się nas od świata. Rząd ogłosił, że będzie przywracać nieekonomiczne kursy. Ale czy propozycja zmian jest sensowna?

Leśniczy Michał Zabrocki wzdycha ciężko z powodu bezsilności. Sen z powiek spędzają mu bowiem autobusy, a dokładniej rzecz biorąc, ich brak. Leśniczy mieszka w gminie Osieczna, na samym skraju powiatu starogardzkiego. Wieś nie ma dostępu do linii kolejowej. O 6.50 wyjeżdża z niej autobus PKS do Starogardu Gd. Podróżuje nim głównie młodzież, ucząca się w szkołach ponadgimnazjalnych, w tym córka leśniczego. Drugi autobus kursuje ze wsi o 8.19. I to wszystko, jeśli chodzi o dojazd do największego miasta w powiecie. Leśniczy wraz z mieszkańcami zabiegał o uruchomienie innych linii autobusowych, bo uczniowie nie zawsze rozpoczynają lekcje o godzinie 8.

Bez przesady możemy powiedzieć, że jesteśmy dziś odcięci od świata. Osieczna jest piękną gminą, położoną w lasach, to prawdziwa perełka. Może geograficznie jesteśmy na peryferiach, ale nie jesteśmy na nich mentalnie. Nie możemy dać się na nie zepchnąć.

Do Starogardu Gd. dojeżdżają też mieszkańcy, przede wszystkim seniorzy, umówieni na popołudniowe wizyty lekarskie w szpitalu powiatowym. Wszelkie starania powołania nowej linii okazały się bezskuteczne. Kursy z oddalonej o 33 km Osiecznej są, według PKS Starogard Gd., nieopłacalne, a liczba pasażerów stanowczo za mała. Choć i tak PKS poszedł mieszkańcom na rękę. Pierwotnie bowiem pierwszy autobus wyjeżdżał już po godzinie 6 i był w Starogardzie Gd. po 7. Niektóre dzieci w oczekiwaniu na lekcje tułały się po mieście. Kurs udało się przesunąć w taki sposób, by uczniowie na zajęcia czekali znacznie krócej. - Dobre i to, choć to marna pociecha, kropla w morzu potrzeb. My potrzebujemy kursów do Starogardu Gdańskiego w różnych godzinach. Wyliczyłem, że podróż, czekanie i lekcje zajmują naszym uczniom po 11 godzin dziennie, to przecież więcej niż praca na etacie. Dlaczego nasze dzieci mają mieć gorsze warunki niż te z innych miejscowości? Wykonujemy różne, karkołomne kombinacje, żeby dojazdy tym naszym dzieciakom skrócić - tłumaczy Michał Zabrocki.

Leśniczy kilka dni w tygodniu zawozi córkę do oddalonej o 13 km wsi Ocypel w gminie Lubichowo. Tam, na trasie do Starogardu Gd., może ona wsiąść do busa obsługiwanego przez prywatnego przewoźnika. Czasem córka w drodze powrotnej zatrzymuje się w samym Lubichowie, które również ma lepsze połączenia ze Starogardem Gd. I stamtąd zabiera ją znajoma rodziny.

- Bez przesady możemy powiedzieć, że jesteśmy dziś odcięci od świata. Osieczna jest piękną gminą, położoną w lasach, to prawdziwa perełka. Może geograficznie jesteśmy na peryferiach, ale nie jesteśmy na nich mentalnie. Nie możemy dać się na nie zepchnąć. Brakuje nam tylko dobrych połączeń. Co mają zrobić licealiści, których rodzice nie mogą dowozić do pobliskich, lepiej skomunikowanych miejscowości, albo osoby starsze, samotne i bez samochodu? Dlaczego inne wsie mają więcej różnorodnych połączeń, a nasza Osieczna ciągle nie ma - pyta Zabrocki.

W latach siedemdziesiątych, żeby wsiąść do autobusu PKS, ustawiały się nawet kolejki. Dziś autobusy świecą pustkami. Czy pomysł PiS na reaktywację nieekonomicznych
W latach siedemdziesiątych, żeby wsiąść do autobusu PKS, ustawiały się nawet kolejki. Dziś autobusy świecą pustkami. Czy pomysł PiS na reaktywację nieekonomicznych połączeń coś zmieni? Narodowe Archiwum Cyfrowe

Przejazd sponsorowany

Prawda jest też taka, że wieś mogłaby nie mieć żadnego autobusu do Starogardu Gd. Kurs po godz. 8 istnieje dlatego, że w rejonie Osiecznej mieszka kierowca i ze wsi może rozpoczynać swoją pracę. Natomiast wyjazd autobusu przed 7 sponsoruje gmina. - Tej linii nie byłoby w ogóle, gdybyśmy jej nie utrzymywali - przyznaje Stanisław Stosik, wójt gminy Osieczna. - Jeżeli PKS Starogard Gd. jednak sprzeda na tej linii pewną liczbę biletów, to o tę kwotę obniża nam stawkę, którą musimy płacić. PKS powtarza, że obsługa naszego terenu jest nieopłacalna. Ale w gminie mieszka młodzież, która uczy się w liceach i zawodówkach w Starogardzie Gd. Co mam zrobić? Muszę zabezpieczyć te dojazdy. Utrzymywanie linii PKS przez gminę to jednak nie jest najlepsze rozwiązanie - dodaje wójt.

Idealnym wyjściem byłaby, jak mówi nam wójt, obsługa tej trasy przez prywatnego przewoźnika. Ale z tym jest problem. Jakiś czas temu z Osiecznej kursował autobus PKS do Czerska. Na tej trasie zaczął działać „busiarz” z Karsina. I wkrótce PKS musiał zlikwidować swoje połączenie. Ta sama firma zabiega teraz o utworzenie połączeń z Osiecznej do Starogardu Gd. Firmie kibicują mieszkańcy gminy i wójt, choćby dlatego, że ją znają z sąsiedniej trasy. „Busiarz”, ich zdaniem, jest solidny, bardziej elastyczny niż PKS i chce dostosować rozkład jazdy do potrzeb mieszkańców. A poza tym ma jeszcze jedną bardzo istotną zaletę:

- Nie będzie wyciągać ręki po dofinansowanie, tak jak robi to teraz PKS - mówi wójt Osiecznej Stanisław Stosik. - Firma, jeśli zaczęłaby działać, będzie musiała zrobić wszystko, żeby się utrzymać. Dla nas gorzej już na pewno nie będzie.

Dlaczego firma od dwóch lat nie może uzyskać w Starostwie Powiatowym w Starogardzie Gd. pozwolenia na przewozy?

- Otrzymaliśmy wniosek od tej firmy, ale nie został on rozpatrzony, bo pojawiły się braki formalne. Jeśli firma je uzupełni, to oczywiście wniosek rozpatrzymy. No niestety, takie są wymogi, z brakami formalnymi nie można dyskutować - wyjaśnia Kazimierz Chyła, starosta starogardzki.

Właściciel firmy twierdzi, że nie miał problemów z uzyskaniem pozwolenia w powiecie chojnickim, na terenie którego też działa. Na przejazdy międzypowiatowe, bez szemrania, pozwolił mu również marszałek województwa pomorskiego.

- W Starogardzie Gd. ciągle wytykają mi jakieś braki, uzupełniam je, a potem dowiaduję się, że oczekiwania co do ich uzupełnienia były inne i tak w kółko. W jednym powiecie nie ma problemów, a w drugim widzą braki, a przecież mam jedną działalność. Co tu kryć, starostwo robi mi pod górkę i tyle. A tracą na tym mieszkańcy Osiecznej. Nie wiem, być może dla kogoś jestem za dużą konkurencją - przypuszcza Robert Synak, przewoźnik.

Wśród mieszkańców gminy przebiegł pomruk niezadowolenia. Mają oni swoje wytłumaczenie. Starostwo jest udziałowcem większościowym spółki PKS w Starogardzie Gd., które również opiniuje wnioski prywatnych firm. Działanie nowego przewoźnika na pewno nie jest w interesie PKS. Tym bardziej, że przecież kurs utrzymuje gmina.

- Od tych całych autobusów aż się wszystko we mnie gotuje! Muszę to powiedzieć wprost. Starostwo i PKS nie są w stanie nam nic zaoferować, ale gdy jest szansa, żeby wszedł ktoś inny z zewnątrz ze swoją ofertą, to go blokują. Tak to wygląda z mojej perspektywy - twierdzi wójt Stosik.

W starogardzkim PKS twierdzą, że o żadnym blokowaniu prywaciarza nie ma mowy i że w Osiecznej dokonano korekty rozkładu jazdy we wrześniu, zgodnie z prośbą władz samorządowych. A inne sugestie co do kursowania autobusów z tej gminy do PKS jeszcze nie trafiły.

- Może tu chodzić jeszcze o coś innego. PiS ogłosił, że rząd będzie przywracać nierentowne połączenia PKS w gminach takich jak nasza. A może w starostwie chcą poczekać i zobaczyć, jak to nowe rozwiązanie prawne będzie działać - zastanawia się wójt Osiecznej.

Pasażerowie czekają na autobus na wsi w czasie tzw. zimy stulecia
Pasażerowie czekają na autobus na wsi w czasie tzw. zimy stulecia Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wystane karnisze

Wiozłam kiedyś karnisze. A że tłok w autobusie był nieziemski, to stałam przy niedomkniętych drzwiach, na schodkach, prawie wypadałam. Karnisze trzymałam oczywiście na zewnątrz, wzdłuż autobusu

W Osiecznej jak na dłoni widać problemy z transportem autobusowym, z którymi boryka się wiele miejscowości w Polsce. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu byłyby one nie do pomyślenia. Państwowa Komunikacja Samochodowa zaczęła działać po II wojnie światowej. Pierwsze przewozy pasażerskie realizowały samochody ciężarowe, zaadaptowane do przewozu osób. Do autobusów ustawiały się tłumy. - Do lat 80. PKS obsługiwał niemal całość pasażerskiego transportu podmiejskiego i dalekobieżnego. W wyniku transformacji ustrojowej przedsiębiorstwo podzieliło się na ponad sto firm, niektóre upadły, inne się skonsolidowały, przyjęły różne formy prawne. PKS jeździł we wsiach i w dużych miastach, w wielu miejscach był jedynym sposobem dotarcia do pracy i szkół, wykonywał po kilka kursów dziennie do jednej miejscowości. PKS to był gigant - opowiada Jacek Polifanowski, historyk, prowadzi bloga poświęconego m.in. komunikacji publicznej w PRL.

Wiele osób pamięta podróże autobusami, w których przewoziło się dosłownie wszystko.

- Co to były za czasy! Wiozłam kiedyś karnisze. A że tłok w autobusie był nieziemski, to stałam przy niedomkniętych drzwiach, na schodkach, prawie wypadałam. Karnisze trzymałam oczywiście na zewnątrz, wzdłuż autobusu. Bałam się, że ktoś się na nie nadzieje. Od tego trzymania ścierpła mi ręka, ale prędzej by mi ona odpadła, niż bym te karnisze upuściła. One były wystane! Żeby je kupić, stałam przez kilka godzin w kolejce w starogardzkim domu handlowym Rolnik. Ludzie wozili autobusami rury, papę, meble i to w dodatku w chmurach papierosowego dymu. Jakoś nikt się nie martwił o bezpieczeństwo. Gęsi i kury w koszach były na porządku dziennym. Innych możliwości na przejazdy wtedy nie było. Nie wszyscy rolnicy na wsi mieli konie, a własny maluch czy traktor to był niewyobrażalny luksus. Niektórzy z nich jeździli z tymi kurami PKS-em do miasta na drobny handelek - mówi Wanda Połomska, emerytowana nauczycielka języka polskiego.

Wszyscy tną

Gdy Polacy zaczęli masowo kupować auta, liczba pasażerów PKS zaczęła sukcesywnie spadać, a poszczególne przedsiębiorstwa musiały zacząć ciąć kursy.

- Nie tylko samochody osłabiły PKS. Wiele zakładów pracy organizuje dziś własny transport dla swoich pracowników. Firmowe busy dosłownie jeżdżą po pracowników mieszkających z dala od przedsiębiorstwa. Polacy są teraz dużo bardziej mobilni. Jeśli mają dojeżdżać, wolą się przeprowadzić do miejscowości, w której pracują. Na konieczność likwidacji połączeń PKS wpłynęły zmiany społeczne i zmiany na rynku pracy - tłumaczy Jacek Polifanowski.

Tylko w starogardzkim PKS spadek liczby podróżnych w latach 2017-2018 wyniósł około 12 proc. Spółka wygasiła w ciągu ostatnich lat dziewięć połączeń, utworzyła cztery nowe. Z czego trzy musiała znów zamknąć „ze względu na małe napełnienie pojazdów”. PKS w Słupsku od 2014 r. zlikwidował 26 linii, w tym 7 dalekobieżnych. Nowe linie tworzy na potrzeby realizacji umów przetargowych. PKS Gdynia, który działa na rynku regionalnym i miejskim, też musi ograniczać działalność. W ostatnich 5 latach przestał całkowicie obsługiwać trzy linie.

- Ograniczyliśmy także kursowanie autobusów w weekendy. Reagujemy na zmianę popytu również poprzez skrócenie lub zmianę trasy poszczególnych kursów. W najbliższym czasie, w przypadku nieuzyskania wsparcia finansowego ze środków samorządowych, zmuszeni zostaniemy do likwidacji linii Kartuzy - Przodkowo - Chwaszczyno - Gdynia. W ostatnich pięciu latach uruchomiliśmy trzy linie. Jedną z nich, linię 672, utrzymujemy ze względów społecznych, traktując ją jako element oferty przewozowej dla mieszkańców gminy Szemud. Uzyskaliśmy i utrzymaliśmy także szereg kontraktów w komunikacji miejskiej - informuje Grzegorz König z PKS Gdynia.

Z kolei PKS Gdańsk, choć np. zwiększył liczbę przejazdów do Kaliningradu, to o połowę zredukował częstotliwość kursów na innej linii. Spółka kilka połączeń wstępnie planowała utrzymać tylko do końca tego roku szkolnego, ale decyzje w tym względzie zamierza przesunąć w czasie. Zrobi to ze względu na obietnice rządu, dotyczące przywracania połączeń PKS i walki z wykluczeniem transportowym w ramach tzw. nowej piątki PiS. Państwo ma dopłacać do nierentownych kursów, ale 30 proc. dołożyć mają samorządy. Wójt Osiecznej przyznaje, że gdy usłyszał o planie reaktywacji PKS, szczerze się ucieszył. Ale później zasępił.

Obawiam się, że przywracanie kursów PKS spocznie na barkach samorządów. To one będą musiały znaleźć część środków na uruchomienie i utrzymanie linii.

- Sam pomysł jest świetny i ma moją aprobatę. Nasza gmina idealnie wpisuje się w założenia walki z wykluczeniem transportowym. Ale gdy zacząłem wgłębiać się w temat, to mam coraz więcej wątpliwości. Obawiam się, że przywracanie kursów PKS spocznie na barkach samorządów. To one będą musiały znaleźć część środków na uruchomienie i utrzymanie linii. Jeśli pieniędzy nie znajdą, to politycy powiedzą, że reaktywacja PKS się nie udała z winy samorządów i że to one nie chcą współpracować z rządem. Liczyłem na to, że dofinansowanie połączeń będzie stuprocentowe i bez udziału samorządów - mówi Stanisław Stosik.

Obawy wójta Osiecznej podzielają też w PKS Starogard Gd. Początkowo projekt reanimacji PKS miał kosztować budżet państwa 1,5 mld zł. Później Ministerstwo Infrastruktury mówiło już o 800 mln zł rocznie. A i tak ta kwota może zostać obniżona, a pieniądze trudne do wzięcia.

- Po wstępnej analizie pojawiających się rozwiązań prawnych musimy stwierdzić, że środki te będą bardzo trudne do uzyskania ze względu na bariery formalne oraz, co najistotniejsze, konieczny udział finansowy samorządów na poziomie 30 proc. Samorządy nie mają w budżetach zarezerwowanych środków w takiej wysokości i w bieżącym roku musiałyby dokonać cięć w innych sferach finansowania, co w trakcie roku jest trudne. Trzeba pamiętać, że aby utrzymać sieć połączeń w obecnym kształcie, w naszym przypadku niezbędne byłoby dofinansowanie każdego przejechanego kilometra na poziomie około 70 groszy, a projekt odnosi się tylko do linii zagrożonych lub tworzonych na nowo. Nowo tworzone linie powinny być dofinansowane na poziomie około 3 zł. Pamiętajmy też, że je zlikwidowano, bo nie było wystarczającego zainteresowania pasażerów - tłumaczy Andrzej Pograniczny, prezes PKS Starogard Gdański.

Dworzec autobusowy w Starogardzie Gd.

Co z połączeniami PKS? Mieszkańcy:"Odcina się nas od świata"...

Na łapu-capu

Samorządowcy i eksperci wskazują też, że ze względu na ograniczoną pulę środków będą musiały zostać wprowadzone jakieś kryteria wyboru, jakie połączenia przywracać, a jakich nie. Nie wiadomo też, jak długo rząd będzie dotował program. Żaden samorząd nie zainwestuje w nowy tabor i nie zachęci przewoźników do realizowania niedochodowego połączenia, jeśli dofinansowanie potrwa rok lub dwa. Ministerstwu Infrastruktury zarzuca się powierzchowne i zbyt pospieszne przygotowywanie nowego systemu dopłat przewozowych. Eksperci wytykają, że konsultacje nad projektem trwały tylko dwa tygodnie. PiS zakładał bowiem, że zacznie go wdrażać w maju, przed wyborami do europarlamentu. Ale to może się nie udać, bo gminy muszą mieć czas na złożenie wniosków i dogadanie się z przewoźnikami. Przywracanie połączeń autobusowych ma funkcjonować tak jak Fundusz Dróg Samorządowych. Rząd ma wykładać pieniądze - najprawdopodobniej tworząc Fundusz Transportowy - i czekać na zgłoszenia. Nie powstanie więc nowy ogólnopolski przewoźnik działający pod szyldem PKS. To samorządy mają ubiegać się o pieniądze, by przywrócić połączenia autobusowe. Mają więc szukać operatorów autobusowych i wskazywać trasy oraz organizować przetargi.

- Tworzenie nowych linii od zera powinno być elementem dobrze przemyślanej całości. A ten projekt już teraz realizowany jest na łapu-capu. Byle tylko w eter poszło hasło, że się przywraca PKS. Tymczasem przydałyby się systemy transportowe w powiatach z prawdziwego zdarzenia - mówi Paweł Tokarczyk, ekspert BCC ds. transportu. - Konieczne są też inne zmiany w prawie. Dziś niektórzy prywatni przewoźnicy wyłudzają rekompensaty z tytułu sprzedaży biletów ulgowych np. dla niepełnosprawnych. Wyłudzenia idą już w miliony i nic się z tym nie robi. Warto byłoby usystematyzować cały rynek przewozów. Bywa i tak, że spółki PKS próbują monopolizować rynek, bo współpracują z samorządami. Ale czasem to małe firmy przewozowe łamią prawo, wożą zbyt dużo osób i stosują niezdrowe zasady konkurencji. Nie wiem, jak na tym rynku uda się reanimacja nieekonomicznych połączeń. Obawiam się, że ten pomysł nie wytrzyma próby czasu - dodaje Paweł Tokarczyk.

Ale w gminie Osieczna z nadzieją patrzą na zapowiedzi wskrzeszania kursów PKS. Pomysł rządu mógłby tam być rozwiązaniem wszystkich dojazdowych bolączek i niesnasek. - To mogłoby być dla nas idealne rozwiązanie, ale jeszcze nie wiem, czy będzie. Czekam na konkretne przepisy - kwituje Stanisław Stosik, wójt Osiecznej.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Co z połączeniami PKS? Mieszkańcy:"Odcina się nas od świata". Rząd ogłosił, że będzie przywracać nieekonomiczne kursy - Dziennik Bałtycki

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
W mieście, do zatłoczonego wchodzi starowina z wielką torbą i krzyczy "uwaga na jajka, uwaga na jajka". W końcu jeden z pasażerów pyta: co to babciu, z miasta wozicie jajka na wieś ?. Staruszka oburzona: tam nie ma jajek. Tam są gwoździe.
Koniec bajki.
Wróć na i.pl Portal i.pl