Żonę i synów zaatakował siekierą. Sam też nie chciał dłużej żyć

Helena Wysocka
Helena Wysocka
Archiwum Polska Press
We wsi mówią, że Edek prał, gotował i woził dzieci do szkoły. Ale do tego dużo pił. Po komunii syna miał iść na odwyk. Jednak kilka dni wcześniej coś mu się zrobiło z głową. Próbował zabić swoich bliskich siekierą - twierdzi prokurator. Dlaczego, nie wie nikt.

M że miał dość życia na dnie? - gubią się w domysłach sąsiedzi. - Może nie radził sobie z kłopotami, albo szatan go opętał... Przecież on kochał swoje dzieci!

Biegli twierdzą, że choć był pijany, to doskonale wiedział co robi.

Bandyta wyglądał jak tata
Niski, jasne rudawe włosy i bystre oczy. Na twarzy ani cienia emocji. Spokojnie rozgląda się po sali sądowej pełnej sąsiadów, uśmiecha się do żony, która po tragedii, choć minął już rok, wciąż siedzi na inwalidzkim wózku i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie chodziła.

- Z czego on się tak cieszy? - irytuje się jeden ze świadków. - Może zgnić w więzieniu!

Edward D. tuż po tragedii miał powiedzieć szwagrowi: nie będzie komunii, pójdę siedzieć. Trochę później policjantowi, który zakładał mu na ręce kajdanki, wyznał, że mu odje... Ale gdy wytrzeźwiał, idzie w zaparte. - Oskarżony twierdzi, że nic nie pamięta - mówi Adam Sz-czytko z Prokuratury Okręgowej w Suwałkach, która prowadziła śledztwo.

W sądzie zaś utrzymuje, że za nic nie mógłby rzucić się na bliskich z siekierą. Ale przyznaje, że miał wrogów. Poznał ich w Warszawie, domagali się pieniędzy. Grozili. Jego zdaniem, to oni mogli przyjechać do wsi, by zabić rodzinę. Edwarda D. nie znaleźli, bo spał w garażu. Zawsze tak robił, gdy był pijany. A tej nocy był.

Jednak Edwarda D. obciążają zeznania 5-letniej wówczas córki. Klaudia mówi, że feralnej nocy po domu chodził z siekierą mężczyzna ubrany jak tata i do niego bardzo podobny. Ją dusił jedną ręką, a śpiącą obok mamę uderzał siekierą.

Edward D. od roku siedzi za kratami. W przyszłym tygodniu suwalski sąd zdecyduje o przedłużeniu tymczasowego aresztu. 5 lipca rozpocznie się jego proces.

Pił, ale nie bił
Edward D. ma 60 lat i fach w ręku. Ukończył zawodówkę, jest tokarzem. W zawodzie jednak nigdy nie pracował. Miał prowadzić gospodarstwo po rodzicach. Niewielkie, położone na początku wsi w gminie Stare Juchy. Kiedyś zadbane, dziś popadające w ruinę. Wokół krytego eternitem domu trawa po pas, pełno złomu i śmieci.

20 lat temu Edward ożenił się z Małgorzatą - o wiele młodszą dziewczyną z sąsiedniej wsi, tylko po podstawówce.

- Miała 19 lat, gdy stawała na ślubnym kobiercu - opowiadają ludzie. - A on prawie dwa razy tyle. We wsi śmiali się, że dzieciaka do domu przyprowadził. Czym ją zauroczył, nikt nie wie.

Trzy lata później urodził się Radek, a 12 lat temu na świat przyszedł kolejny syn - Kamil. 12-latek jest upośledzony w lekkim stopniu, ma problemy z pamięcią, uczy się w szkole specjalnej. Za to 6-letnia dziś Klaudia - jak żartują we wsi - to żywe sreberko. Chyba zjadła wszystkie rozumy.

- Bardzo rezolutna dziewczynka - chwalą.

Rodzinie nie wiodło się najlepiej. Podobno na Edwarda spadły wszystkie domowe obowiązki. - Prał, gotował i woził dzieci do szkoły - mówią znajomi. - A Małgorzata siedziała.

Dodają, że dzieci często chodziły głodne, bo nie było komu zrobić im kanapek. Dlatego ośrodek pomocy społecznej ufundował im w szkole posiłki.

- Były zaniedbane pod względem zdrowotnym, często brudne - dodają ludzie. - Ich rodzice nie radzili sobie z obowiązkami.

Może dlatego, że Edward często zaglądał do butelki. Pił niemal każdego dnia, na ogół sam. A Małgorzata nie widziała w tym nic złego. Podobno sama nie raz podsuwała mężowi piwo. W domu jednak nie było przemocy. Choć o alkoholowych problemach gospodarza wiedzieli i pracownicy szkoły, w której uczył się Kamil, i socjalni z ośrodka pomocy społecznej w Starych Juchach. Rodzina nie miała jednak tzw. niebieskiej karty. Podobno nie było takiej potrzeby, bo nikt nie zauważył, aby Edward D. kiedykolwiek podniósł rękę na żonę czy potomstwo. Mało tego, powołani przez prokuraturę biegli stwierdzili, że dzieci są emocjonalnie bardziej związane z ojcem, niż matką.

Po komunii miał się zmienić
W połowie czerwca tamtego roku 11-letni wówczas Kamil miał iść do pierwszej komunii świętej. Edward obiecał żonie, że zaraz po tej uroczystości weźmie się za siebie, pójdzie na terapię, zerwie z nałogiem.

Ale w ostatnim, przedko-munijnym tygodniu pił jeszcze więcej niż zwykle. Jakby chciał nasycić się alkoholem na najbliższe lata. Cztery dni przed uroczystością, gdy w szafie wisiała już komunijna alba, wrócił do domu mocno pijany. Mógł mieć około trzech promili we krwi. Twierdzi, że od razu położył się spać w garażu, ale organy ścigania podejrzewają, że nie mówi prawdy. Przypuszczalnie spał obok żony i córki, na parterze domu. Na górze zaś odpoczywali synowie.

Co wydarzyło się później, trudno powiedzieć. Prokuratura utrzymuje, że Edward D. wziął do ręki siekierę i zadał żonie kilka ciosów w głowę. Na oczach córki, którą jednocześnie próbował dusić. Później poszedł na górę i zaatakował synów. Ich też parokrotnie uderzył w głowę. Najpierw starszego, później młodszego. Potem znienacka odrzucił siekierę i uciekł. Przed szóstą rano wsiadł do starego, czerwonego auta i pojechał do sklepu w pobliskiej wsi. Często tam jeździł, gdy chciał się napić.

Tymczasem do domu, w którym kilka minut wcześniej miała miejsce jatka, przyszedł brat Małgorzaty. Wpadł po mleko, bo w gospodarstwie była jeszcze ostatnia krowa. Mężczyzna wszedł do środka i zobaczył leżącą w kałuży krwi kobietę. Ale nie wezwał pomocy. Zdecydował bowiem, że najpierw pojedzie do sklepu, by porozmawiać ze szwagrem. Po drodze spotkał sąsiadkę, która chciała odwiedzić Małgorzatę. Próbował odwieść ją od tego zamiaru.

- Chałupa otwarta, nikogo nie ma w domu - przekonywał.

Gdy zajechał do sklepu, Ed-ward D. siedział na ławeczce z butelką piwa w ręku. Szwagrowi miał powiedzieć: nie będzie komunii, pójdę siedzieć.

Sąsiadka nie dała za wygraną i mimo zapewnień, że dom jest pusty, postanowiła do niego zajrzeć. Chwilę później przerażona wezwała karetkę pogotowia, a lekarz zaalarmował policję. Funkcjonariusze ledwo zdążyli rozejrzeć się po podwórzu, gdy wjechał na nie Edward D. Tłumaczył, że chciał ze sobą skończyć. Najpierw planował uderzyć autem w przydrożne drzewo, ale potem uznał, że samochód może jeszcze przydać się w życiu Klaudii. Wrócił więc do domu po sznur. Gdy funkcjonariusze skuwali mu ręce, rzucił: odje... mi. Nie chciał poddać się badaniu alkomatem, więc policjanci zawieźli go do szpitala w Ełku, gdzie została mu pobrana krew. Badanie wykazało, że miał ponad dwa promile.

Prokurator: on chciał zabić
Małgorzata D. i jej synowie przez wiele tygodni walczyli o życie w szpitalu. Chłopcy opuścili placówkę zdrowi, ale ich matka do dziś porusza się na wózku inwalidzkim. Dzieci trafiły do rodzin zastępczych.

Kobieta, jak i jej synowie twierdzą, że nic z feralnej nocy nie pamiętają. W tej kwestii organy ścigania mają trochę wątpliwości. Bo tak jak można wierzyć Małgorzacie, która nieprzytomna i zakrwawiona leżała obok łóżka, to wyjaśnienia syna wydają się mało wiarygodne. Chłopak, gdy przyjechała karetka pogotowia, był przytomny. Ma jednak pełne prawo bronić ojca.

- Dzieci poszłyby za nim w ogień - mówią sąsiedzi. - Spełniał ich zachcianki, miały sporo zabawek.

A o tym, że na świecie są też trzeźwi ojcowie, dzieci chyba nie wiedziały.

- Edward D. jest oskarżony o usiłowanie zabójstwa trzech osób - mówi prokurator Szczyt-ko. - Odpowie też za jazdę po pijanemu. Grozi mu kara dożywotniego więzienia.

Kilka dni temu w suwalskim sądzie, gdzie toczy się proces Edwarda D., Małgorzata poprosiła sędziego o rozmowę z mężem. - Nie martw się - mówiła mu na sądowym korytarzu. - Będzie dobrze.

Mężczyzna ze skutymi rękami i nogami patrzył na nią z kamienną twarzą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Żonę i synów zaatakował siekierą. Sam też nie chciał dłużej żyć - Plus Gazeta Współczesna

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl