Wzlot i upadek Dawida B., łódzkiego „króla dopalaczy”

Anna Gronczewska
archiwum Dziennika Łódzkiego
Dawid B., łodzianin nazywany „królem dopalaczy”, usłyszał wyrok. Za produkcję i handel dopalaczami ma trafić na trzy i pół roku do więzienia. Wyrok nie jest prawomocny. Kim jest człowiek, dzięki któremu Polska usłyszała złowrogie słowo „dopalacz”?

O młodym, wysokim, sympatycznie wyglądającym człowieku blisko dziewięć lat temu mówiły wszystkie media. Miał wtedy 23 lata. Jako jeden z pierwszych w Polsce stworzył sieć sklepów Smart Shop sprzedających dopalacze. Miał ich ponad sto. Oficjalnie sprzedawały tzw. produkty kolekcjonerskie. Tak wtedy nazywano dopalacze. Zaopatrywał w towar także inne sklepy. Mówiono, że jest niesamowicie bogaty. Rocznie miał zarabiać 5,5 miliona złotych. Sam lubił chwalić się zegarkami wartymi kilkanaście tysięcy złotych, jeździł porsche cayenne. Miał dorobić się apartamentu na Bałutach i mieszkania na Lazurowym Wybrzeżu.

Skończył XV Liceum Ogólnokształcące im. Jana Kasprowicza na łódzkim Teofilowie. Zaraz po maturze zaczął pracować. Został barmanem w znanym pubie „Oranżada” znajdującym się na ul. Piotrkowskiej. Po kilku miesiącach postanowił wyjechać za granicę. Miał tam zarobić pieniądze, za które chciał otworzyć własną firmę. Na początku pojechał na Cypr. Tam przez siedem miesięcy pracował jako barman. Stamtąd przeniósł się do Wielkiej Brytanii, dokładnie do Szkocji. W Edynburgu sprzedawał piwo i burgery. To tam zetknął się z dopalaczami.

Dopalacze po raz pierwszy

Po półtora roku Dawid B. wrócił do Łodzi. Wynajął mieszkanie w centrum miasta, kupił używanego volkswagena golfa. Zakłada firmę świadczącą usługi marketingowe. Interes jednak nie idzie dobrze, nie zarabia tyle, ile by chciał. Podobno wtedy przypomina sobie o dopalaczach, które poznał w Edynburgu. Wynajmuje 13-metrowy lokal w podwórku kamienicy przy ul. Piotrkowskiej i otwiera sklep. Nazywa go Smart Shop. Jednocześnie otwiera firmę Special Highs, czyli Wyjątkowe Odloty. By prowadzić nowy biznes, pożycza pieniądze od znajomych. Potem przenosi sklep na ul. 6 Sierpnia. Towar kupuje w firmie dopalacze.com z Poznania. Szybko jednak rozumie, że zysk będzie większy, jeśli zrezygnuje z pośredników. Sam sprowadza i konfekcjonuje towar. Z Wielkiej Brytanii, Chin...

- Mieliśmy chemika, który te zioła mieszał - opowiadał potem jeden z jego pracowników.

Firmowym chemikiem stał się mężczyzna ze Zduńskiej Woli. Dawid B. wynajął mu mieszkanie w Łodzi i dobrze płacił. Interes się rozkręcał. Dawid B. zakłada kolejne sklepy z dopalaczami. Interes kwitnie, jego właściciel zarabia wielkie pieniądze. W „produkty kolekcjonerskie” zaopatruje większość sklepów z dopalaczami. Coraz chętniej sięgają po nie młodzi ludzi. Dopalacze nie są drogie, a dają taki sam, a może nawet lepszy efekt niż „dragi”.

Tymczasem o dopalaczach stawało się coraz głośniej. Kolejni ich miłośnicy trafiali z zatruciem do szpitali. Bywało że były powodem śmierci czy samobójstw.

Rozpoczęła się walka z dopalaczami. W 2009 roku do sklepów sprzedających te substancje odurzające wkroczyli celnicy, urzędnicy skarbówki. Ale nie zamknięto ich. Po kilku miesiącach prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa. Zaczęły się jednak powtarzać zatrucia dopalaczami. Rok później do tych sklepów wkroczyli inspektorzy Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Skontrolowali 895 takich obiektów w całym kraju. Często towarzyszyli im policjanci. Nakazano wycofanie z obrotu dopalacza o nazwie „Tajfun” i innych artykułów, które były podobne w formie lub opakowaniu. Jednocześnie walkę z dopalaczami zapowiedział ówczesny premier Donald Tusk.

Od tego się nie umiera

Już w 2009 roku Sejm znowelizował ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, zabraniając handlu 17 substancjami szkodliwymi dla zdrowia. Rok później zaczęła obowiązywać ustawa zakazująca handlu towarami, które zawierały między innymi mefedron.

O Dawidzie B. robi się głośno. Pojawia się w telewizji, udziela wywiadów.

- To debile! - tak mówi w TVN o tych, którzy zażywali dopalacze. Podkreśla, że sam ich nie zażywa.

Jest oburzony akcją, po której zamknięto sklepy z dopalaczami. Twierdzi, że w jego sklepach nie znaleziono „Tajfuna”. - Zakład, w którym wytwarzamy dopalacze, mieści się w Łodzi - mówił w jednym z wywiadów w 2010 roku. - Nie ma żadnego udowodnionego zgonu, który by miał nastąpić po zażyciu dopalaczy. Chodzi raczej o wyeliminowanie mnie z rynku. Moi sprzedawcy twierdzą, że kontrolerzy, wchodząc do sklepu, mówili, iż są po to, aby zamknąć sklep. Ich zupełnie nie interesowało, że działamy zgodnie z prawem.

W wywiadzie dla „Dziennika Łódzkiego” Dawid B. skarżył się, że zamknięto wszystkie jego sklepy.

- Ludzie stracili pracę - opowiadał. - Dyrektorzy, kierownicy, pracownicy zostali bez środków do życia. Zaplombowali mi siedzibę firmy, od trzech dni stoi tam policja, nie mam dostępu do komputera, internetu, nie mogę zrobić ksero, zapłacić podatków, nie mam kluczyków do samochodu.

Tłumaczy, że w jego firmie tylko w Łodzi pracowało 100 osób, a całej Polsce 300-400 osób. Mówił, że w województwie łódzkim ma 25 sklepów, z tego trzy w Łodzi. Sprzedawał dopalacze także w Piotrkowie, Tomaszowie, Sieradzu, Łęczycy, Aleksandrowie i Konstantynowie.

- To ciekawe, że przestało się nagle mówić o wszystkich zgonach po alkoholu, po narkotykach, a mówi się o zgonach po dopalaczach - mówił Dawid B. - W tej chwili wszyscy, którzy źle się czują, mówią, że to po dopalaczach. Kiedyś młody chłopak przychodził do domu po wódce i mówił, że pił tylko piwo. Teraz wypije bimber, ale mówi, że brał dopalacze, dostaje drgawek i też mówi, że brał dopalacze. To wszystko przez media. Nie ma żadnego udowodnionego przypadku, że dopalacze przyczyniły się do czyjejś śmierci.

Pytany, czy miał kiedyś wątpliwości, sprzedając narkotyki, odpowiedział, że nie miał. Po prostu prowadził biznes.

Jednak mimo zakazu, Dawid B. dalej prowadził biznes i rozprowadzał dopalacze. Sprzedawał je sam.

W końcu został zatrzymany, a prokuratura sporządziła przeciw niemu akt oskarżenia. Zarzuciła Dawidowi B., że w 2010 roku w Łodzi i innych miastach w kraju, poprzez sieć sklepów Smart Shop, których był właścicielem, handlował dopalaczami, określając je jako artykuły kolekcjonerskie. Ponadto wyprodukował i wprowadził do obrotu produkty o takich nazwach jak Koko Mięta, Koko Cherry, Exotic Koko, Black Widow, Smart Shiva, Mister Brain czy Hammer. Z tego powodu sprowadził niebezpieczeństwo dla zdrowia wielu osób, które uległy zatruciu i trafiły do szpitala. Lista pokrzywdzonych liczy 52 nazwiska.

Tajfun? Jaki Tajfun?

Razem z „królem dopalaczy” na ławie oskarżonych zasiadali Ireneusz C. i Piotr P., czyli tzw. chemicy odpowiadający za przygotowywanie receptury dopalaczy. A także Łukasz K., odpowiadający za to, że mimo zakazu otworzył sklep z dopalaczami. Dawid B. nie przyznawał się do winy. Rozprawa sądowa ciągnęła się kilka lat. Na jednej z nich odniósł się m.in. do decyzji z 2 października 2010 roku, kiedy zakazano mu handlu dopalaczami, a mimo to nadal handlował. Próbował przekonać sąd, że skonsultował się ze swoimi prawnikami, którzy przekonali go, że decyzja o zakazie nie jest dla niego wiążąca. - Nic nie wiem o „Tajfunie” - zeznawał. - Nigdy na oczy go nie widziałem. Nie wiem, co to za produkt i jakie substancje zawiera. Nie ma takiej możliwości, aby był sprzedawany w moich sklepach.

Tłumaczył, że wytwarzaniem i mieszaniem substancji w produktach zajmowali się tzw. chemicy, a on nie miał wpływu na to, co w tych wyrobach się znajduje.

- Starałem się nie kupować środków nielegalnych, odurzających - mówił. - Wychodziłem z założenia, że to, co nie jest nielegalne, to w stu procentach jest bezpieczne.

Zanim zakończył się proces o dopalacze, Dawid B. zajął się nowym biznesem, czyli dystrybucją napoju energetycznego o nazwie „Shopkop”. Sam został główną twarzą kampanii reklamowej. W międzyczasie stanął przed sądem w innej sprawie. Chodziło o porwanie wspólnika. Dawid B. miał być kierowcą i głową całego przedsięwzięcia. Skazano go na 2,5 roku więzienia. Wyrok nie był prawomocny.

Tymczasem w lutym br., w końcu zapadł wyrok w sprawie o dopalacze. Dawid B. został skazany na trzy i pół roku więzienia oraz 30 tys. zł grzywny. Ireneusza C. skazano na cztery lata więzienia, a Piotra P. na trzy. Łukasz K. usłyszał wyrok pół roku ograniczenia wolności. Obrońca Dawida B. zapowiedział apelację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wzlot i upadek Dawida B., łódzkiego „króla dopalaczy” - Plus Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl