Wykładowca do studentki: Może się pani rozebrać. Młode kobiety czuły się molestowane. Inni uznali to za „żart”. Prokurator bada rolę rektora

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
- Do molestowania może dojść nie tylko na podłożu seksualnym, ale również ze względu na inne przyczyny, takie jak niepełnosprawność, rasa, pochodzenie etniczne, orientacja seksualna i religia – przypomina Anna Chabiera z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Tak rozumianego molestowania doświadczyło aż dwie trzecie z 4284 studentek, które wypełniły w tym roku akademickim obszerną ankietę RPO.– Co trzecia ankietowana uznała się za ofiarę molestowania seksualnego. Nie wiedziała jednocześnie, co z tym zrobić i zostawiała to bez reakcji. Także dlatego, że nie ma na polskich uczelniach procedur na wypadek molestowania. Jedynie Uniwersytet Warszawski je wprowadził – mówił Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, podczas V Oświęcimskiego Forum Praw Człowieka.
- Do molestowania może dojść nie tylko na podłożu seksualnym, ale również ze względu na inne przyczyny, takie jak niepełnosprawność, rasa, pochodzenie etniczne, orientacja seksualna i religia – przypomina Anna Chabiera z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Tak rozumianego molestowania doświadczyło aż dwie trzecie z 4284 studentek, które wypełniły w tym roku akademickim obszerną ankietę RPO.– Co trzecia ankietowana uznała się za ofiarę molestowania seksualnego. Nie wiedziała jednocześnie, co z tym zrobić i zostawiała to bez reakcji. Także dlatego, że nie ma na polskich uczelniach procedur na wypadek molestowania. Jedynie Uniwersytet Warszawski je wprowadził – mówił Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, podczas V Oświęcimskiego Forum Praw Człowieka. Bartosz Frydrych
„Może się pani rozebrać” i „lubię dziewczyny w legginsach” - tak miał się zwracać do studentek dr Z., wykładowca Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Oświęcimiu. Prokuraturę zawiadomił o tym prof. Tomasz Gabryś, szef Instytutu Wychowania Fizycznego i członek senatu uczelni. Dowodzi przy tym, że rektor PWSZ, prof. Witold Stankowski, doskonale wiedział o poniżających studentki „żartach” dr Z. i nie wszczął postępowania dyscyplinarnego. Zamiast tego miał przekazać dokumentację sprawy... doktorowi Z.

- Badamy to pod kątem niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień – informuje Grażyna Pniak, szefowa oświęcimskiej prokuratury. Molestowaniem śledczy się nie zajmują, bo nie wpłynęło oficjalne zawiadomienie od pokrzywdzonych.

- Jestem wściekła – komentuje pracowniczka uczelni. - Ale z drugiej strony dziewczyny rozumiem: muszą zdać egzaminy, także u ludzi rektora i tych, którzy uważają, że „to były tylko niewinne żarciochy”.

„Nie są nam znane przypadki zgłoszenia przez studentki lub studentów molestowania seksualnego” – twierdzi Biuro Rektora PWSZ. Ale nikt nie chce się pod tym twierdzeniem podpisać z imienia i nazwiska.

5 czerwca na biurko Grażyny Pniak, szefowej Prokuratury Rejonowej w Oświęcimiu, trafiło „Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa” podpisane przez prof. Tomasza Gabrysia, dyrektora Instytutu Wychowania Fizycznego Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Oświęcimiu, członka Senatu tej uczelni.

Informował on o „czynach dr Z., wykładowcy PWSZ, mających charakter molestowania seksualnego i naruszających godność studentów”. Precyzował, że chodzi o „wypowiadanie „żartów” o podtekście erotycznym, komentarzy na temat wyglądu i ubioru odnoszących się do płci (…), a wypowiadanych wbrew woli odbiorcy”. Zwrócił uwagę na „niedopuszczalny charakter tych wypowiedzi” oraz „podległość służbową: wykładowca-student”.

Zawiadomienie dotyczyło także samego rektora PWSZ, prof. Witolda Stankowskiego. Zdaniem prof. Gabrysia, wiedział on o zachowaniach dr Z. i tym, jak postrzegają je studentki i studenci, a – mimo monitów – nie wszczął postępowania wyjaśniającego.
Zamiast tego... przekazał będącą dowodem molestowania dokumentację, wraz z relacją „domniemanej osoby najbardziej pokrzywdzonej”… doktorowi Z. Zdaniem prof. Gabrysia, rektor mógł się w ten sposób dopuścić przestępstwa niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień (art. 231 kk).

- Niczego nie przesądzam, nie oskarżam. Domagam się tylko rzetelnego wyjaśnienia sprawy. Gdybym jej nie zgłosił, sam odpowiadałbym za niedopełnienie obowiązków – tłumaczy Tomasz Gabryś. I dodaje, że złożył zawiadomienie po rzetelnych konsultacjach z prawnikami.

- Czynności sprawdzające w tej sprawie zleciliśmy Komendzie Powiatowej Policji w Oświęcimiu. Ma ona ustalić osoby mające wiadomości w sprawie, rozpytać je na okoliczności podnoszone przez zawiadamiającego – wyjaśnia Grażyna Pniak.
Policjanci mówią nam nieoficjalnie, że skupili się na ewentualnym niedopełnieniu obowiązków przez rektora. Kwestii molestowania nie badają, bo zawiadomienie musiałyby zgłosić osoby poszkodowane, czyli studentki (lub chociaż jedna z nich). A te, jak dotąd, nie zdecydowały się na to.. – Jestem wściekła – mówi pracowniczka uczelni. – Ale z drugiej strony dziewczyny rozumiem: afera wybuchła w trakcie sesji, trzeba zdać egzaminy, także u ludzi trzymających z rektorem i tych, którzy uważają, że nic nie zaszło, bo „to były tylko słowa, niewinne żarciochy”.

Wtajemniczeni sugerują, że ujawnienie skandalu jest wynikiem wojny między prof. Gabrysiem a profe. Stankowskim. – Gabryś wcześniej trzymał z rektorem, ale się poróżnili i zaczął się stawiać. Od paru tygodni chodzą słuchy, że rektor chce się Gabrysia całkiem pozbyć, instytut zlikwidować, zakład WF włączyć do pielęgniarstwa, a na jego czele postawić… doktora Z.

„Upodobał sobie jedną”

Wieści o tym, że „Gabryś wylatuje, a Z. zostanie szefem WF” zbiegły się z doroczną oceną wykładowców. Dokonują jej studenci wypełniając anonimowe ankiety. Jak wynika z zawiadomienia prof. Gabrysia do prokuratury, dr Z. otrzymał „najgorszą ocenę w historii Instytutu WF”. Zaniepokojona tym uczelniana komisja ds. jakości kształcenia (w której – jak twierdzą stronnicy rektora – „Gabryś ma wpływy”) poleciła prof. Gabrysiowi, by wyjaśnił przyczyny niskiej noty w rozmowie ze studentami.

Dzięki osobom, które nagrały spotkania 9 i 16 kwietnia, dysponujemy zapisem wszystkich wypowiedzi. Na początku studenci zgłaszają wiele uwag do formy prowadzenia zajęć przez dr Z. oraz warunków zaliczeń. Potem robi się ciekawej. Młodzi jednogłośnie twierdzą, że Z. notorycznie obgaduje innych wykładowców, w tym prof. Gabrysia. Potem odnoszą się do traktowania przez Z. niektórych studentek.

Czy zauważyli Państwo, że dr Z. odnosi się do poszczególnych lub wszystkich studentów kontrowersyjnie? - pyta Gabryś.
Studenci: - Tak, czasami.
– Czy te formy wypowiedzi są skierowane w równym stopniu do kobiet i mężczyzn?
Studenci: –Tylko do kobiet. (…) Są zwroty kierowane do studentek mające charakter dwuznaczny.

Świadkowie opowiadają:
– Na pytanie o zaliczenie dr Z. wypowiedział się, że nie ukrywa, iż lubi dziewczyny w legginsach. Ponadto, kiedy rozpoczynały się zajęcia, jedna ze studentek mająca na sobie kurtkę usłyszała od dr. Z. komentarz brzmiący mniej więcej: Proszę się rozebrać, mogę wreszcie to pani powiedzieć.
– Upodobał sobie jedną i tyle. Tak bywa w życiu – kwituje studentka tego samego roku. Inne jednak oburzają się, że „w dzisiejszych czasach takie buractwo jest niedopuszczalne, a wykładowca winien świecić wzorem”.

Ze stenogramem rozmów w ręku prof. Gabryś zapytał 24 kwietnia dr Z. „Czy nie uważa Pan, że w jakikolwiek sposób zwrócił się Pan w sposób niewłaściwy do kobiet?”.
„Nie” – odparł Z.

Zaraz po tym spotkaniu prof. Gabryś zawnioskował do rektora o zawieszenie Z. w czynnościach nauczyciela akademickiego oraz wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Argumentował, że „dalsze prowadzenie zajęć przez dr Z. może być dla studentów niebezpieczne”. Zwrócił się także do władz uczelni o zawiadomienie organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. „Stosunek dr Z. do studentów, a szczególnie studentek jest wysoce naganny, a wypowiadane uwagi naruszają godność osobistą” – napisał.

Przypomniał, iż zgodnie z art. 3 ust. 4 ustawy o wdrażaniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania „przez molestowanie seksualne rozumie się: każde niepożądane zachowanie o charakterze seksualnym wobec osoby fizycznej lub odnoszące się do płci, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności tej osoby, w szczególności przez stworzenie wobec niej zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery; na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy”.

– Wypowiedzi dr Z. wyczerpują tę definicję. Uważam, że dalszy kontakt ze studentami osoby dopuszczającej się takich czynów jest wysoce szkodliwy dla wizerunku uczelni, a także dla jakości kształcenia oraz bezpieczeństwa studentów podczas zajęć dydaktycznych – przekonywał prof. Gabryś.

– Rektor polecił rozwiązać problem swojej zastępczyni, dr n. o zdr. Sonii Grychtoł. Ta podeszła do ludzi z II roku i przedstawiła się im jako prorektor ds. studentów. Ktoś tam bąknął pod nosem, że jak na koniec II roku to trochę późno na rozmówki zapoznawcze. Generalnie ludzie nie chcieli gadać – twierdzi świadek zdarzenia.

Tomasz Gabryś twierdzi, że pod koniec maja przekazał prof. Stankowskiemu całą dokumentację sprawy, w tym zapis rozmów ze studentami, „jako dowód w sprawie domniemanego molestowania”.

- Nie ujawniłem danych personalnych świadków, kierując się oczywistymi względami ochrony prywatności w sferze tak wrażliwej jak intymność – tłumaczy.

Rektor poprosił prof. Gabrysia o „przedłożenie posiadanych dowodów rzeczowych i wskazanie dowodów osobowych co do sprawy rzekomego molestowania”. Zapewnił przy tym, że „podejmowane są działania wyjaśniające, nie wykluczając skierowania sprawy do Rzecznika Dyscyplinarnego”.

– Nie może być tak, że wykładowca pada ofiarą anonimowych pomówień i sądu kapturowego – mówi nam pracownik uczelni, którego zdaniem „nagłośnienie tej sprawy przez Gabrysia szkodzi wszystkim”.
Cztery dni później dr Z., po zajęciach z II rokiem, wyciągnął… dokumentację sprawy, twierdząc, ze otrzymał ją od rektora Stankowskiego.

– Spóźniliśmy się przez to na kolejne zajęcia ładne 20 minut. Rozmowa była raczej żenująca. Z. wiedział, która studentka poczuła się dotknięta jego „żartami”, ona wiedziała, że on wie,. Tłumaczył nam, że przecież gdyby tylko się domyślił, że te żarty nas nie śmieszą, to by ich nie opowiadał, a poza tym cała afera jest niepotrzebna, bo powinniśmy przyjść do niego i wtedy on by nas przeprosił – relacjonuje świadek spotkania.

Anonimowe Biuro Rektora: Nikt nam nie zgłaszał

Na wieść o tym zdarzeniu prof. Gabryś nie wytrzymał i zawiadomił prokuraturę. Jednocześnie opisujący całą sprawę anonim powędrował do mediów. Dwa dni później wątek domniemanego molestowania opisała „Gazeta Wyborcza”.

Po kolejnych trzech tygodniach zapytałem większośc małopolskich uczelni, czy mają procedury na wypadek molestowania pracownika przez pracownika (zwłaszcza szefa) oraz studentów przez wykładowców, a także o to, czy takie przypadki były kiedykolwiek zgłaszane rektorowi lub innym komórkom uczelni. Najdłużej czekałem na odpowiedź… PWSZ w Oświęcimiu. Po monitach otrzymałem dwa zdania:

„W świetle problemu molestowania seksualnego Uczelnia podejmie działania na rzecz wypracowania odpowiednich optymalnych procedur, które po konsultacji będą wprowadzone. Nie są nam znane przypadki zgłoszenia przez studentki lub studentów domniemanego molestowania seksualnego”.

Na pytanie, kogo podpisać pod tą odpowiedzią (pisma pozostałych uczelni sygnowali rzecznicy prasowi, prorektorzy, kanclerze), otrzymałem wiadomość, że „informacja została przekazana przez Władze PWSZ im. rtm. Witolda Pileckiego w Oświęcimiu, a wysłana została przez Biuro Rektora”.

Wyznałem wobec tego, iż znam treść zawiadomienia złożonego przez prof. Gabrysia do prokuratury . I spytałem:

Czy władzom uczelni (rektorowi, pani prorektor ds. studentów) znana jest ta sprawa? Od kiedy o niej wiedzą? Jakie jest stanowisko władz uczelni w tej sprawie? Jak powyższa informacja koresponduje z przekazaną mi przez Państwa odpowiedzią na moje pytania o przypadkach molestowania w PWSZ?
Wciąż czekam na reakcję.

„GazetęWyborczą” rektor Stankowski zapewnił, że „do władz uczelni nie wpłynęła skarga na molestowanie seksualne, którego sprawcą miałby być pracownik PWSZ”. Dodał, że ewentualne zawiadomienie „powinno być kierowane do organów ścigania przez osobę pokrzywdzoną, a nie do władz instytutu czy uczelni”.

„Do momentu ustalenia przez sąd, czy molestowanie miało miejsce, władze uczelni nie mogą podjąć żadnych działań dyscyplinarnych wobec domniemanego działania pracownika” – napisał rektor w odpowiedzi na pytania dziennikarza. I dodał: „Dyrektor instytutu nie jest osobą właściwą do pozyskiwania dokumentacji i oświadczeń od studentów, dotyczących rzekomego molestowania i przekazywania ich władzom uczelni, ze względu na ochronę dóbr osobistych osób, które czują się pokrzywdzone”.

Zapewnił przy tym, że – wbrew twierdzeniom prof. Gabrysia – nie przekazał panu Z. dokumentacji, bo „żadne dowody w tej sprawie nie zostały mu dostarczone”.

- Umywanie rąk – komentuje prof. Gabryś. Zwraca uwagę, że władze uczelni mają narzędzia dyscyplinowania pracowników podejrzewanych o łamanie norm. Podstawowym jest skierowanie sprawy do rzecznika dyscyplinarnego.

Dwie trzecie studentek ofiarą molestowania?

PWSZ w Oświęcimiu nie ma odrębnych przepisów dotyczących molestowania studentów, ma natomiast sygnowane przez rektora Stankowskiego w 2015 r. zarządzenie pt. „Informacja dla pracowników dotycząca równego traktowania w zatrudnieniu”. Mówi ono m.in. iż „Dyskryminowaniem ze względu na płeć jest także każde niepożądane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika, szczególności stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery; na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy (molestowanie seksualne)”. Czytamy także, że „pracodawca ma obowiązek przeciwdziałać dyskryminacji”.

Karolina Kędziora, prawniczka z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, ubolewa, że władzom polskich uczelni nie grożą w praktyce żadne sankcje za zaistniałą na ich terenie dyskryminację. Najsłabsza jest tutaj pozycja studentów.
– Pozostając w relacji, w której nauczyciele akademiccy oraz inni pracownicy uczelni w rzeczywistości decydują o ich procesie edukacji, studenci pozbawieni są ochrony przed dyskryminacją, porównywalnej do mechanizmu prawa przewidzianego w Kodeksie pracy – zauważa mec. Kędziora.

Dlatego na porządku dziennym są sytuacje, w których np. wykładowca podważa zasadność studiowania kobiety, twierdząc, że lepiej by się spełniła w roli żony oraz rodząc dzieci.

– Do molestowania może dojść nie tylko na podłożu seksualnym, ale również ze względu na inne przyczyny, takie jak niepełnosprawność, rasa, pochodzenie etniczne, orientacja seksualna i religia – przypomina Anna Chabiera z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Tak rozumianego molestowania doświadczyło aż dwie trzecie z 4284 studentek, które wypełniły w tym roku akademickim obszerną ankietę RPO.

– Co trzecia ankietowana uznała się za ofiarę molestowania seksualnego. Nie wiedziała jednocześnie, co z tym zrobić i zostawiała to bez reakcji. Także dlatego, że nie ma na polskich uczelniach procedur na wypadek molestowania. Jedynie Uniwersytet Warszawski je wprowadził – mówił Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich, podczas V Oświęcimskiego Forum Praw Człowieka.
I zapowiedział na jesień publikację raportu o molestowaniu w polskich uczelniach. Czyli o czymś, czego – według zapewnień samych szkół – wcale nie ma.

– Ci, którzy doświadczają molestowania, nie składają skarg. Są powody, dla których tak się dzieje. Chcemy je poznać. Dzięki temu być może uda się to zmienić – wyjaśnia Anna Chabiera.

Pionierskie badania na ten temat przeprowadził 9 lat temu zespół prof. Janiny Czapskiej z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ankiety wypełniło wówczas m.in. 2226 studentek UJ. Większość doświadczyła sprośnych i wulgarnych zaczepek oraz zawstydzających komentarzy na temat ich życia, ciała, seksualności. Skarżyły się także na niechciane, zbyt bliskie i nachalne podchodzenie, nachylanie się i próby przytulenia lub pocałunku.

Na 15 innych uczelniach odsetek studentek, które czuły się molestowane, był o połowę wyższy niż na UJ. Np. na sprośne zaczepki skarżyło się ponad dwie trzecie ankietowanych.

W tej dekadzie najbardziej drastyczna sprawa dotyczyła gwałtu zbiorowego, w jakim uczestniczyć miał profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, żądający przez lata od studentek „usług seksualnych w zamian za zaliczenie egzaminu”.
Najczęstsze są jednak przypadki molestowania słownego. Głośny ostatnio dotyczy wykładowcy Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego, który przez długie lata raczył studentki i studentów wywodami typu „człowiek i kobieta powinni mieć równe prawa”, „kobieta należy przez swoje nazwisko do ojca lub męża, więc kobiety z podwójnymi nazwiskami muszą mieć schizofrenię”.

Władze uczelni wiedziały o tym z anonimowych ankiet studentów. Dyrektor instytutu filozofii przeprowadził z kolegą „rozmowę uświadamiającą”. Konkretne działania podjęto dopiero po ujawnieniu przez media kolejnego stwierdzenia seksisty – skierowanego do ziewającej na wykładzie studentki: „No, mój to by się nie zmieścił”. Dziewczęta, które napisały o tym na Facebooku, spotkały się z jednej strony z poparciem części środowiska, a z drugiej – z atakiem pod hasłem „Przez was człowiek straci pracę”.

Pod naciskiem opinii publicznej rzecznik dyscyplinarny UŚ złożył wniosek do uczelnianej komisji dyscyplinarnej o pozbawienie wykładowcy prawa do wykonywania zawodu przez dwa lata. Po rocznym postepowaniu komisja orzekła karę „zakazu pełnienia funkcji kierowniczych przez lat 5”. Wielu studentów i wykładowców uznało to za kpinę, rzecznik dyscyplinarny zażądał zaostrzenia kary.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl