Złote wieki Bizancjum. Cesarstwo jak Feniks z popiołów

Pawel Stachnik
Pawel Stachnik
Bitwa między bizantyńskimi wojskami Herakliusza i Persami Chosroesa II, fresk Piero della Francesca z XV w.
Bitwa między bizantyńskimi wojskami Herakliusza i Persami Chosroesa II, fresk Piero della Francesca z XV w. archiwum
26 lipca 811. Siły cesarstwa ponoszą druzgocącą klęskę w bitwie z Bułgarami pod Pliską. Ta porażka to tylko "wypadek przy pracy". Przez całe stulecia bizantyjskie armie dominowały na polach bitew.

W ciągu tysiąca lat istnienia cesarstwo bizantyjskie prawie nieustannie musiało walczyć w obronie swoich rozległych granic. Państwo sięgające w pewnym momencie od Egiptu po Dunaj i od Hiszpanii po Syrię cały czas narażone było na ataki sąsiadów, chciwych łupów i zdobyczy terytorialnych.

I tak Bizancjum w ciągu wieków zmagało się m.in. z Persami, Arabami, Turkami, Bułgarami, Awarami, Rusinami, a wreszcie krzyżowcami z Zachodu. Od liczebności i sprawności armii, a także umiejętności jej dowódców, zależało bezpieczeństwo państwa.

„Przez całe dzieje imperium fundamentalne znaczenie miały dla niego kwestie militarne, nic dziwnego więc, że na wojsko i pokrewne sprawy przeznaczano nader pokaźną część rocznych dochodów państwa” - pisze prof. John Haldon, znawca dziejów wschodniego cesarstwa z Uniwersytetu Princeton, autor książki „Wojny Bizancjum. Strategia, taktyka, kampanie”.

Raz na wozie, raz pod wozem

Bizantyjska wojskowość przeżywała wzloty i upadki. Okresy, gdy armia cesarza z Konstantynopola budziła paniczny strach wśród wrogów, przeplatały się z czasami klęsk ponoszonych jedna za drugą. Przez dziesięciolecia wschodniorzymskie siły zbrojne imponowały wyszkoleniem, dyscypliną i wysokim morale. Potem zaś następował okres spadku ich wojskowych umiejętności i osłabienia ducha walki, skutkujący przegrywanymi w fatalnym nieraz stylu bitwami i utratą kolejnych ziem.

Jak jednak pisze prof. Haldon, przez wieki Bizancjum wykazywało umiejętność odtwarzania politycznej i militarnej siły, a następnie odzyskiwania utraconych terytoriów i poskramiania przeciwników. Służyły temu w równiej mierze armia oraz sprawnie prowadzona dyplomacja.

W VI w. siły zbrojne cesarstwa były w stanie odbić wiele obszarów zajętych w poprzednim stuleciu przez Gotów w Italii oraz Wandalów w Afryce Północnej, a także odeprzeć najazdy innych barbarzyńców na Bałkany. Pokonały także agresywne perskie imperium Sasanidów. Natomiast VII i VIII w. cesarstwo straciło wiele terenów wskutek islamskiej ekspansji na Bliskim Wschodzie, w Egipcie i w Afryce Północnej. W X w. Konstantynopol przeszedł do ofensywy, a na początku następnego stulecia znów stał się głównym graczem na Bliskim Wschodzie.

Jego armie były dobrze wyćwiczone i dowodzone, i znów budziły strach wśród wrogów. Do tego stopnia, że jak pisze Haldon, „sama pogłoska o wymarszu cesarskich wojsk wystarczała, by przywołać większość krnąbrnych sojuszników lub sąsiadów do porządku”.

Paradoksalnie, sukcesy wojenne i pacyfikacja przeciwników sprawiały, że kolejni cesarze zaczęli przykładać mniejszą wagę do spraw wojska. Ograniczono liczebność armii, zaniedbano jej szkolenie, władcy oddali się innym zajęciom niż dowodzenie. Wojsko obywatelskie zastąpione zostało cudzoziemskimi najemnikami.

Wykorzystali to liczni wrogowie, którzy na zachodzie, północy, południu i wschodzie zaczęli wyszarpywać z cesarstwa kolejne tereny. Sycylię zajęli Arabowie, w Italii napierać zaczęli Normanowie, na Bałkanach panoszyli się Bułgarzy, Pieczyngowie i Połowcy, a w Azji Mniejszej posuwali się Turcy Seldżuccy. Ci ostatni zadali wojskom cesarskim poważną klęskę w bitwie pod Manzikertem w 1071 r., w której do niewoli dostał się sam cesarz. W wyniku ekspansji tureckiej Bizancjum utraciło Anatolię.

Magistri i quaestor

W VI w. siły zbrojne cesarstwa tworzyło pięć mobilnych armii polowych oraz duża liczba mniejszych formacji rozmieszczonych wzdłuż granic. Armie polowe nazywano „comitatenses”, a każdą dowodził „magister militum”. W skład armii polowych wchodziły armie Wschodu, Tracji, Ilirii oraz dwie stacjonujące w północno-wschodniej Azji Mniejszej i Tracji dla obrony Konstantynopola. Gdy cesarz osobiście dowodził w walce, to one właśnie były jego osobistymi jednostkami. Oddziały rozmieszczone na granicach oraz w granicznych twierdzach nazywano „limitanei”.

Jak podaje John Haldon, cesarz Justynian zreformował ten system, wprowadzając nowe stanowiska „magistri militum” dla Afryki i Italii po odzyskaniu tych ziem, a także wydzielając dowództwo Armenii z dotychczasowej armii Wschodu. Pod koniec jego rządów istniało około 30 dowództw regionalnych na granicach i w głębi kraju.

Pełniły one funkcje obronne na wypadek agresji zewnętrznej, a także funkcje porządkowe w przypadku niepokojów wewnętrznych.

Ponadto Justynian stworzył nowe stanowisko dowódcze, nazywane „quaestura exercitus”, a zajmujący je posiadał tytuł „quaestor”. Podlegały mu wojska stacjonujące w strefie nadgranicznej nad Dunajem, w nadbrzeżnej prowincji Karia w Azji Mniejszej oraz Wyspy Egejskie.

Celem utworzenia „quaestury exercitus” było zapewnienie sprawnego zaopatrywania oddziałów naddunajskich drogą morską ze wspomnianych Wysp Egejskich. Chodziło o zmniejszenie obciążeń mieszkańców lokalnych terenów nad Dunajem, zbytnio eksploatowanych ciągłym utrzymywaniem dużych ilości wojska.

Obrona państwa opierała się na pierwszej linii tworzonej przez ufortyfikowane posterunki graniczne, twierdze oraz leżące między nimi mniejsze umocnione pozycje. Drugą linię tworzyły jednostki stacjonujące w miastach i twierdzach na obszarach przygranicznych prowincji. Pod koniec rządów Justyniana różnice między armiami polowym i a granicznymi zatarły się.

W rezultacie późnorzymskie siły zbrojne były stosunkowo kosztownym wojskiem o bardzo nierównej jakości, które co roku pochłaniało znaczną część dochodów państwa, zarówno w formie wypłat pieniężnych, jak i ekwipunku oraz wyżywienia żołnierzy podczas kampanii” - czytamy w „Wojnach Bizancjum”.

Wojna szarpana

Podboje arabskie, wskutek których obszar imperium mocno się skurczył, wymusiły zmianę struktury sił zbrojnych.

Cesarz Konstantyn V (741-775) stworzył niewielkie doborowe oddziały nazywane „tagmata” (pułki), które niebawem stały się elitarnymi częściami armii polowych. Otrzymywały wyższy żołd, odznaczały się większą dyscypliną niż pozostałe wojska prowincjonalne, a w czasie walk stanowiły trzon cesarskich sił. Był to przejaw rosnącej tendencji do zaciągania żołnierzy najemnych, np. normańskich Waregów, którzy tworzyli specjalne jednostki.

Ówczesna bizantyjska strategia obronna poległa w pierwszym rzędzie na zatrzymaniu nadchodzących od wschodu najeźdźców w górach Taurus i Antytaurus w Południowej Azji Mniejszej. Jeżeli to się nie udało, lokalne siły miały prowadzić wojnę szarpaną, śledząc siły nieprzyjaciela i atakując je w miarę możliwości dniem i nocą. Większe i mniejsze bizantyjskie garnizony ulokowane były w licznych małych fortach, twierdzach i posterunkach na terenach przygranicznych, a także na przełęczach, przez które przejść musieli najeźdźcy.

„Takie posterunki stanowiły nieustanne zagrożenie dla każdego najeźdźcy, choć opóźnienie ofensywy lub wyprawy łupieskiej w celu ich oblegania było niewarte zachodu i dopóki obsadzały je siły cesarskie, wróg mógł zostać wyśledzony i ostatecznie zmuszony do bitwy lub wciągnięty w zasadzkę” - pisze prof. Haldon.

Bo to właśnie w walnych bitwach zwykle ujawniała się wyższość bizantyjskiej armii. Dobrze dowodzona i wyćwiczona armia cesarska potrafiła rozbić silniejsze oddziały wroga.

Jak wynika z analiz przeprowadzonych przez Haldona, dużo zależało od dowódcy. Jeżeli ten potrafił utrzymać porządek w szeregach, zmotywować swoich ludzi i sprawnie nimi dowodzić, bitwę udawało się wygrać nawet przy liczebnej przewadze nieprzyjaciela. Z drugiej strony, słabe dowodzenie skutkowało często wybuchami paniki i bezładnym rzucaniem się do ucieczki bizantyjskich wojsk.

Ukarać Bułgarów

Tak było np. w bitwie pod Pliską w 811 r. Siły Bizancjum spotkały się tam z koczowniczymi Bułgarami przybyłymi na Bałkany znad Wołgi. Bułgarzy pojawili się na półwyspie w 679 r., pokonali armię cesarza Konstantyna IV i osiedlili się na zajętych terenach. Powstał tam chanat bułgarski, który poważnie zagroził posiadłościom Bizancjum na Bałkanach.

W 802 r. ton cesarski zajął Nicefor I, który podjął ambitny zamysł definitywnego pokonania Bułgarów i odzyskania utraconych ziem. W 811 r. władca zorganizował dużą wyprawę złożoną z kontyngentów z Azji Mniejszej, prowincji europejskich oraz z gwardii cesarskiej.

Wyprawa ruszyła na początku lipca. Nicefor podzielił armię na kilka kolumn, które maszerowały różnymi trasami. Wszystkie połączyły się pod miejscowością Pliska w Bułgarii. Miasto zostało zdobyte i splądrowane, jego garnizon wybity, a bułgarska odsiecz rozbita. W mieście znaleziono skarbiec chana, który został rozdzielony między żołnierzy.

Następnie armia cesarska ruszyła w pościg za resztą bułgarskich sił, pustosząc wszystko na swojej drodze. 24 lipca kolumna weszła do jednej z wielu zalesionych dolin. Zwiadowcy donieśli, że jej wylot został zagrodzony trudną do sforsowania palisadą z rowem. Należało się wycofać, ale uspokojony sukcesami cesarz nakazał rozbicie obozu na nocleg.

Poszczególne oddziały rozłożyły się każdy w swoim obozowisku. 26 lipca tuż przed świtem atak przypuściły siły bułgarskie wzmocnione kontyngentami sprzymierzonych Słowian i Awarów. Bułgarzy sforsowali ogrodzenie cesarskiego obozu i rozpoczęli rzeź śpiących Bizantyńczyków. Jednostki gwardii próbowały stawiać opór, ale szybko poszły w rozsypkę. Śmierć poniósł sam cesarz. W innych obozach nie wiedziano, co się dzieje, ale dowódcy zarządzili alarm i wymarsz w stronę obozu władcy. Po drodze napotkano jednak uciekających stamtąd żołnierzy, niosących hiobowe wieści. W skutek tego nadchodzące oddziały również wpadły w panikę i rzuciły się do ucieczki. Cała dolina wypełniła się uciekinierami, których masakrowali Bułgarzy.

Wielu ludzi utonęło w bagnie i płynącym w dolinie strumieniu. Było ich tak dużo, że inni próbowali przeprawić się po ich ciałach. Na końcu doliny Bizantyńczycy natknęli się na wspomnianą palisadę i rów. Niektórzy zaczęli się po niej wspinać, ale po drugiej stronie spadali do rowu i ginęli.

Z relacji ocalałych wynika, że w bitwie zginęła ogromna liczba ludzi, a rzeź była potworna. Klęska pod Pliską zapisała się jako jeden z najgorszych dni w dziejach cesarstwa. Chan bułgarski Krum stał się na następne trzy lata najgroźniejszym wrogiem cesarstwa. Dwa razy jego wyprawy dotarły pod Konstantynopol, a zagrożenie minęło dopiero, gdy zmarł w 814 r.

Teraz Zachód

Klęska pod Pliską - choć dotkliwa - była tylko „wypadkiem przy pracy”. Umiejętne dowodzenie i większa rozwaga pozwalały rozbijać bułgarskich wrogów. Ofensywne działania przeciw nim prowadził z powodzeniem cesarz Bazyli II, nękając carstwo bułgarskie corocznymi niszczycielskimi najazdami.

Bułgarski car Samuel zgodnie ze znaną nam już taktyką, blokował górskie przełęcze palisadami i rowami. Napotkawszy taką palisadę na przełęczy Kleidion bizantyjska wyprawa z 1014 r. przystąpiła do jej forsowania. Okazało się jednak, że jest dobrze broniona, a ataki kończą się wysokimi stratami. Wtedy jeden z wodzów Bazylego, Niketas Ksifias, zebrał mały oddział i udał się w góry szukać drogi prowadzącej na tyły nieprzyjaciela.

Drogę taką znalazł i 29 lipca 1014 r. jego oddział zaatakował o świcie tylne szeregi bułgarskiej armii. Zaskoczeni Bułgarzy wpadli w panikę, a główne siły cesarskie z drugiej strony przypuściły udany szturm na palisadę. Większość bułgarskiej armii została otoczona i pojmana. Wzięto 15 tys. jeńców, których Bazyli kazał oślepić, pozostawiając co setnemu jedno oko, by mógł odprowadzić pozostałych do domu.

Przez długie wieki siły zbrojne Bizancjum dominowały na polach bitew. Nawet, gdy cesarskie armie ponosiły klęski, to potrafiły się odbudować i zrehabilitować w kolejnych starciach i kampaniach. Dopiero XI w. przyniósł decydujący schyłek bizantyjskiej wojskowości. Prymat przejęły państwa Europy Zachodniej, które mogły teraz wystawić duże, zdyscyplinowane i dobrze wyekwipowane armie. Tam też zaczęły się pojawiać nowe koncepcje taktyczne. Czas Bizancjum minął.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Złote wieki Bizancjum. Cesarstwo jak Feniks z popiołów - Plus Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl