Małgorzata Rozenek w tym programie wiele razy musiała przejść naprawdę ciężką probę. W kilku odcinkach gwiazda miała już chwile zwątpienia, jednak w tym odcinku nie mogła uwierzyć własnym oczom. Rodzina, która przyjęła na nocleg ją wraz z jej narzeczonym, ugościła ich kolacją. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że na kolację był... wąż. Już w tym momencie Małgosia przestała jeść. Za chwilę jednak jedno z rodziców zaczęło karmić dziecko małym ŻYWYM wężem! Jej mina była bezcenna...

Całość można obejrzeć w tym miejscu

Edward Miszczak powiedział, że "Azja Express" to program o byciu biednym. Nazwał reality show jednym z najdroższych w historii. Pieniądze zainwestowane w "zabawę w biedaków" to ogromne koszta. Chyba nikt nie uwierzył, że gwiazdy podróżują za jednego dolara w ciągu dnia.

Małgorzata Rozenek, jedna z uczestniczek, przyznała, że to nie wyglądało do końca tak, jak przedstawia kamera. - Dzięki Bogu, nie jechaliśmy za dolca. Mieliśmy dużo większe wynagrodzenie po powrocie do kraju - mówiła.

W sieci internauci dużo dyskutowali na temat tego, jaki jest sens ukazywania "życia za dolara", skoro celebryci tak naprawdę wydają o wiele więcej. Inni zaś twierdzili, że nie zmienia to wydźwięku programu.

Po jakiej stronie jesteście?

Marta Wierzbicka niechcący została wplątana w romans. W jednym z odcinków, kiedy podróżowała stopem, zgodził się ją podwieźć pewien mężczyzna, który jechał z młodą kobietą. W pewnym momencie mężczyzna powiedział jednak, że nie chce, żeby przejażdżka była nagrywana.

Najpierw odwiózł młodą kobietę, a później pojechał z Martą do jego domu. Wtedy właśnie uczestniczka zrozumiała, że coś tu nie gra.. Okazało się, że ten mężczyzna ma żonę i dzieci, a kobieta, która jechała z nimi, to jego kochanka. Marta Wierzbicka nie mogła ukryć chęci powiedzenia wszystkiego żonie tego mężczyzny, jednak z racji tego, że nie jest to jej dom i nie chciała angażować się w sprawy tej rodziny - odpuściła.

A co byście Wy zrobili w takiej sytuacji?

Całość można obejrzeć
w tym miejscu

Jedną z konkurencji była przejażdżka na słoniu. Spotkała się ona z falą krytyki. Na stronie Codziennika Feministycznego czytamy:
„Oczywiście w programie nie widać bezpośrednich aktów przemocy wobec zwierząt. Wystarczy jednak tylko chwila z wyszukiwarką internetową, by zorientować się, że Pinnawala Elephant Orphanage tylko z nazwy jest miejscem ratującym zwierzęta.

W rzeczywistości Pinnawala to park rozrywki dla białych turystów, którzy mogą głaskać, karmić i polewać wodą skute łańcuchami słonie. Jeśli zwierzęta nie chcą wykonywać zachcianek gości,
ich opiekunowie dźgają je wspomnianymi hakami, a zwierzęta, by uniknąć dalszej tortury, posłusznie dają się karmić butelką z mlekiem lub pozwalają polskiej celebrytce wejść na swój grzbiet, by ułożyć z klocków podobiznę Ganeshy. Słonicy Kanchanie, która służyła Marcie Wierzbickiej, towarzyszył uzbrojony w hak mężczyzna. Na szyi zwierzęcia ... widać ciężkie, grube łańcuchy" - piszą.

Twórcy programu próbowali wyjaśnić sytuację tłumacząc, że wcale nie jest tak jak się wydaje, a w tym schronisku mieszkają słonie, które nie przeżyłyby na wolności.

Która strona ma rację?