Znalazła w skokach miejsce dla siebie. Woli pracować w cieniu, niż grzać się w czyimś blasku. Poznajcie Ewę Bilan-Stoch, żonę Kamila Stocha

Majka Lisińska-Kozioł
Ewa Bilan-Stoch z Kamilem Stochem
Ewa Bilan-Stoch z Kamilem Stochem Andrzej Banaś
Nie narzeka na nudę. Gdy mąż zdobywał złote medale olimpijskie w Soczi, ona kończyła wystawę fotograficzną. Potem wzięła jego karierę w swoje ręce. Ewa Bilan-Stoch - kobieta orkiestra.

Z nają się na wylot. Dojrzewali i dorastali jedno przy drugim - on miał 19, a ona 21 lat, gdy się poznali. Powiedziała kiedyś, że byli jak lustra. Przeglądali się w sobie nawzajem, rozśmieszali się, pocieszali. Dziś Ewa mówi, że Kamil jest zahartowany, a ona dużo silniejsza niż kiedyś.

Dlatego dziękują Panu Bogu za wszystko, co ich spotyka. Nawet za gorsze chwile. - Zło, które nam się przytrafia jest po to, żebyśmy wyciągnęli wnioski. Bo choć zawsze będę przy mężu, to przecież za niego nie skoczę, a on za mnie nie przeżyje życia.

Wystarczy, że jest przy niej. Wspiera ją i pomaga. Zwłaszcza gdy żonie przyjdzie do głowy kolejny szalony pomysł. A że takie pomysły miewa często, wspierać trzeba ją na okrągło. I wierzyć w powodzenie przedsiewzięć. Nawet gdy na pierwszy rzut oka na to się nie zanosi.

Kamil wie, że Ewa nie poddaje się bez walki, ale potrafi ustąpić. Jest wdzięczy żonie, że nie narzeka, gdy on wyjeżdża, choć przecież wolałaby, żeby został. Rozumie, że skoki narciarskie to jego pasja i chce, żeby był szczęśliwy. Jej pasją jest fotografia, więc mąż bez zastrzeżeń akceptuje jej niezwykłe projekty fotograficzne. - Nie obrusza się i zawsze mogę liczyć u niego na tzw. kopa na szczęście.

Dobra na sukcesy i porażki

Gdy Kamil miał gorszy czas i puchary świata w skokach wygrywali inni, a dziennikarze dzwonili rzadziej, ona miała ręce pełne roboty. I skręconą nogę, która nie bardzo chciała się goić.

- Kamil był wtedy rozczulający - wspomina. Po pierwszym zabiegu, który źle zniosła, nie odstępował żony na krok. Ona też go wspierała, gdy dochodził do siebie po operacji stawu skokowego.

Ewa mówi, że porażki są w życiu potrzebne. Choćby po to, żeby bardziej cenić sukcesy. - Przecież gdy się poznaliśmy z Kamilem, w Planicy, wie Pani o tym, bo chyba wszyscy już wiedzą - medale i splendory wcale nie były nam w głowie. A i tak cieszyliśmy się każdym dniem; wypadem do „Wierzynka” w pierwszą rocznicę ślubu, urządzaniem własnego mieszkania w Zakopanem, rozmowami przez telefon, gdy każde było gdzie indziej. Wciąż ważny jest dla nas codzienny kontakt, podzielenie się wrażeniami. Oboje bardzo o to dbamy.

Punktualna i precyzyjna

Adam Bilan, młodszy brat Ewy, przyznaje, że siostra często chodzi swoimi ścieżkami, mainstream omija z daleka. I krok po kroku dąży do celu. Założyła klub sportowy Eve-nement i sklep z odzieżą sportową. Negocjuje kontrakty, prowadzi dom, jest tam, gdzie być powinna. Punktualna i precyzyjna. - Pracuję z nią i podziwiam - mówi.

Jako ten młodszy, zawsze szedł krok w krok za siostrą. - Nauczyła mnie ponoć czytać - choć tego nie pamiętam - i w szkole się nudziłem. Najpierw było mi tam za łatwo, potem musiało być trudniej. Teraz jestem na swoim miejscu; siostra daje mi zadania do wykonania z precyzyjnymi instrukcjami i oczekiwaniami - a ja realizuję to, co ona wymyśli. Uzupełniamy się.

Adam lubi sprawiać Ewie prezenty. Tylko że trudno trafić w jej upodobania. - Ale mam już patent - śmieje się. - Co roku dostaje ode mnie piękny i pojemny terminarz. Jest zadowolona, bo to prezent użyteczny.

Kreatywność i pokemony

Ewy nie da się nie lubić, mówią znajomi i nieznajomi. To taka dziewczyna do tańca i do różańca. - Znamy się dobrych parę lat i przyjaźnimy - opowiada Marcelina Hula. - Lubimy ze sobą rozmawiać i jeśli tylko nadarza się sposobność, odwiedzamy się i gadamy do białego rana. Gdy spędza się z nią czas, poświęca rozmówcy uwagę w 100 procentach. Telefon idzie na bok i ciężko się jest do niej dobić; no, chyba że w pobliżu są jakieś pokemony, bo uwielbia w nie grać. Ewa jest niezwykle kreatywną osobą i ma wielkie serce, a moje córki za nią przepadają.

Marcelina ceni u przyjacióki też to, że potrafi walczyć o swoje. Poza tym tak jak dla niej, rodzina jest dla Ewy najważniejsza. - Ostatnio zaimponowała mi kreacją na balu mistrzów sportu. Wyglądała wyjątkowo. Gdy przebierałyśmy się w pokoju hotelowym powiedziała mi, że w tym stroju jest sobą. Korale, które miała na szyi, były prezentem od Kamila. I to było dla Ewy wzruszające.

Ale żona Kamila Stocha ma też fantastyczne poczucie humoru i dystans do siebie. - Parę lat temu pojechałyśmy ze skoczkami do Egiptu. Któregoś wieczoru zamiast iść do miasta, Ewa wpadła na pomysł, żeby się zakamuflować. Za chwilę wszyscy mieliśmy na sobie czarne mazy i bawiliśmy się znakomicie. Innym razem, w czasie powrotu z zagranicy Stefan przegrał jakiś zakład z Ewą i musiał zatankować benzynę i zapłacić za nią w kombinezonie skoczka. Śmiechu było sporo. Wciąż się śmiejemy z tamtej sytuacji, gdy przeglądamy z mężem zdjęcia. I to Ewa wymyśliła ten zakład. Ona po prostu taka jest - mówi Marcelina

Ewa Bilan-Stoch
Ewa Bilan-Stoch Andrzej Banaś

Ładna, grzeczna, miła

Rodzice Kamila, Krystyna i Bronisław Stochowie, mówią o synowej: ładna, grzeczna i miła. - Tak ją zapamiętałem, gdy Kamil przedstawił nam Ewę po raz pierwszy - opowiada pan Bronisław. - Dziś dorzuciłbym jeszcze: zorganizowana, artystycznie utalentowana i odważna. Cieszę się, że im się z synem wiedzie. No, bo jak bym się mógł nie cieszyć, kiedy on na jej widok promienieje!

Kulinarne zdolności synowej chwali pani Krystyna: - Na święta Ewunia przynosi rewelacyjną kapustę z grochem i sałatki. Ale zupy kremy w jej wydaniu to po prostu poezja.

Wszystko się udaje, gdy żona Kamila sięga po przepisy babci Zosi, tej z Proszowic. A ma ich pod ręką sporo. Fasolka po bretońsku to niemal jej znak firmowy. Dla Kamila smaży „babcine” wołowe sznycelki. - Na zgrupowaniach mąż takich nie dostanie - śmieje się pani Ewa.

Adam Bilan jest zawsze obok, gdy siostra potrzebuje pomocy. Ostatnio chodziło o krawcową. Ewa wymyśliła, że statuetkę „Sportowca Roku” dla Kamila odbierze nie w sukience „jak z magazynu mód”, ale w stroju inspirowanym góralskimi motywami. - Miałem za zadanie odebrać białą bluzkę od hafciarki. Warto było. Bo tak jak powiedział Kamil - Ewa błyszczała jak gwiazda nad Giewontem w tych białych haftach, czerwonych góralskich koralach z blond warkoczem na ramieniu.

Fotografując skoczków, odkryła zaskakujące oblicza znanych jej mężczyzn. Twarze, które „znalazła” na ich plecach dzięki odpowiedniemu ułożeniu mięśni oraz operowaniu światłem, są odzwierciedleniem wysiłku włożonego w codzienny trening przez sportowca

Rozmowy i filmiki

To, że ludzie rozmawiają, gdy wszystko jest w najlepszym porządku - dziwić nie może. Gorzej, gdy się człowiekowi nie wiedzie. Nie jest łatwo się otworzyć i opowiedzieć o tym co boli, smuci. Ale oni z Kamilem rozmawiają. - Nawet się dziwię, jak nam to łatwo przychodzi - opowiadała Ewa. Choć przecież na początku znajomości, gdy Kamilowi przytrafiła się porażka, to ona wyciągała od męża, co się stało i dlaczego. Teraz nie musi.

Zdarza jej się nawet w domu popłakać, gdy widzi Kamila zbitego z tropu, krytykowanego. Ale częściej zaciska zęby i stara się go rozbawić, rozśmieszyć. Mają nawet taką tradycję, że każdego dnia, kiedy Kamil jest poza domem, dostaje od żony bardzo krótki, kilkusekundowy filmik. Ewa kręci te filmiki w różnych codziennych sytuacjach; gdy jedzie samochodem, jest na zakupach albo w pracy. Czasami coś powie albo zaśpiewa Czasami ktoś drugi bierze udział w tych filmikach, bo wszyscy znajomi wiedzą, że robi coś takiego. - To są mrugnięcia, takie wirtualne całusy ode mnie dla niego. Żeby wiedział, że myślę, że jestem.

Fanklub Kamila i … Ewy

Rafał Chmiela, założyciel proszowickiego fanklubu Kamila Stocha, o Ewie mówi: mądra, piękna, przedsiębiorcza, konkretna, słowna, pracowita, chętna do pomocy. Znają się od 2011 roku, kiedy to Kamil Stoch wygrał swój pierwszy Puchar Świata, a oni w Proszowicach postanowili stanąć za nim murem.

- Małysz był wtedy trzeci i kończył karierę. Kamil zajął jego miejsce. Bardzo chciałem zorganizować spotkanie z nim w szkole mojej córki. Tu w Proszowicach, a Ewa odbywała praktyki w tutejszym zakładzie fotograficznym. Poszedłem tam, zacząłem referować, w czym rzecz, a ona mnie tak jakoś niechętnie słuchała. Przede mną odwiedzili ją jacyś nachalni dziennikarze. Zostawiłem wizytówkę i poprosiłem, żeby zadzwoniła. Zrobiła to, choć nie musiała. Była już w znacznie lepszym nastroju. I pomogła mi: Kamil odwiedził naszą szkołę.

Ewa Bilan-Stoch
Ewa Bilan-Stoch Andrzej Banaś

Fanki i akty

Nie jest zazdrosna, bo wie, że fanki nie mają szans u mężczyzny, którego wybrała. To do niej mówił wzruszony: - Ewuniu, kocham cię! Dziękuję z całego serca za wsparcie, które dostaję od mojej pięknej żony, która błyszczy przed państwem, jest po prostu najjaśniejszą gwiazdą i moją najlepszą wizytówką. Więc Ewa cieszy się, gdy fanki piszą, że Kamil swoją postawą na skoczni dawał im nadzieję i siłę w trudnych chwilach. Któraś z nich przyznała nawet, że obserwując sukcesy chłopaka z gór, który dzięki pracy i wytrwałości wszedł na wyżyny sportu - też znalazła w sobie determinację, by zmienić swoje życie i wyjść z nałogu. - Te listy nie są powodem do zazdrości, raczej do wzruszenia - mówi żona Kamila Stocha.

Akty skoczków, czyli „Akta sztuki”, to był jeden z jej szalonych pomysłów. Kobieta? Żona? Fotografuje kolegów męża bez ubrania? Jedni pukali się w czoło, a inni kręcili głowami. A ona się uśmiechała i robiła swoje. Także dlatego, że akt artystyczny należy do jej ulubionych gatunków fotografii; to najbardziej intymny rodzaj fotografowania. Intryguje ją nowe spojrzenie na piękną formę zastaną, a taką zawsze jest ludzkie ciało. Opowiadała, że fotografując skoczków, odkryła nowe i zaskakujące oblicza znanych jej mężczyzn. Twarze, które „znalazła” na ich plecach dzięki odpowiedniemu ułożeniu mięśni oraz operowaniu światłem są odzwierciedleniem wysiłku włożonego w codzienny trening sportowców. Kamil ją wspierał, a babcia Zosia, która dziś już patrzy na wnuczkę z lepszego świata, obejrzała zdjęcia i powiedziała: „Nie widzę tu nic zboczonego”. I to była dla Ewy najserdeczniejsza recenzja.

Ale nie tylko aktem Ewa żyje. Jej praca dyplomowa w Szkole Kreatywnej Fotografii nosiła tytuł „Po drugiej stronie. Seria autoportretów”. Lubi na przykład reżyserowany reportaż. Od dłuższego czasu fotografuje dwie rodziny Romów w ich naturalnym środowisku. To dokument, w którym trochę kreuje rzeczywistość. Niebawem jedzie na igrzyska olimpijskie do Korei i będzie reporterką Eurosportu. Jest też zapaloną podróżniczką, więc pewnie ma już niebanalny pomysł na opowieść.

Menedżerka, bizneswoman

Gdy zarzucano mistrzowi, że gorzej skacze, bo poszedł w biznesy, założył klub, firmowe czapki sprzedaje, konferencje dla sponsorów organizuje - dementowała plotki. - To ja zawieram kontrakty, organizuję sesje zdjęciowe. Ja fotografuję, więc sesja nie jest dla Kamila stresująca - powtarzała bez końca.

A klub? Treningi z maluchami go motywują, więc ona mu tego nie broni. Dzieci są nim zafascynowane. Jest ich bohaterem. Ma „pod skrzydłami” także innych zawodników: Dawida Kubackiego, Krzyśka Miętusa, Klemensa Murańkę oraz Stefana Hulę. To za namową chłopaków postanowiła spróbować swoich sił w roli menedżerki. Zadbała o uprawnienia zawodowe, odbyła praktyki w dziale marketingu w Polskim Związku Narciarskim. - Od kilku lat działamy oficjalnie jako Eve-nement Team.

Ale ona nie chce wisieć na barkach Kamila. Znalazła w skokach miejsce dla siebie, woli pracować w cieniu, niż grzać się w czyimś blasku. Zaś Kamil i inne „Eve-nementy” mocno motywują do pracy.

Pragmatyczna romantyczka

Romantyczka, ale też twardo stąpająca po ziemi Ewa pamięta, że sport wyczynowy jest na chwilę, więc chce zadbać o tę część ich życia, która nadejdzie kiedyś, gdy Kamil zakończy karierę.

Często sięga do mądrości ukochanego dżudo, które stale towarzyszą Ewie w życiu, choć uprawianie tego sportu porzuciła dawno. To dżudo nauczyło ją trzymania nerwów na wodzy. - Ustąp, a zwyciężysz; - prawda jakie to mądre? - mówi. Albo: - Nigdy nie bądź dumny ze zwycięstwa nad przeciwnikiem. Ten, którego pokonałeś dzisiaj, może wygrać z tobą jutro.

Ewa wie, że na skoczni i w życiu jest trochę jak w teatrze. Czasami człowiek gra główne role, innym razem jest tylko statystą. Ale nie boi się wyzwań, więc gdy zdecydowała, że chce zobaczyć świat z perspektywy skoczka - zrobiła to, a skocznia w Planicy wywarła na niej piorunujące wrażenie. - Nogi się pode mnę ugięły, ale widok zachwycił - mówiła.

Warto było tam wejść choćby po to, by zrozumieć, że nie skoczyłaby stamtąd ani nawet nie zjechała. Poznała za to kolejną odpowiedź, na kolejne postawione samej sobie pytanie. Ewa Bilan-Stoch nie żyje teoretycznie. Ona życia doświadcza, poznaje jego smaki.

Ewa Bilan-Stoch z Kamilem Stochem
Ewa Bilan-Stoch z Kamilem Stochem Andrzej Banaś

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Znalazła w skokach miejsce dla siebie. Woli pracować w cieniu, niż grzać się w czyimś blasku. Poznajcie Ewę Bilan-Stoch, żonę Kamila Stocha - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl