Wybory prezydenckie 2020. Prof. Andrzej Rychard: Wynik wyborów będzie kwestionowany

Jakub Oworuszko
Jakub Oworuszko
Prof. Andrzej Rychard
Prof. Andrzej Rychard Bartek Syta/ Polska Press
W przypadku wygranej Rafała Trzaskowskiego możemy spodziewać się zmian w rządzie. Jeśli wygra Andrzej Duda, PO będzie musiała sobie odpowiedzieć na pytanie „po co i jaką partią mamy dalej być" - przekonuje w rozmowie z "Polską Times" prof. Andrzej Rychard, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.

Jakub Oworuszko: Jak będzie wyglądała polska polityka po 12 lipca?

To zdecydowanie zależy od tego, czy dojdzie do zmiany na stanowisku prezydenta, ponieważ ona uruchomi daleko idącą dynamikę. Co nie znaczy, że żadnej dynamiki nie uruchomi pozostanie prezydenta Andrzeja Dudy, ale to będą zupełnie inne rodzaj zmian.

Jakich zatem zmian możemy spodziewać się po wygranej Rafała Trzaskowskiego?

Kto wie czy nie zaczną pękać w szwach siły, które spajają koalicję rządzącą na poziomie Sejmu. Te rozmaite napięcia już wcześniej były widoczne, ale w moim przekonaniu teraz one byłyby jeszcze silniejsze, bo podsycane przez szukanie winnych przegranej. Kto wie, czy nie doszłoby do zmiany układu rządzącego w Radzie Ministrów, poprzez zmianę sojuszników. Niewątpliwie znaczącą rolę odegrałby tutaj Jarosław Gowin, ponieważ gdyby Andrzej Duda przegrał, to w dużym stopniu byłoby to w wyniku działań dwóch Gowinów – bo i ojciec wykonał swoją robotę i syn (Ziemowit przyznał, że głosuje na Rafała Trzaskowskiego, było to szeroko komentowane – red.). Mielibyśmy do czynienia z erozją partii rządzącej, ponieważ przegrana Dudy pozwoliłaby na interpretację, że siła sprawcza Jarosława Kaczyńskiego jest już mniejsza, niż była kiedyś. Uruchomiłby to pierwsze pytania o sukcesję.

Wcale też nie jest pewne, czy nie wprowadziłoby to koniecznych zmian po stronie opozycyjnej. Powstałoby pytanie, czy Platforma Obywatelska powinna działać bardziej koalicyjnie i wspólnotowo z innymi przedstawicielami partii niebędących u władzy.

Jest też wielka niewiadoma, co będzie z ruchem Szymona Hołowni, który wydaje się, że bardzo źle znosi osobowościowo i charakterologicznie to, że nie wszedł do drugiej tury. W moim przekonaniu strzela sobie w stopę poprzez zmniejszanie poziomu motywacji swoich ewentualnych zwolenników, którzy mogą jego niektóre deklaracje odczytywać jako dość mocno skoncentrowane na własnej osobie, a mniej na tzw. sprawie, choć przedstawiał się wcześniej jako walczący właśnie o sprawę. Nie wiem, jaka będzie jego przyszłość.

A w przypadku wygranej Andrzeja Dudy?

Wariant w którym wygrywa Andrzej Duda - moim zdaniem nastąpią pod ciśnieniem przegranej istotne przetasowania w obozie opozycji, a przede wszystkim PO, która musi sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego się nie udało. Choć w moim przekonaniu, sukces dla PO byłby nieco większym zaskoczeniem, niż przegrana. Sukces byłby głównie rezultatem słabości i zmęczenia obozem rządzącym i samym prezydentem oraz pewnej dynamiki, którą wniósł Rafał Trzaskowski, choć zza tej dynamiki nie widać partii. Na pewno jest wsparcie dla kandydata, bo to partia silna, działająca w całym kraju. Krótko mówiąc, Rafał Trzaskowski dodał nieprawdopodobny własny, energetyczny ładunek.

Gdyby okazało się, że on jednak przegrywa, to PO stanęłaby przed odpowiedzią na pytania „a po co i jaką partią mamy dalej być, co my chcemy osiągnąć”. Ja zawsze powtarzam, że ten szok jaki przeżyła PO w 2015 roku, kiedy oddała władzę, spowodował, że zaczęto się zastanawiać, jak to się stało, że PO przegrała. Moim zdaniem pytanie warto też odwrócić: jak to się stało, że w kraju, który był wciąż na dorobku, relatywnie jednak ubogi, przez osiem lat rządziła taka partia z przesłaniem liberalizująco-modernizacyjnym. Być może PO była partią przed swoim czasem, teraz wzrosła liczba czy proporcja osób, które w strukturze społecznej są jak gdyby silnie związane z modernizacją. To pokazują wyniki badań – o rosnącej sekularyzacji, rosnącym poziomie wykształcenia, malejącym poziomie zubożenia polskiego społeczeństwa i niezwykle silnym przywiązaniu do Europy. Ta część wyborców, paradoksalnie, jest teraz większa niż za czasów rządów PO. PO rządziła niejako na wyrost. Ale gdyby teraz poniosła porażkę, poprzez porażkę swojego kandydata, który i tak dokonał cudu windując się na tak wysoką pozycję, musiałaby stanąć przed koniecznością odpowiedzi na pytanie: jak to się dzieje, że ta rosnąca w strukturze społecznej frakcja ludzi, dla których komunikat - nazwijmy go modernizacyjno-europejski - jest ważny, ponieważ wiąże się z ich osobistymi karierami, że ta grupa nie widzi wystarczająco silnie jako swojego reprezentanta takiej partii jaką jest Platforma. PO ma dziś lepszy grunt do wygrywania, niż wtedy, kiedy wygrywała.

Czy przegrana Rafała Trzaskowskiego będzie oznaczała koniec Platformy Obywatelskiej?

Kiedyś już się mówiło: „o, to już ostatnie dni Jarosława Kaczyńskiego w polityce”. I jakoś i Jarosław Kaczyński i PO funkcjonują, chociaż nic nie jest wieczne, ani polityczna rola Kaczyńskiego, ani PO. Platforma powinna wrócić do korzeni. Powstawała na gruncie dosyć brutalnie eksploatowanego „antypartynizmu”, nie miała być partią polityczną, tylko platformą, nie polityczną, tylko obywatelską. Ta nazwa symbolizowała ówczesny trend antypartyjny. Hasłem PO było „uwolnić energię”. Później PO stała się regularną, aktywną, partią polityczną, grając na nastrojach antypartyjnych. Nie twierdzę, że to jest droga, którą należałoby powtórzyć, nie twierdzę też, że PO na dość pragmatycznym wykorzystywaniu antypartyjności, do budowania partyjnej pozycji, jest tutaj egzotycznym ruchem, bo robi to wielu polityków na całym świecie – udają, że nie są politykami, chcą być postrzegani jako fachowcy, profesjonaliści. Wiedzą, że ludzie nie lubią polityki i sami się do tego przyczyniają, bo udają, że nie są politykami. Nie sądzę, że to można powtórzyć, losy takich partyjnych ruchów są dość efemeryczne. Ich liderzy prezentują się jako ci spoza polityki, takie kariery (Janusz Palikot, Paweł Kukiz) choć momentami silne, one gasną. PO musi znaleźć odpowiedź na pytanie, co dziś oznacza „uwolnić energię”. Musiałaby zająć się też stroną społeczną, ale mówiąc zrozumiałym językiem. Musiałaby mieć program reformy systemowej, który wychodziłby poza reformę usług publicznych, poza dawanie 500 zł. Komunikat „daję ci 500 zł i za to idź sobie do lekarza” o wiele bardziej trafia do ludzi niż komunikat „zrobimy reformę służby zdrowia”.

Czy w przypadku przegranej Andrzeja Dudy możemy spodziewać się, oprócz wspomnianych zmian w rządzie, również przyspieszonych wyborów?

Tego nie można wykluczyć, chociaż przetasowania większości rządowej są możliwe w ramach istniejącego układu parlamentarnego. Możliwy jest wariant dużych zmian i zbudowanie większości w obecnym parlamencie, jak i przyspieszone wybory, których rezultat wcale nie jest przesądzony. To nie jest tak, że wyborcy PiS i Andrzeja Dudy zniknęli. Oni są realną siłą, oni istnieją. Dzisiaj, kiedy rozmawiamy kilkanaście godzin przed wyborami, to Andrzej Duda jest faworytem z niewielką większością. W związku z tym, gdyby były nowe wybory parlamentarne, to po pierwsze ciekawe jest, jaki rodzaj koalicji wokół PiS-u by się budował, ale też ciekawe, czy by się zbudował jakiś rodzaj koalicji wokół Platformy. Wciąż istotnym aktorem, mimo że postrzelał sobie w stopy, byłby Szymon Hołownia.

Prezydent Duda zapraszał kilka dni temu liderów PSL i Konfederacji na spotkanie. Myśli pan, że do niego dojdzie? Czy jest szansa na jakąś nową, szeroką koalicję?

Może dojść do takiego spotkania, ale zaproszeni dosyć wyraźnie odpowiedzieli, że prezydent miał pięć lat, żeby robić coś razem, bo urząd prezydencki jest doskonałym do tworzenia takiej współpracy. Jakoś tego nie robił. Nie specjalnie spodziewałbym się przełomu po takim spotkaniu.

Sondaże pokazywały, że różnica pomiędzy Dudą a Trzaskowskim będzie znikoma. Czy jeśli wyniki z PKW potwierdzą, że różnica wyniosła np. kilkadziesiąt tysięcy głosów to możemy spodziewać się prób podważania tego wyniku czy apeli o ponowne przeliczenie głosów?

Tak, ponieważ wynik wyborów jest bardzo niepewny, nie tylko w tym sensie (i to po raz pierwszy) że nie wiadomo, który z kandydatów wygra, ale niepewny jest też, ponieważ nie wiadomo, czy nie będzie kwestionowany w przypadku bardzo niewielkiego zwycięstwa któregokolwiek z kandydatów. Już słyszymy sygnały, które są dość mocno niepokojące, dotyczą podobnie jak w pierwszej turze głosowania za granicą. Jeżeli jest tak, że w miejscach, gdzie wygrywał Andrzej Duda, można samemu przynieść głos do konsulatu, a nie można tego robić i trzeba wysyłać pocztą, co do której nie wiadomo czy zdąży je dostarczyć, w tych miejscach, gdzie wygrywał Trzaskowski, to to jest grunt do protestów. W sobotę dostaliśmy informację z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa nie o burzach, tylko o tym, że kobieta w ciąży może iść głosować bez kolejki. Obserwatorium Wyborcze napisało w „GW”, że tylko PKW jest władne ustalać, jaka jest kolejka i kto gdzie ma stać, tutaj nie ma żadnej delegacji dla ministra. RCB działa tylko w sytuacjach zagrożenia, tutaj ewidentnie naruszono ustawę, promując jednego kandydata, ponieważ istnieją twarde dane mówiące o tym, że osoby starsze, a tych jest bardzo dużo, głosują na Andrzeja Dudę. To również jest grunt do protestów.

Nie wykluczam scenariusza, o którym napisał prof. Andrzej Rzepliński (były prezes TK – red.). Wyobraźmy sobie, że są protesty i zaczyna je rozstrzygać Sąd Najwyższy, ale nie kończy tego do końca kadencji Andrzeja Dudy, czyli 6 sierpnia. Wówczas marszałek Sejmu staje się osobą pełniącą funkcję prezydenta i musi natychmiast wyznaczyć nowe wybory prezydenckie. Co będzie, gdy SN powie w międzyczasie, że wybory były ważne, ale ogłoszono już nowy termin? Rzepliński przyznaje, że nie wie co wtedy. Dopiero otworzy się pole do rozmaitych interpretacji. Moim zdaniem, choć mam nadzieję, że do czegoś takiego nie dojdzie, bo byłby to komplety chaos w państwie, to to jest wynik tego, że my decydując o nierobieniu wyborów 10 maja, wyłącznie w wyniku pewnego konsensusu politycznego, a nie w wyniku zastosowania jakiejkolwiek reguły konstytucyjnej, wyszliśmy z tymi wyborami poza teren kontrolowany przez konstytucję. Bylibyśmy na bardzo niepewnym gruncie, na którym wszystko jest możliwe. To co może stać się z wynikiem tych wyborów, łącznie z ich kwestionowaniem, to jest moim zdaniem pokłosie tego grzechu pierworodnego, jakim było to, że słusznie nie zrobiono wyborów 10 maja, ale w niesłuszny sposób.

Wiele wskazuje na rekordową frekwencję. Czy to dowód na to, że jesteśmy już dojrzałą demokracją?

Moim zdaniem tak. W Polsce przez ostatnie kilka lat obserwowaliśmy takie wzmożenie obywatelskie, choćby partycypacja w rozmaitych protestach, akcjach, ale to się nie przekładało na politykę. Takie spontaniczne, obywatelskie formy protestu czy też ruchy nie szukały swojej reprezentacji politycznej, a nawet na pewnym etapie bardzo mocno się odcinały od polityki. Niechętnie wpuszczano polityków na sceny. W tej chwili mamy zmianę. Obywatelskie zaangażowanie zaczyna – przynajmniej w jakiejś części – przybierać formę politycznego zaangażowania, ale musimy pamiętać, że to nie dotyczy osób tylko kontestujących obecny układ, ale również tych, które skłonne byłyby go poprzeć. Istniejący system władzy, choć silnie scentralizowany, opiera się także na bardzo prężnych i dobrze działających organizacjach oddolno-obywatelskich – czy to kluby Gazety Polskiej czy sieć Radia Maryja, która też jest zakorzeniona społecznie. To buduje inny obraz społeczeństwa obywatelskiego. Ono ma istotne wyspy aktywności obywatelskiej i niektóre z nich szukają swojego miejsca w polityce. To jest nowe i to znajduje swoje przełożenie w wysokiej, jak na standardy polskie, frekwencji.

Co mogą zrobić politycy, żeby obniżyć temperaturę sporu politycznego i złagodzić podziały?

Myślę, że musi nastąpić jakaś generacyjna wymiana polityków, ponieważ te generacje, które w tej chwili są u władzy, akurat może poza generacją Dudy i Trzaskowskiego, bo oni są relatywnie młodzi, są zakorzenione w przeszłości. Gdy Trzaskowski zaczął mówić o zagrożeniach klimatycznych, natychmiast zaczął też mówić o tym Duda. Musi dojść pokolenie, które pokaże, że pewne wybory, decyzje i alternatywy, przed którymi stawaliśmy do tej pory, są z lekka trącące myszką, bo świat stoi przed kompletnie innymi wyborami. Młodzi to rozumieją, wiedzą, że kwestia klimatu to nie jest jakaś fanaberia lewicowych środowisk, tylko od tego zależy w jakim środowisku będą żyli. Te kwestie wchodzą mocno w politykę i one przedefiniują pole sporów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl