Aleksander Łukaszenka. Dyktatura dyrektora sowchozu

Paweł Stachnik
Aleksander Łukaszenka, deputowany ze Szkłowa, lata 90.
Aleksander Łukaszenka, deputowany ze Szkłowa, lata 90. Archiwum
9 WRZEŚNIA 2001. W wyborach prezydenckich na Białorusi po raz kolejny zwycięża Aleksander Łukaszenka. Oficjalnie zdobywa 76 proc. głosów. Dyktator lubi takie wysokie wyniki.

Dzieciństwo przyszły władca Białorusi miał ciężkie. Wychowywała go samotnie matka, dojarka w kołchozie. Nie wiadomo, kim był jego ojciec. Z otczestwa używanego przez Łukaszenkę wynika, że miał na imię Grigorij i to w zasadzie tyle. Łukaszenkowie cierpieli biedę, a Aleksander od młodości musiał pracować. Pomagał matce w dojeniu, uprawiał przydomowy kawałek ziemi. Pięciokilometrową drogę do szkoły pokonywał pieszo.

Studiował na Wydziale Historycznym Mohylewskiego Instytutu Pedagogicznego, został nauczycielem historii i wiedzy o społeczeństwie. Krótko pracował jako nauczyciel, ożenił się z koleżanką ze szkoły Galiną Żelnierowicz i odbył służbę wojskową. Od młodości odznaczał się ambicją. Być może trudne dzieciństwo sprawiło, że chciał zostać kimś znaczącym, wyróżniać się i cieszyć szacunkiem.

Tyle że nie bardzo mu wychodziło. Jak czytamy w najnowszej polskiej biografii dyktatora „Łukaszenka. Niedoszły car Rosji” Andrzeja Brzezieckiego i Małgorzaty Nocuń, Aleksander próbował zaistnieć w Komsomole, a potem w partii, ale nigdzie nie udało mu się zrobić kariery. Często zmieniał pracę.

Zdesperowany postanowił zostać… dyrektorem sowchozu. I rzeczywiście, ukończył studia ekonomiczne i po paru latach starań w 1985 r. objął kierownictwo sowchozu Gorodiec koło Szkłowa we wschodniej Białorusi. W ZSRR trwała już wtedy pieriestrojka, a władze dopuszczały elementy wolnego rynku. Łukaszenka więc zaczął dzierżawić pracownikom ziemię i maszyny, przez co produkcja od razu wzrosła, a kołchoz zaczął mieć lepsze wyniki. Inna sprawa, że dyrektor zasłynął z brutalności - bił nieposłusznych lub leniwych podwładnych.

Zwolennik pieriestrojki

Pieriestrojka stała się szansą na upragnioną karierę dla Aleksandra Grigoriewicza. Na fali zmian postanowił kandydować na Zjazd Deputowanych Ludowych ZSRR. Przegrał, ale nie zniechęcił się. Wystartował w wyborach do Rady Najwyższej Białoruskiej SRR (czyli parlamentu republiki) i zdobył mandat, pokonując przedstawicieli miejscowej nomenklatury.

W Radzie Łukaszenka zasłynął jako jeden z najbardziej aktywnych deputowanych. Zabierał głos na każdy temat, przemawiał długo i kwieciście, wymachując wielkimi rękami. Z jednej strony budził rozbawienie i irytację, z drugiej zwracał uwagę swoją nadaktywnością i zwalistą sylwetką.

W tamtym czasie Aleksander Grigoriewicz był zwolennikiem zmian, wolności słowa i demokracji. Krytykował nomenklaturę i działaczy partyjnych za ich przywileje i korupcję, domagał się uczciwości w polityce, a w gospodarce prywatyzacji. Obrady parlamentu były wtedy transmitowane na żywo (co było w ZSRR nowością) i chętnie oglądane, więc młody dyrektor sowchozu zdobywał rozpoznawalność i popularność.

Jednak poparcie dla nowego miało u Łukaszenki pewne granice. Stało się nimi rozwiązanie Związku Soweckiego w grudniu 1991 r. Podczas głosowania nad ratyfikacją umowy białowieskiej wstrzymał się od głosu, a potem szybko stał się obrońcą starego porządku. W swoich wystąpieniach chwalił ZSRR, pomstował na tych którzy go zniszczyli, obiecywał, że doprowadzi do ponownego połączenia Białorusi z Rosją.

Dla nas takie zachowanie może być szokujące. Jednak jak przypominają autorzy wspomnianej biografii dyktatora, trzeba pamiętać, że większość Białorusinów nie chciała niepodległości, żałowała ZSRR i miała nadzieję na jego powrót. Uczucia te potęgował kryzys ekonomiczny, jaki nastał po rozpadzie Związku: na Białorusi pojawiły się braki w zaopatrzeniu, pensje, renty i emerytury wypłacano z opóźnieniem lub nie wypłacano wcale, a ceny znacznie wzrosły. Z trudem wiążący koniec z końcem ludzie z sentymentem zaczęli myśleć o czasach sowieckich. A Łukaszenka odpowiedział na te tęsknoty.

Obrońca ludu

Trampoliną do najwyższego urzędu w niepodległym kraju stało się dla Aleksandra Grigoriewicza stanowisko szefa parlamentarnej komisji badającej korupcję na szczytach władzy. Przewodniczący Rady Najwyższej Stanisłau Szuszkiewicz poparł jego kandydaturę, chcąc skanalizować nadmiar energii irytującego deputowanego ze Szkłowa.

Łukaszenka zaczął więc zbierać informacje o korupcji parlamentarzystów i urzędników, a że był to gorący temat - społeczeństwo biedniało, a ludzie przy władzy się bogacili - wspierali go dziennikarze, obywatele, służby specjalne. 14 grudnia 1993 r. Łukaszenka przedstawił w Radzie Najwyższej transmitowany na żywo trzygodzinny raport o korupcji.

Bezpardonowo zaatakował polityków, także tych najważniejszych, np. wspomnianego Szuszkiewicza, którego oskarżył o przywłaszczenie 100 dol. Wiele oskarżeń było wyolbrzymionych, ale wystąpienie spodobało się społeczeństwu, dając Łukaszence popularność i opinię pogromcy złodziei. Stąd był już tylko krok do zdobycia prawdziwej władzy.

W następnym roku wystartował jako niezależny kandydat w wyborach na stanowisko prezydenta Białorusi. Kampanię oparł na ostrym atakowaniu klasy politycznej (w tym zwolenników niepodległości), obietnicach ukarania złodziei, polepszenia bytu zwykłych ludzi i przywrócenia związków z Rosją. Był popularny, a na spotkania z nim przychodziły tłumy. Przemawiał do nich tzw. trasianką, czyli mieszaniną rosyjskiego i białoruskiego, prostym językiem, z błędami i wulgaryzmami. Ale to właśnie podobało się wyborcom.

W dwóch turach Łukaszenka pokonał swojego głównego kontrkandydata, premiera Wiaczasłaua Kiebicza. W drugim głosowaniu poparło go aż 80 proc. wyborców. W ten sposób został pierwszym prezydentem Białorusi. Jako głowa państwa bardzo szybko, już po paru miesiącach, pokazał, że ma w nosie demokrację i będzie rządził twardą ręką. Wpływał na media, by były mu posłuszne, atakował deputowanych, nazywając ich złodziejami i oskarżając o niszczenie kraju, powołał Urząd Ochrony Prezydenta mający inwigilować opozycję.

Pełnia władzy

W 1995 r. postanowił przeprowadzić referendum, w którym obywatele mieli zdecydować, czy pozwolą mu rozwiązać parlament, gdy deputowani naruszą konstytucję. Wzmocniłoby to pozycję prezydenta.

Parlament nie chciał wyrazić zgody na referendum i część deputowanych ogłosiła głodówkę i blokadę trybuny. Wtedy Łukaszenka wysłał do parlamentu zamaskowanych mundurowych, którzy pobili opozycjonistów, wywlekli ich z budynku i wywieźli za miasto.

Kolejne referendum - w sprawie zmiany konstytucji dającej prezydentowi dominującą pozycję w państwie, Łukaszenka zarządził w 1996 r. W geście sprzeciwu część parlamentarzystów postanowiła wtedy wszcząć procedurę odwołania prezydenta. Dyktator zareagował gwałtownie: rozwiązał Radę Najwyższą, a przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej, który nie chciał uznać wyników referendum, kazał wyrzucić z gabinetu. Przedłużył też sobie kadencję do 2001 r.

Przejąwszy całą władzę Łukaszenka zaczął się bać, że ktoś mu ją odbierze. Gdy opozycja zaczęła organizować się przeciw niemu przed wyborami w 1999 r., zorganizował tajną grupę w MSW, która miała zająć się przeciwnikami. Byli deputowani Wiktar Hanczar i Anatol Krasouski oraz popularny były szef MSW Juryj Zacharanka zniknęli nagle i nigdy się nie odnaleźli. Kontrkandydat Łukaszenki w wyborach Hienadź Karpienka zmarł w dziwnych okolicznościach. Zniknął też dziennikarz telewizyjny Dmitrij Zawadzki.

Wiele wskazuje, że zostali zamordowani przez wspomnianą tajną grupę, na czele której stał jeden z najbliższych współpracowników Łukaszenki Dmitrij Pawliczenko. Podobno dyktator kazał filmować zabójstwa, podobno też kazał pozbywać się ciał, aby po zamordowanym nie pozostał nawet ślad. Rodziny zabitych do dziś mają nadzieję, że dowiedzą się, co spotkało ich najbliższych.

Lubi wysokie wyniki

W kolejnych wyborach, 9 września 2001 r., znów zwyciężył Łukaszenka zdobywając 76 proc. głosów. Kandydaci opozycji byli prześladowani i szykanowani. Aresztowano ich, urządzano rewizje w biurach, konfiskowano sprzęt, szkalowano w telewizji. O właściwy wynik zatroszczyła się wierna współpracowniczka prezydenta, szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidia Jarmoszyna. W wyborach w 2006 r. Łukaszenka „zdobył” 83 proc. głosów, a w 2010 r. około 80 proc.

W rzeczywistości poparcie dla Łukaszenki już od dawna było znacznie niższe. W poprzednich dekadach wynosiło ok. 50 proc., potem znacznie spadło. Wybory za każdym razem fałszowano manipulując głosami i protokołami, o co dbała administracja państwowa i Centralna Komisja Wyborcza, nie dopuszczając do komisji przedstawicieli opozycji.

Dodajmy też, że większość Białorusinów nie była opozycyjnie nastawiona. Akceptowano Łukaszenkę i układ, jaki stworzył: względny dobrobyt w zamian za posłuszeństwo. Społeczeństwu podobały się otrzymywane regularnie pensje i emerytury, w miarę niskie ceny, tanie paliwo. Władza podtrzymywała niechęć do opozycji nieustannie szkalując ją w mediach, nazywając zdrajcami i agentami, którzy biorą pieniądze z Zachodu (z Polski, Litwy, Niemiec, UE).

Zachód przedstawiano jako zgniły moralnie, a Wschód jako miejsce, w którym pielęgnuje się tradycyjne wartości. No właśnie, Wschód… Łukaszenka od samego początku obiecywał, że na powrót zwiąże Białoruś z Rosją. W 1997 podpisał z Borysem Jelcynem Umowę o Związku Białorusi i Rosji, na mocy której kraje miały się integrować. Łukaszenka miał wtedy ochotę na objęcie władzy w Rosji po odejściu Jelcyna. Gdy ten drugi, coraz bardziej chory, zaczął wycofywać się z życia politycznego, Łukaszenka jeździł po Rosji i obiecywał przywrócenie ZSRR.

Ku zaskoczeniu dyktatora, odchodzący Jelcyn wybrał mało znanego Władimira Putina. Z nowym władcą na Kremlu sytuacja się odwróciła: przedtem to Łukaszenka chciał wcielić Rosję do Białorusi i stanąć na jej czele, teraz to Putin zamierzał wchłonąć Białoruś.

Zakładnik Putina

Jego polityka zagraniczna zaczęła polegać na lawirowaniu między Moskwą a Zachodem. Z Moskwy dostawał tanią ropę i gaz, które eksportował i zarabiał na nich. W zamian Putin żądał przekazywania mu kontroli nad kolejnymi ważnymi częściami białoruskiej gospodarki: rurociągami, firmami petrochemicznymi, fabrykami.

Dziś Łukaszenka stał się zakładnikiem Putina, który praktycznie utrzymuje jego reżim. W zamian stał się częścią imperialnej polityki Kremla, czego dowodem wywołany przez niego kryzys imigracyjny na graniach z krajami Unii Europejskiej i zaczynające się jutro gigantyczne białorusko-rosyjskie manewry zaraz za polską granicą.

Polska, która znacząco wspiera białoruską opozycję, stała się zresztą po ostatnich sfałszowanych wyborach jego głównym wrogiem i celem ataków propagandowych. W os-tatnich latach polska mniejszość na Białorusi poddawana jest nieustannym prześladowaniom. 23 marca 2021 roku przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys została aresztowana wraz z kilkoma innymi działaczami. Poinformowała na Facebooku, że „jedzie w Leninskij ROWD”[8]. Od tego czasu pozostaje w areszcie. Postawiono jej zarzuty dotyczące podżegania do nienawiści na tle etnicznym oraz rehabilitacji nazizmu za co grozi jej od 5 do 12 lat pozbawienia wolności[9].

A jeszcze przed wyborami 2020 r. wydawało się, że reżm zaczyna się cywilizować. Łukaszenka poluzował rygory, zezwolił na wydawanie opozycyjnych gazet, inni kandydaci mogli pokazywać się w telewizji. Była to tylko jednak tylko gra: wielotysięczne demonstracje, jakie pojawiły się po ogłoszeniu wyników zostały rozpędzone, a opozycjoniści trafili do więzień.

Wydaje się jednak, że na Białorusi doszło do zmiany pokoleniowej. Do głosu doszło pokolenie, które nie pamięta ZSRR i nie odczuwa wobec niego sentymentu. Chce żyć w normalnym kraju i móc swobodnie wybierać jego władze. Pokazała to wyraźnie reakcja społeczeństwa po ostatnich wyborach. Łukaszenka „uzyskał” w ich 81 proc. głosów. Na ulice wyszły setki tysięcy protestujących, a takich demonstracji Białouś nigdy wcześniej nie widziała. Dyktator wysłał przeciw nim siły porządkowe, które postępowały wyjątkowo brutalnie. Na razie udało mu się stłumić wystąpienia, ale nie wiadomo na jak długo. Być może po dekadach sprawowania władzy czas ostatniego dyktatora Europy dobiega końca.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Aleksander Łukaszenka. Dyktatura dyrektora sowchozu - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl