Zamek w Malborku od powojennej ruiny do UNESCO. Tu każdy coś pamięta z odbudowy zabytku, a Muzeum Zamkowe będzie kolekcjonować wspomnienia

Anna Szade
Anna Szade
Z pełną mocą odbudowa zniszczonej budowli rangi światowej rozpoczęła się w latach 60., gdy m.in. w tym celu powstał Muzeum Zamkowe.
Z pełną mocą odbudowa zniszczonej budowli rangi światowej rozpoczęła się w latach 60., gdy m.in. w tym celu powstał Muzeum Zamkowe. archiwum Muzeum Zamkowego w Malborku
Jak podniesiono zamek w Malborku ze zgliszcz, w które zamieniła go w 1945 r. Armia Czerwona? „W oczach to ja mam jeszcze tę ruinę, którą widziałam jako dziecko”, przyznaje jedna z mieszkanek. Tymczasem dzisiaj to obiekt na liście UNESCO, którym zachwyca się cały świat...

Nie wiadomo, co na turystach odwiedzających Muzeum Zamkowe w Malborku robi większe wrażenie. Czy to, jak wielką był ruiną, gdy opadł kurz po sowieckich atakach w 1945 r.? (Ten obraz totalnego zniszczenia jest niczym wyrzut sumienia na czarno-białym zdjęciu, które mijają zamkowi goście). A może bardziej oszałamia ich piękno ceglanej bryły, wygłaskanej przez pokolenia konserwatorów, inżynierów i budowlańców. Nieważne, czy to wiosna, lato, jesień czy zima - zachwyt jest murowany.

Malbork jak Gdańsk. Inspiracją „Wspomnienia z odbudowy Głównego Miasta”

Muzealnicy, którzy teraz dbają o zamek, nie chcą stracić z oczu tej drogi: od pełnej grozy historycznej fotografii do obrazu zamkowej współczesności, który niczym selfie modnych celebrytów często gości choćby na Instagramie dzięki przybyszom z całego świata.

- Kolejny etap w procesie tej permanentnej odbudowy zamku to dobry moment, by spróbować podsumować to, co zdziałano do tej pory - uważa Agnieszka Kowalska, wicedyrektor Muzeum Zamkowego ds. naukowo-konserwatorskich.

Inspiracją, by zacząć gromadzić te relacje, są „Wspomnienia z odbudowy Głównego Miasta” wydane w wielu tomach w Gdańsku.

- Byłam zafascynowana tym, jak osoby, które brały udział w pracach przy tych samych obiektach, które były obecne na tych samych budowach, mogą niekiedy w tak różny sposób te budowy zapamiętać. Na co innego zwracał uwagę inżynier, na co innego konserwator wojewódzki, a jeszcze na co innego technik, który był majstrem na budowie. Kiedyś pomyślałam, że fajnie byłoby takie wspomnienia mieć dla zamku w Malborku, gdzie proces odbudowy zabytku, a nie stawiania nowych osiedli, trwa przecież znacznie dłużej i trwa w sposób nieprzerwany - przyznaje Agnieszka Kowalska.

Powojenna ruina i... wazoniki z prochami Krzyżaków

Dla pracowników muzeum w Malborku ważne jest to, co zostało w pamięci osób, które zamek oglądały przez te wszystkie dziesięciolecia głównie z zewnątrz.

- Zamek prawie wszyscy wspominają jako jedną wielką ruinę, na początku w ogóle niepilnowaną. Wokół stało dużo zniszczonych czołgów, dział pancernych, niektóre były potopione w Nogacie - opowiada Bogusław Krauze, współautor dwóch książek ze wspomnieniami, jakimi podzielili się najstarsi mieszkańcy Malborka, którzy docierali tu w latach 1945-1947.

Wtedy to była po prostu zniszczona budowla.

Jedna z osób najbardziej zapamiętała zamek z tego, że w Wielkim Refektarzu było miejsce dla mieszkańców na potańcówki. Dla nich to było zwykłe pomieszczenie, z którego korzystali, bo innych wówczas w mieście nie było - zdradza Bogusław Krauze.

Jak dodaje, przedwojenni mieszkańcy, którzy nie ewakuowali się z miasta w 1945 r., trochę krzywo na to patrzyli. Pytanie, jak zareagowaliby, gdyby znali jeszcze inną historię...

- Jak przyjechaliśmy do Malborka, to w oknach wszystkie szyby były wytłuczone - opowiada Irena Ładyńska, która przyjechała tu jako dziecko. - Był wtedy u nas jakiś taki rzemieślnik, który ciął i nam wstawiał, i uzupełniał to, czego brakowało. Ale skąd były szyby? Jak się wchodziło do zamku, to w pomieszczeniach po lewej stronie był cały rząd dużych oszklonych gablot. Stały w nich takie wazoniki, jakby gliniane „siwaki”, z prochami Krzyżaków. Więc prochy się wysypywało, a naczynie służyło jako wazonik. Sama miałam taki jeden w domu. Ale ważniejsze było, by podważyć gwoździki nożem i wyjąć szybę z gabloty, a potem donieść ją jeszcze w całości do domu. Tak wszyscy robili w Malborku. Kto nie miał szyb, przychodził do zamku.

Irena Ładyńska doskonale pamięta, jak wtedy wyglądała warownia.

- Od strony Nogatu zamek był w bardzo dobrym stanie. Nikt by nie przypuszczał, że z drugiej strony może być tak zniszczony. Mówiłam ostatnio do córki: „W oczach to ja mam jeszcze tę ruinę, którą widziałam jako dziecko”. Chodziłam codziennie przy zamku do szkoły. Trzeba było omijać zepsute czołgi: jeden stał na drodze, drugi bliżej kościoła św. Jana - wspomina pani Irena. - Natomiast moja droga ze szkoły prowadziła przez zamek. Wszystko było pootwierane. Wchodziłyśmy z koleżankami na dziedziniec zamkowy. Cały był wyłożony różnymi książkami. Niektóre czasem zwracały uwagę, ale były po niemiecku, człowiek popatrzył i wyrzucił. A później szło się przez dziurę w murze do domu na obiad.

Harcerze i młodzi przewodnicy w zamku

Jerzy Ruszkowski z Malborka czasy tuż po wojnie zna z opowiadań starszych kolegów-harcerzy.

- Pierwsze drużyny powstały w maju 1945 r., więc harcerstwo jest najstarszą organizacją pozarządową w mieście i powiecie. Starsi harcerze na wniosek pierwszego starosty, Augustyna Szpręgi, uczestniczyli w zbieraniu tych rzeczy, które w zamku ocalały po tej wielkiej katastrofie drugiej wojny światowej. Chodziło o zbieranie książek, które walały się po całym dziedzińcu, czy eksponatów, które nie zostały z zamku wywiezione. I to jest wkład harcerstwa w ochronę tego, co ze zgliszcz zostało - podkreśla.

Sam przede wszystkim na zamku trochę łobuzował.

W latach 50. z chłopakami biegałem po zamku, bawiliśmy się w wojnę i podchody. Można było tam wchodzić różnie, najlepszą drogą była wyrwa w murach koło zniszczonego kościoła. Później, w latach 1955-56, już nie można było dostać się do środka, bo była straż z psami - mówi Jerzy Ruszkowski.

Szczenięce lata przypomniał sobie Andrzej Panek, malborczyk, który od lat jest przewodnikiem po zamku. Pokochał jego mury jako dzieciak, bo mieszkał niedaleko.

- Znalazłem w domu legitymację Młodzieżowego Koła Przyjaciół Zamku z 1975 r. W tamtym roku był Rajd Kopernikowski, młodzież z Malborka, z Zespołu Szkół Technicznych i Liceum Ogólnokształcącego, oprowadzała grupy, które przemieszczały się do Fromborka. W bardzo krótkim czasie przewinęło się przez zamek wiele tysięcy ludzi - dzieli się tym, co zostało mu w pamięci.

To właśnie wtedy Andrzej Panek zakochał się w zamku.

Jest to miejsce, które było, jest i będzie zaczarowane. Jak oprowadzamy ludzi, którzy rzadko bywają w Malborku albo nie byli tu wcześniej, to są pod ogromnym wrażeniem, że ma ono swoją magiczną moc, że jest stale udoskonalane - opowiada Andrzej Panek.

Ale w grze mógł być też zupełnie inny scenariusz.

- Pamiętam, były rozmowy po wojnie, że zamek trzeba zniszczyć, trzeba go rozwalić, bo jest pokrzyżacki. Byli tacy, którzy nie chcieli tego zamku. Ale byli też inni, mądrzejsi, i zaczęli powoli robić remonty i zamykać bramy, żeby wszyscy nie wchodzili tam, kiedy chcieli - wspomina Irena Ładyńska.

„Kurczę, wykonaliśmy kawał dobrej roboty”. I to w skali europejskiej

Mariusz Mierzwiński, jeden z tych „mądrzejszych”, trafił do zamku w 1977 r., a od 1987 r. przez 30 kolejnych lat był dyrektorem Muzeum Zamkowego. Stał na czele tych, którym dobro budowli leżało na sercu.

- Poświęciłem temu obiektowi 40 lat zawodowego życia, podobnie jak ta stara gwardia współpracowników, którzy oddali życie zamkowi - uważa po latach Mariusz Mierzwiński. - To przedsięwzięcie, które nazywamy odbudową zamku w Malborku, było i jest jednym z największych przedsięwzięć konserwatorskich w Europie. Możemy sobie wszyscy powiedzieć: „Kurczę, wykonaliśmy kawał dobrej roboty”. Dobrej roboty, która jest dziełem bardzo wielkiej rzeszy ludzi. To były lata wielkich rzeczy, które dzisiaj są opisywane w książkach i możemy być z tego dumni.

W wielu przypadkach byli niczym pionierzy.

Malbork po wojnie, przede wszystkim od 1961 r. - od momentu powołania Muzeum Zamkowego, stał się jednym z największych poligonów konserwatorskich w Europie. Poligonów, czyli miejsc, w których cały czas trwa odbudowa, w których cały czas zmieniają się koncepcje. Mało tego, to malborskie prace stają się kanonem i wzorem dla innych. I z tego powodu jesteśmy dumni - nie kryje zadowolenia Mariusz Mierzwiński.

Zamek to nie wakacyjna miłość

Do tej „starej gwardii” zalicza się choćby Marcin Kozarzewski z firmy Monument Service, który współpracował z muzealnikami przy kolejnych wyzwaniach konserwatorskich. Ale dla nich to wcale nie są martwe ceglane mury, one budzą wiele emocji.

Moje życie nie jest związane z Malborkiem. To przygoda, a na pewno więcej niż wakacyjna miłość - śmieje się Marcin Kozarzewski.

Przyznaje, że zawodowo spędził tu najlepszy okres, który pewnie się nie powtórzy.

- Najwięcej nauczyłem się pracując tutaj, bo wciągnęło mnie to na zasadzie poznawania materii i próbowania, klejenia rozmaitych wątków w całość, żeby ta opowieść była spójna - przyznaje.

Jak mówi, malborski „poligon” zmienił także jego myślenie o ochronie zabytków.

- W życiu akademickim obserwuję wykłady moich utytułowanych koleżanek, które studentom na zajęciach pokazują diagram: jest serduszko, a w nim napisane: „dobro zabytku”. W środku tego wszystkiego jest człowiek. Musimy mieć na myśli tego człowieka, który żyje teraz, tego człowieka, który przyjdzie za lat kilka czy kilkadziesiąt, i przede wszystkim tych, którzy tutaj żyli i pracowali i tu zostawili krew w piachu - tłumaczy Marcin Kozarzewski.

Malborska Madonna: coś więcej niż oryginał

Zdarzało się też, że oczy fachowcom otwierali kompletni amatorzy. Jak w przypadku 8-metrowej figury Madonny, która w połowie kwietnia 2016 r. wróciła do zewnętrznej niszy zamkowego kościoła. Była roztrzaskana od 1945 roku, czyli oblężenia twierdzy przez Armię Czerwoną.

- Uważałem, że powinna być zachowana w tej swojej okaleczonej strukturze. Chciałem nawet zrobić szafę ekspozycyjną przed kasami Muzeum Zamkowego, by była tam pokazywana. Ale zapadła decyzja, że ma być zrobiona z tych kawałków i pamiętam, że chodziłem wściekły, że to nie po mojej myśli, że właściwie niezgodne z doktryną - dzieli się Kozarzewski emocjami sprzed lat.

Majestatyczna postać powstawała w garażu na przedmieściach Malborka.

- Jeden z sąsiadów, który tam jakiś interes prowadził, przyszedł i wywiązała się między nami rozmowa. Gdy dowiedział się, że lepimy tam Madonnę, to stwierdził: „To będzie więcej niż oryginał”. I wtedy mnie olśniło, że gość ma rację. Rzeczywiście, to będzie więcej niż oryginał. Z głupawego szlagwortu zrodziła się myśl: jest oryginał i coś jeszcze - przyznaje nasz rozmówca. - Te wszystkie działania tutaj pozwoliły mi zrewidować myślenie ukształtowane w oparciu o te akademickie kanony, Kartę Ateńską czy Kartę Wenecką, że... kazuistyka jest podstawą. Każdy przypadek jest inny i trzeba analizować go w konkretnym miejscu.

Dziura w ścianie, czyli "konserwacja przez zaniechanie”

Czasem we wspomnieniach ważna staje się… dziura w ścianie. W przypadku zabytku o światowej sławie nie jest to jednak taki sobie zwyczajny ubytek. Doświadczeniem w takiej, wydawałoby się, błahej sprawie z końca lat 90. ubiegłego wieku dzieli się Bernard Jesionowski, konserwator z Działu Konserwacji Zamku.

W tym przypadku chodziło o ślad, jaki zostawił po sobie pocisk artyleryjski.

- Rozpoczęła się dyskusja, co z tą dziurą zrobić. Zamurować ją, zlikwidować ją konserwatorsko, tzn. zamaskować, czy zostawić. Dosyć dużo dywagowaliśmy na ten temat. I została dziura. Bo to jest kawałek historii - podkreśla Bernard Jesionowski. - To, co tam zostało zrobione, to jest cały czas obecne w naszych pracach konserwatorskich, czyli: „zostawiamy dziurę”.

Dotyczy to też na przykład śladów serii z karabinu maszynowego na murach.

To jest historia. Tak jak historią była obecność tutaj wielkich mistrzów. Dlatego niczego nie można usuwać, bo jest świadectwem tego, co się wydarzyło - mówi Bernard Jesionowski.

Marcin Kozarzewski ma własny termin, który brzmi co najmniej kontrowersyjnie. To „konserwacja przez zaniechanie”.

W zasadzie im jestem starszy, tym bardziej jestem skłonny do tego, by „zaniechać” rozmaitych rzeczy - zdradza.

Oczywiście, nie chodzi o lekceważenie zabytków. Wręcz przeciwnie, raczej o to, by zatrzymując działanie czasu, nie ulepszać niczego na siłę. Działać raczej na zasadzie: „Jak nie musisz czegoś robić, to nie rób”.

Świat docenił eksperymentatorów z zamku w Malborku

Zespół zamkowy został w 1997 r. wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Zajmuje 847 miejsce wśród 1154 obiektów ze 167 państw. Jest tam 17 polskich obiektów, wśród których figuruje wpis: „Zamek krzyżacki w Malborku”.

Dwa pierwsze argumenty, które o tym zdecydowały, to niezwykła klasa architektoniczna obiektu oraz fakt, że wielka budowla z czerwonej cegły przez stulecia była świadkiem wydarzeń wielkiej wagi. Wpis ma jednak zapewnić zamkowi rodzaj nietykalności na kolejne stulecia nie tylko dla miłośników architektury i historii.

Był też trzeci fundament, który zdecydował o wpisie na listę UNESCO. Świadomość jego wielkiej wagi ma Marek Stokowski, kustosz, który niedawno pożegnał się z Muzeum Zamkowym w Malborku po czterech dekadach pracy.

- Międzynarodowa społeczność uznała, że Malbork jest laboratorium metod konserwatorskich. Od 200 lat różne nacje prowadzą tu prace konserwatorskie. Z reguły były realizowane na bardzo wysokim poziomie i stanowiły, i stanowią nadal, wzór dla wielu prac konserwatorskich prowadzonych i w Polsce, i w znacznej części Europy - tłumaczył nam Marek Stokowski.

To faktycznie rzadkość, że sam proces tworzenia jest równie emocjonujący, budzący ciekawość i respekt, co końcowy efekt, okupiony tym wielkim wysiłkiem.

- To jest zrobione i możemy „zeznać”, co na ten temat uważamy, a jest o czym opowiadać. Może ktoś to opublikuje. Przydałoby się to wydawnictwo, bo rzeczywiście jest kupa fajnych ludzi, którzy powiedzieliby wiele ciekawych rzeczy o odbudowie zamku - przyznaje Mariusz Mierzwiński.

Kolekcjonowanie wspomnień w Muzeum Zamkowym jest częścią zadania „Przebudowa zabytkowych budynków gospodarczych na Przedzamczu zamku w Malborku wraz z ich dostosowaniem do funkcji kulturalno-edukacyjnych”. Przypomnijmy, że inwestycja dotyczy dwóch budynków gospodarczych, które czekały na odbudowę od 1945 r., gdy zostały zniszczone w trakcie walk o Malbork.

Odbudowa jest możliwa dzięki projektowi, na którego realizację Muzeum Zamkowe otrzymało dotację w wysokości 15 096 969,48 zł dotacji z tzw. funduszy norweskich (Mechanizm Finansowy Europejskiego Obszaru Gospodarczego) oraz 2 664 171,09 zł z budżetu państwa. Sam koszt prac budowlano-konserwatorskich to prawie 26 mln zł.
Odbudowane obiekty mają być oddane do użytku w 2024 r.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl