Zagra-Lin uderza w Niemców. Terroryzm, czy słuszna obrona?

Paweł Stachnik
Przeszklony dworzec Friedrichstrasse w centrum Berlina, na którym Zagra-Lin dwukrotnie podłożył bomby
Przeszklony dworzec Friedrichstrasse w centrum Berlina, na którym Zagra-Lin dwukrotnie podłożył bomby archiwum
Członkowie specjalnego oddziału AK przeprowadzają zamach bombowy w Berlinie. To jedna z kilku udanych akcji Zagra-Linu. Eksplozje miały być polską odpowiedzią na niemiecki terror. Zagra-Lin chciał też dokonać zamachu na Hitlera. Niemcy nigdy nie schwytali żadnego członka grupy.

Wieczorem 13 lutego 1943 r. na stacji kolejki podziemnej w centrum Berlina pojawił się ubrany w płaszcz i kapelusz mężczyzna. Najpierw rozejrzał się dyskretnie, następnie usiadł na jednej z ławek. Był to Józef Lewandowski ps. „Jur”, zastępca dowódcy konspiracyjnej jednostki AK do zadań specjalnych.

Gdy po chwili w pobliżu pojawił się inny mężczyzna, „Jur” nawiązał z nim kontakt wzrokowy. Spojrzenie przechodnia powiedziało mu, że wszystko jest w porządku, więc wstał i udał do wyjścia ze stacji. Nikt nie zauważył, że koło ławki zostawił walizkę…

Gdy Lewandowski oddalał się od dworca, powietrzem targnął potężny wybuch. „Jur” obejrzał się: z wejścia do podziemia wydobywał się gęsty dym i dobiegały stłumione krzyki rannych. W stronę dworca biegli policjanci i wojskowi. Wszystko to oznaczało, że zamach się udał.

Komórka terrororu

Opisana tu akcja została przeprowadzona w Berlinie przez oddział specjalny AK noszący nazwę Zagra-Lin. Jego zdaniem było przeprowadzanie akcji dywersyjnych na terenie Niemiec i na obszarach Polski włączonych do Rzeszy. Zasadność takich działań widział już pierwszy dowódca AK gen. Stefan Rowecki. W jego intencji miały one być odpowiedzią na niemiecki terror stosowany na okupowanych ziemiach polskich.

Dworzec główny we Wrocławiu
Dworzec główny we Wrocławiu

Archiwum

- Zamachy przeprowadzone na terenie Rzeszy mogły mieć duże znaczenie psychologiczne i propagandowe. Niemcy nie spodziewali się, że ktoś może zagrozić ich bezpieczeństwu i to w samym środku kraju, w stolicy, w sytuacji, gdy niemiecka armia włada większością Europy, a propaganda twierdzi, że Niemcy są niepokonane - mówi Wojciech Königsberg, historyk, badacz dziejów AK, autor książki „AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej”.

O początkach akcji odwetowych nie wiemy zbyt wiele. Ze skromnych przekazów wynika, że do Niemiec jeździły 2-3 osobowe zespoły, które dokonywały tam aktów sabotażu i dywersji, a pierwsze ataki bombowe miały miejsce już w 1940 r.

Najczęściej ładunki podkładano w pociągach, berlińskiej rafinerii i na dworcach kolejowych. Akcji dokonywali konspiratorzy ze Śląska, członkowie Związku Odwetu (poprzednik Kedywu), którzy mogli bez przeszkód jeździć do Rzeszy.

Sprawa nabrała nowej jakości, gdy w maju 1942 r. dowódca AK powołał Organizację Specjalnych Akcji Bojowych „Osa” (potem nazwę zmieniono na „Kosa 30”). Był to zakonspirowany oddział dyspozycyjny dowódcy AK, zajmujący się realizacją szczególnie trudnych i ważnych zadań, takich jak likwidowanie wysokich urzędników hitlerowskich czy akcje dywersyjne.

W grudniu 1942 r. w ramach „Osy” utworzono mniejszy zespół pod nazwą Zagra-Lin, mający się zajmować dywersją na terenie Rzeszy. W książce „AK 75” Wojciech Königsberg przytacza fragment meldunku o działaniach w Berlinie wysłanego przez dowódcę AK do Londynu: „Uruchomiono […] komórkę terrorystyczną, kierowaną bezpośrednio przez Kedyw KG”. Dowódcą komórki mianowany został por. Bernard Drzyzga.

Była to postać nietuzinkowa.

- Pochodził z Górnego Śląska, przed wojną był zawodowym oficerem. Podczas kampanii wrześniowej jako dowódca kompanii przeciwpancernej kilka razy wsławił się w walce. W niewoli dwa razy próbował uciec z oflagu; udało mu się dopiero za trzecim razem. Uciekł wraz z trzema kolegami, z których jeden służył potem w „Osie”. Pieszo i koleją dotarł do Warszawy, gdzie wstąpił do konspiracji. Był energiczny, odważny i dobrze znał niemiecki, więc świetnie nadawał się na dowódcę Zagra-Linu - mówi Wojciech Königsberg (Zagra to skrót od zagranica, Lin to konspiracyjny kryptonim Warszawy).

W sercu Rzeszy

„Pierwsze działania nowego oddziału polegały na odwetowych akcjach bombowych przeprowadzanych w niemieckich miastach” - pisze w „AK 75” Wojciech Königsberg.

Najpierw miała miejsce opisana na wstępie detonacja bomby na stacji kolejki podziemnej Friedrichstrasse w Berlinie. Zamach przeprowadził zastępca Drzyzgi Józef Lewandowski „Jur” oraz trzej jego ludzie z Bydgoszczy: Janusz Łuczkowski, Leon Hartwig i Jan Lewandowski (brat Józefa).

Zagra-Lin planował także zamach na pociąg Adolfa Hitlera
Zagra-Lin planował także zamach na pociąg Adolfa Hitlera Archiwum

Miejsce ataku wybrano nieprzypadkowo: stacja Friedrichstrasse zawsze była zatłoczona, a że znajdowała się w samym centrum miasta, to przewijało się przez nią wielu wojskowych, urzędników, funkcjonariuszy gestapo i SS.

Wcześniej bydgoska grupa „Jura” przygotowała bombę zrobioną z 2 kg trotylu, 200 g plastiku i 2 kg jednocalowych gwoździ. Jej eksplozja 13 lutego 1943 r. (podaje się też datę 24 lutego) zabiła według ustaleń Zagra-Linu 36 osób, a zraniła 78.

Inne dane podali Niemcy: następnego dnia w gazecie „Berliner Zeitung” ukazała się niewielka notka zatytułowana „Eksplozja na stacji kolejki podziemnej na Friedrichstrasse”. Napisano w niej, że zginęło pięć osób, a rany odniosło wiele innych, „wśród nich przede wszystkim żołnierze niemieccy i urzędnicy z biura gestapo”.

Niezależnie od liczby ofiar, efekt psychologiczny zamachu przeprowadzonego w samym sercu Rzeszy był bardzo duży. Do wyjaśnienia sprawy wyznaczony został nie byle kto, bo szef gestapo Heinrich Müller. Niemcy podejrzewali, że za zamachem może stać polskie podziemie, a berlińskie gazety nawoływały do wzmożenia czujności wobec Polaków. Sprawców jednak nie schwytano.

Policja znalazła na miejscu eksplozji m.in. fragmenty materiału, z jakiego zbudowana była walizka, strzępy waty szklanej i tylną część koperty zegarka ręcznego z numerem. Ustalono, że ładunek był w ciemnogranatowej walizce, jakich nie produkowano w Niemczech. Koperta pochodziła ze szwajcarskiego zegarka Tavannes, który produkowano w latach 1933-1935 i eksportowano do wielu krajów, ale szczególnie dużo do Polski...

Udana akcja skłoniła dowództwo AK do kontynuowania działań odwetowych. Jak pisze Wojciech Königsberg, Józef Lewandowski został przeszkolony przez cichociemnego por. Ewarysta Jakubowskiego w posługiwaniu się materiałem wybuchowym - plastikiem. Kolejny zamach odbył się w kwietniu, również w Berlinie.

Znowu Berlin

Na jego miejsce znów wybrano stację Friedrichstrasse, tyle że ładunek miał być podłożony na głównym dworcu kolejowym. Tym razem operacją kierował dowódca Zagra-Linu Bernard Drzyzga. Czteroosobowa ekipa wyruszyła z Warszawy 8 kwietnia 1943 r. Prócz Drzyzgi tworzyli ją znany nam już Józef Lewandowski oraz Maria Wasilewska ps. „Halina W” i Stefania Lewandowska „Halina I”.

Jak napisał w swoich wspomnieniach Drzyzga, podczas podróży świetnie zachował się Lewandowski, który pochodził z Bydgoszczy, znał Niemcy, a po niemiecku mówił z berlińskim akcentem. Miał niemieckie obywatelstwo i pracował w firmie budowlanej, co pozwalało mu swobodnie podróżować po Niemczech i dawało dostęp do materiałów wybuchowych.

I tak w pociągu z Warszawy do Berlina Lewandowski wszedł do przedziału 1. klasy, w którym siedzieli niemieccy oficerowie, przywitał się swobodnie, paczkę z bombą położył na półce, a następnie zapalił cygaro i włączył się do rozmowy…

Drzyzga, z dokumentami białoruskiego komisarza do spraw zatrudnienia robotników w Niemczech, jechał w wagonie „Nur für Deutsche” w 2. klasie. W Bydgoszczy do grupy dołączył jeszcze Leon Hartwig. Do Berlina dojechali o godz. 6 rano.

Po sprawdzeniu rozkładu jazdy, „Jur” udał się do dworcowej toalety, gdzie dyskretnie uzbroił bombę umieszczoną w walizce. Następnie wyszedł i zostawił walizkę pod jedną z ławek. Zapalnik ustawiony był na godz. 7.02, dwie minuty po tym, jak na stację miały wjechać dwa pociągi urlopowe z żołnierzami z frontu.

Kościół św. Aleksandra w Warszawie, w którym aresztowano członków ,,Osy-Kosy”
Kościół św. Aleksandra w Warszawie, w którym aresztowano członków ,,Osy-Kosy”

O 6.59 Drzyzga wyszedł po schodach ze stacji na Friedrichstrasse i oddalił się w kierunku Bramy Brandenburskiej. Tak potem o tym pisał: „Usłyszałem dwa pociągi zbliżające się do stacji. Nagle zatrzymały się. Popatrzyłem na zegarek i począłem liczyć… Trzy sekundy… Dwie… Jedna i odwróciłem się w kierunku stacji, aby zobaczyć skutek.

Nagle nad stacją ukazał się ogromny błysk, a następnie setki mniejszych błysków, aż długi język czerwono pomarańczowego ognia pokrył dach budynku. W tej samej chwili rozlega się straszliwa eksplozja, która zatrzęsła chodnikiem, na którym stoję. Przyspieszam kroku.

Wkrótce usłyszałem straszliwe krzyki, płacze, rozkazy i nawoływania. Panika ogarnęła wszystkich na stacji. Zawyły syreny. Ruszyła do akcji policja i pozamykano wyjścia z peronów”.

W zamachu zginęło 14 osób, a 60 odniosło rany; wiele poraniły odłamki szkła spadające z dachu. W Berlinie zapanowała psychoza strachu, szeptano o „polskich terrorystach”. Na polecenie Hitlera śledztwo przejął Hein-rich Himmler. Ale i tym razem nie udało się nikogo schwytać.

Zamach na Hitlera

Trzeci zamach Zagra-Lin przeprowadził 23 kwietnia we Wrocławiu. Scenariusz był podobny,. Dowódcą był Drzyzga, bombę podłożył Lewandowski, a ubezpieczały Wasilewska i Lewandowska. Ekipa pojawiła się na dworcu głównym we Wrocławiu 22 kwietnia. Zapoznano się z rozkładem jazdy i zdecydowano, że ładunek zostanie podłożony następnego dnia o godz. 5.41, gdy na peron wjedzie pociąg wojskowy z urlopowanymi żołnierzami.

Tak też się stało. Lewandowski uzbroił bombę w toalecie, a następnie pozostawił w dyskretnym miejscu na peronie. Następnie ekipa rozeszła się. Drzyzga pisał potem, że pozostał na miejscu, aż do chwili, gdy z pociągu urlopowego zaczęli wychodzić żołnierze i ustawiać się w szeregu na peronie. „Więc nasza podróż nie odbyła się nadaremno - pomyślałem, opuszczając stację” - napisał we wspomnieniach. Wybuch zabił cztery osoby, a ranił kilkanaście. Zespół Zagra-Linu w komplecie wrócił do Warszawy.

Po tych sukcesach Zagra-Lin działał dalej. Jego członkowie podłożyli ładunki wybuchowe pod niemieckie pociągi na Litwie i Łotwie, a w Rydze obrzucili granatami niemiecką restaurację. Jeszcze inną akcją było wysłanie do wysokich niemieckich urzędników w Warszawie i Krakowie bomb ukrytych w pudełkach po cygarach. Zabiły one dwóch Niemców, a dwóch raniły.

Okładka książki Wojciecha Königsberga
Okładka książki Wojciecha Königsberga

Planowano też wysadzić w powietrze pociąg, którym do Bydgoszczy miał przyjechać Hitler, o czym Lewandowski dowiedział się od jednego ze znajomych niemieckich oficerów. Wybrano miejsce pod Bydgoszczą i założono duży ładunek wybuchowy. Akcja nie doszła jednak do skutku, bo przyjazd został odwołany…

Za męstwo i dobre dowodzenie Bernard Drzyzga został awansowany na kapitana i odznaczony orderem Virtuti Militari. VM przyznano także Lewandowskiemu, a pozostałym uczestnikom Krzyże Walecznych.

- Akcje rzeczywiście były fachowo przeprowadzone, bo Niemcy nigdy nie złapali ich wykonawców. Dużą rolę odegrało właściwe przygotowanie konspiracyjne i dywersyjne, a także to, że członkowie Zagra-Linu potrafili się świetnie znaleźć w niemieckim środowisku - komentuje Wojciech Königsberg.

Fatalny koniec

Kres istnieniu Zagra-Linu położyła głośna wpadka oddziału „Osa”-„Kosa”, do jakiej doszło 5 czerwca 1943 r. w Warszawie. W kościele św. Aleksandra ślub brał jeden z żołnierzy „Kosy 30”, a na miejscu pojawiła się połowa członków oddziału.

Niestety informacja o tym została przekazana Niemcom przez donosiciela działającego w szeregach „Kosy”. Niemcy obstawili świątynię i aresztowali 89 osób, w tym 25 konspiratorów. Przewieziono ich na Pawiak, a po śledztwie 15 rozstrzelano, resztę zaś wysłano do obozów koncentracyjnych.

Motyw zamachów Zagra-Linu w Berlinie wykorzystano w jednym z odcinków popularnego serialu ,,Czas honoru”
Motyw zamachów Zagra-Linu w Berlinie wykorzystano w jednym z odcinków popularnego serialu ,,Czas honoru”

- W niemieckim sprawozdaniu z aresztowania napisano, że celem tej akcji było m.in. schwytanie uczestników zamachu bombowego w Berlinie. Jak więc widać Niemcy wpadli na trop Zagra-Linu, ale i tak nie udało im się schwytać jego członków - podkreśla Wojciech Königsberg.

Członkowie Zagra-Linu uniknęli aresztowania, bo Drzyzga nie poszedł na ślub, uważając że to niebezpieczne. Po tej wsypie dowództwo AK rozwiązało „Osę”-„Kosę”, a także Zagra-Lin. Drzyzga został przeniesiony na stanowisko zastępcy dowódcy Kedywu w Okręgu AK „Łódź”.

Terroryzm czy obrona?

Jak oceniać akcje bombowe Zagra-Linu, dziś kojarzące się jednoznacznie z zamachami terrorystycznymi?

- Trzeba odróżnić zamachy bombowe wymierzone w ludzi, którzy wyznają inną wiarę lub inne wartości, od zamachów skierowanych w przedstawicieli okupanta. Akcje Zagra-Linu skierowane były przeciw wojskowym, policjantom i gestapowcom. Pamiętajmy też o niemieckim terrorze w Polsce. Odpowiedź na niego musiała być adekwatna. Dodam też, że dowództwo AK nigdy nie nakazywało zabijać niemieckiej ludności cywilnej - odpowiada Wojciech Königsberg.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zagra-Lin uderza w Niemców. Terroryzm, czy słuszna obrona? - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl