Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie zamarło w mieście i na wsi

Cezary Kaszewski
29 grudnia 1978 roku znad Skandynawii zaczęło spływać na Polskę lodowate powietrze. 1 stycznia 1979 roku temperatura w nocy spadła na Dolnym Śląsku do minus 25 stopni. Zima stulecia skończyła się 7 stycznia 1979 roku. Dwa dni później termometry w całej Polsce wskazywały plus 10 stopni Celsjusza
29 grudnia 1978 roku znad Skandynawii zaczęło spływać na Polskę lodowate powietrze. 1 stycznia 1979 roku temperatura w nocy spadła na Dolnym Śląsku do minus 25 stopni. Zima stulecia skończyła się 7 stycznia 1979 roku. Dwa dni później termometry w całej Polsce wskazywały plus 10 stopni Celsjusza Marek Koch
Dolny Śląsk. Początek 1979 roku. Zima. Nie była wcale najzimniejsza. Nie była także specjalnie długa. A jednak przylgnął do niej przydomek zimy stulecia

Jeden z wrocławskich wicewojewodów o 10 wieczór, w noc sylwestrową, nie mógł się dostać do swojego samochodu: pokrywała go dwucentymetrowa warstwa lodu.
- W pięciu garnkach zagotowaliśmy wodę i po obłożeniu drzwiczek gorącymi płachtami drzwi wreszcie ustąpiły - wspomina.

"Wieczór Wrocławia" w swoim wydaniu z 30 grudnia informował: "Jeszcze wczoraj po południu i wieczorem Wrocław tonął w strugach iście wiosennego deszczu, a już w nocy kałuże wody ściął mróz, rano termometry pokazywały minus 11 stopni Celsjusza". A później przez kolejnych osiem dni - zima, gołoledź i śnieżyce królowały na czołówkach wszystkich dolnośląskich gazet: "Słowa Polskiego", "Gazety Robotniczej", "Wieczoru Wrocławia".

- W Nowy Rok, od rana, miałem dyżur w klinice chirurgii naczyniowej szpitala przy ul. Poniatowskiego - wspomina prof. Wojciech Witkiewicz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. Kamieńskiego. - Mój mały fiat pod domem został kompletnie zasypany i nie mogłem go odkopać. Do szpitala dotarłem pieszo, telefony działały, więc uprzedziłem, że mogę się spóźnić. Warunki były trudne - ślisko, do tego niskie temperatury. Z dojściem były problemy, więc pacjentów do nas dowożono. Sala operacyjna była gotowa na przyjęcia, bo szpital miał własny agregat prądotwórczy i kotłownię. Zimno dawało się jednak we znaki i zaopatrzyliśmy pacjentów w dodatkowe koce.

W czasie sylwestrowej nocy zamarzały na drodze samochody. Kierowca wiozący reportera "Wieczoru Wrocławia" na nocny dyżur, dwukrotnie zmieniał służbowe auto. Dopiero około godziny 4 rano obudziło się Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania, wyjeżdżając na drogi z zimowym sprzętem.

- Sztab Zima, utworzony przy wrocławskim Urzędzie Wojewódzkim, obradował w Nowy Rok przy świeczce, a później przy półmdłym, drżącym świetle z agregatu - relacjonuje wysoki rangą urzędnik, członek sztabu. - Mieliśmy w województwie zapasy węgla, ale zamarzały taśmociągi transportujące węgiel z hałd do pieców elektrociepłowni. W niedogrzanych mieszkaniach włączano grzejniki elektryczne, kuchenki gazowe, efekt był kaskadowy, przeciążenia sparaliżowały energetykę. Na domiar złego rwały się oblodzone linie przesyłowe wysokiego napięcia.
Rozwojem sytuacji interesował się premier Piotr Jaroszewicz: telefonował do urzędu i dowiadywał się o zamarzniętych hydrantach, brakach w zaopatrzeniu, panice przed oblężonymi składami opałowymi, bezsilnym pogotowiu ratunkowym. Sztab obradował początkowo rano, później wieczorami.

Zwolniono wszystkie zapasy, codziennie wysyłano meldunki do Rady Ministrów.
Komunikacja kolejowa na Dolnym Śląsku przeżywała ciężkie chwile. Zamarznięte zwrotnice, zasypane śniegiem szlaki całkowicie unieruchomiły dalekobieżne połączenia. Połączenia lokalne wprawdzie utrzymano, ale zdarzały się kilkugodzinne opóźnienia. Ze stolicy Dolnego Śląska można było dojechać do Opola, Legnicy, nawet Międzylesia, ale nie wiadomo kiedy.

PKS we Wrocławiu odwołał w sylwestra 80 kursów, a 22 skrócił. Dzień później utrzymano tylko kursy do Oławy i Dzierżoniowa. Do Wałbrzycha wysłano dwa autobusy, do Legnicy jeden. Kłopoty sprawiały kierowcom nie tyle opady śniegu, co nagłe skoki temperatury.
31 grudnia, po południu, w Karpaczu zanotowano w ciągu pół godziny różnicę temperatur sięgającą 16 stopni C.

Początek roku zaczął się fatalnie, a komunikacja miejska we Wrocławiu przeżyła prawdziwą katastrofę. Nieruchome zwrotnice, zasypane śniegiem torowiska, a nade wszystko okresowe wyłączania prądu sparaliżowały tramwaje. Autobusy kursowały jak chciały. LOT odwołał niektóre loty. Komunikat zamieszczony 2 stycznia w "Słowie Polskim" głosił: "Przewiduje się opóźnienia wszystkich przylotów i odlotów na liniach zagranicznych".

Apogeum energetycznych trudności we Wrocławiu wypadło w Nowy Rok wieczorem, kiedy niemal całe miasto pogrążyło się w ciemności. W turoszowskim zagłębiu węglowo-energetycznym wystąpiła prawdziwa zapaść. Do ratowania zamarzających taśmociągów dowożących węgiel brunatny z odkrywek kopalni Turów do elektrowni Turów, Śląski Okręg Wojskowy skierował żołnierzy. W zagłębiu miedziowym wstrzymano pracę kopalni Lubin. Po wyłączeniu dostaw energii trzeba było ewakuować górników znajdujących się pod ziemią.
Dr Janusz Malinowski, szef oddziału położnictwa i ginekologii przy Kamieńskiego, pracował wówczas w szpitalu przy ul. Glinianej.
- W mieszkaniu Na Ostatnim Groszu paliliśmy bez przerwy kuchenkę gazową, tak było niedogrzane. Na Glinianej ratowały nas własne agregaty i kotłownia. A kiedy któregoś dnia palaczom puściły nerwy, koks do pieców dorzucali sami lekarze - opowiada.

W noc sylwestrową nastąpiła awaria kotłowni zasilającej w ciepło 20-tysięczne osiedle Zabobrze w Jeleniej Górze. Dopiero po kilku godzinach zmagań awarię usunięto. 2 stycznia w niektórych wrocławskich sklepach brakowało pieczywa i mleka. Panikowano.
- Ludzie kupowali po 5 bochenków chleba - relacjonowały sprzedawczynie Apolonia Dudar i Grażyna Jakubowicz ze sklepu firmowego przy ul. Sienkiewicza 114. Mleko w butelkach pękało na mrozie i wstrzymano dostawy do domów. Mleka w workach foliowych nie starczało dla wszystkich.

3 stycznia zanotowano we Wrocławiu pewne oznaki poprawy: w energetyce dostarczono o 100 megawatów więcej energii niż poprzedniego dnia. Przemysł miał jednak w dalszym ciągu ograniczone dostawy prądu.

- Załoga wrocławskiego OTiS-u, mimo niskich temperatur w halach, pracuje, chociaż nie na pełnych obrotach - informował 4 stycznia Jerzy Krymowski, dyrektor. - W pierwszym dniu pracy wykonano 70 procent dziennej normy. Część męskiej załogi pracowała przy usuwaniu awarii w urządzeniach ogrzewczych, a pozostali usuwali śnieg z jezdni i chodników w rejonie zakładu. Przygotowano do sprzedaży około 6 tysięcy kurtek i skafandrów, tak bardzo teraz potrzebnych. Zapewniono pracownikom posiłki regeneracyjne, a ponadto wszyscy mają do dyspozycji gorącą herbatę z cytryną - relacjonował prasie dyrektor.

"Gorące posiłki dla pracujących na mrozie" - z inicjatywą wystąpił Zakład Produkcji Spożywczej WSS "Społem". Dostarczano na miejsce zupy z wkładką i bez, barszcz czerwony, gulasz, flaki, kapuśniak. Korzystali z tego przede wszystkim pracownicy PKS-u, PKP, Polmos-u i MPO.
- Cztery pługi zepsuły się i stoją w warsztacie - tłumaczył się Zenon Kruszelnicki, dyrektor MPO. Trzy inne ugrzęzły na trasach. Dyrektor dysponował 18 pługopiaskarkami, ale miał problemy z solą, bo przy niskich temperaturach zamarzała w hałdach. "Nie potrzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery" - dowcipkowali wrocławianie.

W środę, 3 stycznia, "Wieczór Wrocławia" donosił: "Tysiące ludzi odśnieżało miasto". Do akcji włączyli się pracownicy prawie wszystkich przedsiębiorstw i instytucji. W Rynku i na pl. Dzierżyńskiego pracowało 60 pracowników Transpedu. Chodniki i jezdnię oczyścili do samej nawierzchni.

Prasa apelowała: "W wolną sobotę odśnieżamy swoje osiedla". Do kolejarzy, żołnierzy, pracowników służb komunalnych, młodzieży, załóg zakładów przemysłowych, transportowców mają dołączyć wrocławianie. "Skorzystajmy z własnych szufli i łopat znajdujących się w piwnicach. Nie dajmy się zimie, kochani!" - kończyła apel gazeta.

W poniedziałek, 8 stycznia 1979 r., czytaliśmy w lokalnej prasie: "Wczoraj jeszcze we Wrocławiu termometry notowały siarczysty mróz, minus 25 stopni Celsjusza, dziś rano było plus 1 i padał tylko marznący deszcz". Tego samego dnia dowiedzieliśmy się, że Teatr Polski nie gra jeszcze na dużej scenie, ale wystawia w Teatrze Kameralnym przy Świdnickiej "Pastorałkę" Leona Schillera.

Pełna mobilizacja we wrocławskim Urzędzie Wojewódzkim trwała trzy tygodnie. Usuwanie skutków mroźnej zimy trwało jeszcze długo, niektóre zakłady pracy musiały odnowić w znacznym stopniu swój park maszynowy. Doposażono służby ratownicze, przede wszystkim straż pożarną. Skrzynki z piaskiem, które pojawiły się na dolnośląskich ulicach następnego roku, to efekt i nauczka po zimie stulecia.

Jeszcze w styczniu stracił posadę wojewoda wrocławski Zbigniew Nadratowski. Obciążono go odpowiedzialnością za wyłączenie z eksploatacji wrocławskiej elektrociepłowni, na skutek czego, tuż po Nowym Roku w 1979 agregaty prądotwórcze szpitali, w tym położniczych, nie były im w stanie dostarczyć dostatecznej ilości energii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska