- To był pies domowy, myśmy go traktowali jak członka rodziny - mówi Agnieszka Zawodni, siostra Damiana Zawodni. To właśnie jego psa - szorstkowłosego foksteriera Timona miał pod koniec maja zabić Łukasz J., sąsiad z bloku obok.
O tym tragicznym zdarzeniu pisaliśmy już na łamach "Głosu Wielkopolskiego". Łukasz J. wraz ze swoim ojcem Stanisławem pracowali w gospodarstwie jednego z mieszkańców Pierzchna w gminie Kórnik, sami również byli z tej miejscowości. Pies miał do nich przyjść, a nawet sam wejść do klatki. Wtedy Łukasz J. miał go zamknąć, a potem polać wodą i porazić prądem. Damian Zawodni wraz ze swoim kolegą szukali psa. W końcu usłyszeli skowyt i pobiegli do gospodarstwa. Z ich relacji wynika, że wtedy Łukasz J. z ojcem uciekli w kierunku domu. Przed wejściem do klatki w bloku Stanisław J. zmarł. Tego wątku prokuratura jednak nie badała, śledczy zajęli się tylko zabiciem psa. Zarzuty z oczywistych względów usłyszał jedynie Łukasz J. Przyznał się do winy, ale nie chciał procesu - zgodził się na zaproponowaną karę, czyli 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata, grzywnę, wpłatę na cele związane z ochroną zwierząt i zakaz posiadania zwierząt przez 3 lata. Sprawa trafiła jednak do sądu.
Wszystko robili razem. Brat traktował psa jak własne dziecko - mówi pani Agnieszka
- Chcemy sprawiedliwej kary. Uważamy, że brak kwalifikacji ze szczególnym okrucieństwem w tym przypadku jest nieporozumieniem, dlatego nie wyraziliśmy zgody na dobrowolne poddanie się karze - wyjaśnia Tadeusz Perz ze Straży Ochrony Zwierząt. Pierwsza rozprawa odbyła się wczoraj w Sądzie Rejonowym w Środzie Wielkopolskiej. Łukasz J. się na niej nie pojawił.
- Obecność oskarżonego nie jest wymagana. Ma prawo stawić się na rozprawie, nie ma jednak takiego obowiązku - wyjaśnił sędzia Szymon Szmyt.
Najpierw krótki akt oskarżenia przedstawił prokurator Kamil Sokalski, potem odczytano wcześniejsze wyjaśnienia Łukasza J. Opowiadał o tym, jak doszło do zabicia Timona, opisał też okoliczności w jakich zmarł jego ojciec Stanisław.
Zeznania złożyła również Agnieszka Zawodni, siostra właściciela psa. Feralnego dnia brat zadzwonił do niej i powiedział, że zabito mu psa.
- Do teraz nie mogę zrozumieć, dlaczego to się stało - mówiła kobieta. Opowiadała o tym, że z Łukaszem J. i jego rodziną ona oraz jej bliscy mieli dobre relacje. Nie mieli żadnych konfliktów - wręcz przeciwnie, szanowali się i lubili. Pies Timon także chętnie do nich podchodził.
- Dzień po tym, jak to się stało, Łukasz powiedział mi "cześć" - mówiła wczoraj w sądzie oburzona Agnieszka Zawodni. - Zachowywał się tak, jak gdyby nic się nie stało - relacjonowała. Kobieta nie jest też w stanie uwierzyć w to, że Łukaszem J. kierował impuls.
Timon miał 10 lat. Był bardzo związany z Damianem Zawodni. - Brat stracił pracę po tym wydarzeniu, starałam się o psychologa dla niego. Nie może spać - budzi się w nocy, bo wydaje mu się, że pies wpadł w krzaki. Wsiada wtedy na rower i jedzie go szukać - opowiadała rozemocjonowana pani Agnieszka. - Wszystko robili razem. Brat traktował psa jak własne dziecko - dodała.
Kolejna i prawdopodobnie ostatnia rozprawa odbędzie się w listopadzie. Przesłuchana ma zostać wtedy biegła, która powie o reakcji organizmu psa na porażenie prądem oraz jedna z mieszkanek Pierzchna, która słyszała skowyt konającego zwierzęcia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?