Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywiózł lokatora, bo mu nie płacił. Poszkodowany twierdzi, że był przypalany palnikiem

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Marcinowi B. grożą co najmniej trzy lata więzienia. Twierdzi, że nie przypalał palnikiem, ani nie był Józefa G.
Marcinowi B. grożą co najmniej trzy lata więzienia. Twierdzi, że nie przypalał palnikiem, ani nie był Józefa G. Dariusz Bloch
Marcinowi B. grożą co najmniej trzy lata więzienia. Człowiek, któremu wynajmował mieszkanie oskarża go o uprowadzenie, katowanie i opalanie gazem. Adwokat twierdzi, że to w dużej części nieprawda.

Marcin B. to postawny, zadbany, sprawiający dobre pierwsze wrażenie mężczyzna. To żonaty, bezdzietny właściciel nieruchomości przy ulicy Maciaszka na bydgoskim Miedzyniu. W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy rozpoczął się wczoraj jego proces. Grożą mu co najmniej trzy lata pozbawienia wolności.

B. jest oskarżony o uprowadzenie innego mężczyzny ze szczególnym udręczeniem i wyrządzenie mu szkody zdrowotnej na czas przekraczający siedem dni. Ostatni z tych zarzutów to prawniczy eufemizm określający to, co wydarzyło się wrześniowego dnia ubiegłego roku.

Gdy wczoraj policjanci wydziału konwojowego eskortowali skutego kajdankami oskarżonego Marcina B. na salę rozpraw, przypatrywał mu się Józef G., mężczyzna który – jak wynika z ustaleń Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe – cudem uniknął śmierci po torturach, jakie mu urządzono.

Józef G. porusza się z trudnością, ma też problemy ze słuchem. Mówi cicho, ale nie jest mu łatwo ukryć emocji, gdy opowiada o tym, co spotkało go 27 września 2019 roku. To wtedy miał zostać napadnięty przez Marcina B., właściciela domu, w którym wynajmował mieszkanie.

- Zostałem uderzony prętem w czoło - pokazuje mężczyzna. - Potem wywieźli mnie do lasu.

Z ustaleń Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe wynika, że Józefa G. wrzucono do bagażnika samochodu osobowego. Marcin B. miał go wywieźć do lasu w okolice miejscowości Babi Dół i Żukowo w powiecie kartuskim, około dziesięć kilometrów od Gdańska.

- Byłem podwieszony na drzewie i przypalany palnikiem gazowym na brzuchu. O tu – Józef G. wskazuje na swój bok. - Zostały mi po tym dwie dziury.

Według śledczych motywem zbrodni – bo tak kwalifikuje się czyn zarzucany oskarżonemu – była chęć wyegzekwowania zaległych opłat za wynajem mieszkania. Józef G., jak mówi jego córka, która wczoraj towarzyszyła ojcu w sądzie, miał zalegać z opłatami raptem za „dwa, trzy miesiące”. - Po tym wszystkim B. nawet nie wydał mojemu ojcu rzecz, które zostały po nim w tym lokalu, który wynajmował – mówi.

Jak dodaje kobieta mieszkanie, które było wynajmowane jej ojcu, „prawdopodobnie” zajmuje już jakiś inny lokator.

Józef G. miał zostać wywieziony do lasu w rejonie miejscowości Żukowo na Pomorzu. 28 września rano jeden z kierowców zatrzymał się, by udzielić mu pomocy. G. został znaleziony nieprzytomny i wychłodzony w centrum miejscowości.

- Ojciec nie miał odzieży, był wyziębiony z powodu nocy, którą spędził w lesie. Trafił do szpitala w Gdańsku.

To właśnie od personelu szpitalnego córka pana Józefa dowiedziała się, w jakim stanie jest jej ojciec. Pojechała na miejsce i po tym, co zobaczyła, zapadła decyzja o zgłoszeniu policji sprawy pozbawienia wolności i skatowaniu jej ojca.

A sam poszkodowany (który w procesie ma status oskarżyciela posiłkowego) był – jak mówi jego córka – w szoku i nie był w stanie wyjaśnić, w jaki sposób udało mu się uwolnić i wyjść z opresji.

Marcin B. przebywa w celi aresztu śledczego, gdzie do tej pory czekał na rozpoczęcie procesu w jego sprawie. Oskarżony, jak zaznacza reprezentujący go prawnik, tylko w części przyznaje się do postawionych mu zarzutów.

- Absolutnie nie ma mowy o tym, by mój klient dopuszczał się bicia, czy przypalania Józefa G. - mówi adwokat Jacek Potulski, który prowadzi swoją kancelarię w Gdyni. Obrońca Marcina B. zaznacza: - Pan Józef został faktycznie znaleziony, ale nie w lesie, tylko w centrum Żukowa i miał na sobie nowe rzeczy, które dał mu właśnie sam oskarżony, porządne ubrania, trzymające ciepło buty. Tak, by ochronić go przed wyziębieniem. To jest historia tyleż absurdalna, co dramatyczna. To tragedia zarówno dla mojego klienta, jak i dla pana Józefa G., który znalazł się w tej sytuacji poniekąd z powodu swoich problemów życiowych. Mój klient mówi wprost, że to, co się wydarzyło to jeden wielki absurdalny błąd jego życia. Żałuje i przeprosił pokrzywdzonego. Marcin B. jest muzykiem, to nie typ bandyty. To była jedyna tego typu sytuacja, do której doszło w jego życiu.

Obrońca B. twierdzi ponadto, że zaległości w opłatach za mieszkanie Józefa G. były wysokości czynszu za pół roku korzystania z lokalu.

- W tym czasie mój klient musiał opłacać media i utrzymywać to mieszkanie. Cała ta historia to wynik desperacji i bezradności Marcina B. w stosunku do lokatora, który nie płacił i na którego zachowanie skarżyli się sąsiedzi. No i z którym sobie kompletnie nie mógł poradzić. To niezwykle ciekawa sprawa z punktu widzenia dotyczącego tego, do czego człowiek jest zdolny w akcie desperacji i w poczuciu bezsilności – dodaje adwokat.

Kolejna rozprawa odbędzie się 24 czerwca.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska