Zdradziecka napaść Sowietów. Cios w plecy

Pawel Stachnik
Pawel Stachnik
Wkroczenie Armii Czerwonej do Wilna 19 września 1939 r.
Wkroczenie Armii Czerwonej do Wilna 19 września 1939 r. archiwum
17 września 1939. Armia Sowiecka wkracza do Polski. O wiele słabsze polskie siły podejmują walkę. Przewaga Sowietów jest jednak przygniatająca.

Tego dnia o godz. 5 rano czasu moskiewskiego ponad pół miliona żołnierzy przekroczyło granicę z Polską i rozpoczęło marsz w kierunku zachodnim. Realizowali w ten sposób postanowienia tajnego protokołu do układu niemiecko-sowieckiego z 23 sierpnia, zwanego paktem Ribbentrop-Mołotow, przewidującego podział terytorium Rzeczypospolitej między ZSRR i III Rzeszę. Do ataku na Polskę wyznaczono siły dwóch okręgów wojskowych (w sowieckiej nomenklaturze nazywanych Frontami): Białoruskiego i Ukraińskiego.

- Sowieci do agresji na Polskę skierowali potężne siły lądowe i powietrzne. W pierwszym rzucie było to ponad 600 tys. żołnierzy uzbrojonych w prawie 5 tys. dział i moździerzy, ponad 4,7 tys. czołgów, wspierane przez prawie 3,3 tys. samolotów. Należy podkreślić, że Armia Czerwona przeznaczyła do inwazji dwukrotnie więcej czołgów niż Wehrmacht. W skład sił inwazyjnych wchodziły również specjalne grupy operacyjne NKWD, przeznaczone do aresztowania m.in. przedstawicieli polskiej administracji, oficerów WP, Policji Państwowej, członków partii politycznych czy organizacji społecznych. Z czasem siły sowieckie liczyły około miliona żołnierzy - mówi Dariusz Kaliński, autor książki o sowieckiej agresji pt. „Czerwony najazd”.

Całkowite zaskoczenie

W chwili ataku Wojsko Polskie toczyło zacięte zmagania z armią niemiecką. Główne działania koncentrowały się w południowo-wschodniej części kraju (w okolicach Zamościa, Tomaszowa Lubelskiego i Lwowa) oraz w centrum (dolny odcinek Bzury, Puszcza Kampinoska, Modlin, Warszawa).

Toczące się tam walki nieco przyhamowały posuwanie się sił niemieckich. Dzięki temu wschodnia część Rzeczypospolitej stanowiąca około 1/3 terytorium państwa zyskała trochę czasu. Niestety, wszystkie duże jednostki ze wschodniej części kraju walczyły już z Niemcami. Natomiast oddziały sformowane w ośrodkach zapasowych wysyłano na południowy wschód Polski, gdzie zgodnie z planem obrony sformułowanym przez Naczelnego Wodza miano tworzyć tzw. przedmoście rumuńskie.

Wejście Sowietów całkowicie zaskoczyło polskie władze. - Przede wszystkim polscy przywódcy nie wyciągnęli odpowiednich wniosków z podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow. Natomiast polski wywiad raportował do Naczelnego Wodza o częściowej mobilizacji Armii Czerwonej oraz przerzuceniu na zachód ZSRS części lotnictwa. KOP meldował o wzmożonym ruchu pojazdów i pociągów w pobliżu granicy. Niestety marszałek Śmigły-Rydz uważał to za naturalną reakcję państwa, którego sąsiad właśnie toczy wojnę - wyjaśnia Kaliński.

Granicy wschodniej strzegło 20 batalionów Korpusu Ochrony Pogranicza. Część jednostek KOP odesłano wcześniej na zachód, dlatego liczebność Korpusu na wschodnich rubieżach była o 25 proc. mniejsza od etatowej i wynosiła zaledwie 12 tys. żołnierzy, w dodatku byli to w dużym stopniu rezerwiści. Żołnierze KOP obsadzali 190 strażnic, a na każdy batalion przypadało 80 km granicy.

- Polskie siły na Kresach liczyły około 400 tys. żołnierzy. Należy jednak zaznaczyć że były to głównie jednostki tyłowe, rezerwiści czy żołnierze z rozbitych jednostek, sprowadzonych tu w celu reorganizacji. Około połowa z nich nie posiadała broni, brakowało amunicji. Znikoma była ilość broni ciężkiej - wylicza autor.

Walczyć czy nie?

Wiadomość o wejściu armii sowieckiej dotarła do Oddziału Operacyjnego Sztabu Naczelnego Wodza około godz. 6 rano i wywołała ogromne zaskoczenie. Przebywający wtedy w Kołomyi marsz. Rydz-Śmigły odbył kilka narad z udziałem prezydenta, premiera i ministra spraw zagranicznych. Początkowo marszałek był za natychmiastowym podjęciem walki, twierdząc że trudno pogodzić się z myślą, żeby nowy agresor bez oporu zajmował kraj.

Jednak wraz z upływającymi godzinami i zmieniającą się sytuacją ewoluowała jego postawa. Wreszcie wieczorem Rydz-Śmigły wydał wojsku następujący rozkaz: „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów”. Dyrektywa została przekazana oddziałom przez radiostację Sztabu Naczelnego Wodza i radiostacje pośredniczące około godz. 21.40.

- Rozkaz ten wprowadził wiele zamieszania w polskich szeregach. Ze względu na jego niejasne sformułowanie był on różnie interpretowany przez polskich dowódców, często niestety w dosłownym znaczeniu. Jego istotną wadą było to, że nie wskazywał Związku Sowieckiego konkretnie jako wroga i najeźdźcę. W konsekwencji nasi sojusznicy mogli poczuć się zwolnieni z zajęcia oficjalnego stanowiska wobec bolszewickiego najazdu - uważa Dariusz Kaliński.

Nacierające jednostki sowieckie uderzyły najpierw na strzegące granic strażnice KOP. Nieliczne ich obsady stawiły opór, ale został on szybko złamany. Przewaga wroga była miażdżąca. Większość załóg nie podjęła walki i poddała się lub wycofała.

Pułk „Sarny” broni się

Dramatyczny przebieg miała obrona Odcinka Umocnionego „Sarny” na Wołyniu. Na długości 170 km, od Sarn do miasta Bereźne, wybudowano 207 nowoczesnych żelazobetonowych schronów, obsadzonych przez pułk KOP „Sarny” ppłk. Nikodema Sulika. Liczył on około 4 tys. żołnierzy. Sprawiało to, że okolice Sarn były najlepiej ochranianym odcinkiem granicy polsko-sowieckiej. Cóż z tego, skoro atakowała go cała sowiecka 60. Dywizja Strzelecka, licząca 16 tys. ludzi i wyposażona w czołgi i ciężką artylerię.

Załogi polskich bunkrów w miejscowości Tynne stawiły twardy opór prowadząc ogień z cekaemów do nacierającej piechoty. Sowieci podciągnęli więc artylerię i strzelali do budynków ogniem na wprost. Ostrzał bezpośredni nie zniszczył umocnień, ale ogłuszył przebywających w środku żołnierzy i pozbawił ich możliwości prowadzenia ognia. Obrońcy dusili się od gazów prochowych z cekaemów, pyłu i kurzu wywołanego ostrzałem armatnim, a uszy rozrywał im huk pocisków.

Korzystając z oszołomienia załóg, sowieccy żołnierze przenikali w głąb polskich linii, saperzy zaś podchodzili pod bunkry, obkładali je materiałami wybuchowymi i wysadzali w powietrze razem z załogą. Wobec przygniatającej przewagi wroga ppłk Sulik wydał rozkaz opuszczenia fortyfikacji i oderwania się od nieprzyjaciela. Pododdziały opuściły pozycje i wycofały się wieczorem. Z powodu pozrywanej łączności rozkaz o ewakuacji nie dotarł jednak do wszystkich. W niektórych bunkrach żołnierze pozostali i bronili się nadal. Sowieci oczyszczali odcinek z resztek obrońców, wysadzali schrony i wywozili wyposażenie aż do 25 września.

W obronie Wilna

Jednym z głównych zadań wojsk Frontu Białoruskiego było zajęcie Wilna. Do działań na tym kierunku wyznaczono 3. Armię liczącą ponad 85 tys. żołnierzy. Na wieść o wkroczeniu Sowietów Wilno zaczęło się przygotowywać do obrony. Dziesięć batalionów piechoty, które udało się zebrać, zajęło pozycje obronne wokół miasta.

Obrońcy dysponowali kilkunastoma działami, kilkoma armatami przeciwlotniczymi i kilkudziesięcioma karabinami maszynowymi. Duch walki wśród żołnierzy i mieszkańców był duży. Tym większe zdziwienie wywołał wydany 18 września przez najstarszego stopniem oficera w mieście, płk. Jarosława Okulicza-Kozaryna, rozkaz o wycofywaniu się wojska w stronę granicy litewskiej.

Jak później ustalono, polecenie takie telegraficznie wydał mu dowódca Grupy Operacyjnej „Grodno” gen. Józef Olszyna-Wilczyński. Część oddziałów usłuchała rozkazu i odeszła, część jednak pozostała i wspomagana przez cywilnych ochotników podjęła walkę.

18 września sowieckie oddziały zaatakowały miasto. Do czołgów i samochodów pancernych - ogień z dział otworzyli obrońcy. Jeden z batalionów sowieckiej 6. Brygady Pancernej wdarł się w polskie pozycje przy cmentarzu na Rossie bronione przez batalion KOP „Troki”. Obrońcy stracili tam kilkunastu zabitych i rannych. Trzech kopistów poległo kilkadziesiąt metrów od grobu matki i serca Józefa Piłsudskiego.

Inne czołgi przedarły się do centrum miasta. Tam natrafiły na baterię artylerii przeciwlotniczej, która otworzyła do nich ogień i uporczywie usiłowała je zatrzymać. Obrońcy strzelali do czołgów z działek i cekaemów, obrzucali je też granatami ręcznymi. Inną grupę pojazdów z tej brygady zaatakowała młodzież i żołnierze rzucający butelki z mieszanką zapalającą.

Wobec tak zdecydowanej postawy mieszkańców i wojska pierwszy dzień sowieckiego ataku na Wilno nie przyniósł napastnikom sukcesu. Nazajutrz, 19 września, do akcji ruszyły wszystkie siły pancerne wroga. Mimo rozpaczliwej obrony czołgi tym razem sprawnie wdarły się do miasta i opanowały je.

Orlęta Grodzieńskie

Piękną kartę zapisali we wrześniu 1939 r. mieszkańcy Grodna. W mieście znajdowało się niewiele oddziałów wojskowych, ale żołnierzy wsparło wielu ochotników: uczniów, harcerzy, urzędników. Podjęto przygotowania: budowano umocnienia, szkolono ochotników i służby pomocnicze. Mimo pogotowia sowieckim czołgom z 27 Brygady Pancernej udało się rano 20 września podjeść pod Grodno, a następnie wjechać do miasta.

Dopiero tam zaatakowali je obrońcy: otworzyli gęsty ogień z dział i karabinów maszynowych, obrzucili butelkami z benzyną i granatami. Część pojazdów stanęła w ogniu, część wycofała, a część błądziła po ulicach, gdzie polowali na nie obrońcy. Niektóre z nich zostały podpalono przy użyciu butelek z benzyną. Tutaj szczególnie ofiarna okazała się grodzieńska młodzież - nazwana później Orlętami Grodzieńskimi.

Następnego dnia, 21 września, Sowieci ruszyli do generalnego szturmu. Wyciągnęli wnioski z porażki i zastosowali inną taktykę. Tym razem do czołgów i samochodów pancernych przydzielili osłaniającą je piechotę, a każdy oddział otrzymał konkretne zadanie.

O godz. 4 rano atakujący wkroczyli do miasta od południa i wschodu. Obrońcy początkowo skutecznie im się opierali, niszcząc pojazdy, a nawet kontratakując. Sowieci wprowadzili jednak do walki kolejne oddziały i ich przewaga rosła. W ciężkich walkach nieprzyjaciel dotarł do centrum, a do wieczora zajął większość Grodna.

Potem zaczęto wyłapywać uczestników obrony. Większość oficerów rozstrzelano na miejscu. Rozstrzelano też około 300 żołnierzy, policjantów i cywilnych obrońców, w tym także kilkunastoletnich chłopców. Grodno było jednym polskim miastem na Kresach, które tak długo i zacięcie opierało się regularnym jednostkom sowieckim.

Ułani przeciw czołgom

Innym dużym starciem z sowieckim napastnikiem była bitwa pod Kodziowcami w pobliżu Grodna. We wsi tej zatrzymał się 101. Pułk Ułanów z Brygady Rezerwowej Kawalerii „Wołkowysk”. 21 września natknął się na niego sowiecki oddział z 2. Brygady Pancernej, składający się m.in. z batalionu czołgów i batalionu piechoty. Sowieci uderzyli na wieś, w której bronili się ułani.

Czołgi były obrzucane przez obrońców butelkami z benzyną lub lampami naftowymi. Sowieci próbowali podpalić wieś pociskami zapalającymi, ale zamiar się nie powiódł. Po całodziennej walce, rano 22 września, do pułku dotarł rozkaz dowódcy zgrupowania gen. Wacława Przeździeckiego o wycofywaniu się ku granicy z Litwą.

Pułk poniósł w walce duże straty, w dwóch szwadronach poległo 50 proc. żołnierzy, ale nie został rozbity, utrzymał pozycję, a z pola walki wycofał się dopiero na rozkaz. Bitwa pod Kodziowcami była jednym z największych starć między Wojskiem Polskim a Armią Czerwoną we wrześniu 1939 r.

Czy dało się coś zrobić, by stawić poważniejszy opór sowieckiej agresji? - Przewaga Sowietów była przygniatająca. Natomiast były miejsca, gdzie ten opór mógł być bardziej zdecydowany. Mam tu na myśli głównie Wilno i Lwów. Lwów, w którym znajdowały się stosunkowo duże polskie siły, do tego dobrze uzbrojone, oblegany był przez obu agresorów. Gdyby polskie dowództwo zdecydowało się go twardo bronić, miasto mogłoby stać się symbolem polskiego oporu w tamtej części Rzeczypospolitej, takim „Kresowym Westerplatte”, nierozerwalnie związanym z Polską. Kto wie, jak wówczas potoczyłyby się jego losy po 1945 r. - mówi Dariusz Kaliński.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zdradziecka napaść Sowietów. Cios w plecy - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl