Załoga „Bolesława Krzywoustego” u erytrejskich piratów

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
FOT. CC
33 lata temu doszło do jednego z najdramatyczniejszych wydarzeń w powojennej historii naszej floty - ostrzelania statku „Bolesław Krzywousty” i porwania 30 Polaków.

Wydarzenia dziewiętnastu dni stycznia 1990 r. z powodzeniem mogłyby posłużyć jako kanwa filmu przygodowego nieustępującego dramaturgią amerykańskiemu „Kapitanowi Phillipsowi” z Tomem Hanksem. I - jak mówił m.in. kapitan Andrzej Sikorski, dowodzący „Bolesławem Krzywoustym” w jego ostatnim rejsie - niewykluczone, że taki film w końcu powstanie. Zanim jednak ekipa wyruszy na zdjęcia do Erytrei, warto przypomnieć historię, która ćwierć wieku temu była na okładkach wszystkich gazet. Historię, której optymistyczne zakończenie wcale nie było oczywiste. Historię, za którą, jak opisała w wydanej przez Porta Mare książce „Mayday!.. Mayday!..” uczestniczka tamtych wydarzeń Krystyna Obolewicz-Dąbrowska, kilku osobom, członkom załogi i ich bliskim przyszło drogo zapłacić.

Afrykański kocioł

Koniec lat 80. XX w., wschodni brzeg Afryki. Już trzecią dekadę trwa wojna Etiopii ze zbuntowaną prowincją Erytreą. Prowincja walczy o autonomię przyznaną w połowie wieku na mocy rezolucji ONZ i odebraną w 1962 r. przez cesarza Haile Selassie. Cesarz wprawdzie stracił władzę po wspieranym przez państwa komunistyczne puczu w 1974 r., ale komuniści rządzący Etiopią nie mieli zamiaru przywrócić Erytrei należnych jej praw. Mieszkańcy prowincji, marzący o niepodległości, postanowili wywalczyć ją siłą.

Wspomagały ich w tym państwa arabskie, do których po latach dołączyły (oczywiście nieoficjalnie) Stany Zjednoczone. Z drugiej strony wojska etiopskie, walczące z „buntownikami”, wspierała Kuba i Związek Radziecki. I tak na długie lata ten wschodni skrawek Afryki stał się poligonem doświadczalnym, na którym obie strony testowały broń przesyłaną przez sprzymierzeńców. Polska także brała udział w tym niechlubnym interesie. W ramach zobowiązań, podjętych jeszcze przed zmianą ustrojową, wysyłaliśmy - w ładowniach statków lub samolotów - sprzęt wojskowy do „czerwonej” Etiopii. Wysyłaliśmy także broń do krajów arabskich, które wspierały Ludowy Front Wyzwolenia Erytrei. Trudno w tej sytuacji wykluczyć, że obie walczące strony mogły korzystać z osiągnięć technicznych polskiego przemysłu zbrojeniowego.

„Bolesław Krzywousty”, wypływając z Gdyni 6 listopada 1989 r., zabrał, z czego nie zdawała sobie sprawy większość załogi, około 50 ton amunicji - pisze we wstępie do książki „Mayday!.. Mayday!..” jej wydawca Jerzy Drzemczewski. Amunicję wyładowano w dwóch arabskich portach - Akabie w Jordanii i Hodejdzie w Jemenie Południowym. 2 stycznia 1990 r. w Port Sudan załadowano do pustych luków bawełnę i statek Polskich Linii Oceanicznych wyruszył w kierunku Massawy, erytrejskiego portu nad Morzem Czerwonym.

Strzały w maszynowni

W ostatnim rejsie „Krzywoustego” udział wzięło 30 osób - 29 członków załogi i pasażerka, żona głównego mechanika. Lekarz statkowy, dr Krystyna Obolewicz-Dąbrowska, tuż po uwolnieniu z niewoli, dwa tygodnie po powrocie do kraju spisała dokładną relację z tamtych wydarzeń. Notatki, niewykorzystane z różnych względów przez jedno z wydawnictw, przeleżały prawie 25 lat w szufladzie. I gdyby nie upór córki dr Obolewicz-Dąbrowskiej, pewnie nie ujrzałyby światła dziennego. Dziś, wydane w formie książkowej, stanowią wyjątkowo ważne świadectwo tamtej historii.

Była godzina 16.30, 3 stycznia 1990 r. Na mostku pełnił wachtę I oficer Stanisław Lachowicz. To on pierwszy zauważył dwie szybkie łodzie zbliżające się do polskiego statku. O intruzach zawiadomił kapitana Andrzeja Sikorskiego, który natychmiast pojawił się na mostku. Po chwili pojawiła się trzecia łódź. Uzbrojeni ludzie kazali zatrzymać statek. Kapitan wykonał polecenie, przekazując rozkaz do maszynowni. Powiedział o tym napastnikom, zaznaczył, że jest to polski statek. Ale i tak 8 minut później padły pierwsze strzały z ciężkiej broni maszynowej i granatnika, trafiając w ścianę mostku. Kule trafiły także w maszynownię, powodując groźny pożar.

Statek zaczął nadawać sygnał SOS. Choć polska załoga wywiesiła prześcieradło pełniące rolę białej flagi, napastnicy dalej strzelali. „Wszystko się pali - pisze dr Obolewicz-Dąbrowska. - Metalowy pokład, na którym leżymy, staje się coraz bardziej gorący, parzy! Jak długo tu wytrzymamy! (...) Nad nami pali się biuro pokładowe i magazynek z bielizną. Nieco dalej widać ogień szalejący w kuchni. Palą się I, II i V ładownia, mostek już jest zniszczony...”.

Śmierć na pustyni

Za cud można uznać, że zmasowany ostrzał i pożar nie zabił nikogo. Skończyło się na lekkich ranach u II oficera Mieczysława Nowaka i zatruciu oparami motorzysty Mirosława Bojarskiego. Dwie i pół godziny od ataku napastnicy wydali polecenie załodze „Go down!”. Słowom tym towarzyszyła... seria karabinu.

Nie było jednak innego wyjścia, dym i trujące gazy, w tym freon, groziły życiu załogi. W tej sytuacji kapitan podjął decyzję o opuszczeniu szalupy Krzywoustego. Polacy schodzili ze statku w klapkach, w tym, co mieli na sobie. Bez zapasów, ubrań, jedzenia. Z odrobiną leków i tym, co później zabrali z łodzi ratunkowej. Dopiero gdy znaleźli się na wodzie, napastnicy zapytali o to, skąd pochodzą. Słysząc „Poland”, dopytywali się - Holland? Chcieli też wiedzieć, czy na statku są komuniści. Krzyki „Wałęsa” i „Solidarność” nie zrobiły na nich żadnego wrażenia. Załogę przewieziono na brzeg.

Najbliższe godziny były koszmarem. Po krótkim odpoczynku nakazano Polakom wsiąść do szybkich łodzi, które ruszyły na północ.

Dr Obolewicz-Dąbrowska wspomina towarzyszące podczas dziewięciogodzinnej podróży przenikliwe zimno, cierpienie rannego II oficera i chorego na rwę kulszową kapitana. Najgorszy jednak był strach, że dla porywaczy najwygodniejszym wyjściem będzie zamordowanie załogi lub pozostawienie jej na pewną śmierć na pustyni. W tym samym czasie informacja o ataku dotarła już do przebywających w pobliżu innych polskich statków.

Rozpoczęto poszukiwania. 5 stycznia m/s Adam Asnyk natrafił na wypalony kadłub Krzywoustego, kiedy jednak podszedł bliżej opuszczonego statku, z brzegu rozpoczęto ostrzał. Na wieść o zniknięciu załogi Polskie Linie Oceaniczne podjęły decyzję o wysłaniu do Sudanu swego przedstawiciela. 8 stycznia Ludowy Front Wyzwolenia Erytrei oficjalnie poinformował, że zabrani ze statku Polacy znajdują się pod ich „opieką”. Jak wyglądała ta „opieka”, można się dowiedzieć z zapisków lekarki, która rozdzielała codziennie żelazny zapas znaleziony na tratwie - suche, skondensowane, lekko słodkie kostki, po których wszystkim chciało się pić.

MCK na pomoc

Dr Obolewicz-Dąbrowska wspomina oficera łącznikowego LFWE, zwanego przez marynarzy Bazyliszkiem. To on pierwszy powiedział, że Polacy znajdują się w rękach Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei i dał do zrozumienia, że przyczyną ataku było naruszenie blokady portu w Massawie oraz rzekome przewożenie przez Krzywoustego broni dla Etiopii.

Po spotkaniu z „Bazyliszkiem” i kolejnych przenosinach warunki nieco się poprawiły. Marynarzom, którzy nocami bardzo marzli, przywieziono koszule, spodnie, koce. Pozwolono im się po raz pierwszy umyć, dostali też do jedzenia cienkie podpłomyki i sos z sorgo lub soczewicy. Oraz papierosy. Ogromnym problemem był pogarszający się stan zdrowia niektórych marynarzy. Kapitan Sikorski, który miał po powrocie z rejsu przejść na emeryturę, bardzo cierpiał z powodu rwy kulszowej, chory był cieśla, skutki zatrucia gazem odczuwał motorzysta, problemy z gojeniem ran były u drugiego oficera i asystenta pokładowego. Zaczęło brakować leków...

Do porwanych nie docierają żadne informacje z Polski. Nie wiedzą, że Lech Wałęsa zaapelował o natychmiastowe uwolnienie bezprawnie przetrzymywanych 30 polskich obywateli, zaznaczając: „Rozmowy wysłanników Rzeczypospolitej Polskiej z przedstawicielami LFWE nie powinny być prowadzone pod presją i szantażem”. Nie mają też pojęcia, że polskie władze dążą do negocjacji z Mustafą Nura, sudańskim przedstawicielem LFWE, a do Chartumu wyleciała polska delegacja - Jerzy Vonau z Ministerstwa Transportu i Gospodarki Morskiej i wicedyrektor PLO Michał Rosa.

Jednocześnie zaangażowany zostaje Międzynarodowy Czerwony Krzyż oraz Amerykanie, którzy w zakulisowych rozmowach starają się wpłynąć na porywaczy, by ci uwolnili przetrzymywaną załogę. Na lotnisku w Kairze od 3 stycznia czeka w pogotowiu lotowski samolot Ił-18, zaś rodziny uprowadzonych naciskają na przyspieszenie działań. Sprawą zajmują się media.

„Zabiliby nas”

Podczas jednego ze spotkań dyrektor PLO przyznaje, że Krzywousty miał na pokładzie niewielką ilość amunicji, którą wyładowano w Hodejdzie i Aqabie. Prosi, by dla dobra porwanych na razie o tym nie informować, jednak już tego samego dnia wiadomość pojawia się w Radiu Wolna Europa, a następnie w dwóch gazetach.

Porwani Polacy zostają przewiezieni do obozu w górach, gdzie - jak stwierdza z radością doktor Krystyna - „herbaty nareszcie nikt nie ogranicza”, a lekarka dostaje od jednego ze strażników niewielki węzełek z lekami. Komendant, zwany przez naszych »Warszawiakiem«, odnosi się do porwanych z większą niż poprzednicy życzliwością. Tłumaczy, że tak naprawdę Polacy... mieli dużo szczęścia, że zaatakowali ich bojownicy LFWE. Gdyby było to jedno z mniejszych ugrupowań walczących z władzami w Addis Abebie, pewnie nie bawiłoby się ono w przetrzymywanie zakładników.

- Zabiliby was - stwierdza z rozbrajającą szczerością, tłumacząc przy okazji zawikłaną sytuację geopolityczną Erytrei. „Warszawiak” dużo rozmawia z kapitanem, który próbuje dociec przyczyn ataku na statek. Bezskutecznie. Załoga zmuszona jest do przebywania na niewielkiej przestrzeni, do tego dochodzą głód, fatalne warunki, a przede wszystkim obawa o życie - to wszystko sprawia, że rodzą się mniejsze lub większe konflikty. Tymczasem w Port Sudanie trwały negocjacje z przedstawicielami LFWE. Ogromną rolę odegrał w rozmowach ówczesny ambasador USA w Sudanie James R. Cheek. Sprawa nie była łatwa, kilkakrotnie powodzenie rozmów wisiało na włosku. Przyczyną miały być wewnętrzne nieporozumienia we władzach LFWE.

List dla Wałęsy

Wreszcie „Warszawiak” odebrał jakieś białe koperty i poinformował Polaków, że wyruszają w drogę do wolności. Trafili do kamiennego hotelu w „bazie rządowej”, gdzie oprócz pomocy lekarskiej dla coraz bardziej cierpiących chorych mieli także szansę obejrzenia filmu propagandowego o walce Erytrejczyków o niepodległość.

W porównaniu z pierwszymi dniami po zaatakowaniu statku załoga Krzywoustego cieszyła się bardzo dużą swobodą. Dr Obolewicz-Dąbrowska opisuje samotne spacery po okolicy, radość z otrzymania szczoteczek do zębów i pasty oraz przydziału skarpetek. W hotelu pojawił się przedstawiciel erytrejskiego rządu, który po polsku (studiował geologię na AGH w Krakowie) przeprosił za pomyłkę. Kapitan otrzymał kopertę z listem dla Lecha Wałęsy, któremu rząd Erytrei przekazał wyrazy uznania i poparcia.

Terenowymi toyotami dowieziono Polaków do granicy z Sudanem. Tam przywitali ich Amerykanie mówiący, że są przedstawicielami Kongresu Stanów Zjednoczonych. W porcie Suakin załoga została oficjalnie przekazana Sudańczykom, a 22 stycznia nad ranem dojechała do Port Sudanu, gdzie czekali na nią polscy negocjatorzy. Pomogli oni zakupić niezbędne ubrania, opowiedzieli o staraniach i naciskach, które doprowadziły do uwolnienia. W drodze do Kairu marynarze usłyszeli jeszcze, że może im grozić próba odbicia, ataku powietrznego...

W ogromnym stresie wsiedli na pokład samolotu. 23 stycznia 1990 r. o godz. 2 nocy wylądowali w Rębiechowie. Niektórzy z nich drogo zapłacili za „erytrejską odyseję”. Cieśla niedługo później zmarł na zawał. Dr Krystyna Obolewicz-Dąbrowska straciła męża, który także zawałem serca okupił wielodniowy stres. Jeden z członków załogi kompletnie osiwiał. Kapitan Andrzej Sikorski, oczyszczony przed Izbą Morską z wszystkich zarzutów, przeszedł na zasłużoną emeryturę.

Wrak „Bolesława Krzywoustego” można obejrzeć na współczesnych zdjęciach satelitarnych wykonanych w regionie Semien-Keih-Bahri w Erytrei, niedaleko Massawy. Zardzewiały, stoi na płyciźnie, blisko brzegu.

6 listopada 1989 r. M/S „Bolesław Krzywousty” wypływa z Gdyni w swoją jubileuszową 50. podróż do portów Morza Czerwonego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl