Wybory samorządowe 2018. Michał Dworczyk: W kampanii nie chcemy posługiwać się szablą, ale programem. Dowiedliśmy, że realizujemy obietnice

Agaton Koziński
Michał Dworczyk, zanim trafił do kancelarii premiera, pełnił funkcję wiceszefa MON
Michał Dworczyk, zanim trafił do kancelarii premiera, pełnił funkcję wiceszefa MON fot. Bartek Syta
Mamy propozycję dla każdego województwa, powiatu i gminy. Nie jeździmy po kraju po to, żeby obiecywać gruszki na wierzbie, tylko po to, żeby przedstawiać konkretne projekty - mówi Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera.

Rozmawiamy w Pana gabinecie w KPRM. Na szafce leżą dwie szable.
Jedna to szabla oficerska, wzór 21/22. Druga to wzór 17 - podoficerska, bardzo ciekawa.

Dlaczego ciekawa?
Bo w świecie kolekcjonerskim i muzeach rzadko spotykana. W dodatku ta podoficerska jest szablą bojową. Wykuto ją po to, by nią walczyć, a nie po to, by tylko ozdabiała mundur.

Czyli tą szablą być może usieczono jakiegoś Moskala w wojnie z Rosją 1919-1921?
Nie można tego wykluczyć. Klinga była wielokrotnie ostrzona, bez wątpienia tej szabli używano.

Dalej by można jej użyć?
Tak - aczkolwiek byłoby szkoda, bo w czasie fechtunku, a tym bardziej walki, to ona się zwyczajnie zużywa. A akurat ta, wyprodukowana przez firmę Arma, jest pięknym przykładem kunsztu polskich płatnerzy.

W niedzielę swoją szablę pokaże PiS na konwencji samorządowej. Co zobaczymy?
Kampania samorządowa nabiera tempa, jest więc czymś oczywistym, że PiS będzie coraz częściej na różne sposoby pokazywał swój program, przekonywał Polaków konkretami i merytoryką do swoich propozycji i zabiegał o ich głosy. Zwiększenie o 60 mld złotych wpływów budżetowych w ciągu niespełna trzech lat naszych rządów, uprawnia nas do tego, żeby powiedzieć Polakom, że jesteśmy wiarygodni i sprawni w rządzie, będziemy i w samorządzie.

Wybory samorządowe 2018. Rusza kampania w Warszawie

Źródło:
TVN 24

Platforma i Nowoczesna wspólną konwencję organizują tydzień po Was.
I znowu będą spóźnieni i reaktywni. Mogę się założyć, że 90 procent swoich konwencji poświęcą na krytykę PiS. Ostatnie tygodnie pokazały, że koleżanki i koledzy z tych partii bardziej niż na programie chcą się skupić na kampanii negatywnej. Ale to nie jest moje zmartwienie.

Naprawdę Patryk Jaki chce delegalizacji ONR-u? Kampania rządzi się swoimi prawami, każdy inaczej prowadzi dialog z oponentami

Akurat PiS nie nadstawia drugiego policzka. Ale wróćmy do niedzielnej konwencji. To będzie ważniejsze wydarzenie niż niedawne w Sandomierzu?
Przecież w Sandomierzu to było spotkanie z wyborcami z jasno określonym tematem: rolnictwo. Niedzielna konwencja będzie miała zupełnie inny charakter. Będzie ona poświęcona całemu programowi PiS. Poza tym będą w niej uczestniczyli najważniejsi politycy partii.

Z Jarosławem Kaczyńskim na czele.
To naturalne, że w zbliżającej się kampanii samorządowej głównymi jej postaciami będą prezes Jarosław Kaczyński oraz premier Mateusz Morawiecki.

Naturalne nie jest - w kampanii w 2015 r. Jarosława Kaczyńskiego prawie nie było widać, a Mateusza Morawieckiego nie było w ogóle.
Wtedy twarzą kampanii była kandydatka na premiera Beata Szydło. Teraz szefem rządu jest Mateusz Morawiecki.

Nie przywiązujmy się do nazwisk - liczy się funkcja?
Liczy się bieżący poziom zaangażowania w życie polityczne. Natomiast Jarosław Kaczyński, nawet jeśli nie był w 2015 r. najbardziej wyrazistą twarzą partii, to był najważniejszą osobą, podejmującą decyzje o kształcie kampanii.
Tak jest, odkąd istnieje PiS. Pytanie, czy prezes zdecyduje się teraz wysunąć na front, czy - jak w 2015 r. - stanie w cieniu.
Nie umiem teraz powiedzieć, jaki styl działania wybierze - to decyzja prezesa PiS. Bez wątpienia jednak pozostanie jedną z najważniejszych osób w zbliżającej się kampanii. W przeszłości prezes sprawdzał się doskonale w różnych formach - zarówno jako lokomotywa i twarz kampanii wyborczych, jak również jako strateg kampanię planujący.

W niedzielę PiS sięgnie po swoją szablę, by sieknąć nią rywali. Ale czym konkretnie sieknie?
My w tej kampanii nie chcemy posługiwać się szablą, ale programem. Mamy propozycję dla każdego województwa, powiatu i gminy. Ich prezentacje rozpoczęliśmy w poprzednim tygodniu. Nie jeździmy po kraju po to, żeby obiecywać gruszki na wierzbie, tylko po to, żeby przedstawiać konkretne projekty: drogi, inwestycje, rozwiązania przygotowane specjalnie dla poszczególnych lokalnych społeczności. Jesteśmy w tym wiarygodni, bo w ciągu ostatnich trzech lat dowiedliśmy, że realizujemy obietnice wyborcze. Kiedy nasi konkurenci spotykają się na demonstracjach w Warszawie, my - politycy Prawa i Sprawiedliwości - od kwietnia tego roku co weekend spotykaliśmy się z Polakami w całym kraju.

Co nowego położycie na stole w niedzielę?
Wywiad prasowy to nie miejsce, w którym należy opowiadać o tym, co się wydarzy w niedzielę. Ale to będzie dopiero początek naszych działań. Konwencje zamierzamy przed wyborami przeprowadzić we wszystkich województwach.

W jakiej formule?
To będą konwencje partyjne, na których będą pojawiać się nasi liderzy: m.in. prezes Kaczyński i premier Morawiecki.

We dwóch odwiedzą wszystkie województwa?
Na początku kampanii nie warto odsłaniać wszystkich kart. Ale na pewno wszędzie naszych liderów będą wspierać parlamentarzyści i samorządowcy. Zaczynamy od Warszawy, a potem ruszamy w Polskę.

8 września swoją konwencję organizują Platforma i Nowoczesna. Rozumiem, że będziecie z nimi polemizować?
Nie zależy nam na żadnej konfrontacji - ten styl działania to specyfika PO i Nowoczesnej, efekt braku poważnej propozycji programowej. My natomiast liczymy weekendy. Skoro chcemy do wyborów zdążyć objechać cały kraj, to musimy wykorzystać każdy weekend przed 21 października.

Gdy Mateusz Morawiecki przemawiał w Sandomierzu, niemal w tym samym czasie Joachim Brudziński wrzucał zdjęcia Jarosława Kaczyńskiego z wakacji. Wymowny sygnał: premier ma radzić sobie sam w tej kampanii.
Cały czas trwają wakacje, nic dziwnego, że prezes Kaczyński wyjechał na urlop. Nie dopatrywałbym się tutaj żadnego drugiego dna.

Brudziński mógł te zdjęcia wrzucić dzień później, gdy kurz po przemówieniu Morawieckiego opadnie.
Naprawdę, nie dorabiajmy teorii tam, gdzie nie ma to sensu. Tym bardziej, że współpraca między prezesem i premierem układa się modelowo. Obaj politycy często ze sobą rozmawiają, wspólnie ustalają strategię działania. Widać, że między nimi jest chemia, obaj mają podobne zainteresowania. Ta współpraca pozwala nam, całej formacji, skutecznie działać.

Dobra chemia była także między Jarosławem Kaczyńskim i Beatą Szydło - ale mówimy o niej wyłącznie w czasie przeszłym dokonanym.
Nie umiem tych relacji porównać. Nie współpracowałem z panią premier na tyle blisko, żeby móc oceniać te dwie sytuacje.

Beata Szydło była bliskim współpracownikiem prezesa od lat. W 2010 r. została wiceprezesem - wiceprezeską? - PiS.
Raczej wiceprezesem, wolę konserwatywne formy.
Na pewno przez lata była w najbliższym otoczeniu prezesa - a jednak zaszła zmiana, w dodatku przebiegła dość gwałtownie. Jak dużo czasu ma Morawiecki? Do pierwszego potknięcia?
Dyskusja o tym, jak długo kolejni politycy będą funkcjonować na najwyższych szczeblach władzy politycznej czy administracyjnej, nie ma teraz większego sensu. Dzisiaj jesteśmy skupieni na najbliższych wyborach. Także politycy pracujący w rządzie. Wiemy, że jesteśmy tutaj nie po to, by zajmować poszczególne stanowiska, tylko po to, by realizować program PiS. A premier Morawiecki jest bardzo skutecznym szefem rządu oraz coraz bardziej lubianym polskim politykiem.

Sandomierz był wyraźną sugestią, że to Mateusz Morawiecki będzie lokomotywą PiS w tych wyborach. Jaki wynik musi osiągnąć, żeby jego kontrakt został przedłużony do wyborów parlamentarnych?
Dla każdego lidera wybory to sprawdzian. Czymś naturalnym jest, że premier jest jedną z głównych lokomotyw kampanii. Wiadomo, że wybory są formą testu polityka. My jako zespół wspierający premiera zrobimy wszystko, żeby ten test wypadł jak najlepiej.

Jaki wynik będzie Was satysfakcjonował?
Walczymy o to, by poparło nas jak najwięcej osób, chcemy jak najwięcej Polaków przekonać do naszego programu. To ważne, bo zmienianie Polski wymaga dobrej współpracy z samorządami. W ostatnich trzech latach zbyt często byliśmy świadkami sytuacji, w której samorządy - dla zasady - ustawiały się w opozycji do rządu, czy też sabotowały niektóre działania rządu. Ostatnim przykładem jest postawa prezydenta Gdańska, który gotów był zrobić awanturę wokół obchodów rocznicy 1 września na Westerplatte.

To już wyjaśnione? Będą na Westerplatte przedstawiciele rządu i wojska?
Jestem pewny, że premier weźmie udział w tych uroczystościach - podobnie jak Wojsko Polskie, które jest nieod-łącznym elementem obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej i nie wyobrażam sobie, żeby mogło go zabraknąć.

Pan był wiceministrem obrony, gdy w 2016 r. wybuchło zamieszanie o dołączenie apelu smoleńskiego do obchodów rocznicy 1 września. Czy wtedy MON nie poszedł o krok za daleko?
Konfrontacja, do której dąży prezydent Adamowicz, jest bardzo szkodliwa. Przede wszystkim dlatego, że uderza w powagę państwa, podważa zaufanie do instytucji publicznych, w tym do wojska. Rozumiem wilcze prawo opozycji do uderzania w rząd - ale jednak jakieś granice powinny obowiązywać.

Działanie Adamowicza to odpowiedź na to, co się działo na Westerplatte w poprzednich latach - na zasadzie „kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”.
W takim razie musimy sobie wyjaśnić, na czym polega układanie apelu poległych. Wydaje mi się, że nie powinno dziwić, jeśli do takiego apelu dołącza się osoby kluczowe z punktu widzenia polskich sił zbrojnych. Przypomnijmy, że w Smoleńsku stracili życie dowódcy poszczególnych sił zbrojnych oraz prezydent, który jest zwierzchnikiem armii. Traktowanie tego jako sposobności do konfrontacji politycznej jest nie na miejscu.

Adamowicz prowadzi kampanię w Gdańsku - podobnie jak Patryk Jaki w Warszawie. Niewiele zabrakło, aby to Pan był na miejscu Jakiego. Też by Pan pojechał do Sofii jak on?
Każdy prowadzi kampanię według własnego pomysłu. Nasz kandydat w wyborach w Warszawie pracuje bardzo ciężko i warszawiacy to doceniają. Pokazują to ostatnie sondaże, z których wynika, że różnica między Patrykiem Jakim i Rafałem Trzaskowskim systematycznie się zmniejsza, a sondaże z ostatnich dni dają naszemu kandydatowi zwycięstwo. To mobilizuje nas wszystkich do jeszcze intensywniejszej pracy.
Pan był tak blisko nominacji w Warszawie, że pewnie miał już w głowie swój pomysł na tę kampanię. Co Pan myśli, obserwując Jakiego? Pana kampania byłaby podobna, czy on Pana zaskakuje?
W polityce wiele osób popełnia błąd, sugerując się informacjami krążącymi w mediach. Natomiast działania Patryka oceniam bardzo pozytywnie. Wszyscy znamy jego olbrzymie energię i determinację, ale w tej kampanii co chwila nas pozytywnie zaskakuje, on przechodzi w niej samego siebie. Jestem przekonany, że jeśli utrzyma to tempo, w czym będziemy wszyscy go wspierać, zostanie prezydentem Warszawy.

Czy ta kampania nie jest aż zbyt dynamiczna? Jaki tak się spieszył do Sofii, że nie zdążył sprawdzić, że budowane tam metro było dofinansowane z budżetu centralnego. W Polsce tak się nie dzieje - chyba że w ten sposób sygnalizujecie zmianę polityki w tej sprawie.
Naprawdę wstydem jest, że Warszawa - stolica największego kraju Europy Środkowej - ma tylko dwie linie metra. Rafał Trzaskowski na początku swojej kampanii mówił jedynie o kładkach dla pieszych i ścieżkach rowerowych. Patryk przedstawia poważne zobowiązania dotyczące twardej infrastruktury, której warszawiacy potrzebują. Lwia część jego działań jest świetnie przygotowana, przy okazji widać świetny zespół ludzi, jaki zgromadził on wokół siebie. To trzeba docenić.

Patrykowi Jakiemu nie przeszkadza miejski program in vitro, jest gotów podpisać się pod wnioskiem o delegalizację ONR. Na ile jego program jest zbieżny z Waszym?
Naprawdę Patryk Jaki chce delegalizacji ONR-u?

Nie było i nie ma pomysłów zmian w rządzie. A co będzie po wyborach? Nie mam pojęcia

Wniosek o to złożył Trzaskowski - ale Jaki powiedział, że może się pod nim podpisać.
Kampania rządzi się swoimi prawami, każdy ma własny pomysł na to, jak prowadzić dialog z oponentami. Nie chcę odnosić się do poszczególnych działań Patryka - choćby dlatego, że nie znam wszystkich szczegółów kampanii - ale co do zasady, to jest oczywiste, że kandydat na prezydenta dużego miasta może się w różnych kwestiach różnić programowo od partii, która go wspiera. Odnośnie delegalizacji jakiejkolwiek organizacji sprawa jest prosta - jeżeli działa zgodnie z prawem, może spokojnie funkcjonować, jeżeli łamie prawo - musi liczyć się z konsekwencjami, nawet delegalizacją.

Ciągle krążą przecieki o tym, że Mateusz Morawiecki chce wymienić część ministrów. Jest w nich coś na rzeczy?
Naprawdę wiele informacji medialnych, które się pojawiają, ma się nijak do rzeczywistości. Przecież jakiekolwiek zmiany w rządzie tuż przed wyborami to ruch - mówiąc eufemistycznie - nieroztropny. Teraz trzeba skupić się na kampanii, prezentacji własnego programu.

Nie spodziewam się ogromnej rekonstrukcji - ale gdyby nagle został wymieniony na przykład minister energii, to mało kto by to w ogóle zauważył.
Nie było takich pomysłów i nie ma. Natomiast uprzedzając pana pytanie o to, co będzie po wyborach, od razu odpowiadam: nie mam pojęcia. Naprawdę nie wiem, czy na przykład pan premier nie uzna za dwa miesiące, że Michał Dworczyk z jakichś powodów nie powinien wrócić do Sejmu jako poseł. W polityce liczy się - poza etyką i programem - skuteczność. Nie mam wątpliwości, że w ten sposób widzi to zdecydowana większość polityków PiS.

Czy teraz chce Pan powiedzieć, że premier jest zadowolony ze współpracy ze wszystkimi ministrami?
Dziś Rada Ministrów działa bardzo sprawnie. Proszę też zwrócić uwagę, w jak wiele projektów premier angażuje się osobiście.

Były wicepremier Ludwik Dorn krytykuje go za to - twierdzi, że to pokazuje, że premier nie umie delegować obowiązków i zarządzać zespołem.
Pytanie o to, jaki dana osoba preferuje sposób zarządzania. Z tego, co pamiętam, Ludwik Dorn, gdy kierował pracami Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, wszystko trzymał w nim bardzo krótko. Nie bardzo rozumiem, skąd bierze się teraz ta krytyka z jego strony.
Zarzuca premierowi, że wszystko bierze na siebie. Jak jest problem z „Mieszkaniem plus”, to zajmuje się nim osobiście, podobnie z negocjacjami wokół artykułu 7.
Premier nie bierze wszystkiego na siebie - natomiast rzeczywiście bierze odpowiedzialność za niektóre kluczowe projekty. To jest polityk niezwykle pracowity. Proszę pamiętać, że my rządzimy niecałe trzy lata, a administracja państwowa ciągle wymaga przebudowy. Cały czas nie do końca udało się przełamać silosowości poszczególnych resortów. Żeby móc sprawnie zarządzać w takiej sytuacji, czasami potrzebne jest zaangażowanie szefa, który ponad tymi resortami stoi i może przyspieszyć niektóre ponadministerialne projekty.

Premier w ostatniej chwili zablokował zakup okrętów Adelaide od Australii - mimo że ich zakup popierali prezydent i minister obrony. Jak to rozumieć?
Niedługo powinniśmy poznać oficjalne stanowisko prezydenta i ministra obrony w tej sprawie. Natomiast roz-mawiając o okrętach dla Marynarki Wojennej, musimy zawsze pamiętać o tym, co jest sprawą nadrzędną: skuteczność działania polskich sił zbrojnych. Premier nie musiał niczego blokować.

Fregaty rakietowe typu Adelaide skuteczne by nie były?
Wszelkiego rodzaju zakupy trzeba rozpatrywać pod kątem ich wykorzystania przez siły zbrojne w potencjalnej operacji obronnej. Na to dopiero nakładają się aspekt polityczny, gospodarczy oraz kwestia jakości sprzętu.

Teraz między wierszami mówi Pan, że okręty Adelaide nie były nam do niczego potrzebne? Skórka nie warta wyprawki?
Niczego nie mówię między wierszami. Natomiast każdy kraj musi sobie odpowiadać na takie samo pytanie: jakie są priorytety jego sił zbrojnych. Proszę jednocześnie zwrócić uwagę, że minister Błaszczak nigdy nie wypowiadał się jednoznacznie, że zapadła decyzja o zakupie tych okrętów. Szef MON mówił, że warto taki wariant rozpatrywać. Prowadzenie analiz na temat tego, co warto kupić, to nie to samo co podejmowanie wiążących decyzji. Jak w wielu przypadkach niektóre media narobiły w tej sprawie sporo zamieszania.

W efekcie doszło do nieporozumienia między małym i dużym pałacem. A jak w KPRM przyjęliście deklarację prezydenta z 15 sierpnia, kiedy powiedział, że chciałby podnieść wydatki na wojsko do 2,5 proc. PKB do 2024 r., a nie do 2030 r.? Zaskoczyła Was ta propozycja?
Plotki o nieporozumieniach można włożyć między bajki. Premier jest w bieżącym kontakcie z panem prezydentem. Natomiast odnośnie wydatków to prezydent wyraźnie powiedział również, że wydatki na siły zbrojne muszą być dostosowane do możliwości budżetowych. Dziś Polska jest jednym z nielicznym państw Europy, który na sprawy obronne wydaje 2 proc. swojego PKB.

Andrzej Duda, rzucając tę propozycję, był rozważny czy romantyczny?
Moim zdaniem pan prezydent wskazał z jednej strony na realne problemy wojska polskiego, z drugiej podkreślił swoją wrażliwość na potrzeby polskich sił zbrojnych. Ale powtórzę, jednocześnie wyraźnie podkreślił, że ewentualny wzrost wydatków jest uzależniony od możliwości budżetowych kraju. Mówił, że dobrze by było, gdyby wydatki na obronność szybciej rosły - trudno te słowa kwestionować.

A Pana szable, leżące obok na szafce, gdzie się według Pana lepiej komponują: tutaj czy w siedzibie ministerstwa obrony?
Polska szabla kawaleryjska wszędzie pięknie się komponuje. Ale mówiąc poważnie, jestem skupiony wyłącznie na pracy dla rządu Mateusza Morawieckiego oraz budowie jego zaplecza.

POLECAMY:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl