Zaginiona ukraińska dziennikarka jest w areszcie. "Była torturowana przez Rosjan"

"Rosyjskie FSB sfałszowało sprawę kryminalną przeciwko krymskiej dziennikarce Irynie Daniłowycz" – napisała w sobotę w mediach społecznościowych ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa.

Z przekazanych przez nią informacji wynika, że kobieta przez osiem dni była przetrzymywana w budynku rosyjskiego FSB na czasowo okupowanym Krymie. "Przez cały ten czas Irina była karmiona raz dziennie, a pod koniec pobytu w siedzibie FSB zmuszano ją do podpisania pustych formularzy w zamian za wypuszczenie" – poinformowała. Daniłowycz miała być też poddawana badaniom wariografem i grożono jej, że zostanie wywieziona do lasu, jeśli coś ukrywa.

Następnie - napisała Denisowa - dziennikarkę poinformowano o znalezieniu w jej torebce 200 gramów materiałów wybuchowych. Za to, według rosyjskiego kodeksu karnego grozi jej kara od sześciu do ośmiu lat pozbawienia wolności, a także grzywna w wysokości 100 tys. rubli.

Jak podkreśla Jewgienij Jaroszenko z organizacji praw człowieka KrymSOS, takie traktowanie dziennikarki należy uznać za tortury. – Tortury mogą obejmować celowe zadawanie silnego bólu, wywoływanie cierpienia fizycznego lub emocjonalnego w celu uzyskania informacji lub przyznania się do winy – wyjaśnił.

Według Ludmyły Denisowej, sfabrykowana sprawa przeciwko Daniłowycz jest przykładem zastraszania niezależnych dziennikarzy, tłumienia wolności myślenia na tymczasowo okupowanym Krymie oraz kolejnym świadectwem polityki prześladowań obywateli Ukrainy przez okupujący kraj. Dziennikarka przed zatrzymaniem przez rosyjskie służby rozpowszechniała na Krymie prawdziwe informacje o rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Facebook, krymsos.com