Wstrząsająca relacja porwanego przez lawinę. "Gdy się wykopałem, Ani i Kasi nigdzie nie było"

Małgorzata Więcek-Cebula
25-letnia Katarzyna Węgrzyn z Bochni jest w ciężkim stanie, dziś lekarze spróbują wybudzić ją ze śpiączki. Jej koleżanka Ania nie żyje. Dziś jej pogrzeb.

Chcieli dotrzeć tam, gdzie zwykły turysta nie ma dostępu - do wnętrza Jaskini Komin w Tatrach. Wyprawa, o której marzyli, zamieniła się w koszmar. Czteroosobowa grupa grotołazów znalazła się w pułapce, gdy wspinając się po stoku, ruszyła na nich lawina. Na ucieczkę nie było już czasu. Wszyscy znaleźli się pod grubą warstwą śniegu. - Wydostałem się o własnych siłach, pomogłem też Renacie - relacjonuje Ireneusz, jeden z uczestników górskiej wyprawy. - Ale Ani i Kasi nie mogliśmy znaleźć. Wiedzieliśmy, że liczy się każda minuta.

Na wczoraj była z nami umówiona na rozmowę. Jak mówi jej siostra Ula, bardzo to przeżywała, bo miał to być jej pierwszy w życiu wywiad o pasji do gór. Nasze plany pokrzyżował tragiczny wypadek. Katarzyna Węgrzyn, 25-letnia mieszkanka Bochni, to jedna z czterech osób, które w minioną sobotę w Tatrach zasypała lawina. Młoda dziewczyna przebywa w krakowskim szpitalu. Jej stan jest ciężki. Anny, kolejnej z uczestniczek tej wyprawy, mimo reanimacji nie zdołano uratować. Spod zwałów śniegu o własnych siłach wydostał się Irek i Renata. To właśnie z ich relacji wiemy, co dokładnie wydarzyło się tego dnia.

Metr pod śniegiem

Cała czwórka zamierzała zbadać wnętrze Jaskini Komin w Ratuszu Litworowym w Dolinie Miętusiej. Dostali na to niezbędne pozwolenia, bo miejsce to nie jest dostępne dla przeciętnego turysty. Wyruszyli w sobotę. O godzinie 14.15 w Wielkiej Świstówce, po odbiciu ze ścieżki i podejściu 30 metrów stokiem pod ścianę Ratusza Litworowego, zamarli. Ogłuszający szum, a zaraz potem widok pędzącej wprost na nich lawiny. O ukryciu się w bezpiecznym miejscu nie było już mowy. Wszyscy znaleźli się pod śniegiem.

- Zdołałem wydostać się sam, obok mnie zlokalizowałem Renię, która zresztą już sama zaczęła się uwalniać - relacjonuje Ireneusz. - Wiedzieliśmy, że Ania i Kasia są uwięzione.

Natychmiast powiadomili TOPR. Ratownicy dopiero przy użyciu sondy natrafili na Anię. - Gdy ją odkopali, już nie oddychała - mówi Irek. Rozpoczęła się walka o jej życie (ostatecznie reanimacja zakończyła się niepowodzeniem). W międzyczasie inna grupa starała się dotrzeć do Kasi. W końcu ustalili, gdzie się znajduje. Pod śniegiem spędziła 45 minut. Była w głębokiej hipotermii. Gdy trafiła do Specjalistycznego Szpitala Jana Pawła II w Krakowie jej organizm był wychłodzony do 16 stopni Celsjusza. - Stan pacjentki jest nadal bardzo ciężki - mówi lekarz Tomasz Darocha.

Miłość do gór ma po tacie
O wypadku rodzina Katarzyny dowiedziała się dopiero w nocy, kiedy do rodzinnego domu 25-latki zapukali policjanci.

- Zerwaliśmy się z łóżek. To był szok. Liczyliśmy na to, że to może pomyłka - mówi Urszula Węgrzyn, siostra Kasi. - Później był płacz i wielka bezradność, że nijak nie możemy jej pomóc - dodaje. Zaznacza, że jeszcze w czwartek przed wyprawą w Tatry widziała się z siostrą.

- Śmiałyśmy się i żartowałyśmy. Jak zawsze. Bo Kasia już taka jest - mówi Urszula. - Góry i jaskinie to jej żywioł. Miłość do nich zaszczepił w niej tata. Razem zresztą przemierzyli wiele szlaków - dodaje cicho.

Przed nią Mont Blanc
Katarzyna i jej towarzysze wyprawy to członkowie Akademickiego Klubu Grotołazów w Krakowie, którego 25-latka jest przewodniczącą.

Znajomi dziewczyny podkreślają, że do każdej wyprawy zawsze była przygotowana perfekcyjnie.

- Już tydzień wcześniej miała spakowany sprzęt i ubrania. Także te, które zakłada się już po wejściu do jaskini - mówi starsza siostra Katarzyny.

Wiedziała też jak zachować się w najbardziej ekstremalnych warunkach. W chwili wypadku jako jedyna z czteroosobowej ekipy zdążyła przepiąć plecak na brzuch i położyć głowę na nim, tworząc w ten sposób zaporę powietrzną. To uratowało ją przed śmiercią.

Katarzyna bywała w miejscach dużo bardziej niebezpiecznych niż Tatry. Dwa lata temu zdobyła Kazbek. Kilka miesięcy temu razem z grupą przyjaciół próbowała wejść na Mont Blanc. Niestety nie udało się, bo warunki atmosferyczne na to nie pozwoliły. Obiecała sobie jednak, że tam wróci, by po raz kolejny zmierzyć się z tym szczytem.

Rodzina 25-latki nie dopuszcza myśli, że Kasia może z tego nie wyjść. - Kilka miesięcy temu obroniła dyplom na AGH. Dorabiała sobie jako ankieterka i rozglądała się za poważną pracą - mówi Urszula. - W swoim pokoju zostawiła porządek, starannie zaścielone łóżko i szklaną gablotę z okazami skał z całego świata. To wszystko na nią tu czeka, razem z nami - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wstrząsająca relacja porwanego przez lawinę. "Gdy się wykopałem, Ani i Kasi nigdzie nie było" - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl