W czasie ich protestu orkiestra nie przestała grać

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
PAP
Twierdzą, że nie mają wyjścia, że nikt ich nie słucha, że nic nie dają legalne marsze i petycje. Dlatego szokują i oburzają. Tak chcą zmusić rządy poszczególnych państw do intensywniejszych działań na rzecz klimatu. Pytanie tylko, czy terapia szokowa przynosi oczekiwane efekty

News sprzed kilku dni: Dwie młode kobiety oblały pomarańczową farbą pomnik warszawskiej Syrenki na bulwarach wiślanych. Zostały zatrzymane, przesłuchano je w charakterze świadków, potem wypuszczono na wolność. To aktywistki klimatyczne z organizacji Ostatnie Pokolenie. Grupa w mediach społecznościowych opublikowała nagranie.

- To jest alarm! Dzisiaj jest Dzień Kobiet. Nasze ciężko wywalczone prawa wciąż są łamane. A będzie tylko gorzej. Katastrofa klimatyczna to wojny. Wojny to przemoc i gwałty. Nie możemy do tego dopuścić. Będąc tutaj, świętuję Dzień Kobiet. To jest mój sprzeciw. Jesteśmy ostatnim pokoleniem i będziemy o siebie walczyć - mówi jedna z nich na zamieszczonym filmie.

W niedzielę 3 marca aktywistki z tej samej organizacji wtargnęły na scenę w trakcie koncertu w Filharmonii Narodowej.
- To jest alarm. Nasz świat płonie. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które może powstrzymać katastrofę klimatyczną. Żądamy radykalnych inwestycji w transport publiczny - krzyczała jedna z kobiet.

W czasie ich protestu orkiestra nie przestała grać.

Ostatnie Pokolenie (Letzte Generation) to organizacja aktywistów klimatycznych z Niemiec, Austrii i Włoch. 24 maja ubiegłego roku niemiecka policja i prokuratura przeprowadziły ogólnokrajową akcję wymierzoną w jej członków - zamknięto stronę internetową Ostatniego Pokolenia, były rewizje i zatrzymania. W Monachium aktywistom klimatycznym postawiono zarzut „tworzenia lub wspierania organizacji przestępczej”.

Cztery dni wcześniej we Włoszech członkowie włoskiego Ostatniego Pokolenia wspięli się na słynną fontannę di Trevi w Rzymie i wlewali do niej czarny płyn - rozcieńczony w wodzie węgiel drzewny.

„Natychmiast skończyć z publicznymi subwencjami dla wszystkich paliw kopalnych” - można było przeczytać na jednym z transparentów.

- Czarny węgiel drzewny symbolizuje paliwa kopalne, które zanieczyszczają wodę. Postanowiliśmy na kilka godzin odebrać turystom radość z czystej wody, aby zrozumieli, co oznaczają zmiany klimatu - tłumaczyła potem jedna z aktywistek.
Burmistrz Rzymu Roberto Gualtieri ostro potępił protest. Służby miejskie musiały wymienić 300 tysięcy litrów wody. Tak swoją drogą - kosztownie, także z ekologicznego punktu widzenia. Wcześniej pomarańczową farbą ludzie z Ostatniego Pokolenia oblali Palazzo Vecchio, dawną siedzibę rady miejskiej we Florencji, chlusnęli zupę na obraz Vincenta van Gogha w Rzymie. W Niemczech aktywiści klimatyczni systematycznie blokują drogi i lotniska.

„W Padwie na północy Włoch trwa śledztwo przeciwko Ostatniemu Pokoleniu w sprawie utworzenia organizacji przestępczej. W sprawę tę zaangażowana jest także jednostka policji specjalizująca się w zwalczaniu terroryzmu i ekstremizmu. Ostatnie Pokolenie nie jest europejską siecią o silnych powiązaniach. Kto zadzwoni do jego działaczy w Niemczech i poprosi o kontakt do ich współpracowników we Włoszech, odsyłany jest do strony internetowej. Nawet w kwestii wyboru środków walki nie ma pełnej zgody. Podczas gdy w Hiszpanii Ostatnie Pokolenie przykleiło się do dwóch obrazów Francisco Goi w Madrycie, ruch Extinction Rebellion w Wielkiej Brytanii w styczniu ogłosił tymczasowe wstrzymanie blokad” - pisze w swoim artykule na stronie www.dw.com Oliver Pieper.

- W poszczególnych krajach są różne tradycje, jeśli chodzi o rodzaj akcji protestacyjnych. Podlegają one również ciągłym zmianom, w zależności od możliwości politycznych - mówi dziennikarzowi socjolog polityczna z Uniwersytetu w Trydencie w północnych Włoszech Louisa Parks, która od wielu lat zajmuje się badaniem tego, jak kampanie protestów i aktywizm mogą wpływać na politykę międzynarodową.

Aktywiści klimatyczni to najczęściej młodzi ludzie, zdeterminowani i bezkompromisowi. Szokują i wkurzają. Wydaje się, że nie ma dla nich świętości. Mają ich dość nie tylko w Niemczech i Włoszech.

W audycji „Młoda Polska” Wiktoria Jędroszkowiak rozmawiała z Julią Keane i Łucją Istel, aktywistkami Ostatniego Pokolenia, które stoją za ostatnimi akcjami w Polsce. Obie doskonale zdają sobie sprawę, że to, co robią, oburza opinię publiczną, ale jak przyznają „alarm nie ma być do tego, żeby przekonywać ludzi, że warto gasić płonący budynek. Alarm nie ma być przyjemny. Alarm jest głośny i przeszkadzający, zakłócający, bo po prostu ostrzega nas o niebezpieczeństwie”.

- To nie jest tak, że myśleliśmy, że wejdziemy do filharmonii czy oblejemy Syrenkę farbą i wszyscy będą nam przyklaskiwać (...) Nie jesteśmy tu po to, żebyśmy byli lubiani - mówiła Łucja Istel.

- Ale co wam zrobiła warszawska Syrenka? - dopytywała prowadząca.

Obie aktywistki zgodnie stwierdziły, że nie chcą przeprowadzać akcji, z jakimi ostatnio mieliśmy do czynienia, ale nie mają wyjścia.
- Nie chcemy tego robić. Naprawdę, zupełnie szczerze nie chcemy tego robić. Nie chcemy przerywać wydarzeń, (...) nie chcemy uszkadzać dzieł sztuki ani utrudniać kierowcom drogi do pracy. Nie chcemy robić nic z tych rzeczy. To nie jest przyjemne (...). Ale naprawdę nic innego nie działa. Nie działają legalne marsze, nie działają petycje (...). Nie wiem, co innego mamy robić - wyliczała Łucja Istel. Przyznała, że spotykają się z hejtem, że wielu osobom nie podoba się to, co robią.

Sytuacja jest jednak poważna, bo jak twierdzą kobiety, „jesteśmy na skraju zapaści”.

- To nie jest czas, żeby się klepać po plecach i publikować kolejne posty na Instagramie - mówiła Julia Keane. Dlatego Ostatnie Pokolenie postawiło Donaldowi Tuskowi ultimatum. Jeżeli rządzący nie zainteresują się kwestiami klimatycznymi i nie podejmą stosownych działań, szokujące inicjatywy będą się powtarzać. Premier ma czas do wyborów samorządowych.

- Stawiamy na bezprzemocowość (...). Jesteśmy gotowi na konsekwencje i nie staramy się zrobić nikomu krzywdy - tłumaczyła jeszcze Julia Keane.

Młode pokolenie, tak zwana generacja Z, inaczej zoomerzy, chce mieć realny wpływ na zmiany w świecie. Zoomerzy to ludzie urodzeni w latach 1995-2010. To właśnie oni jako pierwsi zaczęli na całym świecie wychodzić na ulice i apelować do rządzących, by podjęli działania, które ocalą naszą planetę.

Ich głosem jest Greta Thunberg, szwedzka aktywistka działająca na rzecz walki ze zmianami klimatycznymi. Thunberg zyskała popularność po tym, jak w sierpniu 2018 roku po raz pierwszy stanęła przed szwedzkim parlamentem, aby zaprotestować przeciwko bierności polityków wobec zmian klimatu.

Przez wiele miesięcy nie chodziła w piątki do szkoły, tego dnia stała pod budynkiem Riksdagu. Protestowała również w Londynie, potem pod siedzibą Parlamentu Europejskiego w Brukseli. Jej przemówienie na szczycie klimatycznym w Nowym Jorku spotkało się z dużym odzewem w światowych mediach. 25 września otrzymała Right Livelihood Award. 30 października odmówiła przyjęcia Nagrody Środowiska Rady Nordyckiej za 2019 rok. Tłumaczyła potem, że „ruch klimatyczny nie potrzebuje więcej nagród, potrzebuje, aby politycy i ludzie u władzy zaczęli słuchać tego, co mówią najnowsze, dostępne źródła naukowe”. Skrytykowała kraje skandynawskie za opieszałość w kwestiach klimatycznych i środowiskowych, dodając, że nie przyjmie nagrody, dopóki kraje te nie podejmą działań, aby ograniczyć wzrost średniej globalnej temperatury.

Młodzi ludzie są świadomi sytuacji, wiedzą, że działać trzeba tu i teraz. Zakupy robią w lumpeksach, w których można kupić nie tylko ubrania z drugiej ręki, ale też meble czy ozdoby do domu. Korzystają zarówno ze stron internetowych, jak i grupek na platformach takich jak Facebook, by sprzedawać swoje ubrania albo kupować od innych.

Badanie Deloitte z 2021 roku dotyczące generacji Z pokazuje, że zarówno milenialsi, jak i pokolenie Z od dawna naciskają na zmiany społeczne, ale też wielu respondentów ankiety uważa, że świat znajduje się w decydującym momencie, że trzeba go ratować teraz, że za chwilę będzie na to za późno.

Jakie są największe obawy zoomerów? Na pierwszym miejscu znalazły się zmiany klimatu (26 proc.). Niewiele mniej, bo 25 proc. ankietowanych boi się bezrobocia, 21 proc. uważa, że na bardzo złym poziomie znajduje się opieka zdrowotna. Czwarte i piąte miejsce wśród największych obaw młodych ludzi budzi edukacja, umiejętności i szkolenia (18 proc.) oraz molestowanie (17 proc.).
„Respondenci kierują swoją energię w kierunku sensownych działań - zwiększania zaangażowania politycznego, dostosowywania wydatków i wyborów zawodowych do swoich wartości oraz wprowadzania zmian w kwestiach społecznych, które mają dla nich największe znaczenie. Z kolei oczekują, że instytucje takie jak przedsiębiorstwa i rządy zrobią więcej, aby pomóc urzeczywistnić ich wizję lepszej przyszłości” - wynika z raportu Deloitte.

W XXI wieku modę charakteryzuje dostępność i taniość - „zwykłe” koszulki w popularnej sieciówce można dostać za kilkanaście złotych, trendy zmieniają się co chwilę, równie szybko w witrynach sklepów pojawiają się nowe kolekcje. Zdaniem zoomerów idzie za tym cierpienie, wyzysk i zanieczyszczenie środowiska.

Paweł, 21 lat, student. Chodzi na marsze klimatyczne, ale za aktywistę się nie uważa. Farbą pomalował ostatnio pokój w domu rodziców. Tak naprawdę już w liceum zaczął ubierać się w lumpeksach. Zdecydował się na to z kilku powodów.
- Jednym z nich jest kwestia finansowa - to o wiele tańsze, szczególnie poza Warszawą. Moja przygoda z lumpami zaczęła się od tego, że przyjaciółka sama recyklingowała ciuchy i szyła z tego własne ubrania. To właśnie ona uświadomiła mi, jak bardzo przemysł odzieżowy oraz fast fashion niszczą planetę, jaką szkodę wyrządzają ludziom pracującym za grosze w takich krajach jak Bangladesz, Laos, Chiny czy Wietnam - tłumaczy.

Czym jest fast fashion i dlaczego tak wiele osób zaczyna z nim walczyć? Najprościej mówiąc: to tanie, łatwo dostępne ubrania, które wpisują się w aktualne trendy i szybko pojawiają się w sklepach na całym świecie. Fast fashion reprezentują trzy słowa: szybkość, dostępność i niedrogość. Jednak te zalety mają swoje drugie oblicze.

Choć ubrania projektowane są w USA oraz Europie Zachodniej, to produkuje się je w państwach rozwijających się, najczęściej w Azji. Według danych zebranych przez Oxfam - w Bangladeszu średnia stawka za godzinę pracy to 30 centów. W Indonezji - średnio 60 centów, w Indiach - 80, a w Kambodży i Chinach - około 90.

W sieci krążą historie kobiet pracujących w azjatyckich fabrykach i cierpiących na infekcje pęcherza moczowego, bo nie wolno im pójść do toalety, kierowników, którzy zmuszają je do zażywania pigułek antykoncepcyjnych.

W 2016 roku światem wstrząsnęła informacja o listach schowanych w kieszeniach ubrań Zary w Stambule. „Zrobiłam/em ubranie, które chcesz kupić, ale nikt mi za to nie zapłacił” - pisali pracownicy.

Międzynarodowa Organizacja Pracy w raporcie z 2021 roku podała, że na całym świecie 160 milionów dzieci jest zatrudnionych do zbyt ciężkiej lub nielegalnej pracy - w tym 63 miliony dziewczynek i 97 milionów chłopców. Chodzi najczęściej o przemysł tekstylny. Pracują na każdym etapie produkcji - od pracy przy nasionach bawełny, przez ich uprawę, zbiór, przędzenie, aż po szycie.

Z kolei Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) obliczył, że przemysł modowy wytwarza co roku 10 proc. światowych emisji dwutlenku węgla. Co więcej, szacuje się, że rocznie branża zużywa około 1,5 biliona litrów wody. Oprócz tego dochodzą zanieczyszczenia - od odpadów chemicznych po mikrodrobiny plastiku. Tymczasem 57 proc. wszystkich wyrzuconych ubrań trafia na wysypiska śmieci. Te z czasem zaczynają się piętrzyć, w końcu ciuchy są spalane. W wyniku spalania uwalniane są substancje toksyczne. Naukowcy nie mają wątpliwości: jeśli branża utrzyma swój kurs, w ciągu dekady o 50 proc. wzrośnie emisja gazów cieplarnianych.

Ubrania to jedno. Coraz więcej osób, zwłaszcza młodych, deklaruje też, że nie je mięsa lub ogranicza jego spożycie. Oprócz powodów zdrowotnych, finansowych czy etycznych, coraz częściej wśród przyczyn odstawienia mięsa pojawia się właśnie ekologia.
Z danych, na które powołuje się Jonathan Safran Foer w swojej książce „Klimat to my. Ratowanie planety zaczyna się przy śniadaniu” wynika, że w skali całego świata 59 proc. gruntów, na których można uprawiać rośliny jadalne, ludzie wykorzystują do uprawy tego, co przeznaczane jest na paszę dla zwierząt hodowlanych. Jedna trzecia świeżej wody trafia też do ich żołądków, bo krowy, świnie trzeba poić. Tymczasem na każdego człowieka na ziemi, a jest nas ponad 7 miliardów, przypada około trzydziestu zwierząt hodowlanych.

Julia, 24 lata, pracownica branży komputerowej mówi, że stara się ograniczyć spożycie mięsa do minimum. Na mieście wybiera jedzenie wegetariańskie lub wegańskie, zwłaszcza że dzisiaj jest go pod dostatkiem - tak w sklepach, jak w restauracjach.
- Oprócz tego można je kupić w promocjach, po okazyjnych cenach, co bardzo ułatwia życie - tłumaczy. Wojtek, jej rówieśnik, już pięć lat temu ograniczył spożywanie mięsa. W dużej mierze używa zamienników, na przykład tofu, bo mimo wszystko jest stosunkowo tanie. W każdym markecie można też dzisiaj kupić kotlety sojowe, pulpety, kiełbaski wytwarzane z roślin. Są naprawdę smaczne.

- Nie określiłbym siebie jako osobę wege, ponieważ jem mięso, kiedy wracam do rodzinnego domu, czy kiedy wychodzę do restauracji. Jednak staram się go jeść jak najmniej - opowiada. - Robię to i ze względów finansowych i ekologicznych. Wiem, że przemysł mięsny, w szczególności produkcja wołowiny, to ogromne zużycie wody i emisja gazów cieplarnianych. Moim zdaniem nie ma innej opcji - jeśli chcemy skutecznie walczyć ze zmianami klimatu, musimy ograniczyć spożywanie mięsa - dodaje.

Młodzi ludzie starają się segregować śmieci, nie kupują wody w plastikowych butelkach. I tak rocznie każdy mieszkaniec Europy i Ameryki Północnej „produkuje” około 100 kg śmieci z samego tylko plastiku. Eksperci ONZ szacują, że za 4 lata to może być już nawet 140 kg. Dzisiaj w oceanach dryfuje około 100 milionów ton plastiku. Młodzi oszczędzają wodę i energię. Do pracy i szkół, nie tylko z powodów ekonomicznych, jeżdżą komunikacją miejską, biorą udział w akcjach sprzątania lasów.

Marta, 26 lat, nie tylko nie je mięsa, zrezygnowała też z kosmetyków, które w swoim składzie mają produkty odzwierzęce, lub kosmetyków firm, które testują swoje produkty na zwierzętach.

- Nie zamierzam wspierać koncernów, które cały czas nie rozumieją, że konieczna jest rezygnacja z tak barbarzyńskich praktyk - tłumaczy. - Zauważyłam, że dużo osób w moim wieku, ale także młodszych, zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie dla klimatu ma globalny rozwój. Coraz więcej młodych ludzi rezygnuje czy ogranicza produkty odzwierzęce, bojkotuje fast fashion, kupuje kosmetyki wegańskie, czy cruelty free. Ale z drugiej strony, mamy świadomość, że sami świata nie zmienimy. A obecny świat wymaga zmian. Konieczne są jednak zmiany systemowe - dodaje Marta.

Jej zdaniem, właśnie dlatego młodzi ludzie na całym świecie wychodzą na ulice i apelują do rządzących, by ci podjęli kroki zmierzające do złagodzenia skutków zmian klimatycznych, do których w dużej mierze przyczynił się człowiek. Jej rówieśnicy wiedzą, że jeśli decydenci nie podejmą działań teraz, świat ich dzieci czy wnuków będzie zagrożony.

- Już dzisiaj mamy do czynienia ze swoistymi anomaliami pogodowymi. A drugiej Ziemi dla nas nie ma - wzrusza ramionami Marta. I dodaje, że mimo swych poglądów nie pochwala akcji Ostatniego Pokolenia.

- Moim zdaniem przynosi więcej szkody niż pożytku. Ludzie nie słuchają tego, co ci aktywiści mają do powiedzenia, są wkurzeni, źli, obracają się przeciwko nim. Powinno się raczej postawić na edukację, naciskać na rządy, ale w sposób cywilizowany. Odpowiedzią na agresję najczęściej jest agresja, a na pewno niechęć - tak uważa. - A poza wszystkim, ktoś musi potem farbę z tego pomnika czy budynku zmyć i zapewne nie będzie to ani premier, ani minister klimatu - dodaje.

Marta nie dziwi się też, że takie formy protestów wzmagają czujność służb, bo jak mówi, dzisiaj farba, jutro bomba.
- Z jednej strony rozumiem ich intencje i determinację. Sama także uważam, że rządy poszczególnych państw, nawet tych wysoko rozwiniętych, nie robią wystarczająco dużo na rzecz klimatu. Też czuję złość, ale takimi działaniami niczego się nie osiągnie - mówi.

I pewnie sporo w tym racji, bo zawsze ktoś zada potem pytanie: ale co wam właściwie zrobiła ta warszawska Syrenka?

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W czasie ich protestu orkiestra nie przestała grać - Plus Polska News

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl