Zginęli, a ich ciał nigdy nie znaleziono. Klątwa góry Nanda Devi była prawdziwa?

Katarzyna Kachel
Katarzyna Kachel
archiwum Magdaleny Bujak-Lenczowskiej
To był wielki sen i marzenie o Polakach w Himalajach. Sen, który skończył się tragicznie. 2 lipca 1939 roku dziewiczy szczyt Nanda Devi East został zdobyty. Dwa tygodnie później dwóch członków wyprawy zginęło pod lawiną. Kolejni zniknęli w tajemniczych okolicznościach - mówi Dariusz Jaroń, autor książki „Polscy himalaiści”.

Widziałeś komentarze pod informacją o śmierci Rity Bladyko na Manaslu?
Staram się tego nie czytać.

Z tych łagodniejszych: „Samobójczyni!”, „Sama się prosiła o taki koniec”. Śmierć jest wpisana w Himalaje?
Adam Karpiński, nazywany ojcem polskiego himalaizmu, mówił o niej wprost jak o skutku ubocznym i ryzyku, które brał pod uwagę. Planując przez lata wyjście na wówczas dziewiczy Everest, twierdził, że prawdopodobnie tam zginie, ale to absolutnie nie studziło jego gorących planów, by zorganizować polską wyprawę na najwyższą górę świata. Miał na tym punkcie obsesję.

Jakub Bujak, kolejny polski himalaista, pisał o himalajskim ćwieku, który wbił mu się w głowę. O wewnętrznym pragnieniu, które kazało mu się tam pchać na przekór słabości ciała.
I nie dało się tego ćwieka usunąć. A wtedy jest tylko jedno wyjście: pójść za marzeniami, próbować je zrealizować. Im się udało, choć nie było to łatwe - przygotowania do wyprawy, a przede wszystkim zabiegi dyplomatyczne, by uzyskać zgodę na wyjazd w Himalaje, trwały dobrych kilka lat. Wyprawa wisiała na włosku niemal do ostatniej chwili. To były lata 30. XX wieku, ciężko było znaleźć sponsora, a i pewnie dla wielu osób plan podboju gór mógł się wydawać młodzieńczymi kaprysami garstki zapaleńców. Trzeba było uruchomić maszynę dyplomatyczno-rządową, uzyskać pozwolenia, które nie były wydawane od ręki. Himalajów, poza kilkoma szczytami, nikt wówczas nie atakował.

Sen o Polakach na Evereście przyśnił się człowiekowi nietuzinkowemu. Wystarczy przytoczyć jeden fakt z biografii Karpińskiego: poród pierworodnego syna na Mount Blanc.
Akar, jak mówili o Adamie, wymyślił sobie, że jego pierwsze dziecko urodzi się na najwyższym szczycie Alp (4808 m). A żona Wanda, lekarka i taterniczka, przystała na ten szalony plan. Poród miał odebrać w Vallocie, ostatnim schronieniu przed wierzchołkiem. Warunki były na tyle spartańskie, że żona zarządziła odwrót. Schodząc, postanowili wytyczyć nową drogę, a kiedy Adam wleciał w szczelinę, Wanda wyciągnęła go z niej na sznurku.

Podkreślasz, że Karpiński był silną osobowością, wielbicielem Nietzschego. To kłóci się z opisem Wiktora Ostrowskiego, z którym zdobyli szczyt w Andach.
Mówisz o momencie, kiedy klęczał i modlił się gorliwie? Ostrowski widział, że nadciąga burza i trzeba by było uciekać, powstrzymał się jednak, nie chcąc przeszkadzać przyjacielowi w tak intymnej chwili. Czysta metafizyka. Potrafię to zrozumieć, chociaż górskie wyzwania zaczynają się i kończą dla mnie w Tatrach.

Pierwsi polscy himalaiści zdawali sobie sprawę z własnej bezbronności wobec przyrody i żywiołu?
Wydaje mi się, że mieli w sobie wiele pokory. Może wynikało to z nieznajomości i dziewiczości wysokich i niezdobytych szczytów, może z charakteru. Dlatego, kiedy pierwszy raz szli do podnóża góry i zobaczyli na horyzoncie majaczącą Nanda Devi, nie ukrywali #swoich wątpliwości i strachu.

No właśnie - Nanda Devi, a nie Everest. Dlaczego?
Everest był pierwszym marzeniem i planem Karpińskiego, głośno mówił o jego realizacji już w 1924 roku. Na marzeniu się skończyło, ale dekadę później wrócił z jeszcze śmielszym pomysłem - zdobycia K2. Ruszyły zabiegi dyplomatyczne, ale zgoda nie przychodziła. Wschodni wierzchołek Nanda Devi pojawił się we wnioskach Polaków jako rozwiązanie rezerwowe. I dobrze, bo jak się później okazało, na realizację tych najambitniejszych wysokogórskich projektów nie byłoby nas stać. Budżet wyprawy wyniósł 30 500 złotych (równowartość sześciu samochodów osobowych), ledwie ułamek kwoty, jaką pochłonęłaby ekspedycja na K2 czy Everest. Tuż przed wyjazdem pojawiły się problemy finansowe, na szczęście Klarner pożyczył od ojca brakującą sumę. Już wtedy mówiono o nas, że nikt nie jeździ w Himalaje taniej niż Polacy.

Panowie byli dobrymi wspinaczami?
Tak, chociaż bardzo dobrych taterników przed wojną mieliśmy wielu. Raczej stanowili solidną reprezentację pokolenia niż najlepszą możliwą czwórkę wspinaczy. Selekcja opierała się w dużej mierze na zaangażowaniu w „sprawę himalajską”. Karpiński i Bujak zabiegali o wyprawę od lat, Bernadzikiewicz, uznany #polarnik, dał się poznać jako świetny organizator. Wątpliwości wzbudzała kandydatura Klarnera - poważnie przetestowanego w Tatrach dopiero na kilka miesięcy przed wyjazdem do Indii. Można mówić, #że pojechał, bo miał pieniądze, ale na miejscu udowodnił, że potrafi się wspinać, a parcie na szczyt ma jak Kukuczka.

Pożegnanie było szczególne. Karpiński, ku przerażeniu żony, pocałował synów, choć nigdy wcześniej czule się z nimi nie rozstawał.
Odczytała to jako zwiastun nieszczęścia i nie myliła się. Bujakowi też nie było łatwo: niecierpliwie odliczał sekundy do odjazdu pociągu, tak by jak najszybciej stracić z oczu machające mu żonę i córkę.

Pytał wprost: „Czy jeszcze kiedyś je zobaczę?”. Wątpił?
Wyjeżdżali w nieznane, na dodatek w trudnym czasie. O wojnie, choć nikt w nią nie chciał wierzyć, mówiło się coraz głośniej. Bujak napisał, że bardzo przyjemnie się tę pionierską wyprawę planowało. Kiedy jednak do niej doszło, przestało być równie wesoło. Pojawiło się poczucie odpowiedzialności i niepokój, bo przecież zostawiał żonę i dzieci w tak trudnym momencie. Jak tylko mógł, zabezpieczył je finansowo, sprzedał nawet samochód, ale mimo wszystko nie był to wymarzony czas. Ojciec Janusza Klarnera, oficera rezerwy, był wręcz oburzony, że syn w takiej sytuacji bierze plecak i jedzie w góry na drugi koniec świata zamiast szukać swojej jednostki wojskowej.

Nanda Devi otoczona była złą sławą. Wiedzieli o tym?
Dla miejscowych z jednej strony była to góra szczęścia, z drugiej siedziba bogini śmierci. Z relacji Klarnera wynika, że o istnieniu klątwy dowiedzieli się na miejscu, ale przed ruszeniem w górę, byli zatem świadomi jej istnienia.

Jaka to klątwa?
Osoby, które ośmielą się wejść na jej szczyt, zginą, a ich ciała nie zostaną nigdy odnalezione. Musiało to działać na wyobraźnię, niezależnie od tego, jak podchodzili do tego rodzaju wierzeń i zabobonów.

Klarner już na samym początku dwa razy uniknął śmierci.
Najpierw zawisł nad 500-metrową zerwą, a później spadł z grani i tylko szybkiej reakcji Szerpy, który rzucił się błyskawicznie na drugą stronę skały i utrzymał go na linie, zawdzięcza życie.

To ich nie ostudziło?
Ani wypadki, których było kilka, ani choroby, problemy ze zbyt pospieszną aklimatyzacją i zmęczenie. Ale do ostatecznego szturmu ruszyli tylko we dwóch. Karpiński i Bernadzikiewicz zawrócili - organizmy powiedziały „dość”.

Akar potem przyzna: „Byłem za dumny i pewny siebie”.
Był przepracowany. Chciał sam wszystko organizować, odpowiadać za każdy szczegół, to go fizycznie osłabiło. I tak musiał pożegnać się z marzeniem, które towarzyszyło mu przez całe dorosłe życie.

2 lipca 1939 roku Bujak i Klarner stanęli na szczycie. Bez flagi biało-czerwonej?
Tak, bo ta została w plecaku Karpińskiego. Widząc jego wielką gorycz, nie ośmielili się o nią prosić, gdy schodził w dół. Bujak i Klarner weszli i zeszli ze szczytu w relatywnie dobrej formie. Miejscowi przyjmowali ich potem z wielkim szacunkiem. Bogini uznała ich najwidoczniej za godnych jej wdzięków pątników.

Głód gór jednak nie ustąpił?
Wokół było tyle dziewiczych, niezdobytych szczytów, że nie mogli się oprzeć. Zresztą, mieli to zaplanowane. Wszyscy czuli się świetnie, byli już dobrze zaaklimatyzowani, postanowili wyruszyć na pobliski szczyt Tirsuli - dość wymagający siedmiotysięcznik, pełen lodowców i złowrogich szczelin. Dla Bernadzikiewicza i Karpińskiego wybór okazał się tragiczny - lawina pogrzebała ich żywcem. Pozostałym członkom ekipy nie udało się odnaleźć ich ciał. W polskich gazetach, chwilę po entuzjastycznych informacjach o wielkim wyczynie Polaków, ukazały się pożegnalne depesze i nekrologi.

Były tak istotne?
Na pierwszej stronie jednego z dzienników była to jedna z dwóch wiadomości, które nie dotyczyły zbliżającej się wojny. Zresztą informacji o wyprawie było całkiem sporo, co świadczy o zainteresowaniu jej przebiegiem, a także sporą aktywnością w tym względzie Klubu Wysokogórskiego i samych wspinaczy - maszyna do pisania w bazie nie była jedynie efektownym gadżetem.

Bujak i Klarner nie dotarli nigdy do Polski?

Podczas powrotu statkiem z Indii do Polski dowiedzieli się o wybuchu wojny. Dotarli do Lwowa i tu ich drogi na zawsze się rozeszły. Klarner, tak jak obiecał ojcu, trafił na front, a następnie w szeregi AK, a Bujak w filmowym stylu przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie pracował nad nowoczesnymi silnikami odrzutowymi, a de facto nad tajnymi projektami zbrojeniówki.
Obaj zaginęli w tajemniczych okolicznościach.
Rozmyli się, a ciał nigdy nie znaleziono. Tak jakby znów nad ich losem zawisła klątwa Nanda Devi. Zgadzam się z Przemysławem Babiarzem: ich historia to gotowy scenariusz na film. Pozwolisz, że szczegółów nie będę zdradzał, tak by nie zniechęcić do przeczytania książki.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zginęli, a ich ciał nigdy nie znaleziono. Klątwa góry Nanda Devi była prawdziwa? - Plus Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl