Od kiedy studiuję na wydziale Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Wrocławskim zapisy na przedmioty opcyjne wyglądają tak samo. Tłum ludzi, zaopatrzonych w termosy, kanapki i coś do poczytania, ciśnie się w wąskim w korytarzu. Co chwilę słychać ironiczne komentarze dotyczące "zaawansowanej informatyzacji" oraz wspaniałej organizacji uczelni. Każdy krytykuje, ale posłusznie stawia się w kolejce, czasem nawet na 3 godziny przed rozpoczęciem zapisów.
- Robię tak, od kiedy zaczęłam tu studiować - powiedziała mi jedna ze studentek, która koło mnie stała w kolejce. - Jak przyjdę na 3 godziny przed zapisami, to mam gwarancje, że dostanę się na przedmiot, na który chcę chodzić - dodaje. Taką motywację ma większość studentów, choć wielu nie kryje oburzenia całą sytuacją.
- Na całym świecie zapisy na przedmioty odbywają się drogą internetową - opowiada o swoich odczuciach kolejny oczekujący student. - Tylko u nas zawsze muszą być problemy i kolejki. Jak zwykle nic się nie da zrobić - a to serwer się zawiesi, a to oprogramowanie nie takie. Trzeba się wziąć do roboty i zrobić wszystko porządnie, to będzie działać. Na europejskich i amerykańskich uniwersytetach nie ma takich cyrków. Te dzisiejsze zapisy są rodem z PRL'u, jak odstoisz swoje, to dostaniesz co chcesz. Takie traktowanie studentów pokazuje, że władze Instytutu nas nie szanują - zakończył swoja tyradę poirytowany kolega.
Koniec końców zapisy odbyły się w bardzo "nowoczesny" sposób. Pani z sekretariatu wpisywała dane chętnych na tradycyjne, czyli papierowe listy. Śmieszności całej sytuacji dodaje fakt, że Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej mieści się w tym samym budynku co Instytut Informatyki.