Żołnierz ”wyklęty” spod Wadowic doczekał się wyroku za oszustwo. Musi oddać zagarniętą fortunę

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Stanisław M. na mocy wyroku musi oddać zagarnięte 350 tys. zł
Stanisław M. na mocy wyroku musi oddać zagarnięte 350 tys. zł Artur Drożdżak
Wydaje się, że na losy Stanisława M. wpływ miała jego praca w kinie pod Wadowicami. Stąd filmowe opowieści 83-latka o niedoli „żołnierza wyklętego”, którymi zajmował się krakowski sąd i teraz skazał mężczyznę na rok więzienia w zawieszeniu na rok. Oskarżony musi też oddać 354 tys. zł, które zdobył od Skarbu Państwa za rzekomą działalność i odsiadkę na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego w latach 50-tych. Faktycznie w więzieniu siedział, ale za czyny kryminalne.

b]FLESZ - Wyższe świadczenie 500 plus? PiS chce zmian[/b]

Kreację fikcji Stanisław M. rozpoczął w 2012 r., gdy do krakowskiego sądu wysłał list, w którym domagał się unieważnienia wyroku z 1959 r. Opisywał, jak został zwerbowany przez Romana P. do tajnej organizacji podziemnej Polska Walcząca. W tej antykomunistycznej strukturze był z nimi jeszcze kuzyn Andrzej G., a wszystkim kierował mjr Wacław Szczerbakowski.

O tym dowódcy Stanisław M. pisał, że przed wojną pod innym nazwiskiem i stopniem był oficerem Wojska Polskiego, podobno w wywiadzie, a za Niemca walczył w oddziałach Narodowych Sił Zbrojnych. Po wojnie zaś udzielał się w antykomunistycznej partyzantce.

- Moja działalność w początkowej fazie Polski Walczącej polegała na rozrzucaniu ulotek, zrywaniu komunistycznych haseł, malowaniu własnych haseł na murach i kamienicach oraz oblewaniu pomników i urzędów państwowych farbą lub innymi chemikaliami - relacjonował Stanisław M. swoje dokonania w walce z reżimem.

Poproszono Instytut Pamięci Narodowej o informacje o Szczerbakowskim i trzech członkach jego grupy, czyli Romanie P., Andrzeju G. i Stanisławie M. Potwierdziła się informacja o wyroku, który zapadł na nich w 1959 r. Z sentencji wynikało, że we trzech dokonali napadu rabunkowego z bronią na sklep w Baczynie koło Suchej Beskidzkiej przy „użyciu pistoletów wojskowych”. Cztery miesiące później wspólnie przeprowadzili napad na listonoszkę. Roman P. groził jej pistoletami i zabrał 145 500 zł. Wpadli dwa miesiące potem, wyroki były drakońskie. Andrzej G. dostał 10 lat odsiadki, Stanisław M. 12 lat, a Roman P. dożywocie.

Stanisław M. przekonywał, że to dowódca Szczerbakowski wydał polecenie tych napadów, by zdobyć pieniądze na funkcjonowanie nielegalnej struktury i druk ulotek. Stanisław M. siedział w Wadowicach, Krakowie i w Sztumie. W trakcie odsiadki miał drugi proces za nielegalne posiadanie broni. Wyrok: 6 lat. Połączono mu obie kary i miał w sumie odsiedzieć 12 lat. Wyszedł z celi przedterminowo w 1967 r., po ośmiu i pół roku.

Już w wolnej Polsce postanowił unieważnić wyroki. W składanych zeznaniach rozwodził się o antykomunistycznej przeszłości, umniejszał rolę w napadach i winą obarczał dowódcę Szczerbakowskiego.

Zaczął opowiadać o swojej kombatanckiej przeszłości żołnierza wyklętego, brał udział w uroczystościach, gdzie honorowano takich bohaterów, udzielał wywiadów, w których opowiadał, że znał innych niezłomnych i ich wspierał. Nikt nie weryfikował jego opowieści, a przecież gdyby były prawdziwe, to miałby kilka lat, gdy rzekomo uczestniczył w walce z wrogim reżimem komunistycznym. Historycy są zgodni, że „żołnierze wyklęci” to była formacja wojskowa, która nie angażowała do akcji 8-9 latków.

Niespodziewanie Stanisław M. wywalczył unieważnienie wyroku, a sąd uznał, że faktycznie działał w strukturze antykomunistycznej organizacji. Jego kombatanckie opowieści uznano za wiarygodne.

To otworzyło mężczyźnie drogę do starania się o rekompensaty za „krzywdy” sprzed lat. Za pierwszym razem wywalczył 101 tys. zł. Tyle mu wpłacono, ale na tym nie poprzestał i wystąpił o unieważnienie drugiego wyroku za nielegalne posiadanie broni. I tym razem sąd uwierzył, że miał pistolet w ramach działalności w nielegalnej organizacji. Wyrok unieważniono, a na konto Stanisława M. wpłynęło dodatkowo 253 tys. zł za krzywdy, jakich doznał, rzekomo walcząc z komuną - choć domagał się wyższych kwot, bo 3 mln 780 tys. zł.

W kolejnych pismach opisywał, jak został postrzelony przez milicjanta, gdy roznosił nielegalne ulotki. Z każdym kolejnym zeznaniem rósł rozmiar krzywd, jakich doznał przed laty, a to podczas pobytu w więzieniu, a to po jego opuszczeniu.
Niespodziewanie w ramach kwerendy w archiwach odkryto w końcu, że Stanisław M. siedział w więzieniu, ale za czyny natury kryminalnej. Prokuratura oskarżyła więc mężczyznę o wyłudzenie 350 tys. w postaci niezależnych odszkodowań i zadośćuczynienia z tytułu uznania za nieważne orzeczeń sądowych. Stanisław M. miał też zarzut składania nieprawdziwych zeznań, do winy się nie przyznawał, a teraz dostał wyrok za oszustwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Żołnierz ”wyklęty” spod Wadowic doczekał się wyroku za oszustwo. Musi oddać zagarniętą fortunę - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl