Zawsze pchała się na ciągnik, więc szuka męża - rolnika

Joanna Bajkiewicz
Joanna Bajkiewicz
Uwielbiam zapach przeoranej ziemi i wiem, że wieś to moje miejsce - mówi 28-letnia Małgorzata Sienkiewicz z miejscowości Uśnik Kolonia w gminie Śniadowo. Do szczęścia brakuje jej tylko miłości, dlatego zgłosiła się do programu „Rolnik szuka żony 4”.

- Jak to się stało, że młoda, piękna dziewczyna decyduje się szukać męża w telewizyjnym programie „Rolnik szuka żony“?

- Były święta. Siedzieliśmy z rodziną przed telewizorem i oglądaliśmy odcinek z poprzedniej edycji tego programu. Kuzynka powiedziała, że mnie zgłosi. Znała moje jakieś tam mniejsze czy większe niepowodzenia w życiu osobistym, które oczywiście związane są z moim zawodem rolniczki. Wiedziała, jak bardzo chciałabym spotkać swoją miłość, taką na całe życie, a jednocześnie, jak ciężko jest znaleźć drugą połówkę. Zgodziłam się na jej propozycję, ale tak do końca to chyba nie wierzyłam, że naprawdę to zrobi. Oczywiście, potem powiedziała mi, że mnie naprawdę zgłosiła do programu, ale ja dalej traktowałam to tak trochę pół żartem, pół serio...

Zawsze pchała się na ciągnik, więc szuka męża - rolnika

- Za jakiś czas jednak zadzwonił telefon z produkcji...

- Tak, ale to wciąż nie oznaczało, że będę w programie, bo nie było wiadomo, czy ktoś się do mnie odezwie. Wszystkich uczestników było dziesięciu, a wiadomo było, że tylko połowa z nas, ci, którzy - po prezentacji telewizyjnych wizytówek - otrzymają największą ilość listów, wejdą do programu. Do końca więc nie widziałam, ilu osobom wpadnę w oko i ile z nich do mnie napisze.

- A jednak udało się! Zostałaś zasypana listami. Jak twoi bliscy zareagowali na to, że będziesz szukała męża w telewizyjnym programie?
- Rodzice byli nieco zaskoczeni, ale bardzo mnie wspierali. Od samego początku trzymają za mnie kciuki, bo chcą, bym ułożyła sobie życie. Mam trzy siostry i one również mi kibicują.

- A miałaś jakiekolwiek obawy?

- Tak, oczywiście! Jesteśmy prostymi ludźmi, pracujemy na wsi. Obawiałam się, czy poradzę sobie z kamerą, jak wypadnę... Obawiałam się, że mój udział w programie zostanie przez kogoś z sąsiadów czy też z tzw. społeczności lokalnej źle odebrany. Ja osobiście nie boję się hejtu ani opinii innych, bez problemu daję sobie z tym radę, ale nie chciałam, żeby jakieś słowa czy komentarze dotknęły moich rodziców... Rozmawiałam o tym z bliskimi, że tak się może stać. Przedyskutowaliśmy to, musieliśmy się z tym wszystkim po prostu oswoić.

Zawsze pchała się na ciągnik, więc szuka męża - rolnika


- Jesteś rolniczką i takiego też męża szukasz.

- Rolnictwo to nie tylko mój zawód, ale i pasja. Zrodziła się... hm, sama nie wiem kiedy. Chyba była we mnie od zawsze. Pamiętam takie obrazki z dzieciństwa: wędrowałam z dziadkiem po polach, on te krówki pasał, jeździł rowerem i zawsze mnie ze sobą zabierał. Tata też często zabierał mnie na pole, bo od małego pchałam się do rolniczych sprzętów, a przede wszystkim ciągnika.

Kiedy miałam 21 lat, formalnie przejęłam całe gospodarstwo. Rodzice przekazali mi je ze względu na problemy zdrowotne mojego taty. Najmłodsza siostra była wówczas za mała, a starsze miały inne plany życiowe... Studiowałam zaocznie i myślę, że gdybym studiowała dziennie, to nie udałoby mi się tak wcześnie tego gospodarstwa zacząć prowadzić.Tak po prostu musiało być.

- A nie pociągał cię nigdy wielki świat? W końcu studiowałaś w Warszawie. Nie chciałaś tam zostać?

- Nie. Lubię życie miejskie, ale tylko dlatego, że mam świadomość, że zaraz wrócę do mego spokojnego domu na wsi. Do tego zacisza, do miejsca, gdzie czuję się najlepiej, gdzie jest tak cichutko.... Uwielbiam ten moment, kiedy siadam sobie gdzieś na tarasie czy na huśtawce i nie słychać nic poza głosem owadów buszujących w trawie. No i uwielbiam zapach ziemi. Myślę, że każdy rolnik wie, o czym mówię - jak się wróci z pola i czuje się ten zapach przeoranej ziemi.... I ma się ogromną satysfakcję z wykonanej pracy.

- Ale wieś to też ciężka praca. A ty sama, drobna kobieta, wsiadasz na ciągnik i wszystko robisz sama...

- Nie wszystko potrafię zrobić na polu sama - przyznaję to otwarcie. Pracuję z tatą i pracownikiem, staramy się uzupełniać. Oczywiście to, co mi wychodzi, robię sama i ciągle staram się też uczyć nowych rzeczy. Kiedy w kręconej do programu wizytówce zostałam pokazana na ciągniku, usłyszałam opinie, że to pewnie na pokaz. Otóż nie, często prowadzę ciągnik i jestem bardzo zadowolona ze swojej pracy.

Od zawsze byłyśmy z siostrami przyzwyczajone to tego, że rodzicom trzeba pomagać, więc od dzieciństwa wykonuję różne rolnicze prace. Ale też umiem zająć się różnymi sprawami „biurowymi“ związanymi z prowadzeniem gospodarstwa.

- I przez ten ciągły nawał zajęć brakuje czasu na szukanie drugiej połówki...

- Trochę tak. To, co było wielkim plusem udziału w programie to fakt, iż druga strona od razu się dowiedziała, jak wygląda mój świat. Dotychczas często denerwowało mnie, że poznając kogoś musiałam przedstawiać swój plan na życie, wyjaśniać, dlaczego chcę zostać na wsi, a ktoś musiał to zaakceptować. Dla mnie znajomość z kimś, kto tego nie akceptuje, to strata czasu. Wizytówka do programu była więc skróceniem pierwszego etapu zapoznawania się dwojga ludzi, którzy opowiadają sobie o swoim życiu i celach. Wszystko od razu stało się jasne: jestem rolniczką i nie zamierzam z tego zrezygnować. A cały program oceniam jako ogromną szansę na poznanie człowieka, który ceni podobne wartości. Dla mnie to fantastyczna przygoda, którą zapewne będę pamiętać do końca życia.

Zawsze pchała się na ciągnik, więc szuka męża - rolnika


- W minioną niedzielę widzieliśmy w telewizji, że już poznałaś panów, którzy do ciebie napisali. Łatwo było wybrać z tego tłumu zaledwie dziesięciu?

- Najpierw z wszystkich listów, które dostałam, wyselekcjonowałam 20 najciekawszych, a potem połowę z nich musiałam odrzucić i tu już nie było tak łatwo. Kilku kandydatów byłam właściwie pewna. Przekonali mnie charakterem swoich listów, tym, jak je zbudowali i co w nich zawarli. Nawet produkcja programu bardzo się dziwiła, bo otwierałam list i wcale nie patrzyłam na zdjęcie kandydata, tylko najpierw czytałam, co adresat chciał mi przekazać. Byłam szalenie ciekawa, co panowie chcą mi swoim listem powiedzieć. Bo jeśli ktoś jest na tyle odważny, by decydować się napisać list, no to powinien się też i w nim trochę postarać, prawda?

- Co czułaś, kiedy szłaś poznać kandydatów osobiście?

- Byłam zestresowana, ale myślę, że pierwszy kontakt zawsze jest trochę stresujący. Nigdy nie zapomnę, jak szłam w szpilkach po drewnianym moście... Szłam po ruchomym gruncie, uważając, by się nie potknąć. Musiałam podejść do dziesięciu mężczyzn, kulturalnie się przywitać. Wszyscy oczywiście patrzyli tylko na mnie. Nie wiedziałam, jak się zachować, nie chciałam popełnić jakiegoś faux pas. Pierwsze zapoznanie, pierwsza rozmowa i pierwsze randki - to wszystko przecież odbywało się pod okiem kamer. Było stresująco, ale od początku wszyscy wiedzieliśmy, na co się piszemy...

- Rodzice pomagali ci w wyborze kandydata? Mówili: ten fajny, a ten nie fajny?

- Między wierszami oczywiście padały opinie o poszczególnych panach. Znam moich rodziców i potrafię poznać ich reakcje. Myślę, że gdzieś tam widzieli potencjalnego kandydata, którego bardziej faworyzowali, ale nie wpływali na mój ostateczny wybór. Tego dokonałam sama i, co więcej, byłam go pewna. Od początku kierowałam się przede wszystkim sercem, ale też troszeczkę rozumem. Nie wszyscy kandydaci byli autentyczni i szczerzy, a ja jestem trochę szpiegusem i potrafiłam w porę pewne rzeczy dostrzec. Jeśli bowiem przebywa się z kimś przez kilka dni pod jednym dachem, nie da się pewnych rzeczy ukryć. Kierowałam się też intuicją i... proroczym snem (śmiech).

- Proroczym snem?

- To było w czasie, kiedy kandydaci zamieszkali u mnie w domu. Wówczas przyśniła mi się sylwetka jednego z nich i wizja najbliższej przyszłości... Pomyślałam, że to jakiś znak. Posłuchałam snu i czuję się szczęśliwa.

- Chciałam zapytać o plan B, co zrobisz, gdy w programie nie znajdziesz męża, ale patrząc na twój uśmiech, to plan B chyba nie będzie potrzebny...

- Czy znajdę męża, czy nie, to jeszcze zobaczymy (śmiech). Jest jeszcze dużo czasu. Mam nadzieję, że wszyscy będą śledzić moje losy w programie. Mogę zdradzić, że jestem bardzo zadowolona, że wzięłam w nim udział. To fantastyczna przygoda i zachęcam do niej innych. Bo to wielka szansa i rewelacyjny pierwszy etap związku, gdzie poznajemy partnera pod okiem kamer. Przyznaję, że początkowo mnie onieśmielały, bo mimo wszystko jestem osobą wstydliwą, ale później to już i kamery w niczym nie przeszkadzały...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zawsze pchała się na ciągnik, więc szuka męża - rolnika - Plus Gazeta Współczesna

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl