Zemsta za UPA? Tajemnica śmierci Jana Gerharda

Kazimierz Sikorski
Jan Gerhard jako dowódca jednego z polskich pułków w armii francuskiej
Jan Gerhard jako dowódca jednego z polskich pułków w armii francuskiej respol71.com
Brutalne zabójstwo w Warszawie Jana Gerharda, redaktora naczelnego „Forum” w sierpniu 1971 roku wstrząsnęło opinia publiczną. Był autorem m.in. kontrowersyjnej książki „Łuny w Bieszczadach” .

Sprawa budziła ogromne kontrowersje, nawet ujęcie zabójców i stracenie ich w błyskawicznym tempie nie ucięło spekulacji, co od okoliczności i powodów mordu. Wynikało to z życiorysu zamordowanego, w którym nie brakowało pikantnych i mrocznych szczegółów. Jeden z bliskich Gerharda z powojennych czasów wyraził opinię, ze dziwił się, że „pozwolono mu tak długo żyć”. Jakie tajemnice zabrał do grobu pisarz trudno powiedzieć, tego wątka nikt nie drążył.

Wszystko zaczęło się od nerwowego telefonu sekretarki „Forum”. Po południu 20 sierpnia 1971 r. zadzwoniła ona do dyżurnego Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej i łamiącym się głosem oznajmiła, że redaktor nie stawił się do pracy, choć słynął z punktualności, nigdy nie nawalał.

Dyżurny natychmiast posłał radiowozy do mieszkania Gerharda przy ulicy Ogrodowej. Przeczucia sekretarki, że stało się coś złego potwierdziły się. Naczelny „Forum” został zamordowany, dostał kilka uderzeń jakimś tępym narzędziem, dla pewności morderca wbił mu jeszcze sztylet w plecy. Mieszkanie splądrowano, sprzed domu zniknął samochód ofiary, który szybko zresztą odnaleziono kilka ulic dalej.

Postawiono na baczność najlepszych dochodzeniowców. Opinii publicznej darowano szczegółowy opis obrażeń, jakich doznał Gerhard. Patolodzy ustalili, że mordu dokonano rano 20 sierpnia. Przez dziesięć następnych dni mundurowi i tajniacy nie opuszczali mieszkania Gerharda i jego okolic. Przepytywano sąsiadów pisarza, brano pod lupę pracowników jego redakcji, z każdym dniem krąg typowanych do przesłuchania powiększał się, bo Gerhard prowadził wyjątkowo bujne życie towarzyskie, miał na dodatek wielu znajomych poza granicami kraju. Zaglądano do archiwów i kartotek byłych oficerów wojska polskiego, dawnych członków ukraińskich organizacji OUN i UPA. Powód? Gerhard działał w Bieszczadach, zwalczał tam ukraińskie bandy. Nie zaniedbano też środowiska przestępczego, motyw rabunkowy nasuwał się śledczym jako jeden z głównych.

Dreptanie w miejscu
Trzepano stołeczne meliny, sprawdzano miejskie pralnie szukając śladów pokrwawionych ubrań. Te wysiłki jednak ani o centymetr nie przybliżyły śledczych do mordercy czy morderców. Dlatego 13 września 1971 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych Franciszek Szlachcic powołał grupę śledczą, pod kryptonim Bieszczady. Było to 30 pracowników z wielu wydziałów MSW, do pomocy mieli też setki ludzie w terenie, komendy wojewódzkie musiały wykonywa polecenia centrali, była to jedna z najbardziej rozległych operacji śledczych w powojennej Polsce.

Ówczesny generał SB Zbigniew Pudysz plastycznie opisywał, z jakim to trudem podlegli mu ludzie jeździli po kraju i szukali śladów, które mogłoby naprowadzić na trop zabójców.

Przy okazji mordu prześwietlano drobiazgowo życiorys Gerharda, uznając, ze tam może tkwić sekret jego śmierci. Urodził się w roku 1921 we Lwowie, naprawdę nazywał się Wiktor Lew Bardach. Przed wojną należał do skrajnie prawicowej syjonistycznej organizacji Bejart, co mu potem wielu wypominało.
Po wybuchu wojny przedostał się do Francji i wstąpił do armii polskiej. Podczas kampanii francuskiej trafił do niewoli, skąd w 1941 r. wymknął się Niemcom podając się za Francuza. Potem współpracował z miejscowymi komunistami, od tamtej pory zaczął używać nowego nazwiska - Jan Gerhard.

Pogromca w Bieszczadach
Po wojnie wraca do kraju i w połowie 1946 roku zostaje dowódcą 34 pułku piechoty. Skierowano go do walk z UPA na południu Polski. Gerhard był świadkiem śmierci gen. karola Świerczewskiego. Ten ostatni z kolei miał być depozytariuszem jednej z najwiekszych tajemnic Józefa Stalina, który swoim generałom wydał polecenie przygotowania matrioszek, ludzi, którzy podszywali się pod postaci, które zgładzono, by móc w nowej Polsce odgrywać rolę agentów. Czy Gerhard miał wiedze o tym sekrecie, pytało wielu w tamtych czasach. Kolejne lata były niełaskawe dla Gerharda, padł ofiarą stalinowskich czystek, w roku 1952 na dwa lata trafił za kraty. Oskarżono go o udział w spisku, który miał obalić władze ludową.

Po wyjsciu z więzienia Gehard nie wrócił do wojska, zajął się dziennikarstwem, najpierw była to Polska Agencja Prasowa, wkrótce został naczelnym utworzonego tygodnika „Forum”. Kiedy w roku 1959 roku ukazała się jego książka „Łuny w Bieszczadach”, stał się sławny i bogaty. Powieść zalecano jak lekturę szkolną, wznawiano ją w ogromnych nakładach, na jej podstawie powstał film „Ogniomistrz Kaleń” z Wiesławem Gołasem w roli głównej.

CZYTAJ TAKŻE: Rzeź wołyńska i jej apogeum: krwawa niedziela 11 lipca ’43

Swój, czy nie swój?
Gerhard był żonaty, miał córkę Małgorzatę. Uchodził za zamożnego, prowadził bogate życie towarzyskie. Od 1969 r. był posłem, ale bezpieka miała na niego cały czas baczenie i notowała w raportach do przełożonych, że Gerhard był niezadowolony z polityki kadrowej partii, która jego zdaniem rugowała ze stanowisk ludzi o poglądach syjonistycznych. Był przeciwny radzieckiej agresji i jej sprzymierzeńców na Czechosłowację w roku 1968. Nie oddał głosu za kandydaturą Bolesława Piaseckiego na członka do Rady Państwa. Kiedy śledczy dreptali w miejscu, ulica plotkowała o tym, kto mógł zabic posła i pisarza. Padały głosy, że dopadli go Ukraińcy mszcząc się za to, jak ich przedstawił w „Łunach w Bieszczadach”. Inny ślad prowadzić miał do ludzi z grupy Żubryda, którzy w powieści Gerharda byli jeszcze gorszymi łotrami od banderowców.

Zemsta męża
Inni woleli wersję o tragicznie zakończonym życiu erotycznym Gerharda, którego mógł na tamten świat wyprawić urażony mąż lub kochanek. Jeszcze bardziej fantastyczne tropy prowadziły do milionera Onassisa, który miał posłać do Polski swoich siepaczy, by zamścić się za to, w jak złym świetle przedstawiały go artykuły w „Forum”. Były też sugestie, że pisarz zginał na skutek tarć na szczytach władzy albo że chciano w ten sposób ukryć okoliczności śmierci Świerczewskiego.

Tyle ulica, ale wersje przyjmowane przez śledczych nie były odmienne. Zakładano zemstę któregoś z partnerów kochanek pisarza, mord polityczny, albo zemstę UPA. Wydawało się w pewnej chwili, że nastąpił przełom w sprawie, bo jedna z przyjaciółek pisarza wypaliła podczas przesłuchania, że zabiła Gerharda zadajac mu cios nożęm. Nie chciała ujawniać szczegółów, potem nagle zeznania odwołała i sprawa utknęła w martwym punkcie.

Zabity dla pieniędzy
Pewniejszym, jak się potem okazało tropem był ten, który wskazywał na rabunkowy motyw zabójstwa. Okazało się, że pisarz kupił czeki podróżne przed planowanym wyjazdem na wczasy do Bułgarii, Te czeki wyparowały z jego mieszkania. Każdy czek miał swoją serię, przyjęto, że zrabowali je mordercy.

Aby jednak sprawdzić, gdzie i przez kogo zostały zrealizowane, trzeba było czekać i to do końca lutego następnego roku, wtedy bowiem spływały one do Polski. Nie pozostawało więc nic innego, jak cierpliwie czekać.
Pamiętajmy też, że inne to były czasy, dziś w dobie komputeryzacji sprawdzenie trwałaby sekundy, góra minuty, wtedy jednak szefostwo banku, w którym Gerhard czeki kupił oświadczyło śledczym wprost: nawet, kiedy przyjdą one z zagranicy, nie mamy możliwości ich sprawdzenia. Ustalono więc, że przejmie je MSW.

W tym „jałowym” czasie śledczy badali kolejne ślady, typowali kolejnych podejrzanych. Docierano do współpracowników Gerharda z czasów jego pobytu we Francji. Tydzień po morderstwie jakiś anonimowy mężczyzna zadzwonił do dyżurnego Komendy Stołecznej MO i jako zabójców wskazał byłych członków bandy Chrina. Zbiegło sie to z opowieśćiami dawnych podkomendnych Gerharda, którzy wspominali, że to on kazał zabić na oczach gapiów ciężko rannego UPA-owca. W podobny sposób mieli ginąc inny członkowie ukraińskich band..

Zemsta po latach?
Uznano, że mógł to być powód do krwawej zemsty, dlatego bezpieka zajęła się mniejszością ukraińską w Polsce. Prześwietlano żyjących oddziałów UPA za szczególnym uwzględnieniem tych, któryz służyli pod Chrinem. Akcja sprawdzania tych ludzi objęła całą Polskę, od Rzeszowa po Szczecin. Podejrzenia potęgował fakt, że środowiska ukraińskie chciały wycofania z księgarń powieści Gerharda, a z kin filmu „Ogniomistrz Kaleń”. Okazało się jednak, że i ten trop jest chybiony.

Bezpieka szalała, wydawało się, że tylko ta sprawa zajmuje MSW. Kiedy przesłuchiwano te same osoby kolejny już raz, inna grupa grzebała w życiorysie pisarza, sprawdzano, kiedy i komu mógł nadepnąć na odcisk.

Przy okazji tej gigantycznej operacji za kraty trafiało wiele osób, w niczym jednak nie związanych z zabójstwem Gerharda.

CZYTAJ TAKŻE: Rzeź wołyńska i jej apogeum: krwawa niedziela 11 lipca ’43

Trzepanie worów z czekami
Przez cały czas czekano na czeki podróżne, liczono, że to w nich tkwi tajemnica mordu. 18 marca 1972 r., zabrano sie do pracy z pomocą słuchaczy szkoły MSW w Legionowie, zabrano z banku kilkadziesiat worków z dwoma milionami czeków podróżnych. Zadanie, jakie postawiono przed słuchaczami było jedno: odnaleźć siedem czeków, które wykupił Gerhard. W tej gigantycznej stercie znaleziono pięć czeków. Jedną z osób, które z nich skorzystały była Lilia Samojluk, drugą Marianna Kołucka. Na początku marca 1972 r. obie trafiły przed oblicze bezpieki, zaczęło sie ich maglowanie. Samojluk zeznała, że czeki Gerharda kupił jej znajomy, zaoferowali mu je Polacy, których spotkał w Bułgarii. Bardziej interesujące były zeznania Kołuckiej, według niej czeki kupiła od Barbary M. Ta ostatnia została zatrzymana i od razu wskazała swojego znajomego, Andrzeja S. Milicjanci po kilku godzinach zatrzymali go, wywrócono do góry nogami jego mieszkanie, znaleziono rzeczy należące do Gerharda.

Podejrzany pękł
Andrzej S. wiedział, ze znalazł się w potrzasku. - Dostałem czeki od Zygmunta Garbackiego - powiedział.

Ten ostatni był studentem Politechniki Warszawskiej i jednocześnie przyjacielem córki Gerharda Małgorzaty. Andrzej S. zeznawał dalej obciążając swojego kolegę, nie chciał być wmieszany w zabójstwo, o którym mówiła cała Polska. Zeznał, że pijąc wódkę z Garbackim, dowiedział się, że to on zamordował pisarza. Nie zabił sam, tylko z innym kumplem, Marianem Wojtasikiem.
5 kwietnia wieczorem milicjanci załomotali do mieszkania Garbackiego, odwieziono go w kajdankach na komendę, został aresztowany. Wojtasika nie trzeba było ścigać po kraju, od kilku miesięcy siedział za kratami za włamanie. Wojtasik pierwszy przyznał się do zamordowania Gerharda, kilkanaście godzin później pękł również Garbacki.

Wydawało się, że wszystko jest już jasne, zresztą obaj panowie mieli za sobą przestępczy szlak, a plany na przyszłość też mieli ambitne, chcieli włamywać się miedzy innymi do ówczesnych celebrytów.

Ekspresowy proces
To jeszcze mogła przełknąć opinia publiczna, ale następujące potem wypadki budziły poważne zastrzeżenia. Wszystko bowiem potoczyło się szybko, za szybko, jak mówili zwykli ludzie. Oto bowiem zaledwie miesiąc z niewielkim okładem od trafienia aktu oskarżenia do sądu, 25 maja rozpoczął się proces. A już 16 czerwca Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał Zygmunta Garbackiego i Mariana Wojtasika na karę śmierci. 27 września 1972 r. Sąd Najwyższy utrzymał wyrok, a. 20 stycznia 1973 r. pojawiła się w prasie niewielka notatka: wyrok na mordercach wykonano.

Proces budził ogromne zainteresowanie. Jego przebieg relacjonowało kilkadziesiąt redakcji. To, że sprawcami mordu okazali się przestępcy kryminalni, sprawiło, że wokół śmierci Gerharda narosły legendy. Co prawda dokumenty nie dawały podstaw, by wątpić w winę Garbackiego i Wojtasika, to jednak dla zwykłych Polaków musiało być w tej sprawie inne dno.

CZYTAJ TAKŻE: Rzeź wołyńska i jej apogeum: krwawa niedziela 11 lipca ’43

Wątpliwości zostały
Nawet laicy, którzy wiedzę o sprawie opierali tylko na relacjach prasowych, wskazywali na niewyjaśnione do końca motywy zbrodni. Nikt nie dawał wiary, że dla paru fantów i wartych kilka tysięcy złotych czeków podróżnych ci młodzi ludzi z zimną krwią zabili znaną osobę.

Sam Garbacki bronił sie w sądzie mówiąc, że kochał córkę Gerharda, bał się, że nie dostanie zgody na małżeństwo od pisarza, stąd jego desperacka decyzja. Część rozprawy utajniono, co tylko podsycało plotki zwiazane ze sprawą. A i postawa śledczych budziła wątpliwości, bo kiedy np. odpytywali Garbackiego, bardziej skupiali się na poznaniu pogladow pisarza i jego żony, a nie nad tym, co w chwili zbrodni robił przesłuchiwany.

Były też wątpliwości co do środka użytego do uśpienia Gerharda, wszystko to sprawiało wrażenie, jakb trzeba było sprawę jak najszybciej zamknąć, nie grzebać w jej detalach, a tym bardziej nie wyciagać mrocznej przeszłości pisarza.

Stąd szybka rozprawa, surowa kara i stracenie skazanych. I tak jak wtedy budziły przerażenie słowa dawnych współpracowników Gerharda, którzy dziwili się, że „pozwolono mu tak długo żyć”, tak i dziś chciałoby się powiedzieć: jakie sekrety sprawiły, że musiał on zejść z tego świata?

***********************************************

TUTAJ - w serwisie prasa24.pl mogą Państwo już teraz kupić e-wydanie Naszej Historii: PRASA24.PL

Zapraszamy także na profil Naszej Historii na FACEBOOKU i do obserwowania naszego konta na TWITTERZE.

Tweety użytkownika @naszahistoria

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 4

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Ukraińcy zamordowali....
C
Cyklon
Stawiam na to że była górka zarządzająca - zwykłych kryminalistów zawsze można wkręcić w robotę. Ciekawy jest wątek Onassisa - zydzi z Israela i Moskwy rozbijali mu interes i rodzinę -Gerhard robił brudną robotę ale w zlecenie stamtąd nie wierzę.
T
Tfu, na psa urok
Tzw. ukraińcy to wyjątkowi zwyrodnialcy. Są jak żywcem wyjęci z filmu Scoli ''Odrażający, brudni, źli''.
Książka ''Łuny w Bieszczadach'' nie była kontrowersyjna, i tak tam w miarę łagodnie wszystko przedstawiono, aby i młodzież mogła czytać. Prawda była po prostu jeszcze bardziej straszna.
K
Klipa
Nie chce mi się drążyć następnych stron tego wątka.
Wróć na i.pl Portal i.pl