Zwycięstwo drogo okupione

Paweł Stachnik
Taktyka Armii Czerwonej powodowała ogromne straty
Taktyka Armii Czerwonej powodowała ogromne straty Archiwum
LIPIEC 1941. Trwa Operacja „Barbarossa”. Wojska niemieckie atakują ZSRR. Armia Czerwona ponosi ogromne straty. Z każdym tygodniem są one większe. Niebawem sięgną milionów zabitych.

Podbój i zniszczenie Związku Sowieckiego Hitler zapowiedział już w swoim manifeście ideologicznym „Mein Kampf”, napisanym w latach 20. Rosja była dla niego wrogiem podwójnym. Łączyła bowiem pogardzaną przez Hitlera słowiańskość z jeszcze bardziej znienawidzonym przez niego bolszewizmem. Po pobiciu Francji - tradycyjnego i największego wroga Niemiec - przyjść miała kolej na Rosję. Jej tereny, oczyszczone ze słowiańskiej ludności i zasiedlone przez Germanów miały stać się częścią nowych Wielkich Niemiec.

80 lat temu, rankiem 22 czerwca 1941 r. na długiej linii frontu przebiegającej od Bałtyku po Morze Czarne do ataku ruszyło 4,7 mln żołnierzy niemieckich i sojuszniczych (m.in. rumuńskich, węgierskich, fińskich i włoskich). Po drugiej stronie frontu Sowieci mieli wprawdzie tylko ponad 3 mln żołnierzy, ale dysponowali znacznie większą liczbą sprzętu: czołgów, samolotów, dział, pojazdów opancerzonych.

Słabością sowieckiej armii były niski poziom jej wyszkolenia i morale. Armia była bowiem przetrzebiona czystkami wśród kadry oficerskiej przeprowadzanymi przez Stalina od 1937 r. W ich wyniku zamordowano, uwięziono lub usunięto ze służby około 50 tys. ludzi. Stanowiska straciła większość marszałków i generałów, dowódcy dużych jednostek, dowódcy pułków, a nawet batalionów. Ich miejsce zajęli awansowani oficerowie młodsi, którzy nie mieli ani odpowiedniej wiedzy, ani doświadczenia.

Ta wymiana kadr skutkowała chaosem, bałaganem, opóźnieniami i brakami w wyszkoleniu żołnierzy oraz ogólnie niskim poziomem sprawności bojowej. Jasno pokazała to toczona od jesieni 1939 r. wojna z Finlandią, w której Armia Czerwona wykazała się ogromną niekompetencją i słabością, ponosząc duże straty w sprzęcie i ludziach.

600 tysięcy jeńców

Tymczasem teraz jej przeciwnikiem był zaprawiony w bojach Wehrmacht, który w ubiegłych latach bez trudu podbił większość Europy. Niemieccy żołnierze byli dobrze wyszkoleni i wyposażeni, a w dodatku odpowiednio zmotywowani. Niemiecka armia stosowała nowatorską ale już sprawdzoną taktykę blitzkriegu - uderzeń jednostek pancernych, które przełamywały obronę, głębokimi zagonami wychodziły na tyły i dokonywały okrążeń dużych zgrupowań.

I rzeczywiście, atak z 22 czerwca potwierdził wyższość Wehrmachtu nad Robotniczo-Chłopską Armią Czerwoną. Sowiecki system dowodzenia prawie przestał funkcjonować. Jednostki rzucane do walki bez ładu i składu były rozbijane lub otaczane, a żołnierze oddawali się do niewoli. Naczelne dowództwo w Moskwie wydawało nierealne rozkazy bronienia się za wszelką cenę albo też - zgodnie z sowiecką doktryną - atakowania bez względu na okoliczności.

Oddziały niemieckie szybko posuwały się naprzód. Już pięć dni po rozpoczęciu ataku czołgi Wehrmachtu zamknęły okrążenie na wschód od Mińska, wchodząc na ponad 300 km w głąb terytorium ZSRR. Dzień później kolejne okrążenie zamknęły dwie armie niemieckie - 4. i 9. - spotykając się na wschód od Białegostoku. 29 czerwca zdobyty został Mińsk. W ciągu 17 dni sowiecki Front Zachodni stracił 420 tys. żołnierzy z ogólnej liczby 625 tys.

Jeszcze większym sukcesem była rozpoczęta 7 lipca bitwa o Kijów, określana jako największe okrążenie w historii wojskowości.

W kotle znalazł się prawie cały Front Południowo-Zachodni Armii Czerwonej. Według niemieckich danych wzięto do niewoli 665 tys. żołnierzy. A przecież takich większych i mniejszych okrążeń było znacznie więcej.

Pasmo sowieckich klęsk zostało przerwane dopiero zimą 1941 r. podczas bitwy o Moskwę, której Niemcom nie udało się zdobyć. Na południu niemiecka machina wojenna została zatrzymana pod Stalingradem, gdzie utknęła na wiele miesięcy, a w 1942 r. poniosła druzgocącą klęskę. Sowieccy marszałkowie i generałowie nauczyli się nowych sposobów walki, a Armia Czerwona nie była już taka bezradna.

Znaczne różnice

Nie zmieniło się jednak jedno - porażająca wysokość strat ponoszonych przez wojsko Stalina. Sowiecka doktryna zakładała nieliczenie się z ofiarami ludzkimi. Zasoby mobilizacyjne kraju były potężne, więc siła żywa była najmniejszym zmartwieniem radzieckich dowódców. Efektem takiego podejścia były gigantyczne straty ludzkie poniesione przez Armię Czerwoną podczas wojny. Gigantyczne, czyli jakie?

Jak pisze znany rosyjski historyk i badacz dziejów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej Borys Sokołow, w 1950 r. w Niemczech Zachodnich ukazała się książka uciekiniera z ZSRR płk. K.D. Kalinowa zatytułowana „Głos mają sowieccy marszałkowie”. Autor, opierając się na posiadanym dokumencie, twierdził że w walkach z Niemcami życie straciło 13,6 mln sowieckich żołnierzy. Zachodni historycy uznali te dane za wiarygodne.

Tymczasem w ZSRR aż do schyłku lat 80. nie podejmowano kwestii ustalenia strat osobowych Armii Czerwonej w II wojnie światowej. Dopiero pod koniec tej dekady, wraz z pieriestrojką, a na większą skalę w latach 90., historycy rosyjscy podjęli próby ustalenia prawdziwej liczby poległych sowieckich żołnierzy.

I tak np. krytycznie nastawiony do sowieckiej wersji historii badacz Dymitr Wołkogonow (którego książki ukazywały się również w Polsce) w oparciu o rozmaite dokumenty obliczył, że w walkach lub w obozach jenieckich życie straciło około 10 mln czerwonoarmistów.

W 1993 r. ukazała się w Moskwie praca zbiorowa zatytułowana „Grif siekretnosti sniat…”, będąca oficjalnym statystycznym opracowaniem strat Armii Czerwonej w konfliktach wojennych.

Można było w niej przeczytać, że w latach 1941-1945 życie straciło 8,6 mln radzieckich oficerów i żołnierzy (co większość badaczy uznała za dane mocno zaniżone). Jak więc widać różnice w liczbowych ustaleniach są dość znacznie (od 8,6 do 13,6 mln).

Najwyżej jedna trzecia

Własną próbę obliczenia wojennych strat Armii Czerwonej podął się przywoływany tu już Borys Sokołow. Jest on uznanym historykiem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, odrzucającym oficjalne państwowe podejście historiografii rosyjskiej. Ta ostatnia bowiem po krótkim okresie pisania prawdy w okresie jelcynowskim rychło wróciła do zwyczajów z czasów ZSRR, tj. uprawiania państwowej polityki historycznej. Według niej Armia Czerwona była najlepszym wojskiem świata, a Stalin wybitnym wodzem, który poprowadził kraj do wielkiego zwycięstwa.

Tymczasem Sokołow w swoich pracach opisuje nieudolność i niekompetencję sowieckich dowódców, chaos i absurdy panujące w armii, chybione i sfuszerowane operacje, nieliczenie się z ludzkim życiem, a wreszcie zbrodnie popełniane przez stalinowskie wojsko. Nie przysporzyło mu to popularności w niektórych - dość licznych - kręgach dzisiejszej putinowskiej Rosji.

Wróćmy jednak do podjętej przez autora próby obliczenia strat ludzkich Armii Czerwonej. Jak pisze Sokołow w swojej najnowszej książce „Straszliwe zwycięstwo. Prawda i mity o sowieckiej wygranej w drugiej wojnie światowej”, zadanie to jest skrajnie skomplikowane. Oto w dokumentacji źródłowej, czyli wojskowych raportach i zestawieniach strat, istnieją poważne luki. Po wojnie fińskiej sowieckich szeregowych i podoficerów pozbawiono bowiem książeczek wojskowych, co w znaczący sposób utrudniło potem ustalanie wysokości braków w oddziałach. Wprawdzie w marcu 1941 r. ukazał się rozkaz, zgodnie z którym każdy żołnierz miał otrzymać znak tożsamości zwany nieśmiertelnikiem, ale już w listopadzie 1942 r. z ich wydawania zrezygnowano. Wszystko to utrudniało potem sporządzenie odpowiednich statystyk.

Kulała też ewidencja personalna w jednostkach. Sokołow cytuje jeden z rozkazów ludowego komisarza obrony z października 1941 r.: „Na skutek posyłania przez sztaby jednostek nieaktualnych i niekompletnych raportów o stratach powiększa się dysproporcja pomiędzy liczbą strat w ludziach a ich ewidencją osobową. Ewidencja imienna wymienia obecnie najwyżej jedną trzecią spośród rzeczywistej liczby poległych”…

Jak wyglądało to w praktyce pokazują przytaczane przez Sokołowa dane na temat strat 1. Armii Wojska Polskiego w walkach na Pomorzu Zachodnim. Według danych sowieckich straciła ona 2,5 tys. poległych i zaginionych, według danych polskich - 5,4 tys. poległych i 2,8 tys. zaginionych, co daje w sumie 8,2 tys… Różnica jest spora.

Świadoma taktyka

Ale biurokracja to jedno, a realia walki to drugie.

Stosowana w Armii Czerwonej taktyka polegała na zmasowanych atakach piechoty, bez posuwania się skokami, krycia się czy czołgania.

Gromada żołnierzy parła przed siebie, prosto pod lufy nieprzyjaciela. Posłuchajmy cytowanej przez Sokołowa relacji żołnierza niemieckiej 1. Dywizji Pancernej SS: „Leżeliśmy w swoich okopach i widzieliśmy jak masy czerwonoarmistów, tysiące czarnych punktów na tle bezkresnej śnieżnej bieli, z gromkimi okrzykami »hura!« rzucali się na nas. Nasi dowódcy wydali komendę otwarcia ognia. Z bardzo małej odległości salwy naszych karabinów maszynowych zbierały krwawe żniwo. Taśmy z nabojami szły jedna za drugą. Kiedy skończyliśmy z pierwszą falą nacierającego wojska, napłynęła nowa, którą spotkał ten sam los. W krótkim czasie nasz oddział został okrążony ogromną liczbą zabitych i rannych czerwonoarmistów. Wyraźnie słyszeliśmy ich jęki. Nasze własne straty były niewielkie”. Wspomnienia z frontu są pełne takich opisów.

Była to świadoma taktyka sowieckiego dowództwa, poczynając od naczelnego wodza, czyli Stalina. Generalissimus był całkowicie obojętny na idące w setki tysięcy straty ludzkie (np. w maju 1942 r. zginęło 422 tys. żołnierzy, w czerwcu - 519 tys., w kolejnych miesiącach było podobnie). Za każdym razem dążył do prowadzenia nieprzerwanego natarcia jak najdłużej aż do wyczerpania zasobów ludzkich i materialnych. Permanentnie opóźniał przejście z ataku do obrony, wbrew opiniom i radom dowódców armii i frontów.

Ten styl dowodzenia przejęli sowieccy marszałkowie i generałowie. Jak pisał inny rosyjski historyczny rewizjonista Wiktor Suworow, słynny marszałek Gieorgij Żukow zasłużył na miano rzeźnika ze względu na straty ludzkie, jakie pociągały realizowane przez niego operacje. Wśród sowieckich dowódców normalną praktyką było np. przeprowadzanie rozpoznania walką i likwidowanie pól minowych za pomocą ataku piechoty.

Swoje robił brak wyszkolenia (wielu żołnierzy rzucano do walki po pobieżnym i krótkotrwałym przeszkoleniu), niedostatek ekwipunku, a nawet broni. Częste są relacje o sowieckich żołnierzach biegnących do ataku z gołymi rękami. Broń mieli zabrać poległym.

Według ocen niemieckich generałów walczących na froncie wschodnim przyczyną wielkich strat Armii Czerwonej był lekceważący stosunek wyższego dowództwa do życia żołnierzy, słabe wyszkolenie średniej i niższej kadry dowódczej, szablonowość zachowań podczas natarcia oraz niezdolność dowódców i żołnierzy do podejmowania samodzielnych decyzji.

Wyniszczyć jeńców

Do tego dodać należy funkcjonujący w Armii Czerwonej system ewakuacji rannych z pola walki. Lekko ranni sami odchodzili na tyły, natomiast ciężko zranionych mogli odtransportować tylko sanitariusze. Żaden z żołnierzy nie miał prawa pomagać kolegom w dotarciu do punktu medycznego. Było to bowiem traktowane jako uchylanie się od walki.

Sanitariuszkami były w Armii Czerwonej głównie dziewczyny, które nie zawsze fizycznie radziły sobie z szybką ewakuacją ciężko rannych. Poza tym było ich zbyt mało - jedna na kompanię - a zdarzało się przecież, że walce rany odnosiło np. kilkudziesięciu żołnierzy. Efekt był taki, że ciężko ranni długo leżeli na polu walki bez pomocy, często odnosząc kolejne rany, ginąc lub umierając.

Nie można opisywać kwestii strat ludzkich Armii Czerwonej bez poruszenia tematu jeńców. Według Borysa Sokołowa podczas czterech lat istnienia frontu wschodniego do niewoli u Niemców i ich sojuszników dostało się w sumie 6,3 mln czerwonoarmistów, a około 4 mln spośród nich zmarło. Był to efekt zastosowanej z premedytacją niemieckiej polityki. Hitlerowcy nie stosowali wobec sowieckich jeńców konwencji genewskiej, a powodowani rasizmem skazali ich na śmierć - z głodu, od kuli, od gazu. Ich likwidacja była drugą obok Holokaustu największą zbrodnią II wojny światowej.

Co jednak z całościową liczbą poległych? Borys Sokołow korzystając z rozmaitych źródeł (zarówno bezpośrednich, jak i pośrednich) i stosując metody statystyczne obliczył, że w latach 1941-1945 zginęło w walce, zmarło z ran, chorób i wypadków aż 22,9 mln czerwonoarmistów. Gdy dodamy do tego 4 mln zmarłych i zamordowanych w niewoli otrzymamy liczbę 26,4 mln ludzi. A to tylko straty wojskowe, bo były jeszcze równie porażające straty cywilne…

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zwycięstwo drogo okupione - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl