Zbigniew Buczkowski. Zagrał w dziesiątkach filmów, choć nie jest wykształconym aktorem

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Jest wiernym mężem i dobrym ojcem. Ze związku z żoną Barbarą, z którą ożenił się 37 lat temu, ma córkę Małgorzatę (ekonomistka) i syna Michała (prawnik). Dzięki synowi jest już dziadkiem
Jest wiernym mężem i dobrym ojcem. Ze związku z żoną Barbarą, z którą ożenił się 37 lat temu, ma córkę Małgorzatę (ekonomistka) i syna Michała (prawnik). Dzięki synowi jest już dziadkiem
Kiedy TV Plus zabrała się za realizację serialu „Lombard. Życie pod zastaw” nikt chyba nie przypuszczał, że będzie to taki przebój. Tymczasem okazało się, że dzięki niemu mniej znana stacja może teraz rywalizować z tymi najbardziej popularnymi. A wszystko to dzięki grającemu główną rolę w cyklu Zbigniewowi Buczkowskiemu. Jego zaangażowanie do serialu okazało się bowiem strzałem w dziesiątkę.

- Szczerze mówiąc, kiedy zaproponowano mi rolę w „Lombard. Życie pod zastaw”, powiedziałem sobie, że jeżeli będzie to sitcom, to niestety będę musiał zrezygnować z tej roli, ale po przeczytaniu scenariuszy do pierwszych odcinków to mi się bardzo spodobało. To jest nasze, takie prawdziwe, polskie. „Lombard” obrazuje to, co się dzieje w naszej rzeczywistości - tłumaczy aktor.

Buczkowski jest obecny w polskiej telewizji i kinie ponad czterdzieści lat. Choć nie jest gwiazdą pierwszej wielkości, cieszy się ogromną popularnością wśród widzów. Sławę przyniosły mu nie pierwszoplanowe role, ale epizody. Dlatego dziś z powodzeniem można go nazwać mistrzem drugiego planu w polskim kinie i telewizji.

- Mój przyjaciel Zdzisiu Maklakiewicz powiedział mi kiedyś bardzo mądre słowa: „Pamiętaj, Zbysiu, nawet grając epizod, staraj się zrobić z tego perełkę”. I dał mi przykład: „Wyobraź sobie, że idziesz do teatru i aktor gra jakąś wielką postać, widzowie na niego patrzą, a tu wchodzi kamerdyner z tacą, na tej tacy ma kota i ciągnie za ogon. I na kogo będą patrzeć?”. - Na tego kota - odpowiedziałem. „I to jest właśnie ta perełka” - powiedział Zdzisiu - śmieje się Buczkowski w rozmowie z dziennikiem „Fakt”.

* * *

Przyszły aktor pojawił się na świecie w trudnych czasach, bo w 1951 roku. Kiedy miał osiem miesięcy, jego ojciec pilot zginął w katastrofie lotniczej. Wdowa nie mogła jednak liczyć na wsparcie państwa po jego śmierci. Dlatego mały chłopak, kiedy tylko trochę podrósł, zaczął pomagać zarabiać na utrzymanie swoje i dwóch braci. Okazję do zarobku stworzył los, bo rodzina Buczkowskich mieszkała w stolicy tuż obok wytwórni filmowej.

- Była bieda. Chodziłem tam, bo zacząłem dostawać pieniądze. To był mój sposób na życie. Raz dostałem 150 złotych, raz 200 złotych. Dla takiego dziesięcioletniego szkraba to była kupa pieniędzy. Stówka do stówki, wie pan. Marzyłem o jaguarze, sportowym rowerze. Mercedes wśród jednośladów. I spełniło się to moje marzenie. Mama kupiła jaguara od sąsiada - wspomina w „Gazecie Olsztyńskiej”.

Zbysiu był sympatycznym dzieciakiem. Szczególnym powodzeniem cieszył się u płci przeciwnej. Jako kilkuletni chłopczyk nauczył się znanych szlagierów - i co jakiś czas wychodził przed kamienicę, w której mieszkał, aby pośpiewać sąsiadkom. Mama krzyczała na niego, że siedzi na płocie i może spaść, ale garść drobnych na ulubione słodycze była dla niego większą pokusą.

- Miałem ciotkę, która przed wojna była „Słowikiem Warszawy”. Nazywała się Lucyna Szczepańska i była wielką gwiazdą. Karierę przerwała jej wojna. Wyjechała i mieszkała w Stanach, a jak wróciła, ja byłem już aktorem. Powiedziała wtedy: „ Pamiętaj, Zbyniu, żebyś zawsze ładnie wyglądał. Używaj dobrej wody kolońskiej”. Pamiętam, że poszła do Peweksu i kupiła mi „Brutt” - ekskluzywną na owe czasy wodę za szesnaście dolarów - opowiada w serwisie „Świat Tessy”.

* * *

Po serii epizodów Janusz Kondratiuk zaprosił Zbysia na zdjęcia próbne do filmu „Dziewczyny do wzięcia”. Rola kelnera śpiewającego piosenkę „Si bon, Si bon” okazała się dla niego przepustką do sławy. Od tamtej pory zaczął grać taśmowo - w jednym serialu za drugim, w jednym filmie za drugim. W latach 70. i 80. był jednym z niewielu polskich aktorów bez szkoły filmowej. Choć próbował zdać do warszawskiej PWST, nie udało mu się dostać.

- Krzysiek Maklakiewicz powiedział mi, że cieszy się, że się nie dostałem do szkoły, bo oni by mnie zepsuli, czyli zabraliby mi tę prawdę. Chciałem być w tej szkole, ale los wynagrodził mi to w ten sposób, że w tym okresie, kiedy byłbym w szkole teatralnej, dostałem najwięcej propozycji i grałem po 10 filmów rocznie. Dzięki temu graniu stałem się popularny. Potem zrobiłem egzamin, tak zwany eksternistyczny - wyjaśnia w „Fakcie”.

Najtrudniej pan Zbysiu miał za czasów stanu wojennego. Podobnie jak najwybitniejsi koledzy po fachu wziął udział w ogólnopolskim strajku aktorów i nie pokazywał się ani w filmie, ani w telewizji. Kiedy stan wojenny zniesiono, złapał pierwszą rolę, jaka się nadarzyła. Była to postać kryminalisty, który prześladuje parę staruszków. Chwilę potem aktor trafił na jedną ze swych fanek w banku. „Panie Zbysiu, ja i moja rodzina do tego stopnia pana lubimy, że moglibyśmy zjadać pana po kawałku, ale niech pan nigdy więcej nie gra takich ról” - usłyszał. I od tego momentu wciela się wyłącznie w pozytywne postaci - jak choćby ta z serialu „Dom”.

- Prawdziwą „twarz” dał mi dopiero serial „Dom”. Był to serial tylko z nazwy, a faktycznie film fabularny: wybitny reżyser Jan Łomnicki, precyzyjnie fotografowani aktorzy, plany ogólne, plany bliskie, kontrplany itd. Po tym serialu rzeczywiście stałem się bardzo popularny i właściwie muszę przyznać, że ten serial utorował mi drogę do kariery - tłumaczy w serwisie „Świat Tessy”.

* * *

Choć w pierwszej połowie lat 80. pan Zbysiu zaczął grywać w stołecznym Teatrze Komedia, nie zagrzał w nim długo miejsca. Zdecydowanie wolał występować w telewizji i filmie. Tam były większe pieniądze i większa popularność. Poza tym na planie obrazów, w których grywał, często atmosfera była równie szampańska, jak na ekranie. Ta działo się choćby podczas realizacji kolejnego serialu, który przyniósł mu wielką popularność - „Graczykowie”.

- Podczas wypowiadanych dialogów, mówiąc żargonem aktorskim, tak często się „gotowaliśmy”, że wiele scen wielokrotnie powtarzano. Wystarczyło, że ktoś spojrzał w nieodpowiednim momencie, zrobił znacząco minę do kolegi i wszyscy wybuchali salwami śmiechu. Nie dałorady! Ale, jak to w komedii, zwykle jest to bardzo sympatyczna praca. Najtrudniejsze, że trzeba udawać, że jest się bardzo poważnym do sytuacji, która w oczach widza ma być bardzo śmieszna - tłumaczy w serwisie „Świat Tessy”.

Czasem zdarzało się, że aktor nie przyjmował jakiejś propozycji. Kiedy zadzwoniono do niego z produkcji filmu „Porno”, niemal rzucił słuchawką, sądząc, że ktoś chce, aby wystąpił w pierwszej polskiej produkcji pornograficznej. Kiedy okazało się, że to nowy film Marka Koterskiego, głupio mu było odmówić, więc zaproponował wyjątkowo wysoką stawkę, aby producenci zrezygnowali z jego usług. Tymczasem reżyser się uparł. Pan Zbysiu zarobił, ale musiał zagrać scenę seksu w... jednej z łódzkich uliczek. Żona aktora do dziś nie lubi oglądać tego obrazu. Para pobrała się w 1981 roku i do dziś jest ze sobą razem.

- Ożeniłem się dosyć późno, bo w wieku 30 lat. Teraz nie ma w tym nic dziwnego, ale w tamtych czasach było jednak zupełnie inaczej. Moje koleżanki i koledzy dawno mieli to już za sobą. Czułem się trochę osamotniony. Ale na szczęście doczekałem się tego momentu, w którym spotkałem kobietę swojego życia. Lepiej późno niż wcale - podkreśla w magazynie „Świat i ludzie”.

Pan Zbysiu jest spełnionym ojcem i szczęśliwym dziadkiem. Wraz z małżonką lubi spędzać wakacje na egzotycznych podróżach. Raz w roku fundują sobie ekskluzywną wycieczkę po świecie: a to na Hawaje, a to na Haiti, a to na Bali. Raz wybrał się sam - i to na dwumiesięczną wyprawę, która wiodła od Szwajcarii, przez Australię i Nową Zelandię, aż po wyspy Bora Bora. „To było wspaniałe” -wspomina dzisiaj z rozrzewnieniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zbigniew Buczkowski. Zagrał w dziesiątkach filmów, choć nie jest wykształconym aktorem - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl