18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Wspomnienia Samanthy Geimer. W książce m.in. zdjęcia autorstwa Polańskiego, wykonane przed gwałtem

Samantha Geimer
Okładka książki Samanthy Geimer. Zdjęcie zrobione przez Romana Polańskiego
Okładka książki Samanthy Geimer. Zdjęcie zrobione przez Romana Polańskiego
Nie chcę po 35 latach wciąż być jedynie ofiarą chuci Polańskiego - pisze we wspomnieniach Samantha Geimer.

Urodziłam się jako Tami Sue Nye 31 marca 1963 roku, osiem miesięcy przed zamachem na prezydenta Kennedy'ego, gdy wszystkim Amerykanom ziemia usunęła się spod nóg. Nie pamiętam mojego biologicznego ojca, choć raz pojawił się pijany w naszym domu. Zawsze sądziłam, że matka postanowiła zmienić mi imię po to, by wymazać go z naszego życia. Ale później okazało się, że było zupełnie inaczej. To mój ojczym Jack Gailey chciał je zmienić. Inteligentne dziewczynki nie miewają na imię Tami Sue. A tato chciał mieć inteligentną córeczkę.

Pochodzimy z Yorku w stanie Pensylwania, przemysłowego miasta, którego mieszkańcy - głównie potomkowie holenderskich osadników - zajmują się produkcją podłóg, turbin wodnych i motorów marki Harley-Davidson. To tutaj wymyślono sztuczną trawę, tutaj robi się sztangi i tu mieści się siedziba Galerii Sław Podnoszenia Ciężarów USA. Ludzie, którzy rodzą się w Yorku, zazwyczaj tutaj też umierają.

Moja historia jest koszmarna. Ale może pomoże zrozumieć moje życie tym, którzy nadal mają mnie za lolitkę,
co chciała zrobić karierę przez pójście do łóżka ze znanym reżyserem

W mieście, gdzie standardy życia rodzinnego wyznaczali Ozzie i Harriet, my byliśmy outsiderami. Tato, który adoptował mnie, gdy miałam trzy lata, przez dwanaście lat zajmował się prawem stanowym, a później został cenionym adwokatem specjalizującym

się w sprawach karnych. Był jedenaście lat starszy od mojej mamy, która była jego trzecią żoną. Miał metr osiemdziesiąt pięć, nosił brodę i muszkę, a do tego dżinsy i pleciony pasek. Zimą ubierał się w czarną pelerynę i miał radykalną fryzurę - to znaczy włosy opadały mu na kołnierzyk. Był zamożnym intelektualistą, ale nie chciał się przeprowadzić do lepszej części miasta. Dlatego razem z mamą i siostrą mieszkałyśmy w wielkim szeregowym domu jak z "Pełnej chaty", mieszczącym się w środku dzielnicy robotniczej. Tata miał bardzo postępowe poglądy w kwestiach rasowych, jednak nasze miasto było głęboko podzielone: biali i czarni mieszkali po przeciwnych stronach, a ludzie - ze strachu przed pobiciem - bali się przejść kilka przecznic w niewłaściwym kierunku. Poglądy ojca sprawiały, że był traktowany z rezerwą. Poza tym porzucił żonę i troje dzieci, żeby poślubić aktorkę - moją matkę. To też czyniło go podejrzanym.

Ale kto mógłby się oprzeć mojej matce? Wyglądała jak blondynka z filmów Hitchcocka i miała temperament sprzedawcy samochodów. Do pewnego stopnia zresztą nim była: oprócz tego, że zarabiała, występując w filmach reklamowych różnych fabryk (jak ona umiała sprzedawać linoleum!), była też dziewczyną Chevroleta Ourisman* w Maryland i z zawadiackim uśmiechem namawiała: "Zabaw się w salonie Chevroleta Ourisman". Należała do lokalnych celebrytek: w salonie sprzedawano plakaty z jej zdjęciem (niedawno dostała od kogoś list z dołączoną fotografią - "to mój dawny pokój w akademiku" - na ścianie wisiały plakaty z nią i Farrah Fawcett). Jej sława dotarła nawet do Waszyngtonu. Mandell "Mandy" Ourisman, właściciel ogromnej sieci salonów (który zapewne wspierał republikanów wielkimi sumami), został kiedyś zaproszony na przyjęcie do Białego Domu. Podobno podczas powitania prezydent Nixon powiedział do niego: "Ta dziewczyna z twoich reklam jest świetna. Chciałbym ją kiedyś poznać".

We wszystkich moich wspomnieniach z wczesnego dzieciństwa mama albo nakłada makijaż, albo mówi, żebym poszła się pobawić. Doskonale wiedziała, że wygląd jest jej największym atutem. Nie jestem pewna, czy była odważna, czy lekkomyślna, a może i jedno, i drugie, ale zawsze śmiało szła naprzód. Po rozwodzie z pierwszym mężem dołączyła do objazdowego rodeo, bo poznała chłopaka, który był tam kowbojem. Nie jeździła dobrze konno, ale wyglądała olśniewająco w siodle, więc doszła do wniosku, że nauczy się kilku sztuczek. Była to lepsza robota niż sprzedawanie damskiego obuwia, czym zajmowała się wcześniej.
Jeśli chodzi o mężczyzn, mama nie umiała się nigdy na żadnym dłużej skoncentrować. Pierwszy raz wyszła za mąż za chłopaka z sąsiedztwa, gdy miała siedemnaście lat i była w czwartym miesiącu ciąży z moją siostrą Kim. Mieli jeszcze jedno dziecko, które umarło nagle w wieku pięciu miesięcy. Wkrótce potem się rozwiedli. Sześć lat później wyszła za mąż po raz drugi za Roberta Nye'a i urodziłam się ja. Rozwiodła się z nim, gdy miałam trzy lata, i poślubiła Jacka Gaileya, który dla mnie od zawsze był tatą. Czasem bywał arogancki i wyniosły - doskonale zdawał sobie sprawę, że jest inteligentniejszy niż większość otaczających go osób - ale ja go uwielbiałam, a on miał bzika na moim punkcie. Właśnie dlatego, gdy byłam już starsza, nie starałam się odszukać mojego biologicznego ojca. Wydawało mi się to niestosowne wobec człowieka, który mnie wychował - a biorąc pod uwagę, że Jack miał ogromną potrzebę kontroli, jestem przekonana, że nie pozwoliłby mi go szukać.
Wkrótce po tym, jak się poznali, mama i tata zostali obsadzeni razem w lokalnej produkcji teatralnej: on był Cezarem, a ona Kleopatrą. Moja mama była romantyczką. Być może uznała, że jej i tacie należy się lepsze zakończenie niż postaciom ze sztuki Shawa. Nawet jako dziecko doskonale zdawałam sobie sprawę, że mama chce w życiu o wiele więcej, niż być dziewczyną Chevroleta Ourisman. Miała zamiar wyrwać się z Yorku. Pytanie tylko - kiedy. I z kim… Bo mój tata nie miał zamiaru opuszczać rodzinnego miasta.

Miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo, choć życie w Yorku miało także cienie. Wiedzieliśmy, że trzeba wracać do domu, gdy zapalają się latarnie, ale poza tym nikt nas nie kontrolował. Gdy tylko w pobliżu nie było nauczycieli, kłótnie w szkole kończyły się bójkami - nieważne, czy chodziło o chłopców, czy o dziewczynki. Nie istniała kategoria "dogadywania się" i "uspokajania". Natomiast w naszym ogromnym domu rodzinnym byłyśmy z siostrą zasadniczo zdane na siebie. Ponieważ ojciec prowadził dwie praktyki adwokackie, a mama wieczorami chodziła do teatru, często zajmowała się nami babcia, mama mojej mamy. Bardzo ją kochałyśmy, ale była chora psychicznie. Coś jej się przydarzyło, gdy moja mama miała piętnaście lat - lekarze orzekli, że to mieszanka depresji maniakalnej i schizofrenii. Wszystko było w porządku, o ile brała leki. Gdy przestawała, lądowała w szpitalu. Nikt nie zdradzał nam szczegółów, ale pamiętam, że kiedyś wyrzuciła rzeczy mojego taty, a innym razem wydawało się jej, że od przewodów elektrycznych bolą ją zęby, więc poszła do piwnicy i wyrwała ze ściany kable. Innym razem była przekonana, że przewody wysyłają jej pogróżki, więc wezwała FBI. Kochałyśmy babcię, ale nie była zbyt zrównoważona.

Byłam inteligentnym i niezależnym dzieciakiem, lepiej niż moi rówieśnicy zdawałam sobie sprawę z tego, co dzieje się na świecie, i bardzo chciałam się uczyć. Gdy miałam trzy lata, siostra zrobiła mi zdjęcie, jak trzymam transparent z napisem CHCĘ IŚĆ DO SZKOŁY - chwilę wcześniej rozpłakałam się, że nie umiem jeszcze czytać. Przedszkole mnie ominęło, a gdy w końcu poszłam do szkoły, bez trudu zdobywałam dobre oceny. Ale wciąż nie byłam zadowolona. W robotniczym mieście bycie inteligentnym dzieckiem - a zwłaszcza inteligentną dziewczynką - nie było dobrze postrzegane. Choć w późniejszych latach może aż za bardzo starałam się przypodobać ludziom, z początku niezbyt dobrze radziłam sobie z byciem posłuszną i z przestrzeganiem zasad - a na tym wszak polega szkoła. Wciąż udawałam, że boli mnie brzuch - a często naprawdę mnie bolał - jeśli dodać do tego luźne podejście mojej matki do wychowania dzieci, łatwo się domyślić, że miałam wiele nieobecności. Nigdy zresztą nie uważałam siebie za dziecko - i moja rodzina też nie. Nie tolerowałam takiego traktowania. Już jako mała dziewczynka byłam mocno wyczulona na wszelkie przejawy absurdu. Gdy miałam cztery lata, nauczycielka z zerówki powiedziała mojej mamie, że chyba mam problemy emocjonalne, bo lubię rysować czarną kredką. To mi wystarczyło. Zaczęłam rysować jeszcze mroczniej.
Byłam chłopczycą i podzielałam chłopięce pasje: czytałam komiksy o Spidermanie, oglądałam "Star Treka", skakałam po dachach garaży. Brakowało mi cierpliwości dla dziewczynek i ich zabaw w gotowanie (nie miałam natomiast żadnych wątpliwości w kwestiach uczuciowych: mężczyzną mojego życia był Donny Osmond, godzinami wpatrywałam się w jego plakat, który wisiał na ścianie w moim pokoju, przekonana, że Donny wodzi za mną wzrokiem).
Wiele dziewczynek marzy o karierze aktorki. We wczesnym dzieciństwie nie podzielałam tego marzenia - moja matka robiła to za mnie. Nie próbowała jednak przebierać mnie z ogrodniczek i adidasów w ciuszki z falbankami. Nie było to zresztą konieczne,
skoro wyglądałam jak chłopczyca Tatum O'Neal , wielka dziecięca gwiazda tamtych czasów. Mama ciągle robiła nam zdjęcia. Gdy moja siostra Kim miała siedemnaście lat, próbowała znaleźć jej agenta, a mnie załatwiła pierwszą pracę modelki - mając dziesięć lat, zagrałam w reklamie wycieraczek ze sztucznej trawy.

Ten rok pamiętam z jeszcze jednego powodu. Pewnego dnia bawiłam się z moją przyjaciółką Ann w uliczce na tyłach domu. Nagle podjechał samochód, wysiadł z niego mężczyzna, który powiedział, że jest policjantem, i kazał nam wsiadać do auta. Nie przekonało mnie to. Czemu nie miał munduru? Po co miałybyśmy z nim jechać? Ale moja przyjaciółka nie miała w zwyczaju kwestionować autorytetu dorosłych. Kazałam jej pójść ze mną. Odmówiła. Byłam za niska, żeby otworzyć zasuwkę w tylnej furtce na podwórko, więc kazałam jej zostać na miejscu i poszłam otworzyć frontową bramę. Czemu nie zmusiłam jej, żeby poszła ze mną? Czemu sama tego nie zrobiła? Nie wiem.

Gdy wróciłam, już jej nie było. Mężczyzna złapał ją, wsadził do samochodu, zabrał do lasu i zgwałcił. A potem zostawił ją tam, nagą i drżącą. Udało jej się dostać do jakiegoś domu, a mieszkańcy ubrali ją i wezwali policję. To wszystko wydarzyło się dosyć szybko i wróciła do domu jeszcze tego samego dnia. Ale to właśnie wtedy dostałam ostrzeżenie: o takich sprawach nie należy rozmawiać, wspominać o nich w szkole, dawać komukolwiek znać… Chodziło jednak o moją przyjaciółkę, więc nie potrafiłam powstrzymać się od pytań. Powiedziała, że ją skrzywdził i że krwawiła. I tyle. Więcej o tym nie rozmawiałyśmy, a niedługo potem wyprowadziła się do Nowego Jorku i nigdy już jej nie widziałam.

Dlaczego nie byłam bardziej wstrząśnięta tym, co się stało? Myślę, że gdy mieszka się w takim mieście jak York, człowiek musi pogodzić się z faktem, że złe rzeczy się zdarzają i trzeba sobie z nimi jakoś radzić. Pamiętam, jak kiedyś usłyszałam, że ktoś okradł samochód cioci Jane. Pamiętam, jak mama opowiadała, że została napadnięta w Nowym Jorku: nóż przy szyi, bandyta krzyczący jej do ucha: "Zamknij się albo potnę ci twarz!" (nigdy go nie złapali, a parę tygodni później w tej samej okolicy ktoś poderżnął gardło stewardessie). Jedna z moich koleżanek została poczęta w wyniku gwałtu. Inną zgwałcił znajomy jakieś pół roku po tym, co przydarzyło się Ann.

Gdy więc później pytano mnie, co to jest według mnie gwałt - a pytano mnie o to wielokrotnie - mówiłam: to uprowadzenie przez nieznajomego. Zaciągnięcie do lasu, do ciemnej uliczki. Szybkie, brutalne i anonimowe. W mojej definicji nie było miejsca na uwodzenie i delikatność, a nawet na łagodny przymus (...).

Samantha Geimer, "Dziewczynka. Życie w cieniu Romana Polańskiego", Pascal, Bielsko-Biała 2013, cena 39,90 zł

Skróty od redakcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl