Zbrodnie z namiętności i zazdrości. Tragedie, które wstrząsnęły Białymstokiem

Magdalena Kuźmiuk (nys, ika, bak,mk)
pixabay.com
Podwójna wyrachowana egzekucja z zazdrości, powolne mordowanie atrakcyjnej ukochanej, przemyślana zbrodnia, która miała pozostać bez kary, a może makabryczna kara za niewierność? Czy mężczyzna zawsze planuje i zabija z zazdrości? A kobieta w afekcie, z powodu odrzuconej miłości? Oto najokrutniejsze zbrodnie.

Zabójstwo z miłości w kodeksie karnym nie istnieje. Termin ten jednak dobrze znany jest psychologom i psychiatrom, choć oni wolą mówić o miłości obsesyjnej. Najbardziej jednak dominuje w języku potocznym, bo zbrodnie popełniane w chwilach wielkiej namiętności czy zawiedzionej miłości są najbardziej pamiętane i wzbudzają najwięcej emocji. Zwłaszcza wtedy, kiedy dochodzi do nich w tzw. sferach wyższych.

Parabellum w rękach generała

W latach międzywojennych najgłośniejszą w Białymstoku była tragedia, która rozegrała się 1 stycznia 1924 roku w trójkącie: były carski generał-dentystka-agronom, czyli zdradzony mąż-niewierna żona-jej kochanek. Wszystko zaczęło się dwa lata wcześniej. W 1922 roku przyjechał do Białegostoku nawrócony na polskość carski generał Stanisław Stelnicki. Miał już 70 lat i postanowił na stare lata osiąść w kraju. Przywiózł ze sobą młodszą o 30 lat żonę Marię, którą poznał jeszcze w 1914 r. na froncie pruskim, gdzie była pielęgniarką. Zamieszkali w dwupokojowym mieszkaniu przy ul. Warszawskiej.

Po rocznym pobycie w Białymstoku Stelnickim, a zwłaszcza Marii, zaczęła doskwierać monotonia życia codziennego. Państwo generałostwo postanowili zacząć wydawać proszone wieczorki. Na jedno z takich spotkań przyszedł młody, 36-letni agronom Mikołaj Akimow, plenipotent majątku Janowice. Wkrótce między Marią i Mikołajem zrodziła się wzajemna miłość.

Pomimo pełnej konspiracji kochanków, Stelnicki zauważył, co się święci. W pierwszy dzień stycznia 1924 r. Akimow przyszedł na Warszawską złożyć noworoczne życzenia. Stelnicki wstał i prosto z mostu wypalił mowę na temat uwodzenia cudzych żon. Później sięgnął do kieszeni po frontowe parabellum, z którego oddał dwa strzały. Ręka mu nie zadrżała. Akimow, trafiony prosto w serce, zginął na miejscu. Wiarołomna generałowa, po otrzymaniu postrzału w pierś, została ciężko ranna. Również zmarła.

Po dokonaniu tego makabrycznego czynu, generał udał się do drugiego pokoju, napisał na kartce tylko jedno zdanie: „Wszystkie pozostałe rzeczy przeznaczam na pogrzeb mój i żony”, i - położywszy się na łóżko - strzelił po raz trzeci, we własną skroń.

To wydarzenie wstrząsnęło miastem. Po śmierci nikt zbytnio generała nie potępiał. W ostatniej drodze małżeństwo żegnały tłumy, ale razem nie zostali pochowani, bo i być nie mogli. Generała, jako samobójcę, pochowano za murem cmentarza. Jego żona spoczęła po drugiej jego stronie. Kochanek zaś na prawosławnym cmentarzu.

Matka: Jaką trzeba być bestią?!

Początek roku jest niebezpieczny dla białostockich związków z tzw. wyższych sfer. Bo niemal dokładnie w 86 lat po zbrodni generała, w mieszkaniu przy ul. Starobojarskiej rozegrał się dramat, który również wstrząsnął miastem. 1 stycznia 2010 roku adwokat Maciej T. - pochodzący ze znanej rodziny prawniczej - pobił, a potem udusił swoją aplikantkę z kancelarii, a w życiu prywatnym - partnerkę Martę Krupowicz. Nigdy się do tego nie przyznał. Bronił się tym, że to był nieszczęśliwy wypadek. Mówił śledczym, że wieczorem 1 stycznia 2010 roku po powrocie od rodziców Marty uprawiali seks. I zbyt mocno ścisnął ją za szyję. O godzinie 2 w nocy zadzwonił pod alarmowy numer 112. Jednak kiedy do mieszkania Marty przyjechało pogotowie, lekarz mógł już tylko stwierdzić jej zgon. Maciej T. został zatrzymany. Miał dwa promile alkoholu w organizmie.

Proces Macieja T. (po wyłączeniu się białostockich sędziów) toczył się w Lublinie. Po pięciu latach od zbrodni został (31 marca 2015) prawomocnie skazany na 25 lat więzienia. Jesienią Sąd Najwyższy odrzucił też kasacje obrońców.

Co wydarzyło się tamtej nocy? Rodzice Marty tylko się domyślają, bo tego nie ustalił sąd, mimo tak wnikliwego procesu. Są pewni, że doszło do awantury. Z zazdrości? Maciej uderzył Martę. A ona mu się postawiła.

- Marta była skatowana. Miała sińce na całym ciele. Tak skatowana nasza córka żyła jeszcze przez co najmniej pół godziny. Oddychała, cierpiała, płakała, krzyczała. W żadnym momencie to nie skruszyło jego serca. Potem, kiedy już emocje opadły, z pełną świadomością ją udusił. Czekał, aż nie będzie można jej uratować. Jaką trzeba być bestią?! - mówiła przez łzy mama Marty, Jadwiga Krupowicz w rozmowie z „Porannym” tuż po oddaleniu skargi kasacyjnej.

Największym ciosem w czasie procesu była dla rodziców Marty decyzja sądu apelacyjnego, który po pierwszej rozprawie wypuścił prawnika oskarżonego o zabójstwo z aresztu. To się prawie nigdy nie zdarza. - Jaki poszedł sygnał? Że panu prawnikowi wszystko ujdzie na sucho. Baliśmy się strasznie, że sprawa zostanie zamieciona pod dywan albo, że on ucieknie zagranicę. I nigdy nie poniesie kary za to, co zrobił naszej córce - mówiła pani Jadwiga.

To nie był wypadek, a egzekucja

Tak jak rodzice Marty mają żal do Sądu Apelacyjnego w Lublinie, tak ojciec 18-letniej Anety miał żal do podlaskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie pamiętał, ile razy prosił sąd, aby aresztował zabójcę jego córki. Aneta zginęła w wypadku samochodowym, który spowodował jej narzeczony Wojciech B. Świadomie zjechał na przeciwną stronę jezdni. Ale zanim do takiego wniosku doszli sędziowie, rodziców Anety czekały lata procesów. Musieli przekonać sąd, że Wojciech doprowadził do zderzenia, bo Aneta chciała od niego odejść! Dramat rozegrał się pod koniec czerwca 2002 roku. Subaru prowadzone przez Wojciecha B. na drodze z Bielska Podlaskiego do Siemiatycz zderzyło się z ciężarówką.

Za zabójstwo białostocki sąd okręgowy w trzecim procesie skazał go w sierpniu 2007 roku na 9 lat więzienia. Potwierdził, co wcześniej dowodzili przed sądem pierwszej instancji rodzice: że chłopak porwał z domu Anetę, zmusił ją do zajęcia miejsca w samochodzie, a następnie spowodował tragiczny wypadek. Jednak nie doszło do wykonania kary. Wojciech B. uciekł. Przez 2,5 roku był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania. Wpadł pod koniec 2009 września w Belgii. Do jego zatrzymania w istotny sposób przyczyniły się sygnały telewidzów, które policjanci otrzymali od Magazynu Kryminalnego 997 po emisji programu poświęconego tej sprawie. Belgijscy funkcjonariusze włączyli się do współpracy. Wojciecha B. odnaleźli w mieście Mechelan na północy kraju. Zaskoczyli go w czasie jazdy samochodem. Został przewieziony do Polski.

Odciął jej głowę, bo była niewierna

Białostoccy policjanci musieli też szukać - to przez sześć lat - Rafika M. Z ręki Azera zginęła 30 maja 1997 roku w Białymstoku Alicja S. Swego zabójcę poznała na rynku, przez jakiś czas razem handlowali kosmetykami. Mieli też romans. I to zdaje się zgubiło białostoczankę. Bo kiedy cudzoziemiec zaczął podejrzewać ją o nieobyczajne zachowanie, górę wzięły w nim jego tradycje plemienne. Prokurator, który prowadził śledztwo krótko po wykryciu zabójstwa za powód podał: rytualny charakter. W Azerbejdżanie był ponoć kiedyś zwyczaj, że niewierne żony karano przez ucinanie im głów. Ile w tym prawdy? Do dzisiaj nie wiadomo. Rafik często wymyślał na poczekaniu historie, dopowiadał wyssane z palca wątki. - Najważniejszą przyczyną było to, że Alina mnie zdradzała - tylko to w jego wyjaśnieniach zdawało się być prawdą ponad wszelką wątpliwość.

Rafik M. przez sześć lat unikał odpowiedzialności. Wszystko dlatego, że w 1997 roku posługiwał się paszportem swego brata. Prokuratura zamiast Rafika M. szukała Telmana M. Tymczasem oskarżony od razu po zabójstwie wyjechał do Szczecina, a tam na bazarze kupił kolejny paszport - tym razem bułgarski. Tam trafił do więzienia pod zarzutem paserstwa, później został z Polski deportowany. Wpadł przy próbie nielegalnego przekroczenia polsko-białoruskiej granicy. W czasie przesłuchiwania przez pograniczników przyznał się do zabójstwa kobiety z Białegostoku. Dostał 25 lat więzienia.

Czy z miłości zabiją tylko mężczyźni? Nie, choć motywy obu płci są różne. Jeśli kobiety dokonują zbrodni, bardzo często kieruje nimi nienawiść. I czasami wyładowują ją nie na swojej zawiedzionej miłości, ale najbliższej jej osobie. Tak było w przypadku słynnej nauczycielki z Czarnej Białostockiej.

W kwietniu 2001 roku Mariola M., nauczycielka z 17-letnim stażem, zabiła 11-letnie dziecko, bo - jak się później okazało - chciała zemścić się na jego ojcu, swoim wieloletnim kochanku. Mężczyzna zakończył znajomość dosłownie kilka tygodni przed tą tragedią. - Czułam się jak w matni, byłam samotna. Nie mogłam się zwrócić ani do kochanej osoby, ani matki. Wszyscy się ode mnie odwrócili - mówiła potem w sądzie zabójczyni.

Mariola M. Została skazana na 25 lat więzienia. Wyrok odsiaduje w Grudziądzu. Wkrótce będzie mogła starać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie.

Chciał zabić dwie kobiety

Za 34 lata może starać się o to Wojciech P. skazany w marcu 2012 roku na dożywocie. To kara za podwójną zbrodnię, jakiej oskarżony dopuścił się we wrześniu 2010 roku w mieszkaniu w bloku przy ul. Pałacowej w Siemiatyczach. Wojciech P. wyszedł z więzienia na przepustkę. Późnym popołudniem poszedł do mieszkania żony Grażyny. Jak twierdził, chciał tylko porozmawiać. Bo na wcześniejszym spotkaniu żona miała mu wyznać, że ma innego.

Małżonkowie pokłócili się. Iwona, która była wtedy współlokatorką Grażyny, twierdzi, że w kuchni Wojciech chwycił za nóż. Na chwilę nerwowa atmosfera się uspokoiła. Potem oskarżony rzucił się z nożem na ciężarną Iwonę. W jej obronie stanęła Grażyna. Wojciech zaczął zadawać ciosy obu kobietom. Iwonie udało się uciec do łazienki. Oskarżony skoncentrował się na żonie. Zabił ją. Iwona przeżyła, bo udała martwą. Straciła jednak dziecko.

Według badań zachodnich psychiatrów, kilkanaście procent mężczyzn, którzy „zabili z miłości”, zaraz potem popełniali samobójstwo. Tak było w przypadku nie tylko przedwojennego generała, ale i zbrodni, która w ubiegłym roku zelektryzowała białostoczan. W zaparkowanym przy al. Tysiąclecia busie policjanci znaleźli dwa ciała. Według świadków, 37-latek siłą wciągnął ich sąsiadkę do forda, zamordował ją nożem, a potem popełnił samobójstwo. Rodzice 40-letniej Magdy nie wierzą w zawód miłosny. Uważają, że motywem zabójstwa były pieniądze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zbrodnie z namiętności i zazdrości. Tragedie, które wstrząsnęły Białymstokiem - Kurier Poranny

Wróć na i.pl Portal i.pl