Choć świat się o Grudniu dowiedział, nic nie powiedział

Dorota Abramowicz
Rozmowa z dr. Łukaszem Jasińskim z Muzeum Miasta Gdyni, politologiem i badaczem stosunków polsko-niemieckich, o reakcji zagranicznych mediów i dyplomatów na temat wydarzeń Grudnia ’70

Wydaje się, że na temat Grudnia ’70 napisano już niemalże wszystko. Udokumentowano kolejne wydarzenia, znamy nazwiska zabitych, zebrano relacje ofiar i zeznania sprawców. Czy zostały jeszcze jakieś białe plamy?

Od ponad roku badam głównie prasę i archiwa niemieckie, w większym stopniu dotyczące Republiki Federalnej Niemiec, ale także i NRD. W przypadku Niemiec Zachodnich należy przypomnieć, że do dramatu na Wybrzeżu doszło zaledwie nieco ponad tydzień po podpisaniu w Warszawie układu między Polską a RFN z 7 grudnia 1970 r. Zadałem sobie pytanie, czy w świadomości publicznej Niemców, w mediach, i na salonach dyplomatycznych Grudzień zaistniał jako oddzielny temat.

Znamy także reakcje mediów z innych państw?

Wcześniej prof. Jacek Tebinka i prof. Mieczysław Nurek z UG pisali o reakcjach brytyjskiej dyplomacji i prasy, do tego dochodzą jeszcze nieliczne artykuły publikowane także w Polsce o mediach skandynawskich.

Na Wybrzeżu strajkują stoczniowcy, płonie budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, w Gdyni wojsko strzela do robotników. Jak reagują niemieckie gazety na grudniowy dramat?

Z opóźnieniem. Trzeba przy tym pamiętać, że 14 grudnia, czyli w dniu rozpoczęcia strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, dyplomaci z Przedstawicielstwa Handlowego RFN w Warszawie (pełniło ono wówczas funkcję quasi-ambasady), jak i dyplomaci z innych krajów całkowicie nie wiedzieli, co dzieje się na Wybrzeżu. Wydawali się być wręcz zaskoczeni, że tak wielkie podwyżki cen przechodziły raczej bez echa. Pojawiła się nawet krótka korespondencja Ludwiga Zimmerera (zresztą to bardzo ciekawa i trochę zapomniana postać, dziennikarz, kolekcjoner sztuki, człowiek, który pokochał nasz kraj i mieszkał w Warszawie aż do śmierci), który napisał, że podwyżki wywołały trochę dyskusji, ale nie spowodowały specjalnego oburzenia.

Żadna zachodnia agencja prasowa nie miała korespondentów w Gdańsku?

Wszyscy byli w Warszawie, a jak wiadomo, władze natychmiast podjęły decyzję o blokadzie informacyjnej i o blokadzie dróg. Tak naprawdę pierwsze sygnały o protestach w Trójmieście dotarły do dyplomatów i korespondentów dopiero późnym popołudniem 15 grudnia.

W jaki sposób?

W aktach IPN zachował się raport kontrwywiadu, który podaje, że informacji udzielił dziennikarzom dyplomata z ambasady Włoch. Niestety, nie znamy imienia i nazwiska tego człowieka ani skąd wiedział, co dzieje się w Gdańsku. Wiadomo również, że tego samego dnia, 15 grudnia, kilku dziennikarzy z Niemiec i korespondent Associated Press, Amerykanin Nicholas Lillitos, zorganizowali ekspedycję samochodową do Trójmiasta. Udało im się dotrzeć tylko do wysokości Ostródy. Natrafili tam na blokadę milicyjną i musieli zawrócić.

Nie podejmowano kolejnych prób?

Nie. Dziennikarze zaczynają w tej sytuacji krążyć wokół zakładów przemysłowych w Warszawie, m.in. FSO na Żeraniu. Niczego się jednak nie dowiadują, bo w stolicy panował spokój. Tymczasem w Gdańsku płonie komitet partii. Dopiero w środę, 16 grudnia, szef Przedstawicielstwa Handlowego RFN Egon Emmel wysyła do centrali w Bonn pierwszy raport na temat sytuacji w Polsce.

Co znalazło się w tym raporcie?

Składał się on z dwóch części. Pierwsza była streszczeniem oficjalnego komunikatu PAP, mówiącego o „elementach chuligańskich na Wybrzeżu”, czyli przykładu ówczesnej propagandy w czystej postaci. Jednak Emmel - dyplomata - nie mógł opierać się tylko na tego typu doniesieniach. Dlatego musiał je skonfrontować z dodatkowymi informacjami.

Skąd je wziął?

Ogromną rolę w ujawnieniu prawdy o wypadkach Grudnia ’70 odegrali Szwedzi. Szwedzkie MSZ otrzymało - o czym dzisiaj wiemy - informacje z Konsulatu Szwedzkiego w Gdańsku, mieszczącego się przy alei Grunwaldzkiej 5, niedaleko Politechniki Gdańskiej. Konsul szwedzki Kurt Gunnar Wik obserwował przez okna głównie wydarzenia wokół budynków PG, czyli przede wszystkim pochód stoczniowców, którzy chcieli skłonić studentów do przyłączenia się do protestu. W znajdujących się w archiwum gdańskiego oddziału IPN materiałach Sprawy Obiektowej „Potop” (materiały z inwigilacji przez SB szwedzkich dyplomatów w Trójmieście) odnalazłem informację, że Kurt Gunnar Wik przyjął wówczas także przedstawicieli ambasady szwedzkiej. Ostatecznie władze PRL ukarały za „przeciek” konsula, zmuszając go, jako persona non grata, do opuszczenia Polski na początku 1971 roku. To jednak dzięki szwedzkiemu konsulowi w raporcie niemieckim znalazły się informacje o strajku w stoczni oraz o tym, że jest to wielki wybuch społecznego niezadowolenia. Zaprzeczono również propagandowej wersji, że są to głównie wybryki chuligańskie.

Dzięki Szwedom światowe rządy dowiadują się o dramacie Wybrzeża. I co dalej?

Niemcy przyjmują pozycję wyczekującą. Pierwsza oficjalna ogólnikowa wypowiedź rzecznika rządu RFN o tym, co dzieje się w Polsce, pojawia się dopiero 19 grudnia. Rzecznik prasowy brytyjskiego MSZ w ogóle uchylił się od skomentowania sytuacji w Polsce. Dopiero 22 grudnia ministerstwo to przygotowało dla rządu Jej Królewskiej Mości specjalną informację o protestach. Nie była ona jednak szerzej dyskutowana. W internecie można także znaleźć odtajnione raporty wywiadowcze CIA o sytuacji w Polsce, które w formie krótkich notek trafiały również w ręce prezydenta Richarda Nixona.

Nikt nie zareagował na masakrę polskich robotników?

Pamięta pani słowa „Ballady o Janku Wiśniewskim”? „Świat się dowiedział, nic nie powiedział...”. Może nie jest tak, że zupełnie nic nie powiedziano, ale o ile wiem zdecydowanego stanowiska nie zajął żaden zachodni rząd.

Dziennikarze nadal nie byli dopuszczani do Trójmiasta?

Nie. Dopiero od Czarnego Czwartku 17 grudnia, kiedy to na ulicach Gdyni padły strzały, w prasie zachodnioniemieckiej pojawiają się pierwsze artykuły o niepokojach społecznych i bliżej nieokreślonych starciach ulicznych w Polsce. Usiłowano się dowiedzieć nieco więcej, ale głównie bazowano na oficjalnych komunikatach o chuliganach i raporcie Szwedów. Dziennikarze wychodzili na dworzec Warszawa Główna i zaczepiali podróżnych wysiadających z pociągów z Trójmiasta. Niestety, informacje te oparte były przeważnie na plotkach. Najsmutniejsze dla nas jest to, że nigdzie nie pojawił się szerszy opis wydarzeń gdyńskich, czyli masakry przy stacji Gdynia Stocznia i pochodu przez miasto z ciałem Zbyszka Godlewskiego/Janka Wiśniewskiego. To, co do dziś jest dla nas symbolem tamtych wydarzeń, w ogóle nie przedostało się do zachodniej opinii publicznej. Za to, jak mówiłem, cytowano głównie plotki. Nawet w opiniotwórczych tytułach, jak np. „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.

Co to były za plotki?

Chociażby o tym, że w Gdyni część wojska stanęła po stronie demonstrantów. Nonsens. Jest jeszcze jednak ciekawa rzecz - niemieckie gazety, publikujące 17 grudnia artykuły o Polsce, opatrywały je zdjęciami z Centralnej Agencji Fotograficznej, których autorem był znany trójmiejski fotoreporter Zbigniew Kosycarz. Zdjęcia miały pokazywać rzekomo ludzi rabujących sklepy. Dopiero w 1996 r. dziennikarka Beata Pawlak ustaliła, a prof. Jerzy Eisler rozpropagował tę wiedzę w swojej monografii Grudnia, że zdjęcia Kosycarza zostały zmanipulowane. Pierwotnie pokazywały one stoczniowców w kaskach, którzy tych sklepów przed rabusiami pilnowali. W Biurze Prasy KC PZPR podjęto decyzje, by wszystkie stoczniowe kaski i inne akcesoria wyretuszować. Dopiero po „poprawkach” fotografie trafiły do polskiej i zagranicznej prasy jako wizerunki złodziei niszczących cudzą własność.

Czy ktokolwiek napisał, że w Trójmieście zginęli ludzie?

W publikacjach pojawiających się 19 i 20 grudnia często używano określenia „rozlew krwi”. Ich autorzy nie byli jednak w stanie podać konkretnej liczby ofiar. Zaczęły się także pojawiać reportaże opisujące życie w Polsce. Co ciekawe, autorami wypowiedzi byli głównie mieszkańcy Śląska albo Opolszczyzny. Nie mówili oni o sytuacji na Wybrzeżu, ale generalnie o absurdalnej, smutnej codzienności, o pokątnym handlu walutami, fatalnej sytuacji mieszkaniowej. W jednej z gazet pojawiło się nawet określenie o „pokoleniu przedwcześnie postarzałych ludzi”, obejmującym roczniki z dzieciństwem przypadającym na czas wojny i młodością w trudnych, powojennych latach.

To były relacje z południowego zachodu Polski. Nikt nadal nie dotarł na północ?

Udało się to - znowu, co ciekawe - Skandynawom. Doszło przy tym do paradoksalnej sytuacji. Otóż dziennikarze z kilku gazet duńskich i szwedzkich próbowali różnymi drogami, wyruszając ze Świnoujścia, dostać się do Trójmiasta. Nikomu się nie udało. Za to uczestnicy reporterskiej wyprawy na własne oczy zobaczyli wydarzenia w dwóch innych miastach, a ich relacje szybko „przykryły” to, co działo się w Trójmieście.

O jakich miastach mowa?

O Szczecinie i, co najciekawsze, o Słupsku. Tak naprawdę jeśli od 19 i 20 grudnia 1970 r. zaczynamy przeglądać prasę RFN, to na pierwszych stronach gazet pojawiają się głównie dwie nazwy: Stettin i Stolp. Przy czym opisy wydarzeń z obu tych miast są wstrząsające… Dziennikarze widzieli walki uliczne, czołgi i inne pojazdy wojskowe na ulicach i budowane naprędce barykady między budynkami. W popularnej bulwarówce „Ekstra Bladet” ukazał się artykuł duńskiego dziennikarza Jakoba Andersena, który znalazł się wśród pięciu Skandynawów zatrzymanych w drodze do Trójmiasta. Andersen stał się świadkiem starć ulicznych w Słupsku, które tak opisał: „Słupsk, ze spokojnego, niewielkiego miasta przekształcił się we wrzący kocioł terroru i nienawiści. Znalazłem się w środku prawdziwego piekła, wokół mnie rozbijano witryny sklepowe, budowano barykady z drewnianych skrzynek. Bez przerwy wybuchały granaty z gazem łzawiącym” (...) „Po drodze ze Słupska do Koszalina widziałem bardzo dużo pojazdów wojskowych”. Duńczyk swoją korespondencję przedyktował telefonicznie, a duże fragmenty artykułów opublikowanych w Danii i Szwecji były później przedrukowywane przez niemiecką prasę.

Jak dla dziennikarzy skończyła się ta eskapada?

Z ich relacji wynika, że cudem uniknęli pobicia przez milicjantów tylko dlatego, że zasłonili się dziennikarskimi legitymacjami. Potem zostali przewiezieni do Koszalina. I tu ciekawostka - kolejnemu Duńczykowi, Ole Henningowi Hansenowi udało się ukradkiem zrobić zdjęcie esbeków, którzy ich przesłuchiwali. Potem odebrano im wizy i odesłano poza granice Polski. A fotografia jednego esbeka w cywilu i dwóch umundurowanych funkcjonariuszy miesiąc później ukazała się w miesięczniku „Na Antenie - mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa” wydawanym w Londynie. Tak czy inaczej skandynawskim dziennikarzom „zawdzięczamy”, że w relacjach zachodnich mediów Gdańsk znalazł się na drugim planie, Gdynia na trzecim, a najbardziej w świadomość czytelników za granicą wryły się dwie miejscowości: Szczecin i Słupsk. To pokazuje także starą prawdę, że tam, gdzie jest dziennikarz, jest szansa na opisanie stanu rzeczy. W pozostałych przypadkach trzeba było opierać się na plotkach, domysłach i opowieściach z trzeciej ręki.

Rządy państw zachodnich milczały. Czy jednak - nawet szczątkowe relacje - o tym, co się działo w Polsce, nie poruszyły opinii publicznej?

Też byłem ciekaw, czy nie doszło wówczas chociażby do demonstracji, gestów solidarności, palenia świeczek przed polskimi ambasadami lub Przedstawicielstwem Handlowym PRL w Kolonii. Wiadomo, iż brytyjska Polonia zorganizowała protest przed ambasadą PRL w Londynie. Pisał o tym wspomniany prof. Jacek Tebinka. Osobiście przejrzałem ówczesną zachodnioniemiecką prasę oraz szyfrogramy przesyłane z Kolonii do centrali MSZ w Warszawie i nie znalazłem żadnej wzmianki o ewentualnych protestach w RFN. A przecież jedenaście lat później nie tylko Niemcy zareagowali na wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. Wydaje mi się, że był to skutek nasilenia kontaktów między społeczeństwami wcześniej, w latach 70. XX wieku. Wcześniej Polska była krajem zamkniętym dla Zachodnich Niemiec. Pokutowały stereotypy, silniejsza była pamięć o wojnie.

A jak na Grudzień zareagowano w Niemieckiej Republice Demokratycznej?

Pyta pani o bardzo ciekawy temat wymagający dokładniejszych badań. Można zakładać, że towarzysze z NRD uważnie śledzili sytuację w Polsce i dalecy byli od spokoju. Zwłaszcza że do zamieszek dochodziło tuż za ich granicą, w Szczecinie. Zwiększono liczbę patroli, zwłaszcza w miejscach, gdzie pracowali Polacy. Mówi o tym chociażby szyfrogram nr 11922 z Berlina (Wschodniego) nadany 18.12.1970, r.-k. 295: „We środę 16.12 I sekretarze komitetów powiatowych w Ilmenau, Halle, Neustadt i Magdeburgu z Zielitz sekretarz SED z przedsiębiorstwa poprosili na rozmowy sekretarzy POP i kierowników polskich przedsiębiorstw budowlanych. W rozmowach pytano naszą stronę o nastroje polskich załóg, szczegóły zajść w Trójmieście oraz oferowano pomoc polityczną budowom, gdyby zaistniała potrzeba. W Ilmenau zaobserwowano wzmocnione patrole Volkspolizei w mieście”. Ponadto w nieoficjalnych rozmowach między politykami z Polski i NRD pojawiała się nawet anegdota, że towarzysze wschodnioniemieccy, mimo iż są komunistami, powinni dać na mszę dziękczynną.

Z jakiego powodu?

Za to, że to Polacy, a nie oni popełnili błąd i wprowadzili drastyczne podwyżki. Wiadomo też, że już na początku 1971 roku w NRD wskutek informacji płynących z polskiego Wybrzeża podniesiono zarobki najgorzej zarabiającym robotnikom. Pieniądze na ten cel zdobyto, podnosząc podatki „prywatnej inicjatywie”, czyli np. rzemieślnikom, właścicielom niewielkich warsztatów.

Wiadomo coś o Polakach zatrudnionych wówczas na terenie NRD?

To również ciekawy wątek, wart sprawdzenia. Zachowały się szyfrogramy z Berlina Wschodniego, mówiące o 200-osobowej grupie inżynierów i robotników z Gdańska i Gdyni, pracujących w Ilmenau w Turyngii. W dokumentach czytamy o obawach tych ludzi o losy bliskich, o przeprowadzanych z nimi rozmowach. Może dzięki temu artykułowi uda się dotrzeć do osób, które w grudniu 1970 roku pracowały w Ilmenau? Ich wspomnienia mogą być bardzo ważne.

Dorota Abramowicz
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Choć świat się o Grudniu dowiedział, nic nie powiedział - Plus Dziennik Bałtycki

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl