Wybory parlamentarne 2019. Jarosław Gowin: Jesteśmy w połowie drogi do dobrej zmiany

Anna Wojciechowska
Gowin: PSL i PiS walczą o ten sam wiejski elektorat
Gowin: PSL i PiS walczą o ten sam wiejski elektorat Bartek Syta/Polska Press
- Nie wszystkie działania Ministerstwa Sprawiedliwości budziły mój entuzjazm. Czy to się komuś podoba, czy nie, Zbigniew Ziobro należy dziś do grona najważniejszych osób w polskiej polityce - mówi wicepremier Jarosław Gowin, minister nauki

Jest w obozie władzy takie poczucie, że te wybory są już wygrane, a stawką jest tylko skala zwycięstwa?
To zależy, jak zdefiniujemy zwycięstwo. Jeśli rozumieć przez to osiągnięcie najlepszego wyniku, to wydaje się, że faktycznie zwycięstwo jest przesądzone. Realnym zwycięstwem jest dla nas jednak zdolność kontynuacji rządów, a to, przy obecnym kształcie sceny politycznej, oznacza taką wygraną, która da nam samodzielną większość.

Liczy się pan realnie z tym, że stracicie władzę, czy to tylko kampanijna ostrożność?
Oczywiście, że ryzyko istnieje. Gdybym myślał inaczej, grzeszyłbym pychą i brakiem wyobraźni.

Jak duże jest to ryzyko?
Większość sondaży daje nam samodzielną większość, ale do końca kampanii pozostało jeszcze pięć tygodni. Ten finisz jest zawsze najtrudniejszy dla obozu rządzącego. Po pierwsze, trzeba brać pod uwagę wydarzenia niedające się przewidzieć. Przypomnijmy sobie rząd Włodzimierza Cimoszewicza, który zmyła powódź. Ponadto w kampanii obowiązuje zasada: bij w lidera, więc wszyscy będą uderzać w nas. Opozycja, która tym razem idzie podzielona, ma wygodniejszą płaszczyznę do ataku niż kiedy tworzyła jeden wspólny blok w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Wybory parlamentarne 2019. Sondaż Polska Press Grupy: PiS mo...

Większość twierdziła jeszcze niedawno, że tylko jeden mocny blok opozycyjny ma szansę pokonać PiS.
Najgroźniejszy dla nas byłby scenariusz dwóch bloków: lewicowego i centrowo-cha-deckiego, odtwarzającego koalicję PO-PSL. Odrzucenie propozycji Władysława Kosiniaka- -Kamysza to poważny błąd Grzegorza Schetyny. Nie zmienia to faktu, że obecna sytuacja, w której walczymy na trzech frontach, a faktycznie nawet na czterech frontach, bo musimy zderzać się też z radykałami z Konfederacji, sprawia, że wynik tych wyborów pozostanie otwarty do ostatniego dnia kampanii.

Który z tych frontów jest najgroźniejszy?
Pogłębione badania pokazują, że nasz elektorat jest bardzo przywiązany do Zjednoczonej Prawicy i praktycznie nie istnieje zagrożenie, że mógłby przerzucić poparcie na inny komitet. Ryzyko polega na czym innym: na groźbie jego demobilizacji. Ta zaś mogłaby nastąpić w dwóch przypadkach: albo na skutek przekonania, że wszystko jest „pozamiatane” i zwycięstwo mamy w kieszeni, albo na skutek naszych błędów, które mogłyby część naszych zwolenników zniechęcić w ogóle do udziału w wyborach. Można zatem powiedzieć, że największym potencjalnym zagrożeniem jesteśmy dla siebie my sami. Ale też, z drugiej strony, cały czas trzymamy w rękach klucz do zwycięstwa. Nie znaczy to, że można lekceważyć opozycję. Te wybory będą unikalne z dwóch powodów. Po pierwsze, będzie rekordowo mało komitetów ogólnopolskich. Po drugie, będzie też oddana rekordowo mała liczba głosów na komitety, które nie przekroczą progu wyborczego. Z tego powodu zwycięzca wyborów będzie w niewielkim stopniu beneficjentem systemu D’Hondta. To zaś oznacza, że aby mieć komfort samodzielnych rządów, Zjednoczona Prawica powinna przynajmniej powtórzyć wynik z wyborów europejskich.

Nie oglądam telewizji w ogóle. Słowo honoru. Mogę tylko polegać na opiniach moich znajomych, z których większość to symetryści

A co jeśli tego komfortu nie będzie?
Wtedy Polsce grozi chaos, bo albo powstanie mniejszościowy rząd prawicy, albo trudna do scalenia i nietrwała koalicja ugrupowań opozycyjnych od Roberta Biedronia do Pawła Kukiza. Taka koalicja oznaczałaby w praktyce paraliż państwa.

Bierzecie pod uwagę wariant wzięcia władzy bez komfortowej większości, w oparciu o przeciąganie pojedynczych posłów?
Wypruwamy sobie żyły, by zdobyć samodzielną większość. Jest w naszym zasięgu.

CZYTAJ TEŻ | Kto będzie premierem po wyborach? Mateusz Morawiecki, Jarosław Kaczyński, a może Małgorzata Kidawa-Błońska

A wy nie jesteście zdolni wejść w żadną koalicję? Może Konfederacja?
Wykluczam taką możliwość ze względu na fundamentalny spór o politykę zagraniczną. Konfederacja reprezentuje tę, na szczęście, niewielką część społeczeństwa, która nastawiona jest prorosyjsko. Zjednoczona Prawica jest konsekwentnie prozachodnia, a za największe zagrożenie dla Polski i światowego pokoju uznajemy właśnie imperialistyczne dążenia putinowskiej Rosji.

A PSL w nowej odsłonie?
Władysław Kosiniak-Kamysz mówi, że to wykluczone. Nie ma powodu, by mu nie wierzyć.

Co innego przed wyborami, co innego po wyborach.
To trudny scenariusz. PSL i PiS walczą o ten sam wiejski elektorat. Ja konsekwentnie przez cztery lata mówiłem, że naturalnym partnerem mogłoby być dla nas ugrupowanie Pawła Kukiza. Ale dziś przypuszczam, że jedynym posłem, którego do nowego Sejmu wprowadzi Paweł Kukiz, będzie on sam. W pozostałych okręgach starzy wyjadacze z PSL będą połykać „jedynki” od Kukiza.

Żałuje pan, że Jarosław Kaczyński nie przekonał do siebie Pawła Kukiza? Rozmowy przecież były.
To raczej Paweł Kukiz nie przekonał do siebie Jarosława Kaczyńskiego. Było, minęło. Nie ma sensu do tego wracać.

Nieoczekiwane wskazanie przez Grzegorza Schetynę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na kandydatkę na funkcję premiera to dobry ruch? Może mieć jakiś wpływa na wynik wyborów? Na ile utrudnia waszą sytuację na ostatniej prostej kampanii?
To zręczny uskok Grzegorza Schetyny przed dotkliwą porażką. Otoczenie uświadomiło mu, że jest dla Koalicji Obywatelskiej obciążeniem. Małgorzata Kidawa-Błońska, osoba koncyliacyjna, sympatyczna i kulturalna, mogłaby stać się atutem dla KO, gdyby jej kandydaturę wysunięto kilka miesięcy temu. Dziś to ruch bez większego znaczenia. Głównym motywem tej decyzji jest to, by Grzegorz Schetyna miał na kogo zrzucić odpowiedzialność za prawdopodobną porażkę.

CZYTAJ TEŻ | Małgorzata Kidawa-Błońska [SYLWETKA] Kim jest kandydatka KO na premiera?

Wspominał pan o nieprzewidywalnych wydarzeniach, a czytając o tym, co się działo w Ministerstwie Sprawiedliwości, nie zaczął się pan bać raczej zagrożeń płynących ze środka samej Zjednoczonej Prawicy? Co jeszcze może wypłynąć?
Oczywiście każde tego typu wydarzenie pozostawia jakąś rysę na naszym wizerunku. Na razie jednak te rysy są bez głębszego politycznego znaczenia, ponieważ nasza reakcja na wszystkie zjawiska zasługujące na potępienie jest bardzo jednoznaczna i zdecydowana. To zaś utwierdza naszą wiarygodność w oczach wyborców.

Do czasu. Szczerze: nie przeraziły pana jednak te metody walki stosowane, jakby nie patrzeć, wewnątrz pana rządu?
Nie nazwałbym tego metodami stosowanymi przez rząd. To były działania garstki sędziów. A z rządu dotyczyło to jednego urzędnika. Byłego już wiceministra.

Dotyczyło sędziów, którzy, w domyśle, mieli zastąpić obecne elitym a ów wiceminister Plebiak, przypomnijmy, w rozmowie z hejterką wspominał: „Pokażę szefowi, niech się też ucieszy”. Wychodzi na to, że to są metody walki z przeciwnikami stosowane w rządzie. Pana rządzie...
Uważam takie metody za odrażające. A o wiarygodności rządu nie decyduje to, czy pojawi się w nim jakaś czarna owca, ale to, czy rząd potrafi się samooczyścić. I tu decyzja premiera Morawieckiego była błyskawiczna.

I po tym, co się dowiedzieliśmy, pozycja ministra Ziobry jest niezagrożona? Dalej będzie mu powierzać przeprowadzanie reform wymiaru sprawiedliwości?
Nie przymierzamy się na razie do składu nowego rządu. Co do samego Zbigniewa Ziobry, przypominam, że znajduje się na czele rankingów zaufania do polityków, stoi na czele partii współtworzącej obóz prawicy, jest wysoko oceniany przez...

…tylko niech pan nie mówi, że przez premiera Morawieckiego, bo wywiad straci na powadze, a i premier może nie być zachwycony.
(śmiech) Chciałem powiedzieć, że minister jest też dobrze oceniany przez większość konserwatywnych mediów.

CZYTAJ TEŻ | Cysterny wstydu PO-PSL ruszają w Polskę. Nowa akcja Prawa i Sprawiedliwości. Ciężarówki nie należą do PKN Orlen

Kluczowe jest, czy będzie się cieszył zaufaniem prezesa Kaczyńskiego.
Nie namówi mnie pani do odgrywania roli rzecznika prasowego Jarosława Kaczyńskiego. Mówiąc krótko: czy to się komuś podoba, czy nie, Zbigniew Ziobro należy dziś do grona najważniejszych osób w polskiej polityce.

Panu się to podoba?
Nie wszystkie działania Ministerstwa Sprawiedliwości budziły mój entuzjazm. Tak jak moim koalicjantom z PiS czy Solidarnej Polski niekoniecznie musiały się podobać wszystkie moje reformy w obszarze nauki. Ale odpowiedzialna polityka wymaga umiejętności zawierania kompromisów. To dzięki niej obóz Zjednoczonej Prawicy tworzy najbardziej harmonijną koalicję po 1989 roku. I niech tak pozostanie.

Wszyscy się lubią i podziwiają?
To nie jest kwestia politycznej miłości, tylko…

...silnego przywództwa Jarosława Kaczyńskiego.
To też. Przede wszystkim mamy jednak dostatecznie szeroki wspólny mianownik celów. Łączy nas wola gruntownej modernizacji państwa i obrony tradycyjnych polskich wartości. A na to nakłada się chłodna, realistyczna ocena tego, co jest alternatywą dla naszych rządów. Cokolwiek by nie mówić o naszych błędach, to alternatywą są rządy ludzi, którym nie odmawiam patriotyzmu, ale którzy na pewno nie potrafiliby zrobić dla Polski tyle dobrego, co my przez ostatnie cztery lata. Mamy rekordowe w Unii Europejskiej tempo wzrostu gospodarczego. Mamy rekordowo niskie bezrobocie i deficyt budżetowy. Mamy najszersze w Europie programy społeczne, a mimo to przymierzamy się, by przyszłoroczny budżet był zrównoważony. Mamy wreszcie premiera, który jest jednym z głównych rozgrywających na arenie europejskiej.

Wszystko wskazuje na to, że jeśli Zjednoczona Prawica będzie kontynuować rządy, to premierem będzie Morawiecki

Jest pan pewien, że jeśli utrzymacie władzę, to Mateusz Morawiecki będzie ponownie premierem, bo on sam wydaje się nie być pewny siebie...
Od dawna powtarzam, że w obozie Zjednoczonej Prawicy są tylko dwie osoby, które mogą piastować urząd premiera: obecny premier Morawiecki oraz lider całego obozu Jarosław Kaczyński. Wszystko wskazuje na to, że jeśli Zjednoczona Prawica będzie kontynuować rządy, to premierem pozostanie Mateusz Morawiecki.

A pana satysfakcjonowałoby pozostanie tu, w ministerstwie nauki?
Na pewno zrobię wszystko, by reformy, które zacząłem w tej kadencji, były kontynuowane. Czy przeze mnie osobiście, czy przez kogoś, kto będzie podzielał tę wizję unowocześnienia szkolnictwa wyższego - to sprawa drugorzędna.

Czyli jednak drugie podejście pod MON?
Uznajmy, że jestem wciąż młodym, obiecującym politykiem i nie stawiajmy mi tamy na kolejne kadencje. (śmiech)

CZYTAJ TEŻ | DLACZEGO WARTO GŁOSOWAĆ W WYBORACH PARLAMENTARNYCH? KOMPETENCJE SEJMU I SENATU

To poważnie. Czytał pan raport NIK na temat tego, ile nasz kosztowało powierzenie Antoniemu Macierewiczowi szefostwa MON?
Nie czytałem tego raportu, ale niezależnie od tego, jak się ocenia pierwsze dwa lata naszej polityki obronnej, to następne dwa lata, odkąd urząd piastuje Mariusz Błaszczak, oceniam bardzo wysoko.

A nie sądzi pan, że powierzenie Macierowiczowi tak strategicznego resortu, to był, delikatnie mówiąc, błąd?
Byłoby politycznym świństwem, a przy okazji głupotą, ocenianie dokonań kolegów z rządu. Nawet byłych.

Czas kampanii to też czas rozliczeń całych waszych rządów. I wypadałoby przyznać, co się nie udało. Chyba że ogłosicie, że wszystko jest świetnie. Tylko wtedy powstaje pytanie, po co chcecie jeszcze rządzić?
Po pierwsze dlatego, że pewne reformy wymagają kontynuacji. Przykładem jest szkolnictwo wyższe czy oświata. Po drugie, nie ukrywamy, że niektóre reformy wymagają korekty. Niewątpliwie takiej reformy wymaga reforma wymiaru sprawiedliwości, dlatego że po tych czterech latach wciąż nie widać pożądanych efektów dla obywateli, polegających przede wszystkim na skróceniu czasu orzekania. Po trzecie, powinniśmy podjąć działania, na które w tej kadencji nie starczyło czasu, a częściowo i środków. Mam na myśli usprawnianie działania państwa od strony usług publicznych. Każdy rząd będzie musiał się zmierzyć ze stanem służby zdrowia. Musimy też przyspieszyć proces podnoszenia wynagrodzeń w sferze budżetowej. Jest wiele instytucji państwowych, których funkcjonowanie trzeba usprawnić. Dlatego, o ile obecna kadencja była kadencją z jednej strony szybkiego wzrostu gospodarczego, a z drugiej strony szerokich programów społecznych, o tyle priorytetem w następnej powinno być utrzymanie tego wzrostu gospodarczego z równoczesną systemową reformą państwa.

Jako człowiek nauki, ale i z pozycji dziadka, jest pan zadowolony z tego, jakie szkoły zostawiacie?
Z pewnością dobrze się stało, że powróciliśmy do 4-letniego liceum. Sam nie odważyłbym się jednak na tak szybkie przeprowadzenie tej reformy oświaty. Jak pani wie, swoją reformę szkolnictwa wyższego przeprowadziłem zupełnie inną metodą: ustawa powstała po trzech latach konsultacji, a jej realizacja rozłożona jest na osiem lat.

Odważyłby się pan dziś spotkać z rodzicami uczniów, którzy w wyniku reformy pana rządu mają się np. uczyć matematyki o godzinie 19?
Oczywiście, że spotkałbym się z tymi rodzicami. Nasz rząd, jak żaden inny, był otwarty na dialog z obywatelami. Uważam to za nasz święty obowiązek.

Wypruwamy sobie żyły, by w wyborach parlamentarnych zdobyć samodzielną większość. Jest w naszym zasięgu

Pytanie, czy umiałby pan z podniesionym czołem przekonać, że np. matematyka o godz. 19 w liceum to jest dobra zmiana.
Jeszcze raz podkreślam: nie ma wątpliwości, że w ciągu paru lat ta reforma przyniesie pozytywne zmiany.

To jednak nie można powiedzieć jeszcze, że mamy tę „dobrą zmianę” w Polsce?
Jesteśmy w najlepszym razie w połowie drogi. Potrzebujemy co najmniej drugiej kadencji rządów, żeby utrwalić i poszerzyć coś, co nazwałbym konserwatywną modernizacją Polski. Ale już dziś tylko nasi najbardziej zapiekli przeciwnicy mogą zaprzeczyć, że pod rządami Zjednoczonej Prawicy staliśmy się społeczeństwem bardziej zamożnym, nasza gospodarka rozwija się imponująco dynamicznie, a państwo przestało być tekturowe.

Niepokoi pana wyraźna próba odbudowywania skrzydła konserwatywnego przez Grzegorza Schetynę? W końcu to miejsce na scenie, w której pan się lokuje. Paweł Kowal czy Paweł Poncyljusz to raczej poglądowo panu bliższe osoby, a jednak postawiły na przeciwny obóz. Nie żal?
Kiedyś krótko współpracowaliśmy i nie wspominam tego okresu dobrze. Ze strony Grzegorza Schetyny był to krok przypominający ruch z marszałek Kidawą-Błońską: nagłe wyciągnięcie królika z kapelusza. Nie sądzę, by konserwatywnych wyborców mogło to przekonać. Proszę zresztą spojrzeć choćby na niedawne badania opublikowane przez oko.press. Dla ogromnej części wyborców PO partią drugiego wyboru jest Lewica. Donald Tusk i Ewa Kopacz tak bardzo przesunęli Platformę w lewo, że żadne wysiłki Grzegorza Schetyny, a już zwłaszcza pojedyncze transfery polityków, tego nie odwrócą. Proszę zwrócić uwagę, jakiemu ostracyzmowi zostaje poddany w Warszawie Kazimierz Ujazdowski. W Krakowie środowiska wspierające PO nawołują do niegłosowania na Pawła Kowala. To prawda, że z różnych powodów, także błędów naszego obozu, przy Platformie pozostała część wyborców umiarkowanie prawicowych. Ale nowych wyborców po prawej stronie PO nie zdobędzie.

Dziś już z boku, po cichu, bardziej kibicuje pan, żeby Tuskowi udało się namieszać Schetynie, czy żeby Schetyna utrzymał partię?
Donald Tusk jest na pewno politykiem większego formatu niż Grzegorz Schetyna, politykiem formatu europejskiego. Ale w nieuchronnym starciu Tusk - Schetyna, jeśli już za kimś miałbym trzymać kciuki, to zdecydowanie za Schetyną. Uważam go za większego patriotę i państwowca niż Tusk, dla którego priorytetem zawsze była osobista władza. To dlatego przekształcił Platformę w bezideową partię władzy i wypchnął z niej silne osobowości, jak marszałek Płażyński, Jan Rokita czy Zyta Gilowska.

Z drugiej strony wyobraża pan sobie, że Zyta Gilowska jako wicepremier i minister finansów stawia pieczątkę pod tymi wydatkami przedwyborczymi, na jakie wy sobie pozwoliliście?
Kilka dni temu byłem na spotkaniu z przedsiębiorcami z Nowego Targu i mam pełną świadomość, że przedsiębiorców czy szerzej, wolnorynkowców, niepokoi skala programów społecznych. Ale nawet my, wolnorynkowcy, powinniśmy doceniać, że państwo polskie po raz pierwszy po 1989 roku objęło opieką grupę społeczną, która znajdowała się w najtrudniejszym położeniu, czyli młode rodziny wychowujące dzieci. Nasze programy społeczne zbudowały realną więź lojalności i solidarności szerokich rzesz społecznych z własnym państwem: miliony Polaków po raz pierwszy przekonały się, że ich własne państwo może być w życiu pomocne i potrzebne.

PIOTR CHROBAK: MIMO AFER POPARCIE DLA PIS-U WCIĄŻ NA WYSOKIM POZIOMIE

A ci drobni przedsiębiorcy, których znaczenie tak często pan podkreślał, przekonali się niemile, że na żadne wsparcie czy docenienie ich ciężkiej pracy przez państwo liczyć nie mogą?
Nie do końca. Wzrost gospodarczy to przecież efekt sukcesów setek tysięcy małych firm. Przygotowaliśmy wiele instrumentów, które mają pomóc tym firmom, na czele z instytucją małego ZUS-u…

Panie premierze, małe firmy, sklepiki, padają właśnie pod ciężarem obciążeń fiskalnych.
Nie bagatelizuję tego, co pani mówi. Wiem, że wśród ludzi, którym żyje się najciężej, jest spora część drobnych przedsiębiorców czy rzemieślników. Z myślą o nich przygotowaliśmy szereg nowych rozwiązań, które przedstawimy na konwencji programowej w Lublinie. Widzę potrzebę pewnej korekty w naszej polityce, by zmniejszyć ciężary, jakie dźwiga drobny biznes.

Na ile w swoich planach rząd bierze poważnie pod uwagę sygnały i dane wskazujące na możliwości nadejścia kolejnego światowego krachu gospodarczego? Można odnieść ostatnio wrażenie, że kompletnie je ignorujecie.
Nie ma przesłanek wskazujących, by zbliżał się kryzys porównywalny do tego z lat 2008-09. Co ciekawe, ostatnie dane wskazują, że nasza gospodarka uniezależniła się, jeśli chodzi o swój dynamizm, od niemieckiej. Mówiąc krótko, siła polskiej gospodarki stała się tak duża, że ewentualne światowe spowolnienie nie jest dla nas dużym zagrożeniem.

Ale póki co nie przygotowujecie się do niego?
Przeciwnie. Transfery społeczne mają oddziaływanie antycykliczne.

Lubi pan oglądać Wiadomości TVP?
Nie oglądam telewizji w ogóle. Słowo honoru. Mogę tylko polegać na opiniach moich znajomych, z których większość można określić mianem symetrystów. Oni nie znajdują specjalnej satysfakcji z oglądania ani Faktów, ani Wiadomości.

Pytam o Wiadomości, bo to program telewizji publicznej. I słyszę opinie zwolenników waszego obozu, wskazujące, że obraża on ich inteligencję. Może tu też potrzebne są zmiany?
Proszę się zwrócić z pani inicjatywą do premiera Glińskiego. (śmiech)

Tyle tylko, że to pan między innymi osobiście podnosił postulat tzw. repolonizacji mediów. Wobec takiego poziomu programów informacyjnych TVP uzasadnione staje się podejrzenie, czy nie chodzi faktycznie o zmonopolizowanie mediów przez obóz rządzący.
Wszystkie szanujące się państwa, a świetnym przykładem są tu choćby Niemcy czy Francja, dbają, żeby odpowiednia część sektora bankowego i mediów była w rękach kapitału narodowego. Ten kapitał nie musi być wcale przychylny obozowi Zjednoczonej Prawicy: patrz Agora. Osobiście byłbym o wiele spokojniejszy o standardy liberalnej demokracji w naszym kraju, gdybyśmy mieli zdecydowanie większe spluralizowanie mediów.

To dlaczego ostatecznie schowaliście gotowy projekt do szuflady?
Bo nieroztropnie jest otwierać zbyt dużo frontów naraz.

Będzie dalej próbować?
Nie wiem. W polityce trzeba sobie stawiać cele realistyczne. Wiem tylko, że w interesie wszystkim Polaków, i tych, którzy słuchają Radia Maryja, i tych, którzy słuchają Tok FM, jest unikanie sytuacji, w której na rynku medialnym zdecydowaną przewagę mają koncerny zagraniczne, obojętnie z jakimi sympatiami politycznymi.

Przykład węgierski pokazuje, jak takie deklaracje się kończą.
Proszę mi wierzyć, że Polska pod rządami Zjednoczonej Prawicy to zupełnie inny kraj niż Węgry Wiktora Orbana. Dla mnie Węgry nie są inspiracją i wzorem, do którego bym dążył. Dużo bliższy jest mi twardy realizm i pragmatyczna obrona interesu narodowego, jakie cechują polityków niemieckich.

Kierunek nadaje jednak Jarosław Kaczyński. A on wyraźnie mówił, że ma być u nas Budapeszt.
Tamte słowa padły w konkretnej sytuacji i kontekście. Miały nieść nadzieję na przejęcie władzy przez Zjednoczoną Prawicę. I przyniosły skutek. Zwyciężyliśmy.

To jak pan ocenia procentowo szansę, że uda się wam ponownie?
Nie gram w totolotka ani nie obstawiam zakładów. Wynik jest sprawą otwartą. Startujemy z pole position. I tylko od nas, sprawności naszych rządów, skuteczności naszej kampanii i mobilizacji naszych wyborców zależy, czy przekroczymy metę jako pierwsi.

POLECAMY W SERWISIE POLSKATIMES.PL:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl