100. rocznica śmierci Gabriela Narutowicza. Sprawował władzę dwa dni

Bolesław Bezeg
Bolesław Bezeg
Józef Piłsudski i Gabriel Narutowicz
Józef Piłsudski i Gabriel Narutowicz fot Adam Dulęba (1895-1944), Public domain, via Wikimedia Commons
Śmierć prezydenta Narutowicza była w prostej linii konsekwencją wyboru niedokonanego w powszechnych wyborach oraz skrajnej polaryzacji sceny politycznej. Nie bez winy była też zaangażowana w spór polityczny prasa. 100 lat temu – 16 grudnia 1922 roku po dwóch dniach sprawowania urzędu Prezydent RP Gabriel Narutowicz został zamordowany. Zawirowania zapoczątkowane tym morderstwem zamknęła dopiero klamra Zamachu Majowego.

Zawsze gdy osoby mające objąć kluczowe stanowiska nie są wybierane w powszechnych wyborach, pojawiają się niezdrowe emocje i w konsekwencji agresywne ataki prasowe. Tak też było z Gabrielem Narutowiczem.

Prezydentem Rzeczpospolitej został w drodze wyboru przez Zgromadzenie Narodowe i natychmiast po wyborze w prasie związanej ze Stronnictwem Narodowym rozpętała się brutalna nagonka. Pod jej wpływem niezrównoważony związany z Narodową Demokracją malarz Eligiusz Niewiadomski w poczuciu spełniania misji ocalenia ojczyzny przed lewackim nieszczęściem zastrzelił prezydenta podczas otwarcia wystawy w warszawskiej Zachęcie.

Gdyby nie wybór przez Zgromadzenie Narodowe, profesor Gabriel Narutowicz żyłby sobie jeszcze długo, bo w powszechnych wyborach nie miałby najmniejszych szans na prezydenturę.

W odbywających się jesienią tego 1922 roku wyborach parlamentarnych ugrupowanie, z którego startował nie wprowadziło do parlamentu ani jednego posła. Mimo to w uznaniu jego dokonań i kompetencji Parlament wybrał go prezydentem Rzeczypospolitej choć nie odbyło się to łatwo i nie obyło się bez zażartych sporów.

Wcześniej Gabriel Narutowicz pełnił funkcję Ministra Robót Publicznych w rządach Władysława Grabskiego, a potem Wincentego Witosa, następnie został Ministrem Spraw Zagranicznych, na której to funkcji doprowadził do zawarcia sojuszu polsko-rumuńskiego.

Od wczesnej młodości żył i pracował w Szwajcarii, dokąd wyjechał z Litwy ze względu na słabe zdrowie. W Davos ukończył Politechnikę i zrobił wielką karierę jako konstruktor elektrowni wodnych. To właśnie dzięki niemu Szwajcaria stała się zagłębiem energetyki wodnej.

We wrześniu 1919 roku, na zaproszenie rządu polskiego, Narutowicz powrócił do kraju, by pomóc w odbudowie Ojczyzny. Jako Minister Robót Publicznych planował regulację Wisły, pracował też koncepcyjnie nad projektem elektrowni wodnej na Sole.

W trakcie wykonywania tych obowiązków współpracował blisko z Józefem Piłsudskim, ale nie posłuchał jego rady, aby zrezygnować z kandydowania na prezydenta.

Jego wybór przez Parlament także nie był czymś oczywistym. Początkowo nikt nie dawał mu większych szans. Faworytem obozu szeroko pojętej lewicy, do której zaliczał się też obóz skupiony wokół Józefa Piłsudskiego, był Stanisław Wojciechowski, ale w wielostopniowym głosowaniu faworyt odpadł. Zresztą podobnie jak wcześniej Ignacy Daszyński czy przywódca grupy mniejszości narodowych wybitny językoznawca Jan Niecisław Baudouin de Courtenay.

W finale tej „eliminatki” zmierzyli się lider obozu narodowego hrabia Maurycy Zamoyski i początkowo nie traktowany zbyt poważnie 53-letni profesor Gabriel Narutowicz, który trochę wbrew sobie wyrósł nagle na kandydat „zjednoczonej lewicy”. Poparł go nawet PSL „Piast”, który wcześniej popierał Zamoyskiego. 11 grudnia 1922 r. wybór został zatwierdzony, a nowy prezydent zaprzysiężony.

W zasadzie poparli go wszyscy przeciwnicy narodowców, co też stało się pożywką prawicowych mediów, które natychmiast uruchomiły narrację, że kraj z takim trudem odrodzony po zaborach i wojnie z bolszewikami, pogrąża się w otchłani, bo prezydenta wybrali nam przedstawiciele mniejszości narodowych i socjaliści.,

Z taką narracją rozpoczęła się bezprecedensowa nagonka na nowego nic nie przeczuwającego prezydenta, który będąc człowiekiem wysokiej kultury i naukowcem o światowej renomie, nie zdawał chyba sobie sprawy z gromadzących się nad nim czarnych chmur i przystąpił do wykonywania obowiązków głowy państwa. Otrzymywał listy z pogróżkami, ale nie traktował ich poważnie.

16 grudnia 1922 roku, dwa dni po uroczystym przejęciu władzy z rąk Naczelnika Państwa, Prezydent Gabriel Narutowicz wziął udział w otwarciu wystawy sztuki w warszawskiej „Zachęcie”. Tam podszedł do niego z pistoletem niezrównoważony artysta malarz Eligiusz Niewiadomski i oddał trzy celne strzały.

Prezydent padł na podłogę i zaczął się szybko wykrwawiać. Zapanowało niesamowite zamieszanie, w którym najspokojniej zachowywał się zamachowiec. Jak zapamiętali świadkowie stojąc spokojnie z opuszczoną bronią oświadczył, że więcej strzelać nie będzie.

Gdy go zatrzymywano 53-letni zamachowiec nie stawiał oporu, chętnie też udzielał wyjaśnień w śledztwie i podczas procesu. Jak wyjaśnił, do tragicznego czynu pchnęła go psychoza jaka ogarnęła środowiska prawicowe, a w szczególności gazety, które grzmiały, że wybór Narutowicza to katastrofa dla Polski. Niewiadomski postanowił uratować Polskę i dlatego zastrzelił dopiero co wybranego prezydenta.

Uważał, że za zamordowanie prezydenta należy mu się wyrok śmierci i taką też karę mu wymierzono. Wyrok wykonano 31 stycznia 1923 r.

Cztery dni po śmierci Gabriela Narutowicza Zgromadzenie Narodowe wybrało prezydentem związanego z socjalistami 53-letniego Stanisława Wojciechowskiego. Co ciekawe, podczas wyborów, w których wygrał Narutowicz, początkowo kandydował także Wojciechowski i wtedy obóz narodowy uznał go za dużo groźniejszego przeciwnika niż Narutowicza, toteż Wojciechowski odpadł już w pierwszych głosowaniach.

Ostatecznie w efekcie wywołanej przez narodowców medialnej histerii i jej tragicznych konsekwencji, prezydentem został - ich zdaniem - gorszy kandydat.

Skąd te obawy wobec Wojciechowskiego? Zapewne u ich źródeł leżał fakt, iż w poprzednich latach blisko współpracujący z Piłsudskim i zastępujący go w obowiązkach naczelnika państwa Wojciechowski w okresie wojen o polskie granice bardzo skutecznie wykonywał obowiązki ministra spraw wewnętrznych.

Był zatem Wojciechowski uważany przez prawicę za prawą rękę Piłsudskiego, ale z kolei obóz piłsudczykowski uznawać go zaczął za renegata, gdy po złożeniu dymisji z ministerstwa pracując w prezydium Rady Ministrów szukał porozumienia z prawicą, aby zdobyć poparcie dla swojego projektu konstytucji, która przeszła do historii jako Konstytucja Marcowa.

To właśnie w oparciu o artykuły Konstytucji Marcowej w grudniu 1922 roku wybrano prezydentem najpierw Gabriela Narutowicza, a następnie Stanisława Wojciechowskiego.

Prezydentura Stanisława Wojciechowskiego upłynęła pod znakiem z jednej strony niemożności wyłonienia stabilnej większości parlamentarnej, w efekcie czego trzeba było tworzyć rządy eksperckie najpierw Wincentego Witosa a potem Władysława Grabskiego.

Drugim dominującym aspektem tego okresu była walka z powojennym kryzysem i budowa nowoczesnego państwa. Zadanie to przypadło w większej części premierowi Grabskiemu, z którym prezydent Wojciechowski przyjaźnił się i blisko współpracował. To ich wspólnym dziełem była reforma walutowa z 1924 roku, która zatrzymała szalejącą w Polsce hiperinflację.

W polityce wewnętrznej starał się prezydent Wojciechowski zachować dobre stosunki z Józefem Piłsudskim, który jednak nie wybaczył mu likwidacji Ścisłej Rady Wojskowej. Po upadku drugiego rządu Wincentego Witosa prezydent Wojciechowski powierzył misję utworzenia nowego rządu kolejno siedmiu potencjalnym premierom, ale żadnemu z nich nie udało się zebrać większości w parlamencie.

Zaniepokojony serią kryzysów gabinetowych, które groziły destabilizacją państwa i zapraszały naszych sąsiadów do interwencji wojskowej Józef Piłsudski 12 maja 1926 roku przyjechał do Warszawy. Wraz z nim do stolicy ściągnęły także oddziały wojskowe, które miały zamanifestować poparcie dla marszałka.

Manifestacja poparcia przerodziła się w zamach stanu. Na ulicach Warszawy doszło do walk pomiędzy zwolennikami Piłsudskiego, a oddziałami wiernymi rządowi. Przypomnijmy, że wobec niemożności sformowania nowego rządu swoje obowiązki nadal wykonywał tzw. drugi gabinet Wincentego Witosa.

Początkowo ministrowie i prezydent wycofali się z Belwederu do Wilanowa. Był projekt ewakuacji rządu do Poznania i prowadzenia dalszej walki z buntownikami, ale prezydent Wojciechowski nie chciał eskalacji wojny domowej. W obliczu niemożności sprawowania dalszej władzy 15 maja 1926 roku złożył swój urząd na ręce marszałka Sejmu Macieja Rataja. I dopiero to wydarzenie zakończyło cały ciąg zawirowań, jakie spadły na Polskę w efekcie zabójstwa prezydenta Narutowicza.

Kto wie jak potoczyłaby się historia naszego kraju, gdyby Narutowicza nie zamordowano. Z pewnością mielibyśmy przywódcę z najwyższej europejskiej półki, ale czy nasze polityczne piekiełko dałoby mu żyć i spokojnie pracować? To wątpliwe, niemniej należy żałować, że nie mamy w kraju materialnej spuścizny po prezydenturze tak wybitnego człowieka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

a
antek
Bufetowa powinna dawno siedzieć za złodziejskie prywatyzowanie domów w Warszawie i pewnie również w innych miastach .Niestety ta nacja dalej jest bezkarna a szkoda prawo powinno dotyczyć każdego .
Wróć na i.pl Portal i.pl