Wspominamy Krzysztofa Kiersznowskiego. Archiwalny wywiad z aktorem. "Mama chciała żebym został aktorem, a ja się jąkałem"

Anna Gronczewska
Archiwalny wywiad z aktorem.
Archiwalny wywiad z aktorem. Szymon Starnawski
Krzysztof Kiersznowski zmarł 24 października, miesiąc przed 71. urodzinami. Przegrał walkę z nowotworem. Od niedzieli wspominają go fani i bliscy. Zobacz archiwalny wywiad Krzysztofa Kiersznowskiego.

Co pana sprowadza do Łodzi?
Przygotowuje tu spektakl satyryczny „Okolice Europy”. Biorę w nim udział ja i dwóch moich młodszych kolegów z łódzkiego Teatru Nowego. Bardzo fajny tekst napisał Radosław Hendel. Jesteśmy w trakcie przygotowań. 27 października mamy premierę w klubie „Wytwórnia”.

O czym jest ten spektakl?
Opowiada o różnych przypadkach ludzi, którzy bardziej uważają się za Europejczyków, niż nimi są.

Po latach powrócił pan do miejsca, gdzie pan kiedyś studiował?
No tak. Cztery lata studiowałem w Łodzi. Po ukończeniu szkoły przyjeżdżałem tu kręcić filmy. Tak było w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Potem miałem przerwę. Na początku lat dziewięćdziesiątych mieszkałem z rodziną w Irlandii. Po powrocie do kraju nakręciłem w Łodzi teledysk Budki Suflera. W wytwórni filmowej. Teraz powracam w to miejsce. Tam mieści się bowiem klub „Wytwórnia”, gdzie odbędzie się premiera spektaklu. Ja zawsze miałem sentyment do Łodzi.

Dlaczego?
Prosto z wojska trafiłem do szkoły filmowej, a więc nie byle jakiej uczelni. Pierwszy raz w swoim życiu znalazłem się w obcym mieście. Wychowałem się w Warszawie. A tu musiałem się wszystkiego na nowo uczyć. Poznawać adresy, linie autobusowe, tramwajowe. Mogę śmiało powiedzieć, że po Warszawie, Łódź to drugie miasto z którym czuje się najmocniej związany.

Podobno debiutował pan na dużym ekranie u Andrzeja Wajdy...
Debiut to za duże słowo. Kiedy byłem na drugim czy trzecim roku szkoły filmowej, Wajda kręcił „Człowieka z marmuru”. Przyjechała do nas ekipa i urządziła „łapankę” na studentów. Znalazłem się w wybranej grupie i spędziłem dwa - trzy dni na planie „Człowieka z marmuru”. O graniu nie mogło być mowy, zostałem statystą, ale mogę powiedzieć, że wtedy zaliczyłem filmowy debiut. Pojawiłem się również u Krzysztofa Zanussiego. Ale było to już kompletne statystowanie. Działo się to jeszcze przed studiami w szkole filmowej.

W szkole filmowej zaczął pan studiować dosyć późno, dopiero po zakończeniu służby wojskowej...

Tak i był to ostatni moment, by dostał się do tej szkoły. Na wydział aktorski mężczyzn przyjmowano tylko do 23 roku życia.

Aktorstwo zawsze było pana marzeniem?

Aktorką chciała być moja mama. Marzyła o tym całe życie .Jako mała dziewczynka zbierała autografy, fotografie grających w Wilnie aktorów. Potem sama chciała występować na scenie. Nigdy tych marzeń nie spełniła. Przeszkodziła w tym wojna. Mama wychowywała się w Wilnie, tam walczyła w partyzantce. Potem przebywała w Rosji, wróciła do Polski. Urodziła dziecko. Nie miała więc możliwości, by zostać aktorką.

Pan pewnie ku radości mamy spełnił te marzenia?
Z jednej strony się cieszyła, ale z drugiej strony martwiła, że tak wolno to idzie. Generalnie była zadowolona.

Został pan aktorem, mimo że w dzieciństwie się jąkał. Wybrał pan ten zawód na przekór otoczeniu, które śmiało się z pana jąkania?

Rzeczywiście niektórzy śmiali się, gdy słyszeli że chce zostać aktorem, bo się jąkałem. Jednak dobrzy ludzie pomogli zwalczyć mi tę wadę. Znajomy mamy skierował mnie do specjalisty. Specjalista zbadał, wydał opinie i odpowiednie zalecenia. Zalecenia poskutkowały. Po pół roku ćwiczeń doszedłem do takiego stadium, że bardzo mało się jąkałem. Potem jeszcze mniej, w końcu wygrałem z ta wadą.

Czuł pan wielką satysfakcję?

Na pewno. Tym bardziej, że ćwiczenia były bardzo mozolne. Jedno z nich polegało na tym, by nie kupić biletu w kiosku dopóki nie wypowie się bez jąkania pełnego zdania: Dzień dobry, poproszę bilet na tramwaj. Tylko trzeba było iść w wybranym kierunku, tak długo aż wypowiem to poprawnie. Pamiętam, jechałem od dziadków, z drugiego końca Warszawy do domu. Przeszedłem pół miasta, w strasznej ulewie. Aż w końcu poprosiłem o bilet bez zająknięcia. To był taki przełomowy moment.

Czy to prawda, że do wojska poszedł pan na ochotnika?

Tak, bo nie układały mi się pewne sprawy. Bałem się, że nie zdam matury. Można więc powiedzieć, że do wojska poszedłem ze strachu. Byłem w nim dwa lata. I nie żałuję, przeżyłem.

Dziś jest pan kojarzony z charakterystycznymi rolami, ale grywał też amantów. Jak choćby w filmie „Wakacje z madonną”?

To jedna z nielicznych ról. Zagrałem ją ze dwa, trzy lata po stanie wojennym. Ciekawostką jest to, że scenariusz tego filmu napisała moja obecna producentka telenoweli „Barwy szczęścia”, Ilona Łepkowska. To była chyba jedyna, poważna główna rola, którą zagrałem. Ten film bardzo miło wspominam. Zdjęcia kręciliśmy w Starym Sączu, scenariusz był oparty na faktach.

Nie denerwuje się pan, gdy mówi się, że jest pan mistrzem drugiego planu?
Pewnie, że chciałoby się być mistrzem pierwszego planu, ale nie dla wszystkich jest miejsce. A poza tym trzeba się cieszyć z tego, że w ogóle człowiek ma zajęcie. Jest przecież tylu aktorów. Gdy zaczynałem pracę w tym zawodzie, w latach siedemdziesiątych, było nas z 4 tysiące. Myślę, że teraz jest ich ze dwa razy więcej. A nie robi się tak wielu filmów. Jest około 50 seriali telewizyjnych, ale i tak nie dla wszystkich starczy tam miejsca. Dlatego jest wielu bezrobotnych aktorów. Muszę się tylko cieszyć z tego, że mam zajęcie.

Pana role drugoplanowe są doceniane. Za tą w „Statystach” dostał pan Złotego Lwa za najlepszą rolę drugoplanową na festiwalu w Gdyni, do nagrody był też nominowały za film „Cześć Tereska”...
Bogu dziękować, że to tak wychodzi. W przypadku tych dwóch filmów bardzo dobre były scenariusze, z reżyserami miałem fajny kontakt. Cieszę się z tego. Bo to już lepiej brzmi, że gra się w drugim planie, a jest się jednym z lepszych.

Wiele osób pamięta pana z filmu „Vabank”. Czy to prawda, że po roli Nuty przestał pan dostawać nowe propozycje?
Tak, ale często tak bywa. Człowiek coś zagra dobrze w dobrym lub bardzo dobrym filmie, a potem nie jest nikomu potrzebny. Cieszę się, że po tylu latach ludzie kojarzą mnie dalej z „Vabankiem”. Przecież robiliśmy go tyle lat temu, jeszcze w czasach „Solidarności”, w 1981 roku.

Dobrze też pamiętają Wąskiego z „Killera”?
Tak. Nie za bardzo lubię te rolę, ale po jej zagraniu odzew ze strony publiczności był największy.

Nie zawsze podobno miły..
Raz znalazłem się w takiej sytuacji, że chciano mnie wyrzuć z pociągu, bo nie chciałem się napić z niektórymi pasażerami piwa. Ale w pobliżu było dwóch - trzech żołnierzy na przepustce. Pomogli i z pociągu mnie nie wyrzucono. Znam przypadek jednego z moich kolegów, którego pobili bandyci, tak dla przyjemności. W filmie grał ochroniarza więc chcieli mu pokazać co to znaczy być prawdziwym ochroniarzem. Ale bywają też sytuacje kiedy ta popularność pomaga. Niedawno miałem do załatwienia przykrą sprawę w urzędzie. Musiałbym na jej załatwienie bardzo długo czekać, ale pani urzędniczka mi pomogła.

Czasem policjanci spojrzą przychylnym okiem?
Już coraz rzadziej, staram się jeździć ostrożnie.

Teraz gra pan Stefana Górkę, jednego z głównych bohaterów „Barw szczęścia”. To pierwsza taka pozytywna rola w pana biografii?
W tych dziesiątkach epizodów grałem różnych cwaniaczków, ludzi „niedorobionych”, pijaczków, lumpów, bandytów. A tu, pierwszy raz w życiu, zagrałem bardzo poważnego, normalnego, mam nadzieje lubianego faceta. I to już od pięciu lat!

Jakie losy czekają pana bohatera?

Tak to jest w telenowelach, że my nie wiemy co się wydarzy za pół roku. To wiedzą tylko scenarzyści, którzy układają losy bohaterów na dłuższej przestrzeni. Na razie Stefan Górka weźmie ślub, o czym będzie głośno w kolejnych odcinkach. Ale szykują się też w jego życiu bardzo poważne kłopoty. Widzowie będą mieli o czym myśleć i za kogo trzymać kciuki.

Szykują się jakieś nowe role filmowe?
Niewykluczone, że wiosną. Teraz jestem skupiony na łódzkiej premierze „Okolic Europy”. Mam nadzieje, że spotka się życzliwym przyjęciem i z czasem obejrzą ją widzowie w całym kraju.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wspominamy Krzysztofa Kiersznowskiego. Archiwalny wywiad z aktorem. "Mama chciała żebym został aktorem, a ja się jąkałem" - Dziennik Łódzki

Wróć na i.pl Portal i.pl