Wrocławska posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk na prezydenta? Nie mówi nie

Andrzej Zwoliński
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk Pawe£ Relikowski / Polskapress
Chce walczyć o prawa kobiet, a nie tylko o tym mówić. Nie wybiera się na spotkanie opłatkowe i woli końcówki żeńskie od męskich. Posłanka Lewicy z Wrocławia Agnieszka Dziemianowicz-Bąk wzywa do podniesienia prezydentury z gruzów. Czy sama powalczy o Pałac Prezydencki? Pyta ją o to nasz dziennikarz Andrzej Zwoliński.

- Po latach rządów Andrzeja Dudy musimy podnieść prezydenturę z gruzów – mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka z Wrocławia. Od niedawna właśnie ją wskazuje się, jako bardzo prawdopodobną kandydatkę lewicowej koalicji w wyborach prezydenckich. Nazwisko Roberta Biedronia już praktycznie nie pada, a o Adrianie Zandbergu mówi się, że jego czas jeszcze nie nadszedł. Za to coraz częściej słychać głosy, że lewica powinna postawić w tych wyborach na kobietę. Wrocławska posłanka nie odpowiada wprost, czy wystartuje, ale jednocześnie chętnie mówi o swojej wizji prezydentury.

Pani poseł poseł, posłanko, a być może kandydatko na prezydentkę? Zanim zapytam o decyzję w sprawie startu w wyborach prezydenckich, wyjaśnijmy, jakie końcówki Pani preferuje, męskie czy żeńskie?

Dziś proszę mi mówić posłanko. Jeżeli pyta Pan o plany Lewicy na wybory prezydenckie, to te z radością i dumą ujawnimy jeżeli nie do końca grudnia, to na pewno na początku stycznia.

Na pewno jest Pani wymieniana, jako jedna z kandydatek na kandydatkę Lewicy w wyścigu po prezydenturę. Ktoś z kierownictwa waszej koalicji coś już Pani proponował? Rozmawiano z Panią o tym?

Rozważamy różne nazwiska zarówno mężczyzn jak i kobiet. To cieszy mnie najbardziej, że po udanej kampanii parlamentarnej, ale jednak opartej na trzech silnych liderach Robercie Biedroniu, Włodzimierzu Czarzastym i Adrianie Zandbergu, Lewica poszerza swoją personalną ofertę także o nazwiska silnych kobiet.

Adrian Zandberg dzięki swoim wystąpieniom stał się naturalnym liderem Lewicy. To można powiedzieć gotowy kandydat na kandydata. Może warto to wykorzystać?

Mam jednak nadzieję, że ostateczna decyzja przesądzi o wystawieniu kobiecej kandydatury, co oczywiście nie znaczy, ze mam cokolwiek do zarzucenia mężczyznom.

Czy jedynie atut kobiecości, jako przeważający przy wyborze kandydatki, to jednak nie za mało by wystawić kogoś w tym wyścigu?

Myślę, że bycie mężczyzną to również za mało by startować w wyborach. Oczywiście, ze sama płeć nie predestynuje do tego by ubiegać się o jakiekolwiek funkcje. Cały wic polega na tym, że Lewica oprócz silnych i kompetentnych mężczyzn ma w swoich szeregach także silne i kompetentne kobiety. W przeciwieństwie do polityczek innych ugrupowań – na przykład Małgorzaty Kidawy Błońskiej – nie tylko tę swoją kobiecość podkreślamy, ale też mamy siłę by walczyć o prawa kobiet, na przykład nasze prawa jako matek. Niezależnie, która z nas wystartuje w wyborach prezydenckich, cieszę się, że przy okazji udało nam się wprowadzić do debaty publicznej szereg młodych, ale też bardziej doświadczonych kobiet z Lewicy i to nie tylko z naszego klubu. Tym dowodzimy, że polityka może opierać się na kobietach, że kobiety mogą być równorzędnymi partnerkami w dialogu publicznym.

Wspomniała Pani o marszałek Kidawie-Błońskiej, która być może będzie kandydatką Platformy Obywatelskiej w tych wyborach. Jak ją Pani ocenia?

Małgorzata Kidawa-Błońska dość dobrze reprezentuje linię Platformy Obywatelskiej jednak to co dla mnie zastanawiające i niepokojące to to, dlaczego Grzegorz Schetyna zdecydował się na prawybory tylko w PO, a nie w Koalicji Obywatelskiej. On najwyraźniej uznał, że może narzucić swoim koalicjantom taki wybór. Dochodzą do nas sygnały, że przedstawicielki koalicjantów czyli Inicjatywy Polskiej czy Nowoczesnej, nie do końca są zadowolone z wystawionych kandydatów, zarówno Małgorzaty Kidawy-Błońskiej jak i Jacka Jaśkowiaka. To nie wróży dobrze na przyszłość, a szczególnie jeżeli chodzi o sukces w wyborach prezydenckich.

Broni się Pani przed jednoznaczną deklaracją, ale takich otwartych spotkań jak dzisiejsze z wyborcami we Wrocławiu nie urządza się bez przyczyny. Taką przyczyną może być początek kampanii wyborczej.

To jest pierwsze otwarte spotkanie i z całą pewnością nie ostatnie z wyborcami z naszego regionu. Chcę by wyborcy poznali mnie jeszcze lepiej. Przypomnę, ze wybrano mnie do sejmu z ostatniego miejsca listy Lewicy we Wrocławiu. Tę oddolność chciałabym pielęgnować. Byłam kandydatką bezpartyjną, popieraną przez ruchy kobiece i miejskie. Chce utrzymać łączność parlamentu z ulicą i z tymi ruchami. Przed nami kolejne tego typu spotkania i zapewniam, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Chciałabym żeby inni posłowie i posłanki częściej spotykali się w podobny sposób ze swoimi wyborcami, a nie tylko podczas dyżurów poselskich.

Jakie ma Pani wyobrażenie prezydentury? Niezależnie od ewentualnego startu w wyborach na pewno ma Pani jakąś wizję pełnienia tego urzędu.

Jesteśmy po blisko pięciu latach prezydentury Andrzeja Dudy, podczas której – w mojej ocenie – pałac prezydencki legł w gruzach. Ta zależność prezydenta od partii rządzącej, która ostatnio była jaskrawo widoczna w trakcie zaprzysiężenia Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza na sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ewidentnie wstydząc się, ze musi to zrobić. Nawet Polki i Polacy, którzy popierają Prawo i Sprawiedliwość nie czują rangi tego urzędu i musimy ją odbudować. Pałac prezydencki musi zostać - w symbolicznym sensie – odbudowany przez nową prezydentkę czy prezydenta. Chciałabym, żeby ta prezydentura była prezydenturą aktywną. Nie może to być prezydentura o której mówił też kiedyś Donald Tusk – czyli pełnienie roli strażnika żyrandola. Prezydent ma inicjatywę ustawodawczą, referendalną, reprezentuje kraj na arenie międzynarodowej jest też zwierzchnikiem armii. Oprócz obsadzania kluczowych stanowisk, może kreować rzeczywistość polityczną. To, czego szczególnie zabrakło w prezydenturze Andrzeja Dudy, to bycie strażnikiem konstytucji i bezpiecznikiem patrzącym na ręce rządzących, niezależnie od tego, jaką opcję reprezentują. Prezydent powinien pilnować, aby parlamentarna większość nie nadużywała władzy.

W kampanii wyborczej do parlamentu skupiała się pani głównie na kwestiach związanych z edukacją, na prawach kobiet, ale też na stosunkach państwo-kościół. Coś się zmieniło?

To cały czas moje główne sfery zainteresowania. Jestem członkinią sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, cały czas pozostaje w kontakcie z nauczycielami. Trzymam rękę na pulsie jeżeli chodzi o system oświaty. Moje przekonania na temat praw kobiet czy stosunków państwo-kościół tez się nie zmieniły. W najbliższych dniach dam temu wyraz nie uczestnicząc w spotkaniu opłatkowym organizowanym w czasie prac sejmu. To miejsce stanowienia prawa, miejsce pracy posłanek i posłów. Oczywiście nie wzbraniam nikomu składać sobie życzeń świątecznych, nie mniej uważam, że te sfery powinny być wyraźnie oddzielone.

To kiedy dowiemy się, kogo wystawicie w wyborach prezydenckich?

Być może będzie to prezent pod choinkę, czyli jeszcze przed świętami. Nie chcę jednak podawać konkretnej daty. Nie ma pośpiechu, najważniejsze żeby była to przemyślana decyzja.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wrocławska posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk na prezydenta? Nie mówi nie - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl