Z Tatarskiej Jurty nie zostało nic. Ogień strawił wszystko. "Nie mogłam na to patrzeć" (zdjęcia)

Ewa Bochenko
Ewa Bochenko
Polscy Tatarzy, Dżenneta i Mirosław Bogdanowicz, na pogorzelisku, gdzie jeszcze kilka dni temu stała Tatarska Jurta.
Polscy Tatarzy, Dżenneta i Mirosław Bogdanowicz, na pogorzelisku, gdzie jeszcze kilka dni temu stała Tatarska Jurta. Ewa Bochenko
Polscy Tatarzy, Dżenneta i Mirosław Bogdanowicz, na pogorzelisku, gdzie jeszcze kilka dni temu stała Tatarska Jurta

Ludzkie dramaty

Dżenneta i Mirosław Bogdanowicz z Kruszynian na majówkę czekali z utęsknieniem. Nie spodziewali się, że będzie to najtragiczniejszy weekend w ich życiu.

Nie mogłam na to patrzeć. W tych płomieniach rozpadał się dorobek mojego życia i moje serce - płacze Dżenneta Bogdanowicz, tatarska restauratorka z Kruszynian w gm. Krynki.

To właśnie w Kruszynianach prowadzi wraz z mężem Mirosławem słynną w całej Polsce agroturystykę z tatarską kuchnią. A właściwie - prowadziła, bo w nocy z poniedziałku na wtorek ich Tatarską Jurtę strawił ogień.

- Dopiero teraz widzę, jak ważnym miejscem na szlaku turystycznym Podlasia była nasza Jurta - mówi zrozpaczona kobieta. Dodaje, że zrozumiała to dzięki ludziom, którzy od kilku dni niosą im bezinteresowną pomoc. Podkreśla, że ogromne wsparcie, jakie otrzymali od sąsiadów i zupełnie obcych im osób jest największą motywacją, by się nie poddać, nie załamywać i szybko odbudować legendarne miejsce. Bo - jak podkreśla Mirosław - Jurta jest wszystkich, a nie tylko ich.

Dzień spędzili z turystami

Bogdanowiczowie na majówkę czekali z utęsknieniem. Zima była długa, gości mało, a oni tuż po remoncie i rozbudowie kompleksu potrzebowali gotówki. Bo ogromne kredyty zaciągnięte pod tę inwestycję same się przecież nie spłacą.

Na szczęście prognozy pogody na majowy weekend zapowiadały się rewelacyjnie, więc i mnóstwo ludzi z całego kraju zarezerwowało noclegi w Tatarskiej Jurcie. Bogdanowiczowie z doświadczenia wiedzieli też, że jak będzie słońce, to na obiad przyjadą tu całe rodziny z Białegostoku, a nawet z Warszawy.

Polscy Tatarzy, Dżenneta i Mirosław Bogdanowicz, na pogorzelisku, gdzie jeszcze kilka dni temu stała Tatarska Jurta.
Polscy Tatarzy, Dżenneta i Mirosław Bogdanowicz, na pogorzelisku, gdzie jeszcze kilka dni temu stała Tatarska Jurta. Ewa Bochenko

To był pierwszy dzień tego wyczekiwanego, długiego weekendu. W poniedziałek rano Dżenneta jak zwykle posprzątała mieszkalną część budynku. Lubi jak jest czysto. Potem cały dzień zajmowała się obsługą „majówkowiczów“, którzy tłumnie zaglądali do Jurty. Wieczorem, wspólnie z mężem i turystami, którzy zatrzymali się u nich na nocleg, zjedli kolację. Porozmawiali, pośmiali się, po czym gospodyni poszła się wykąpać, a gospodarz - tak jak zawsze - zrobić obchód całego kompleksu. To jego rytuał. Codziennie sprawdza, czy gaz jest wszędzie zakręcony, czy nigdzie nie cieknie woda… Woli zasypiać spokojnie, pewien, że wszystkiego osobiście dopilnował.

Potem oboje mieli położyć się do łóżek, obejrzeć telewizję i poczytać. Tak najbardziej lubili spędzać wieczory. Tej nocy jednak nie zasnęli...

Blask na poddaszu

Mirosław już w trakcie swojego wieczornego obchodu został zaalarmowany przez dziewczyny z obsługi, że coś się dzieje na poddaszu. Od razu pobiegł sprawdzić, co jest przyczyną dziwnego blasku. Już po drodze czuł swąd spalenizny... Serce biło mu coraz szybciej, ale przyznaje, że jeszcze się nie bał o dobytek. W końcu mieli gaśnice, więc sądził, że nawet jeżeli to drobny pożar, to sami sobie poradzą.

Dżenneta była już w koszuli nocnej. Akurat wychodziła z łazienki, gdy usłyszała potworny krzyk męża: pali się! W amoku zaczęła biegać po domu szukając gaśnic. W nerwach nie mogła ich znaleźć, chociaż przecież doskonale wiedziała, gdzie są ustawione. W międzyczasie ktoś zadzwonił po straż, zaczęto budzić gości, którzy już zdążyli położyć się do łóżek. Jeszcze przed przybyciem ratowników udało się wyprowadzić wszystkich na zewnątrz. Nikomu nic się nie stało. Goście nawet zdołali zabrać swoje bagaże, ale Bogdanowiczowie nie zdążyli nic wynieść z domu. Ciągle bowiem myśleli, że za chwilę pojawi się straż i uda się wszystko uratować...

W hydrantach zabrakło wody

Straż pojawiła się szybko, tyle, że w hydrantach... zabrakło wody. Drewniany budynek Tatarskiej Jurty w ciągu kilku minut zajął się ogniem. Ale Bogdanowiczowie jeszcze ciągle mieli nadzieję... Przecież na miejscu pracowało tylu strażaków. Byli pewni, że uda się uratować choćby najnowszą część kompleksu.

Pożar gasiły 23 jednostki zawodowe i OSP z całego powiatu sokólskiego i białostockiego. Ale przez brak wody ratownicy zaczęli przegrywać walkę z żywiołem. Nadzieja Bogdanowiczów na uratowanie dobytku zgasła w kilka chwil.

Trzeba było wezwać pogotowie - Mirosław bowiem nie wytrzymał nerwów i zasłabł. Kiedy poczuł się nieco lepiej, dzieci zabrały go z miejsca pożaru, by nie patrzył, jak dorobek jego życia zamienia się w popiół. Kiedy ostatni raz obejrzał się za siebie, widział, jak jego dom płonie jak pochodnia.

Bogdanowiczowie zakasali rękawy i jak w amoku rzucili się do pracy. Przecież tego dnia mieli przyjechać kolejni goście! I wtedy sprawy w swoje ręce wzięły dzieci oraz załoga pensjonatu. Na miejscu zjawili się wszyscy, którzy tu kiedykolwiek pracowali. Chociaż wiedzieli, że za ten dzień nikt im nie zapłaci.

- Mamy najlepszą załogę na świecie - mówi cicho Dżenetta. Nie może powstrzymać łez...

Bogdanowiczowie zdecydowali, że wykorzystają wszystkie zapasy, które zgromadzili na majówkę. I zaczęli gotować... Na ich posesji gromadziło się coraz więcej ludzi, którzy próbowali ratować z pogorzeliska zastawy stołowe i inne sprzęty. Sprzątanie trwało cały dzień. Kolejnej nocy tatarskiej rodzinie nie udało się zmrużyć oka. Ale najgorszy poranek jeszcze był przed nimi.

Dorobek życia zamieniony w popiół

- Kiedy opadł już dym i pierwsze emocje, stanęłam przed tym, co zostało z naszego domu i dopadła mnie rozpacz - opowiada Dżenneta. - Tego, co się czuje widząc na miejscu własnego domu zgliszcza i popioły, nie da się opisać słowami.

Zebrała się na odwagę i weszła do domu, a właściwie do tego, co po nim zostało. Nie spaliły się schody prowadzące do ich części mieszkalnej. Sypialni też jakimś cudem ogień nie strawił doszczętnie. Chciała wejść do łazienki, zajrzeć do szafek, a nóż coś da się z nich wyjąć... I wtedy zobaczyła, że na ich zalanym wodą łóżku leży pies, który zawsze z nimi tam spał...

Bogdanowiczowie w pożarze stracili wszystkie rodzinne pamiątki, zdjęcia, tatarskie stroje, kolekcję białej broni. Przekopali pogorzelisko. Nic nie ocalało.

Ktoś z obecnych na miejscu zagaduje o Sabantuj - jeden z najbarwniejszych festynów na Podlasiu organizowany właśnie przez Bogdanowiczów. Dżenneta mówi, że w tym roku go nie będzie. W słowo wchodzi jej mąż. Strofuje ją, że traci nadzieję. Zapewnia, że festiwal się odbędzie i to jeszcze lepiej zorganizowany niż dotychczas. Muszą to zrobić dla tych, którzy ich wspierają w tych trudnych chwilach i nie pozwalają pogrążyć się w rozpaczy.

W niedzielę, 6 maja , pod Tatarską Jurtą w Kruszynianach odbędzie się koncert charytatywny, z którego cały dochód zostanie przekazany pogorzelcom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Z Tatarskiej Jurty nie zostało nic. Ogień strawił wszystko. "Nie mogłam na to patrzeć" (zdjęcia) - Plus Gazeta Współczesna

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl